piątek, 29 stycznia 2016

Jan "Kyks" Skrzek (1953 - 2015)

Dokładnie rok temu odszedł Jan "Kyks" Skrzek, legendarna postać śląskiej sceny bluesowej. Człowiek, który swoją miłością do grania przez dekady zarażał innych. 

Kiedy w 2014 roku w Cierpicach miałem okazję robić wywiad z członkami Śląskiej Grupy Bluesowej dla magazynu "Twój Blues", nie spodziewałem się, że 29 stycznia 2015 roku "Kyksa" już z nami nie będzie. Nikt się zresztą tego nie spodziewał. Zespół, w którym Jan Skrzek śpiewał oraz grał na harmonijce i klawiszach, nie pojawiał się często w mediach. Na rozmowy decydował się rzadko. Zamieszczony poniżej wywiad zawiera ostatnie wspomnienia, którymi legendarny bluesmana podzielił się z prasą 

Jan "Kyks" Skrzek w pubie "Pamela" (Fot. Rafał "Gaweł" Gawlik)

 - Kilka dni temu swoją premierę miał winylowy singiel, na którym znalazł się Wasz materiał zarejestrowany w styczniu 2012 roku na żywo w toruńskim Hard Rock Pubie „Pamela”. To dość specyficzne miejsce ma muzycznej mapie Polski… 

Mirosław Rzepa: Kiedyś grało się w "Pameli" niemal stojąc między ludźmi, którzy prawie przechodzili przez scenę. Taki tłum sprawia, że wytwarza się fajny klimat. To słychać. 

Jan „Kyks” Skrzek: Dziewczynom to się bardzo podoba. Potrafią wpaść w taką histerię, jakby na scenie występowała grupa The Beatles, a nie my. 

Leszek Winder: Pamiętam, że po tym koncercie - jak co roku - pojawiło się wiele osób z naszymi płytami. Za każdym razem zastanawiam się skąd biorą stare analogi, skoro nakład już dawno się wyczerpał. Te singiel jest naszym pierwszym wydawnictwem winylowym od ponad 20 lat. Sprawił nam ogromną radość. 

- Na płycie winylowej wielokrotnie stawiano już krzyżyk, jednak jej popularność z powrotem wzrasta.  Tylko w 2013 roku w Stanach Zjednoczonych sprzedano jej aż 6 mln sztuk, co sprawiło, że sprzedaż wzrosła o 32 proc. Czym jest to Waszym zdaniem spowodowane? 

LW – Docenieniem zupełnie innego brzmienia. Mamy przyjaciela, który postanowił wyrzucić i rozdać całą swoją niezwykle bogatą kolekcję płyt CD. Teraz słucha wyłącznie muzyki z analogów. Nie sądzę, aby był w tym osamotniony. Podobnym fascynatem winyli jest Wojciech Mann oraz wielu dziennikarzy muzycznych, którzy jednak niechętnie się do tego przyznają. 

- Dlaczego? 

LW - Bo to odcina ich nieco od artystów, którzy wydają muzykę wyłącznie na CD. "Po co mamy mu ją wysyłać, skoro on słucha tylko winyli?" - myślą.

- Przez wiele lat twierdzono, że spadek sprzedaży CD ma związek z internetowym piractwem. Te dane to chyba dowód na to, że ludzie są jednak gotowi płacić za muzykę, jeśli tylko poda się im ją w odpowiedniej formie. 

LW- Jest cała gromada kolekcjonerów, którzy mają świetny i niezwykle drogi sprzęt do słuchania analogów. Pasjonaci, kolekcjonerzy… Uważam, że to właśnie oni mają największy wpływ na wspomnianą podaż płyt. 

- Kolekcjonujecie winyle?

LW - Wszyscy je mamy. Ja nawet zazdroszczę Jankowi posiadania niektórych koncertowych wydawnictw. Sama rzadko ich słucham, bo szkoda mi ich na mój gramofon. 

Michał „Gier” Giercuszkiewicz: Winyle są jak stare samochody. Dla koneserów. Winylowcy spotykają się, aby słuchać ich w większym gronie. Wymieniają się. Słyszałeś, aby ktoś wymieniał się płytami CD? Od razu kopiują z krążka na krążek. A wtedy ucieka cała magia. 

MR - To już może zakrawać na zboczenie, ale wąchałeś kiedyś amerykańskie płyty? Pięknie pachną. I to nawet po latach. 

- Skoro macie z tym singlem mniejszą szansę dotarcia do słuchaczy, to po co zdecydowaliście się na jego wydanie?

LW - Wychowaliśmy się w otoczeniu takich płyt. Mamy świadomość ich przewagi nad płytami CD. 

MGG - Młodzi nie przywiązują już takiej wagi do winyli, ponieważ nie przeżyli tego, co my. Kiedyś w telewizji nie można było obejrzeć Ozzy’ego Osbourne, więc jedyną szansa, aby przekonać się jak wygląda, była okładka jego płyty. Chłonęliśmy każdy kawałek zdjęcia. Dzięki fotografiom na okładkach mogliśmy też podejrzeć na jakim grają sprzęcie.

JKS – Każdy z nas ma już w swoim dorobku płyty winylowe. To nie jest przecież nasze pierwsze takie wydawnictwo, choć w ostatnich latach – rzeczywiście – nasza muzyka ukazywała się już tylko na CD. 

Okładka winylowego singla ŚGB
- Taki winylowy singiel jest o tyle niewdzięczny, że może się na nim znaleźć niewiele utworów. W Waszym przypadku trafiły na niego dwie piosenki. Te najbardziej klasyczne dla grupy: "Sztajger" i prawdziwe opus magnum Śląskiej Grupy Bluesowej, czyli piosenka "O mój Śląsku". 

JKS - Pomysł na "O mój Śląsku" narodził się w katowickiej knajpie, która nazywaliśmy potocznie „U Indian”. Można w niej było stracić nie tylko zęby, ale nawet i uszy. Całą naszą trzódką chodziliśmy tam na piwo. Piękna pogoda, siedzimy… Nagle pojawia się ekipa, która zaczyna piłami wycinać pobliskie drzewa. Jedno, drugie... Ruszyło mnie. Gdy ich zapytałem o co chodzi, odpowiedzieli tylko, że dostali takie polecenie. Gdy już wycięli wszystkie drzewa, na kościele wybiła akurat godz. 12. Zdenerwowałem się. Dopiłem piwo i pobiegłem do domu. Od razu chwyciłem za kartkę i ołówek. Dziś w miejscu wycinki stoi już bank. 

- W studyjnej wersji tej piosenki pojawia się dziecięcy chór. 

JKS – To był chór dzieci ze szkoły muzycznej w Krakowie. Co ciekawe pierwsze publiczne wykonanie „O mój Śląsku” odbyło się podczas festiwalu „Rawa Blues”. Towarzyszył nam wówczas chór dziecięcy „Słoneczni” z katowickiego Pałacu Młodzieży

MGG - Graliśmy to jeszcze z dziećmi w ramach plenerowego spektaklu "Drzewko bytkowskie", który przygotował Józef Skrzek (brat Jana „Kyksa” Skrzeka – przyp. red.). Pamiętasz? 

LW - Coś kojarzę. To było jakieś 20 lat temu. Józek przygotował muzyczny spektakl pod drzewem, na którym podczas okupacji Niemcy powiesili jego stryja. Zginął za współpracę z partyzantami, którzy wysadzili pociąg. Była muzyka, poezja… Józek zapowiedział nam, że jak tylko usłyszymy bicie dzwonów, to zaczynamy grać. Siedzimy więc 200 metrów dalej w knajpie i nagle słyszymy te dzwony. Józek gra, pióra nastroszone i powtarza pod nosem "Band, k..., band...! Gdzie jest, k..., band?!?" Dobiegłem pierwszy i chwyciłem za gitarę. W tym czasie dzieciaki zdążyły już kilkakrotnie powtórzyć refren. Po chwili dołączyła resztą. Józek był mocno wkurzony.  

- A "Sztajger"?

JKS - Mamy zaprzyjaźnionego śląskiego poetę - Juliana Mateja, którego słowa wykorzystaliśmy niemal we wszystkich swoich utworach. To on wpadł na pomysł napisania tego tekstu. Pracowałem kiedyś w kopalni, a muzyką zajmowałem się jedynie dorywczo. Stworzył tekst o moich dylematach. Co ciekawe sam Matej nie pochodzi ze Śląska, tylko jego żona. Potrafi jednak tak wejść w klimat, jakby mieszkał w Katowicach od urodzenia. 

LW - Potrafi pisać teksty, które mimo upływu lat nic nie tracą na swojej aktualności. Jeden z utworów, który powstał 15 lat temu, nadal jest aktualny w kontekście tej naszej całej wspólnoty europejskiej i polskiej biedy. Jego teksty pojawią się także na naszej najnowszej płycie. 

- Podobno chcecie nagrywać ją z góralami?

LW – Pojawią się w kilku utworach. Początkowo tego nie zakładaliśmy. Pojechaliśmy do znajomego, który mieszka w Jasnowicach odpocząć oraz zrobić kilka prób. Spotkaliśmy tam czteroosobowy góralski zespół. Postanowiliśmy połączyć ich muzykę z naszą. Chciałbym, aby zagrali taki wolny blues mollowy. Coś nieco podobnego do tego, co grały orkiestry jazzowe w Nowym Orleanie na pogrzebach. Tak to sobie wymyśliłem 

MGG - To nie będzie żaden góralski rock'n'roll w stylu braci Golców, tylko autentyczna góralska klasyka. Zaśpiewy, skrzypce...  To nas zainspirowało. Kiedy zagrali, Janek po prostu wyciągnął swoją harmonijkę i do nich dołączył. Wszystkim się spodobało. 

JKS – Odleciałem. Aż mi się łezka zakręciła. 

LW – Nagrywanie materiału chcemy rozpocząć w lutym. Nie chcemy się spieszyć. Zawsze marzyliśmy o tym, aby pracować bez pośpiechu i poświęcić na nagranie tyle czasu, ile będzie trzeba. Bez żadnej presji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...