środa, 22 czerwca 2016

Plac Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu

Plac przed wejściem do sali koncertowej na Jordankach w Toruniu będzie nosił imię Grzegorza Ciechowskiego. Wszyscy toruńscy radni zaakceptowali ten pomysł. 

Plac, który otrzyma nazwę lidera Republiki położony jest przy Alei Solidarności przed siedzibą CKK Jordanki. Podjęta przez toruńskich radnych uchwała nie wpłynie na zmianę adresu sali koncertowej, a skutki finansowe związane z jej podjęciem ograniczą się do kosztów wykonania i usytuowania tabliczki z nazwą placu.

- Cieszę się, że Grzegorz zostanie upamiętniony w taki sposób. Miejsce w sąsiedztwie sali koncertowej jest niezwykle reprezentacyjne - mówi Anna Skrobiszewska, wdowa po Grzegorzu Ciechowskim. - Zarówno dla mnie, jak i dla niego to wielki zaszczyt. Był skromny i z niezwykłą pokorą podchodził do wszelkich wyróżnień. Zawsze były dla niego miłym zaskoczeniem. Nigdy nie wyobrażał sobie, że jakiś obiekt albo miejsce mogłoby zostać nazwane jego imieniem i nazwiskiem. To było dla niego zbyt abstrakcyjne.



Grzegorz Ciechowski był muzykiem, kompozytorem, poetą, autorem tekstów i producentem. W Toruniu nie tylko studiował polonistykę na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, ale również założył Republikę. Zespół wydał siedem studyjnych albumów. Takie kompozycje jak "Biała flaga", "Sexy doll", "Telefony" na trwale zapisały się w historii rocka. Prace nad kolejną płytą przerywała nagła śmierć lidera 22 grudnia 2001 roku.

niedziela, 5 czerwca 2016

8 lat HRPP Records

Do tej pory w katalogu toruńskiej wytwórni HRPP Records jest już 36 tytułów. W tym roku dołączą kolejne. 

Na pierwszy ogień idzie toruńska formacja Half Light ze swoim najnowszym albumem „Elektrowstrząsy”. Zespół kilka lat temu postanowił poszukać dla siebie miejsca na elektronicznej scenie, ale w wersji pop. Dwie pierwsze autorskie płyty dostrzeżono nie tylko w Polsce, ale również na portalach muzycznych na Węgrzech, we Włoszech, i w Stanach Zjednoczonych. Z czasem zespół zrezygnował z pierwotnego zamysłu, aby śpiewać tylko po angielsku, co zaowocowało wydaniem dwa lata temu albumu „Półmrok”. Warto wspomnieć, że to właśnie Half Light nagrał „Nowe orientacje”, elektroniczną wersję klasycznego albumu Republiki. 

Mark Olbrich z albumem „Live at Pamela Blues”, który został uznany Bluesową Płytą Roku 2014. Fot. Wojtek Zilmann.

Kolejną płytą będzie „Bida z nędzą”, która ma podsumować dotychczasowe dokonania rockowej grupy Revolucja. Założycielem zespołu jest Jacek Dewódzki, który w latach 1994-2001 śpiewał w Dżemie. Do tej pory jego zespół na swoim koncie ma trzy albumy. Na najnowszym, który ukaże się w lipcu, znajdą się cztery premierowe kompozycje oraz sześć zremasterowanych przebojów grupy z dwóch ostatnich albumów studyjnych.

„From The Book Of Shadows” - kolejny album sygnowany logo HRPP Records – to projekt zrealizowany na pamiątkę 20. rocznicy wydania „Book Of Shadows” Zakka Wylde`a. Inicjatorem tego przedsięwzięcia jest gitarzysta Bartosz „Bratek” Wójcik. Do wspólnych nagrań zaprosił m.in. Gienka Loskę, Jacka Krzaklewskiego z Perfectu, Marka Radulego i Mietka Jureckiego (obaj grali jeszcze kilka lat temu w Budce Suflera) oraz Gabriela Fleszara. 

To nie koniec wydawniczych planów toruńskiej wytwórni. W katalogu HRPP Records ponownie zagości Mark Olbrich Blues Eternity. Poprzedni koncertowy album zespołu pt. „Live at Pamela Blues” zdobył uznanie internautów i zyskał laury Bluesowej Płyty Roku 2014. Mark Olbrich ponownie zaprosił na scenę pubu toruńskich i londyńskich muzyków, m.in. Jimmy'ego Thomasa, Eddiego Angela, Igora Nowickiego, Asię Czajkowską-Zoń i Lauriego Garmana. „Toruń Rocks The Blues (HRPP Live Sessions Vol 1)” już wkrótce w sklepach. 

Miłośników lokalnego rocka ucieszy z pewnością informacja, że możemy spodziewać się również składanki koncertowej, prezentującej potencjał toruńskich zespołów. Na „Toruń Ro(c)kuje, Live” wśród wykonawców nie zabraknie Manchesteru, MGM, Dopaminy, Saturday Night Special, Absurdu oraz Zagadki. Autorem kompilacji będzie Mariusz Składanowski. Więcej informacji niebawem. 

piątek, 3 czerwca 2016

Męskie Granie 2016 - Toruń na fali

W ramach tegorocznej odsłony wielkiego ogólnopolskiego muzycznego wydarzenia "Męskie Granie 2016" usłyszymy muzyków związanych z Toruniem. Wśród nich Tomasz Organek oraz Steve Nash.

„Męskie Granie” to zainicjowany w 2010 roku projekt, któremu patronuje jedna z popularnych marek piwa. Jego  artystycznym celem jest prezentacja czołowych polskich wykonawców oraz zachęcenie ich do wspólnych muzycznych eksperymentów na scenie. Podobnie jak w latach ubiegłych „Męskie Grania” zagości podczas wakacji z koncertami w kilku wybranych miastach. Choć nie pojawi się w Toruniu, to jednak torunianie będą mieli powody do dumy i radości.  

W miniony weekend ogłoszono wykonawców, którzy w tym roku wejdą w skład tzw. Orkiestry Męskiego Grania. To supergrupa złożona z popularnych artystów, która poza tym, że zawsze występuje razem w wielkim finale każdego koncertu, to jeszcze nagrywa wspólnie singiel, który co roku promuje całą muzyczną trasę. W tym roku w jej gronie znalazł się ponownie Tomasz  Organek, zdobywca Platynowej Płyty za album„Głupi” oraz Steve Nash, wielokrotny mistrz świata  DJ-ów i  pomysłodawca projektu Steve Nash & Turntable Orchestra. Obaj są muzycznym objawieniami ostatnich kilku lat. 

To nie koniec niespodzianek. W Orkiestrze Męskiego Grania zagrają także inni toruńscy muzycy: Adam Staszewski na basie i Robert Markiewicz na perkusji (sekcja rytmiczna Organka), a także Sławomir „Kosa” Kosiński na gitarze, który na co dzień gra z Urszulą. To razem z nimi wszystkimi zaśpiewa Dawid Podsiadło oraz O.S.T.R. Co im z tego grania wyjdzie będzie można usłyszeć już 14 czerwca, kiedy to zadebiutuje tegorocznych singiel pt. „Wataha”. Poza orkiestrą na  scenie będzie można usłyszeć także m.in. Raz Dwa Trzy z gościnnym udziałem Brodki, Leszka Możdżera oraz kolejnego toruńskiego muzyka - Mariusza Lubomskiego.


wtorek, 24 maja 2016

Oil Stains "Here Comes My Train"

Oil Stains "Here Comes My Train"
Rzadko zdarza się, że idąc się na koncert z myślą o wysłuchaniu występu gwiazdy, wraca się także pod wrażeniem zespołu, który go poprzedzał. Do sierpnia ubiegłego roku nigdy o Oil Stains nie słyszałem. I chyba nie byłem w tym osamotniony, bo pod sceną toruńskiego Hard Rock Pubu „Pamela” wszyscy z niecierpliwością oczekiwali goszczącego wówczas kolejny raz w Toruniu amerykańskiego trio Moreland & Arbuckle. A jednak koszaliński duet przykuł moją uwagę. Wychwycili go również - choć przy innej okazji - organizatorzy tegorocznego Przystanku Woodstock, którzy zaprosili go na scenę Lecha. 

Nie ma w tym graniu wielu nowatorskich rzeczy. To prawda. Oto dwóch muzyków - śpiewający i grający na perkusji Sebastian Strycharczuk oraz gitarzysta Maciej Sztyma - połączyło swoje siły, aby dać upust temu wszystkiemu, co ich w muzyce kręci. Bezpiecznie podążają wydeptaną ścieżką. Bluesowa maniera u wokalisty miesza się tutaj z gitarowymi pomysłami rodem z dawnych nagrań Black Keys. Z uwagi na skład trudno ich zresztą do Amerykanów nie porównywać. W graniu Oil Stains jest sporo rockowej nonszalancji i radości z wycinania wyrazistych riffów. Często zagranych z użyciem slide'u. 



Pulsujący „Hear Comes My Train” (najlepszy utwór na płycie) i „Me And My Car” sprawia, że trudno nie potupać do rytmu. Panowie potrafią też przycisnąć w nieco wolniejszych utworach („Leave My House”, „Oh Girl”). Do leniwie sączącego się z głośników „Girl With The Crown” powstał nawet teledysk, w którym można poznać uroki pole dance’u.  Fakt, że muzycy dobrze się w takim graniu czują bez ponoszenia strat wśród słuchaczy, jest niezwykle cenny. Głębsza analiza każdej z kompozycji nie ma sensu. Albo ktoś kupuje pomysł takiego duetu, albo nie. Ja kupiłem.

Oil Stains, Hear Comes My Train, Buli Records 2015. 

niedziela, 8 maja 2016

Łukasz Gorczyca "Gorczyca i przyjaciele"

Było tylko kwestią czasu, kiedy Łukasz Gorczyca, znany w Polsce z występów u boku takich sławnych artystów jak chociażby Jennifer Batten, nagra własną płytę z udziałem gości. I tak też się stało. 

Okładka "Gorczyca i przyjaciele"
O ile osobiście spodziewałem się znaleźć na niej rozimprowizowane wersje standardów, to spotkała mnie w tej kwestii miła niespodzianka. Oto utalentowany basista, który zazwyczaj grywał na drugim planie, zaprezentował siedem autorskich kompozycji, w których potwierdza, że potrafi odnaleźć się w każdym gatunku.  

Gdy w głośnikach zabrzmiała otwierająca album kompozycja „Happy mustard” musiałem sprawdzić, czy aby na pewno nie wrzuciłem do odtwarzacza którejś z płyt Krzysztofa Ścierańskiego. Po chwili gitara Krissy’ego Matthewsa w kojącym „Look at the east” przywodzi mi na myśl lekkie skojarzenie z... brzmieniem Joe Satrianiego. Po jazzie i bluesie, jest i czas na funky. W „Luxury hotel” z pewnością docenimy kunszt solówki Jennifer Batten.  Z kolei „Taniec mówek” płynie niczym u Pata Metheny’ego, aby za sprawą sola kolejnego z gości, Krzysztofa „Pumy” Piaseckiego, wyprowadzić utwór w bardziej rockowe rejony.  

Sporo gości, świetnie zagranych partii, ale w sumie mało rzeczy, które mogą nas zaskoczyć. Włączam kolejne numery i za każdy razem mam wrażenie, że gdzieś to już słyszałem; że wiem, co za chwilę będzie. A nawet gdy staram się o tym nie myśleć i rozluźniam się przy świetnie pulsującym „I still love you” (z saksofonami spod ręki Patsy Gamble), to zamykająca album „Samba na słowa” sprowadza mnie w finale płyty boleśnie na ziemię.


"Gorczyca i przyjaciele", HRPP Records 2015. 

czwartek, 28 kwietnia 2016

Co nowego w toruńskim rocku?

Butelka wciąż w formie. Jej lider, Grzegorz Kopcewicz, ponownie z wnikliwością społecznego terapeuty przygląda się temu, co dzieje się w Polsce. I przekuwa to na kolejne kompozycje. A skoro w szufladce z napisem „polska polityka” nie ma obecnie bardziej kontrowersyjnej postaci niż Jarosław Kaczyński, to właśnie liderowi PiS postanowił zadedykować swój premierowy utwór. Teledysk, który do niego powstał, od kilku dni jest już dostępny na YouTube. W refrenie jest krótko i dość dosadnie: „Panie Jarku, spadaj Pan...”.



- Temat jest niezwykle aktualny. Wyliczamy w nim wszystko, czym tytułowy Pan Jarek nam się naraził. Do tej pory graliśmy tę piosenkę na kilku koncertach. Odzew był taki, że ludzie stali jak sparaliżowani – opowiada Grzegorz Kopcewicz.
„Panie Jarku” jest singlową propozycją z nadchodzącego albumu pt. „Szpun’n’roll”. W sumie na płycie znajdzie się dziewięć lub dziesięć utworów, które powstały w ciągu ostatnich trzech lat. Heavy metal z mrugnięciem oka.

Rozwiązanie wielokrotnie nagradzanej grupy Moove, jednej z nadziei toruńskiego rock’n’rolla, zaowocowało powstaniem dwóch nowych zespołów. Gitarzysta Bart Kiciński stanął na czele formacji Kids, z którą na ostatnich Konfrontacjach Amatorskiej Twórczości Artystycznej Regionu zgarnął główne laury. Z kolei wokalista Michał Juszkiewicz powołał do życia w marcu tego roku Midnight Believer. Muzycy z obu grup - pomimo decyzji o wybraniu osobnych ścieżek muzycznej kariery - nie przestają hołdować klasycznej rockowej stylistyce.

Grupa Kids (Fot. Materiąły zespołu)

W Kids na uwagę ponownie zwraca gitara Kicińskiego, o którym już kiedyś pisaliśmy, że konstruowanie wpadających w ucho melodyjnych partii jest dla niego tak naturalne, jak picie porannej kawy. Do tej pory grupa pochwaliła się w sieci jedną kompozycją demo zatytułowaną „Same Old Place”. Nieco gorzej jest z angielskim wokalem, ale zobaczymy, jak to wypadnie w kolejnych utworach. Czekać na kolejne nagrania na pewno jednak warto.


Zespół Midnight Believer również opublikował za pośrednictwem internetu pierwszą prezentację swoich umiejętności. Ciekawostką jest, że poza mikrofonem Michał Juszkiewicz chwycił również za gitarę. W„Potokach” - jak pisze lider grupy na swoim Facebooku - śpiewa „o tym, że czasem lepiej jest pomilczeć”. To potencjalny kandydat na przebój, do którego, poza brakiem solówki, które dodawałaby piosence dodatkowego kopa, nie można się w zasadzie do niczego przyczepić.


Nowym utworem może pochwalić się również Zagadka, do której dołączył kilka miesięcy temu ze swoimi klawiszami Michał „Dyboś” Dybowski (wcześniej grał w Czaqu, Butelka, OK’laski). Muzycy weszli do studia, gdzie mieli zarejestrować własną wersję utworu Moskwy na kolejną część „Tribute to…” poświęconą temu zespołowi.. Uporali się jednak na tyle szybko, że z rozpędu nagrali jeszcze jeden własny utwór zatytułowany „Policja”. Tekst do utwory Marcin Pulkowski napisał 24 lata temu.



W ostatnim czasie w sieci zadebiutował także premierowy utwór „Mr. Sender, Miss Receiver” grupy Adrian Leverkuhn, który zwiastuje debiutancką EP-kę. Zespół penetruje szerokie ścieżki alternatywnego rocka. Jest jeszcze cała intrygująca płyta toruńskiej Jesieni zatytułowana „Jeleń”. Ale to już raczej historia na cały osobny artykuł.

piątek, 22 kwietnia 2016

Płyta "Dzień Białej Flagi 2016"

Na uczestników tegorocznego Dnia Białej Flagi, czyli ogólnopolskiego zlotu fanów Republiki i Grzegorza Ciechowskiego w „Od Nowie”, czeka płytowa niespodzianka. Podobnie jak przed rokiem dostaną bowiem do rąk album, na którym zebrano nagrania artystów, którzy zmierzyli się z kompozycjami autora "Białej flagi", inspirują się jego twórczością lub pojawili się z własnym repertuarem (albo pojawią w tym roku) na toruńskiej imprezie. Liczba sztuk tego wyjątkowego wydawnictwa jest ściśle limitowana. Można je zakupić razem z biletem lub osobno. 

Wśród utworów na "Dzień Białej Flagi 2016"są takie rarytasy jak „Falling down”, nieopublikowana nigdzie wcześniej angielska wersja „Powoli spadam” Mony Mur. Przypomnijmy, że Grzegorz Ciechowski wyprodukował tej niemieckiej wokalistce drugą płytę, która w wyniku licznych perturbacji ukazała się na rynku dopiero w ubiegłym roku. Jest koncertowa wersja „Paryż-Moskwa 17.15” Kobranocki,  bliska oryginałowi „Republika Marzeń” Latających Talerzy oraz pulsująca podobnie jak oryginał ska’ową pulsacją „Pornografia” grupy Inni.  Różnie poszczególni wykonawcy wypadają w zderzeniu z twórczością Ciechowskiego. Raz lepiej, raz gorzej. Album z pewnością pokazuje jednak, że muzyka Republiki jest wciąż niewyczerpalnym źródłem muzycznych inspiracji. 

Całość zawiera też sześć bonusów. To nagrania Republiki w interpretacji grup: Hat- Breakers (ubiegłoroczny fina- lista Festiwalu Grzegorza Ciechowskiego) i 1984 (spowolniona „Biała flaga” wzbogacona dzwonami (?) i dodatkowym melodyjnym motywem).  Są też nagrania Huty Plastiku, Vi taminy, Cieplarni i projektu Wokół Niego, w ramach którego muzycy pod wodzą Artura Szuby postanowili kilka lat temu nadać muzyczne życie wierszom Grzegorza Ciechowskiego z tomiku „Wokół niej”. W sumie na płycie znajduje się 17 nagrań. Warto wspomnieć, że wśród nich jest i nagranie Eurazji - nowego projektu perkusisty Republiki, Sławka Ciesielskiego.

Dzień Białej Flagi 2016, RKDF 2016. 

poniedziałek, 29 lutego 2016

Jazz Od Nowa Festival 2016

Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że Jazz Od Nowa Festival spośród wszystkich muzycznych festiwali studenckiego klubu posiada najlepiej wyedukowaną publiczność. W odróżnieniu od mającego już za sobą okres największej świetności Blues Meetingu, tutaj nikt nie zalega przy barze kiedy na scenie słychać muzykę. Uczestnicy koncertów słuchają uważnie wykonawców, potrafią nagrodzić rzęsistymi brawami wirtuozerską solówkę, ale także syknąć, gdy muzyk zapędzi się niebezpiecznie na manowce. Wiedzą i doceniają to, co dobre. 

Kwintet Carlosa Averhoffa jr (Fot. Sławomir Kowalski)
Od czasu kiedy formuła festiwalu uległa zmianie i zamiast dwóch dni, organizatorzy fundują nam aż cztery, jazzowe święto zmieniło się w prawdziwy muzyczny maraton. Ciekawe międzynarodowe projekty, spotkania ze znanymi z poprzednich edycji imprezy muzykami (w tym roku ponownie na scenie zagościli Marek Stryszowski, Krzysztof Ścierański, Wojciech Konikiewicz, Adam Pierończyk i Greg Osby), wzbogacono w tym roku o wystawę prac znanego polskiego duetu twórców okładek płyt winylowych - Stanisława Zagórskiego i Rosława Szaybo. 

Autechre w wersji Pink Freud, Miroslaw Vitous w duecie ze wspomnianym Adamem Pierończykiem, a także dwa projekty zmierzające w kierunku jazz world music: Orkiestra Naxos oraz Electric Shepard ze świetnym elektronicznym wibrafonistą Benkiem Maselim (doskonałe solo w bluesującym utworze do wiersza Bolesława Leśmiana). Klasyczne brzmienia mieszały się z nowoczesnym podejściem, czego bodaj najbardziej wyrazistym przykładem był sobotni koncert trio Seana Noonana. 

Amerykański perkusista o manierze wokalnej Franka Zappy, zafundował publiczności materiał bliski muzycznemu słuchowisku. Sean Noona podczas występów nie tylko bowiem gra, ale również snuje do mikrofonu swoje fabularne miniopowieści. Bawi się i słowem, i muzyką. Zdziwienie jazzowych purystów mógł wywołać chociażby jego utwór o ketchupie, które ewoluował od jazzu po radosne disco. Muzyk - występujący w złotych spodenkach bokserskich ze swoim nazwiskiem - udowodnił, że rock nie ma monopolu na kreowanie na scenie muzycznego show. 

Podczas sobotniego finału Jazz Od Nowa Festival  mogliśmy podziwiać także kwintet Carlosa Averhoffa jr, który łączył grę na saksofonie z rytmicznym wystukiwaniem rytmu piętą na niewielkiem instrumencie perkusyjnym. Usłyszeliśmy jazz w bardziej klasycznym ujęciu. Trudny w grze, ale miły dla ucha.


poniedziałek, 15 lutego 2016

Fonetyka uderza Ciechowskim

Warszawska grupa Fonetyka, która na koncie ma płyty z poezją Rafała Wojaczka i Andrzeja Bursy, nagrywa album z tekstami Grzegorza Ciechowskiego. W internecie pojawił się już pierwszy utwór.


Przemysław Wałczuk podczas nagrywania materiału na płytę "Ciechowski" (Fot. Materiały zespołu)

- Już dwa lata temu rozmawialiśmy na temat tego projektu z Anną Skrobiszewską, wdową po Grzegorzu Ciechowskim. Znając nasze dwie poprzednie płyty, zaproponowała nam podjęcie kolejnego muzycznego wyzwania. Nie ukrywam, że z uwagi na emocje jakie może wywołać ten pomysł w niektórych kręgach sympatyków Ciechowskiego, trochę się tego obawiałem - mówi Przemysław Wałczuk, wokalista i lider Fonetyki.  - Grzegorz Ciechowski był poetą, świetnym muzykiem i kompozytorem. Wiem, że nasz materiał będzie porównywany do tego, co sam tworzył. Już pierwszy utwór, który wypuściliśmy do internetu wzbudził skrajne komentarze.

Docelowo na trzecim albumie warszawskiej Fonetyki pt. „Ciechowski” znajdzie się dziewięć utworów z tekstami pochodzącymi z wydanego w połowie lat 90. tomiku lidera Republiki „Wokół niej”. Kompozycje są już gotowe, ale nie wszystkie zostały zarejestrowane. Na pierwszy ogień poszedł „Remote Control”. Średnio co miesiąc kolejne utwory będą udostępniane do posłuchania w internecie. Kolejnym będzie „Jesteśmy Biedni”. Po publikacji wszystkich dziewięciu singli ukaże się cały album.

Fonetyka w studiu (Fot. Materiały zespołu)
- Z 53 wierszy, które tworzą tomik „Wokół niej” wybrałem te, które wciąż są aktualne. Przyznaję, że nie widzę w tym zbiorze więcej tekstów, na które miałbym muzyczne pomysły. Pozostawiam więc przestrzeń dla innych artystów, którzy chcieliby sięgnąć po te wiersze, do czego gorąco zachęcam - mówi Przemysław Wałczuk. - Ciekawostką jest, że w „Remote Control” zaśpiewała córka Grzegorza Ciechowskiego - Hela. Choć sama gra na gitarze basowej i śpiewa, to jednak nie chce podążać ścieżką swojego ojca. Studiuje projektowanie kostiumów i interesuje się astronomią. Udział w nagraniu była dla niej sporą przygodą.

Warto wspomnieć, że muzycy Fonetyki powiązani są z Toruniem. Przemysław Wałczuk studiował zarządzanie i marketing na UMK. Wspólnie z grającym w Fonetyce na gitarze Danielem Zaklikowskim współtworzył toruńską grupę Vernissage. Aktualnie prowadzi własną agencję PR w Warszawie i jest pełnomocnikiem spadkobierców Grzegorza Ciechowskiego. Zaklikowski przewinął się m.in. przez grupę Słońce. Za perkusją w Fonetyce zasiada Jacek Kościuszko, absolwent multimediów na UMK, reżyser, twórca teledysków, a także autor zdjęć do nagradzanej „Katedry św. Janów” Ryszarda Kruka. Skład zespołu dopełnia Mirosław Piechota na gitarze basowej.



Obecny rok jest szczególny dla miłośników twórczości autora „Telefonów”. 22 grudnia minie 15 lat od jego śmierci. Lider Republiki zmarł w szpitalu po operacji serca. Pochowano go na warszawskich Powązkach. Można się spodziewać, że grudniowe obchody Dni Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu będą miały z tego powodu wyjątkowy charakter. Wiadomo, że w ich programie znajdzie się koncert Fonetyki. Zespół zagra w Dworze Artusa.

sobota, 6 lutego 2016

O Butelce znów będzie głośno

Zaglądał z kamerą do siedziby Radia Maryja. Ujawnił tajemnicę powstawania kręgów w Wylatowie i fotografował się w toruńskich kościołach. To on ściągał do Torunia kontrowersyjnego metalowego Behemotha i nakręcił teledysk z Marcinem „Różalem” Różalskim w roli głównej. O wyśpiewanych kłopotach z dekoderem Telewizji Trwam nie wspominając. Grzegorz Kopcewicz, lider toruńskiej Butelki pracuje właśnie nad kolejną płytą swojego macierzystego  zespołu. I zapewnia, że znów nas zaskoczy. 

Butelka w obecnym składzie (Fot. Materiały zespołu)

- Mamy już nagraną całą perkusję, a obecnie pracujemy nad rejestracją partii gitar. Podobnie jak było w przypadku „Dekodera Tv Trwam”, również i teraz chcemy wypuścić wcześniej jedną z naszych piosenek do internetu. Już wkrótce powstanie do niej teledysk  - mówi Grzegorz Kopcewicz. - Utwór nosi znaczący tytuł „Panie Jarku”. Temat jest niezwykle aktualny. Wyliczamy w nim wszystko czym tytułowy Pan Jarek nam się naraził. Do tej pory graliśmy już tę piosenkę na dwóch koncertach. Odzew był taki, że ludzie stali jak sparaliżowani.

Na albumie znajdzie się dziewięć lub dziesięć utworów. Powstawały przez ostatnie trzy lata. W tym czasie zmienił się skład zespołu. Data premiera uzależniona jest od zakończenia ostatecznego miksu i masteringu. Prawdopodobnie album będzie już dostępna latem tego roku. Jego roboczy tytuł brzmi „Szpun’n’roll”. Pojawi się na nim kilka elementów humorystycznych, a także tematy odzwierciedlające wszystko to, co obecnie lidera Butelki denerwuje. Co konkretnie? 

- Jestem rozdrażniony głośnymi krzykami tych, którzy przegrali ostatnie wybory. Trzeba było wcześniej zmobilizować się i zagłosować przeciwko PiS. Zbyt wiele osób zlekceważyło oddanie swojego głosu.  I  teraz trzeba  to przeczekać. Albo chcemy mieć w kraju demokrację, albo nie - mówi lider toruńskiego zespołu. Butelka na swoim koncie ma cztery płyty studyjne. Ostatni album - "Diabeł z powyłamywanymi rogami" ukazał się w 2012 roku.

środa, 3 lutego 2016

Wierzcholski najlepszym harmonijkarzem w Polsce

- Jestem samoukiem. Do wielu rozwiązań w grze na harmonijce dochodziłem metodą prób i błędów - mówi Sławek Wierzcholski, lider Nocnej Zmiany Bluesa, który w ankiecie pisma "Twój Blues" zdobył pierwsze miejsce w kategorii: harmonijka ustna.

Sławek Wierzcholski (Fot. Jacek Smarz)
Nie jest to pierwszy raz, kiedy sięgasz po laury w plebiscycie „Twojego Bluesa”...

To prawda. Przez kilka lat byłem w tym zestawieniu na pierwszym miejsce. Później na pewien czas zajmowali je moi uczniowie. Albo Bartosz Łęczycki, albo Michał Kielak. Domyślam się, że mój powrót na czoło zestawienia wiąże się wydaniem w ubiegłym roku koncertowej płyty „Back to the roots”. Gram na niej sporo na harmonijce. Co ciekawe album został wysłany na konkurs International Blues Challenge do Memphis, gdzie występowaliśmy z moim zespołem dwa lata wcześniej. I znalazł się w gronie 20 najlepszych płyt.

Twoi uczniowie przeskoczyli swojego harmonijkowego mistrza?

Chętnie dzielę się swoją wiedzą, aby nie musieli zdobywać jej sami. W ciągu kilku warsztatowych spotkań mogę przekazać każdemu to, do czego sam dochodziłem w kilka lat. Wiem, że to ważne. Pamiętam jak w latach 80. uczyłem się grać słuchając nagrań i próbując rozgryźć technikę swoich ulubieńców. Nie chciałbym, aby moi uczniowie zatrzymali się na moim etapie, tylko poszli jeszcze dalej. Od wielu z nich teraz to ja mógłbym się uczyć.

Wielokrotnie rozmawialiśmy o Twojej miłości do harmonijki, ale nigdy nie padło pytanie, gdzie nauczyłeś się na niej grać?

Jestem samoukiem. Do wielu rozwiązań w grze na harmonijce dochodziłem metodą prób i błędów. Później oczywiście starałem się poszerzać swoją wiedzę. Uczęszczałam m.in. na wykłady z teorii jazzu w Stanach Zjednoczonych. Sporo o harmonii dowiedziałem się od toruńskiego pianisty Bogdana Hołowni.

W jakim wieku zaczęła się Twoja przygodę z harmonijką?

Mogłem mieć jakieś 16 lat. Rodzice specjalnie mnie do tego nie zachęcali, choć moja mama cieszyła się z moich występów w Młodzieżowym Domu Kultury, gdzie zagrałem m.in. jednocześnie na pożyczonej gitarze i harmonijce ustnej. Pamiętam, że mama przyszła na ten występ ze swoją przyjaciółką, a ja byłem z tego bardzo dumny. Nuty poznałem w Domu Harcerza na lekcjach nauki gry na gitarze u Zenona Sósa.

Gdy dziś ktoś pyta Cię o płyty ze świetnymi partiami harmonijki ustnej, to co wymieniasz? 

Wszystko zależy od gatunku. Zawsze będę polecał płyty mistrzów, którymi sam się fascynowałem. W bluesie warto sięgnąć po nagrania Charliego Musselwhite’a, w jazzie Howarda Levy’ego, w muzyce poważnej Williego Burgera, w folku Brendana Powera itd. Podczas festiwalu „Harmonica Bridge” staram się zawsze pokazywać różne gatunki muzyczne. Nie jest możliwe porównanie muzyka grającego świetnie muzykę poważną z wirtuozem bluesa. To bardzo odległe gatunki, choć grane z powodzeniem na harmonijce.

Napisałeś ostatnio muzykę do premierowego spektaklu Impresaryjnego Teatru Muzycznego w Toruniu opartego na motywach „Przygód Tomka Sawyera”. Czego możemy się spodziewać? 

Spektakl będzie miał swoją premierę 1 czerwca. To musical reżyserowany przez Giovanniego Castellanosa. Niebawem rozpoczną się próby. Dla mnie to już drugie spotkanie z teatralną sceną. W latach 90. napisałem dla Teatru Horzycy muzykę do „Historii o miłosiernej”. Graliśmy wówczas na scenie z Nocną Zmianą Bluesa. Tym razem muzyka zostanie nagrana wcześniej. Całość utrzymana jest w klimacie I poł. XIX wieku, a więc bliżej będzie jej do folku.

***

Pod koniec marca tego roku w serii „Złota kolekcja” wydawnictwa Warner Music
Poland ukaże się podwójny album Sławka Wierzcholskiego i Nocnej Zmiany Bluesa. Jedna płyta zawierać będzie nagrania studyjne toruńskiego zespołu, a druga koncertowe. Na albumie znajdzie się też kilka niepublikowanych do tej pory nagrań.

piątek, 29 stycznia 2016

Jan "Kyks" Skrzek (1953 - 2015)

Dokładnie rok temu odszedł Jan "Kyks" Skrzek, legendarna postać śląskiej sceny bluesowej. Człowiek, który swoją miłością do grania przez dekady zarażał innych. 

Kiedy w 2014 roku w Cierpicach miałem okazję robić wywiad z członkami Śląskiej Grupy Bluesowej dla magazynu "Twój Blues", nie spodziewałem się, że 29 stycznia 2015 roku "Kyksa" już z nami nie będzie. Nikt się zresztą tego nie spodziewał. Zespół, w którym Jan Skrzek śpiewał oraz grał na harmonijce i klawiszach, nie pojawiał się często w mediach. Na rozmowy decydował się rzadko. Zamieszczony poniżej wywiad zawiera ostatnie wspomnienia, którymi legendarny bluesmana podzielił się z prasą 

Jan "Kyks" Skrzek w pubie "Pamela" (Fot. Rafał "Gaweł" Gawlik)

 - Kilka dni temu swoją premierę miał winylowy singiel, na którym znalazł się Wasz materiał zarejestrowany w styczniu 2012 roku na żywo w toruńskim Hard Rock Pubie „Pamela”. To dość specyficzne miejsce ma muzycznej mapie Polski… 

Mirosław Rzepa: Kiedyś grało się w "Pameli" niemal stojąc między ludźmi, którzy prawie przechodzili przez scenę. Taki tłum sprawia, że wytwarza się fajny klimat. To słychać. 

Jan „Kyks” Skrzek: Dziewczynom to się bardzo podoba. Potrafią wpaść w taką histerię, jakby na scenie występowała grupa The Beatles, a nie my. 

Leszek Winder: Pamiętam, że po tym koncercie - jak co roku - pojawiło się wiele osób z naszymi płytami. Za każdym razem zastanawiam się skąd biorą stare analogi, skoro nakład już dawno się wyczerpał. Te singiel jest naszym pierwszym wydawnictwem winylowym od ponad 20 lat. Sprawił nam ogromną radość. 

- Na płycie winylowej wielokrotnie stawiano już krzyżyk, jednak jej popularność z powrotem wzrasta.  Tylko w 2013 roku w Stanach Zjednoczonych sprzedano jej aż 6 mln sztuk, co sprawiło, że sprzedaż wzrosła o 32 proc. Czym jest to Waszym zdaniem spowodowane? 

LW – Docenieniem zupełnie innego brzmienia. Mamy przyjaciela, który postanowił wyrzucić i rozdać całą swoją niezwykle bogatą kolekcję płyt CD. Teraz słucha wyłącznie muzyki z analogów. Nie sądzę, aby był w tym osamotniony. Podobnym fascynatem winyli jest Wojciech Mann oraz wielu dziennikarzy muzycznych, którzy jednak niechętnie się do tego przyznają. 

- Dlaczego? 

LW - Bo to odcina ich nieco od artystów, którzy wydają muzykę wyłącznie na CD. "Po co mamy mu ją wysyłać, skoro on słucha tylko winyli?" - myślą.

- Przez wiele lat twierdzono, że spadek sprzedaży CD ma związek z internetowym piractwem. Te dane to chyba dowód na to, że ludzie są jednak gotowi płacić za muzykę, jeśli tylko poda się im ją w odpowiedniej formie. 

LW- Jest cała gromada kolekcjonerów, którzy mają świetny i niezwykle drogi sprzęt do słuchania analogów. Pasjonaci, kolekcjonerzy… Uważam, że to właśnie oni mają największy wpływ na wspomnianą podaż płyt. 

- Kolekcjonujecie winyle?

LW - Wszyscy je mamy. Ja nawet zazdroszczę Jankowi posiadania niektórych koncertowych wydawnictw. Sama rzadko ich słucham, bo szkoda mi ich na mój gramofon. 

Michał „Gier” Giercuszkiewicz: Winyle są jak stare samochody. Dla koneserów. Winylowcy spotykają się, aby słuchać ich w większym gronie. Wymieniają się. Słyszałeś, aby ktoś wymieniał się płytami CD? Od razu kopiują z krążka na krążek. A wtedy ucieka cała magia. 

MR - To już może zakrawać na zboczenie, ale wąchałeś kiedyś amerykańskie płyty? Pięknie pachną. I to nawet po latach. 

- Skoro macie z tym singlem mniejszą szansę dotarcia do słuchaczy, to po co zdecydowaliście się na jego wydanie?

LW - Wychowaliśmy się w otoczeniu takich płyt. Mamy świadomość ich przewagi nad płytami CD. 

MGG - Młodzi nie przywiązują już takiej wagi do winyli, ponieważ nie przeżyli tego, co my. Kiedyś w telewizji nie można było obejrzeć Ozzy’ego Osbourne, więc jedyną szansa, aby przekonać się jak wygląda, była okładka jego płyty. Chłonęliśmy każdy kawałek zdjęcia. Dzięki fotografiom na okładkach mogliśmy też podejrzeć na jakim grają sprzęcie.

JKS – Każdy z nas ma już w swoim dorobku płyty winylowe. To nie jest przecież nasze pierwsze takie wydawnictwo, choć w ostatnich latach – rzeczywiście – nasza muzyka ukazywała się już tylko na CD. 

Okładka winylowego singla ŚGB
- Taki winylowy singiel jest o tyle niewdzięczny, że może się na nim znaleźć niewiele utworów. W Waszym przypadku trafiły na niego dwie piosenki. Te najbardziej klasyczne dla grupy: "Sztajger" i prawdziwe opus magnum Śląskiej Grupy Bluesowej, czyli piosenka "O mój Śląsku". 

JKS - Pomysł na "O mój Śląsku" narodził się w katowickiej knajpie, która nazywaliśmy potocznie „U Indian”. Można w niej było stracić nie tylko zęby, ale nawet i uszy. Całą naszą trzódką chodziliśmy tam na piwo. Piękna pogoda, siedzimy… Nagle pojawia się ekipa, która zaczyna piłami wycinać pobliskie drzewa. Jedno, drugie... Ruszyło mnie. Gdy ich zapytałem o co chodzi, odpowiedzieli tylko, że dostali takie polecenie. Gdy już wycięli wszystkie drzewa, na kościele wybiła akurat godz. 12. Zdenerwowałem się. Dopiłem piwo i pobiegłem do domu. Od razu chwyciłem za kartkę i ołówek. Dziś w miejscu wycinki stoi już bank. 

- W studyjnej wersji tej piosenki pojawia się dziecięcy chór. 

JKS – To był chór dzieci ze szkoły muzycznej w Krakowie. Co ciekawe pierwsze publiczne wykonanie „O mój Śląsku” odbyło się podczas festiwalu „Rawa Blues”. Towarzyszył nam wówczas chór dziecięcy „Słoneczni” z katowickiego Pałacu Młodzieży

MGG - Graliśmy to jeszcze z dziećmi w ramach plenerowego spektaklu "Drzewko bytkowskie", który przygotował Józef Skrzek (brat Jana „Kyksa” Skrzeka – przyp. red.). Pamiętasz? 

LW - Coś kojarzę. To było jakieś 20 lat temu. Józek przygotował muzyczny spektakl pod drzewem, na którym podczas okupacji Niemcy powiesili jego stryja. Zginął za współpracę z partyzantami, którzy wysadzili pociąg. Była muzyka, poezja… Józek zapowiedział nam, że jak tylko usłyszymy bicie dzwonów, to zaczynamy grać. Siedzimy więc 200 metrów dalej w knajpie i nagle słyszymy te dzwony. Józek gra, pióra nastroszone i powtarza pod nosem "Band, k..., band...! Gdzie jest, k..., band?!?" Dobiegłem pierwszy i chwyciłem za gitarę. W tym czasie dzieciaki zdążyły już kilkakrotnie powtórzyć refren. Po chwili dołączyła resztą. Józek był mocno wkurzony.  

- A "Sztajger"?

JKS - Mamy zaprzyjaźnionego śląskiego poetę - Juliana Mateja, którego słowa wykorzystaliśmy niemal we wszystkich swoich utworach. To on wpadł na pomysł napisania tego tekstu. Pracowałem kiedyś w kopalni, a muzyką zajmowałem się jedynie dorywczo. Stworzył tekst o moich dylematach. Co ciekawe sam Matej nie pochodzi ze Śląska, tylko jego żona. Potrafi jednak tak wejść w klimat, jakby mieszkał w Katowicach od urodzenia. 

LW - Potrafi pisać teksty, które mimo upływu lat nic nie tracą na swojej aktualności. Jeden z utworów, który powstał 15 lat temu, nadal jest aktualny w kontekście tej naszej całej wspólnoty europejskiej i polskiej biedy. Jego teksty pojawią się także na naszej najnowszej płycie. 

- Podobno chcecie nagrywać ją z góralami?

LW – Pojawią się w kilku utworach. Początkowo tego nie zakładaliśmy. Pojechaliśmy do znajomego, który mieszka w Jasnowicach odpocząć oraz zrobić kilka prób. Spotkaliśmy tam czteroosobowy góralski zespół. Postanowiliśmy połączyć ich muzykę z naszą. Chciałbym, aby zagrali taki wolny blues mollowy. Coś nieco podobnego do tego, co grały orkiestry jazzowe w Nowym Orleanie na pogrzebach. Tak to sobie wymyśliłem 

MGG - To nie będzie żaden góralski rock'n'roll w stylu braci Golców, tylko autentyczna góralska klasyka. Zaśpiewy, skrzypce...  To nas zainspirowało. Kiedy zagrali, Janek po prostu wyciągnął swoją harmonijkę i do nich dołączył. Wszystkim się spodobało. 

JKS – Odleciałem. Aż mi się łezka zakręciła. 

LW – Nagrywanie materiału chcemy rozpocząć w lutym. Nie chcemy się spieszyć. Zawsze marzyliśmy o tym, aby pracować bez pośpiechu i poświęcić na nagranie tyle czasu, ile będzie trzeba. Bez żadnej presji.


poniedziałek, 25 stycznia 2016

Zespół MGM i jego muzyczny tryptyk

- Akustyczne granie wymaga większego skupienia. Przy elektrycznym - idziemy często na żywioł. Ma być petarda, rockowy brud - Mirosław "Gonzo" Zacharski oraz Tomasz Pras opowiadają o swojej ostatniej płycie: "Live HRRP" 

Tomasz Pras i Mirosław Zacharski podczas koncertu (Fot. Angelika Plich/www.angelaplichfoto.pl)

Tryptyk składający się z trzech płyt wymyśliliście już na początku funkcjonowania MGM. To było ponad dwie dekady temu.  Jednak udało się go sfinalizować dopiero teraz wydając koncertowy album. Skąd wziął się wtedy ten pomysł? 

Mirosław Zacharski - Taka koncepcja pojawiła się po wydaniu debiutanckiej płyty „Akustycznie” w 2002 roku. Po premierze pojechaliśmy do Radia Pomorza i Kujaw zagrać koncert.  Wspólnie z grającym wówczas w MGM Markiem Dąbrowskim (obecnie Nocna Zmiana Bluesa – przyp red.) wymyśliliśmy, że drugi album będzie prezentował elektryczny potencjał zespołu, a trzeci – koncertowy.

Jakim zespołem był wtedy MGM? 

MZ - Kiedy przyjechałem z Radzik Dużych do Torunia, zachłysnąłem się muzyką. Wcześniej nie znałem ani Free, ani Lynyrd Skynyrd. Ten cały southern rock wywarł na mnie kolosalne wrażenie. I słychać to na naszej pierwszej płycie. Z Markiem wymienialiśmy się wtedy płytami i graliśmy w sali prób w „Od Nowie” utwory ZZ Top, Steve’a Ray Vaughana i innych. Na wydanej w 2011 roku płycie „New Heads” podążyliśmy już jednak w stronę rocka.  

Wokalista z bluesowo-rockowym korzeniami i gitarzysta Tomasz Pras, mający za sobą heavy metalową przeszłości w grupie Sword. Wydaje się, że zbliżenie muzyczne takich dwóch osób nie było proste. Jak wam się udało? 

Tomasz Pras – W„Od Nowie” korzystaliśmy z tej samej sali prób. To było najlepsze miejsce do grania w Toruniu. Każdy miał swój kąt. Godziny funkcjonowania nie było określone, co powodowało, że sala była czynna całą dobę. „Gonzo” przychodził pograć sobie na akustyku. Co ciekawe  - podgrywałem mu wtedy na bębnach. Później kontakt się urwał. Spotkaliśmy się ponownie na Bielanach. W lesie grywał z synem w piłkę. Ja pracowałem jako stolarz na UMK. Zaczęliśmy gadać. Pierwsza próba. Wtedy powstał utwór „Jeśli mnie kochasz”. I poszło.

„Live HRRP” domyka  tryptyk MGM.  Nie zawsze z utworów, które dobrze brzmią elektrycznie, uda się zrobić coś ciekawego akustycznie. 

TP: Masz rację.. Początkowo graliśmy „Złamaną” tak samo jak elektrycznie. Nie zagrało. Musieliśmy ją przearanżować. W „Kocie” zwolniliśmy tempo i wyszło znakomicie. Akustyczne granie wymaga większego skupienia. Przy elektrycznym - idziemy często na żywioł. Ma być petarda, rockowy brud. 

Album składa się z dwóch koncertów – akustycznego i elektrycznego. Do tego unikalne nagrania studyjne. 

MZ: Przez kilka lat próbowaliśmy zmontować płytę koncertową z różnych występów. Dariusz Kowalski z pubu „Pamela” dbał, aby je rejestrować. Dzięki temu mogliśmy wybrać najlepsze fragmenty. Koncerty akustyczny wyszedł rewelacyjnie. Wiedzieliśmy, że będzie nagrywany, ale nikt z nas nie spodziewał się, że akurat ten materiał trafi na płytę. Dzięki temu podeszliśmy do tego na większym luzie. 

TP: Pomysł z bonusami wyszedł od naszego wydawcy. Zawiera pierwotne wersji utworów, które trafiły na „New Heads”. Do tego piosenki, które nigdy wcześniej nie ukazały się na płycie: „Wielki brat” i „Nasz świat”. Zmienialiśmy wtedy skład. Energia była tak ogromna, że postanowiliśmy to utrwalić w studiu.

Który z utworów na płycie ma dla Was szczególne znaczenie? 

MZ: „Kot”, „Gorąca krew”... To pierwsze piosenki, w których zacząłem pisać nieco inaczej. To opowieść o kimś, a nie jak zawsze o sobie. Jeden znajomy po wysłuchaniu „Kota” zapytał mnie czy w dzieciństwie byłem w sierocińcu. Drugi dopatrzył się w tej historii opowieści o sobie. 

Koncertowa płyta zamyka kolejny rozdział. Co dalej? 

TP: Obecnie w MGM zostałem ja i „Gonzo”. Działamy. Marzy mi się, aby pójść w klimat brudnego grania lat 70. Aby znaleźć stare piece, które pomogą otrzymać takie brzmienie. „Gonzo” ciągnie w stronę alternatywnych brzmień. 

MZ: Mamy już osiem nowych utworów. Co ciekawe w jednym z nich chciałbym, aby zaśpiewał Tomek. Przypilnuję go, aby zrobił to na tyle subtelnie, tak jak on pilnuje mnie, aby nie grał za głośno na gitarze. Krążymy wokół rocka. Jest też blues. Do tego jakieś progresywne elementy.

Na koncertach pojawia się z Wami – Sebastian Pras.  

TP: Mój syn od 3 lat zabrał się na poważnie za gitarę i nieźle mu idzie. Ma teraz 16 lat. Staram się przekazać mu całą wiedza jaką mam o grze na tym instrumencie. Jestem dumny za każdym razem, gdy wychodzi z nami na scenę.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Moove "Round And Round"

Moove "Round And Round"
Tytułowy utwór otwierający album „Round And Round” to typowy przykład kompozycji nadającej się do wspólnego śpiewania podczas koncertów. Właśnie tak pisze się utwory, które wchodzą do głowy za pomocą rozpoznawalnego riffu i nośnego refrenu. Potrafią zarazić energią. Zaraz potem jest „Little Sinner” i „Love Payment Blues”. Ten ostatni numer chyba najbardziej zbliża Moove do AC/DC, ale co z tego? Z uwagi na zachowanie na scenie gitarzysta Bart Kicińki już wcześniej był porównywany do Angusa Younga. To komplement. Podobnie jak to, że z łatwością opanował klasyczne rockowe rzemiosło i dobrze wie, jak konstruować kilkudźwiękowe riffy, przy których noga sama wyrywa się do tupania, a dziewczyny piszczą pod sceną. W rock’n’rollu to podstawa.

W bluesująco sunącym do przodu „Tough Town” Moove zwalnia nieco tempo, ale nadal trzyma poziom. Podobnie w „Fourteen Miles”. „Gonna Fight” pulsuje kolejnym bardzo dobrym riffem, a w „21st Century Girl” mamy kolejny nośny refren. Obok „Round And Round”, „Love Payment Blues”, to jeden z mocniejszych momentów na tym albumie. Słychać, że panowie porządnie odrobili lekcję gitarowego rock’n’rola. Że grają to, co kochają, a przede wszystkim potrafią zarazić swoją energią innych. Kto pamięta ich występ podczas finału Toruńskich Gwiazd na Rynku Staromiejskim, ten doskonale wie, o co chodzi. Wypada zauważyć, że już dawno nie mieliśmy na scenie tak zgrabnego muzycznego duetu, jaki w zespole tworzy Bart Kiciński ze śpiewającym Michałem Juszkiewiczem.

Grupa przypadła do gustu również Andrzejowi „Kobrze” Kraińskiemu. – W ubiegłym roku byłem jurorem na przeglądzie muzycznym Giwera w Giżycku. Gdy Moove zaczął grać, już wiedziałem, kto wygra - mówi lider Kobranocki. - Wszystko się w tej muzyce zgadzało. Materiał był świeży, zawierał świetne riffy... Decydującą wpływ nabrzmienie zespołu miał gitarzysta grający na telecasterze. Na dodatek wszystko było zaśpiewane poprawnie po angielsku.

Moove sunie do przodu niczym czołg, deklasując rywali podczas kolejnych przeglądów. Wspomniana Giwera w Giżycku, Rockowania w Mławie, Rockowe Andrzejki w Kostrzynie Wielkopolskim, Jaszczur Music Festival, Śliwka Fest, Wrocławski Festiwal Form Muzycznych, Muzyczna Jesień w Grodkowicach... Wszędzie tam udało im się sięgnąć po główne finansowe laury. Uzbierane w ten sposób środki przeznaczyli na nagranie i mastering debiutanckiej płyty, którą udostępnili kilkanaście dni temu za darmo TUTAJ.

- Doszliśmy do wniosku, że utwory, które zarejestrowaliśmy w studiu, to już nieco inny Moove od tego, który można obecnie usłyszeć na koncertach. Zmieniliśmy brzmienie, mamy wiele nowych utworów... Płytę „Round And Round” chcielibyśmy dodać jako bonus do naszej premierowej EP-ki z nowym materiałem - tłumaczy zaskakującą decyzję grupy Bart Kiciński. Warto wspomnieć, że gitarzysta wspólnie z Maciejem „Ślimakiem” Starostą z Acid Drinkers gra również w formacji SIQ, której debiutancki album ukaże się w pierwszej połowie tego roku.

Moove, Round And Round, 2015. 

wtorek, 12 stycznia 2016

Muzyczne podsumowanie 2015 roku


Algiers „Algiers”

Pięknie określili ich muzykę w GW: "Trio z Atlanty brzmi jak Nick Cave przejechany przez Mad Maxa"... Świetny, kipiący energią, zróżnicowany album.



Adam Bałdych „Bridges”

Korzeniami w muzyce ludowej. Do tego lekko i zwiewnie. Nieprawdopodobnie blisko Bałdych zbliżył się tu w swoim liryzmie do gry Możdżera. Urzeka.



Julia Holter "Have You In My Wilderness"

Najlepszy pop jaki słyszałem w ostatnim czasie. Rzadko zdarza mi się, aby gwizdać jakieś melodie w pracy, ale gdy usłyszałem „Sea Calls Me Home”, to po prostu musiałem.



Król „Wij”

Cenię Króla szczególnie za teksty i za budowany minimalnymi środkami klimat jego muzycznych opowieści. Poza tym bez obciachu rusza na wycieczki w lata 80.



Lao Che “Dzieciom”

Cały czas drobnymi krokami do przodu. Z sensem bawią się słowem, co nie wszystkim wykonawcom, którzy próbują tego samego wychodzi na dobre.



Godspeed You! Black Emperor "Asunder, Sweet and Other Distress"

Otwierający album utwór mógłby posłużyć jako dźwiękowa ilustracja przestawiająca niedźwiedzia stąpającego po cienkim lądzie. A później nagle wszystko się zmienia.



Noel Gallagher's High Flying Birds "Chasing Yesterday"

Dzięki takim utworom jak „Lock All The Doors” i „The Dying Of The Light” Gallagher wypełnił wreszcie pustkę po rozpadzie Oasis. Niezwykle chwytliwe.




A dalej także: Ptaki „Przelot”, Muse „Drones, Beach House “Depression Cherry”, Smolik/Kev Fox "Smolik/Kev Fox", Courtney Barnett “Sometimes I Sit And Think And Sometimes I Just Sit” oraz Florence and the Machine "How Big, How Blue, How Beautiful".

*Bonus

Steve Nash & Turntable Orchestra

Kilkakrotny mistrz świata IDA zrealizował autorski koncertowy projekt, w którym połączył siły najlepszych polskich DJ-ów oraz toruńskich symfoników. Objawienie ubiegłego roku. Płyta dopiero w 2016 roku, więc na razie jedynie jako bonus.


poniedziałek, 4 stycznia 2016

Dni Grzegorza Ciechowskiego 2015

Dwa duże koncertowe wydarzenia zdominowały grudniowe obchody Dni Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu. Pierwsze odbyło się w nowej wielofunkcyjnej sali koncertowej na Jordankach, drugie – tradycyjnie - w klubie „Od Nowa”.

„Grzegorz Ciechowski - spotkanie z legendą” było wydarzeniem, którego jeszcze w Toruniu nie było. Pokazującym, że można uczcić autora „Białej flagi” nie tylko z szacunkiem, ale i odpowiednim rozmachem. Piotr Cugowski, Kasia Nosowska, Marek Dyjak, Red Lips, Igor Herbut, Monika Brodka, Bela Komoszyńska, Skubas, Kasia Kowalska, Julia Marcell, Krzysztof Zalewski, Chłopcy Kontra Basia, Sławek Uniatowski oraz Kayah. W Toruniu na kolejny wysyp tylu gwiazd podczas jednego wieczoru przyjdzie nam poczekać. Dodatkowego smaku dodał ich popisom udział Toruńskiej Orkiestry Symfonicznej. Usłyszeć w takiej aranżacji „Białą flagę” i „Nie pytaj o Polskę” - rzecz bezcenna.

Kasia Nosowska zaśpiewała "Mamonę" (Fot. Sławomir Kowalski)

Publiczności wysłuchała materiału, którego premiera odbyła się pod koniec 2014 roku w Warszawie. Relację z tego wydarzenia można przeczytać TUTAJ. Materiał z warszawskiego koncertu trafił później na DVD. Tegoroczny koncert w Toruniu odbył się na Jordankach jednak w nieco innej artystycznej konfiguracji. Ponownie ciarki na plecach wywołał Igor Herbut (”Tu jestem w niebie”) i Kayah (”Odchodząc”). Świetnie wypadli Chłopcy Kontra Basia (”Gdzie moje kare konie”) i  Krzysztof Zalewski (”Nie pytaj o Polskę”). Gdyby nie „Ani ja ani ty” Beli Komoszyńskiej wydarzenie nie miałoby słabszych punktów.

Koncert „Od Nowie”, który wieńczył tegoroczne obchody miał zupełnie inny - z uwagi na klubowe warunki - charakter. Składał się z czterech części. W pierwszej usłyszeliśmy niezwykle chłodno przyjęty występ laureata tegorocznej Nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego - Błażeja Króla. W drugiej przeboje lidera Republiki przedstawił z mocnym rockowym przytupem Olaf Deriglasoff (zaskakująca wersja „Fanatyków ognia” i rozkręcone „Nie pytaj o Polskę”). Trzecia należała do The Transistors Tymoma Tymańskiego, którego wsparły na scenie Ania Dąbrowska oraz Natalia Przybysz. Był m.in. „Prąd”, „Sexy doll” i „Telefony”. I bardzo różnie im to wspólnie wychodziło.

Błażej Król podczas koncertu w "Od Nowie" (Fot. Jacek Smarz)

Zaskoczeniem mogła być mniejsza liczba osób na sali w „Od Nowie” niż w latach ubiegłych, choć z pewnością był to efekt koncertu na Jordankach, który odciągnął cześć fanów. W wielkim finale sympatycy twórczości Ciechowskiego mogli oddać się muzycznej ekstazie wysłuchując koncertu Nowych Sytuacji, w których składzie gra trójka członków Republiki: Zbigniew Krzywański, Leszek Biolik i Sławek Ciesielski. Zabrzmiał materiał z Republikańskiej „Maskary”.

Koncert pamięci lidera Republiki zawsze nierozerwalnie  wiązał się z „Od Nową”. To  właśnie tam ten legendarny  zespół odbywał swoje próby.  Jednak tegoroczna impreza  na Jordankach pokazała, że jeśli  tylko władze miasta myślą  poważnie o rozwoju obchodów  Dni Grzegorza Ciechowskiego,  to powinny zupełnie  naturalnie skierować swoje  działania w kierunku Jordanek.  I nie chodzi tu tylko o zapewnienie  koncertom odpowiedniego  rozmachu (choć  oczywiście możliwości toruńskich  symfoników skłaniają  do takich wizji), ale również  o stworzenie możliwości telewizyjnej  rejestracji takiego  wydarzenia, a co za tym idzie  jeszcze lepszej promocji Torunia. Bo takich możliwości w „Od Nowie” nie ma.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...