środa, 31 lipca 2013

Half Light: Coraz bliżej rocka

- Mam ogromną potrzebę, aby przekazać swój aktualny nastrój w wersji polskiej. Powstanie z tego taki materiał w formie muzycznego tomiku literackiego - wokalista KRZYSZTOF JANISZEWSKI opowiada o nowych płytach Half Light.

W pierwszej połowie września ukaże się album z tanecznymi remiksami Waszej ostatniej płyty „Black Velvet Dress”. Po co Wam to?

Ten album ma pokazać zupełnie inne oblicze naszego zespołu i naszych utworów. Słuchacze często sygnalizowali nam, że twórczość Half Light jest może nie tyle ponura, co niosąca ciemne, nastrojowe refleksje. Przy okazji chcieliśmy sprawdzić, jak zabrzmią te kompozycje w interpretacjach innych twórców. Chcieliśmy znaleźć odpowiedź na pytanie, czy da się z nich zrobić coś bardziej lżejszego.




Nie wypacza to czasem Waszego pomysłu na ten zespół?

Nie, nie... Płyta, która będzie nosiła tytuł „Black Velvet Dance”, z założenia ma pokazywać, że nasze kompozycje można przełożyć także na bardziej taneczny język. To inna strona półmrocznego Half Light, która udowadnia, że zespół jest otwarty na inne rzeczy. Czasem dość odległe od tego, co robimy na co dzień.

Tego typu wydawnictwa powstają zazwyczaj w formie rarytasów dla najbardziej zagorzałych fanów.

Tak też będzie. Płyta ukaże się tylko w internecie - na takich serwisach jak iTunes i Muzodajnia. Jedenaście kompozycji. Każda przeróbka odpowiada jednemu utworowi na macierzystej płycie. Może dzięki temu znajdą się osoby, które sięgną po podstawowe wersje tych kompozycji, znane z płyty „Black Velvet Dress”?

Nagrywacie jednocześnie album z premierowymi utworami. I tu - ciekawostka - po raz pierwszy z polskimi tekstami. Skąd taka nagła zmiana?

Są dwa powody. Po pierwsze, chcemy mocniej zaistnieć na rynku polskim, gdzie jeszcze nie jesteśmy tak mocno kojarzeni jak za granicą. Po drugie, mam ogromną potrzebę, aby przekazać swój aktualny nastrój w wersji polskiej. Powstanie z tego taki materiał w formie muzycznego tomiku literackiego. Tak będzie bardziej subtelnie. Nie jestem przecież anglistą. W przypadku tekstów angielskich sam je piszę, ale mam również osobę, z którą konsultuję pewne kwestie.

Half Light
Z tego, co pamiętam po premierze dwóch poprzednich płyt „Night in the Mirror” oraz „Black Velvet Dress”, wytykano Wam słabą wymowę angielskich tekstów.

Gdyby każdy miał do tego takie podejście, to żaden szwedzki czy niemiecki zespół nie nagrywałby anglojęzycznych płyt. Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie będę śpiewał po angielsku jak Mick Jagger czy Dave Gahan. Liczyłem się z takimi głosami, ale - co ciekawe - wszystkie zarzuty pod adresem mojego języka angielskiego są pisane przez Polaków. W zagranicznych recenzjach nikt o tym nie wspomina. Być może mamy bardziej wyczulonych konsultantów językowych.

Czego można spodziewać się po Waszym trzecim albumie? W którym kierunku idzie teraz Half Light?

Rewolucyjnej zmiany nie będzie. Jest nieco bardziej buntowniczo niż bywało do tej pory. Kilka kompozycji będzie miało znamiona anarchii, która wyraża się nie tylko w tekście, ale i w aranżacjach muzycznych. Na pewno nie jest to już electro-pop. Rezygnujemy z tego. Bliżej jest nam teraz do rocka. Bliżej niż kiedykolwiek.

Skąd ta zmiana?

Takie było założenie, aby trzeci album był o wiele mocniejszy. Jesienią graliśmy kilkanaście koncertów z The Cuts. Stwierdziliśmy, że brakuje nam czegoś stricte electro-rockowego. Fajnie gra się takie mocne rzeczy na koncertach. To zaważyło na tym, aby pokazać rockowy pazur.

Macie już jakiś roboczy tytuł tego wydawnictwa?

„Melancholica”. Jest najbliższy temu, co chcemy teraz robić. Premiera tej płyty w przyszłym roku.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Singiel "Tribute to Moskwa"

Wydanie tej płyty będzie zapewne wydarzeniem, a jej premiera zbliża się już wielkimi krokami. Nakładem HRPP Records ukaże się wkrótce dwupłytowy album „Tribute to Moskwa”.

Okładka singla "Tribute to Moskwa"
Na płycie zespoły kojarzone do tej pory z zupełnie z innymi muzycznymi przestrzeniami niż punk-rock składają wspólny hołd legendzie tego gatunku z okazji 30-lecia jej istnienia. Co ciekawe obok takich wykonawców jak Maleo Reggae Rockers czy Vavamuffin, na podwójnej płycie usłyszymy siedem toruńskich zespołów. Wśród nich m.in. Rejestrację, MGM, Absurd i Ergo.
Całość pilotuje wydany na winylu i na CD singiel, na którym możemy zapoznać się z czterema utworami pokazującymi diametralnie różne spojrzenia na twórczość Moskwy. Ze stricte punkową wersją „Za kratami” toruńskiej formacji Redaial, grindcore’owym „Nigdy” Diffenbachii, ociekającym raggą „Pokoleniem małp” Vavamuffin, a także - do tej pory największą atrakcja z ujawnionego materiału - „Samobójstwami” grupy Mosaic. W akustyczno-ludowej wersji.
„Klip do tego utworu nakręciliśmy w krypcie kościoła pokamedulskiego. Na zewnątrz trzaskał mróz, a w krypcie - ta sama od stuleci wilgoć i wieczność. Kilka kroków od miejsca, w którym grał Mosaic leżą pochowani mnisi” - można wyczytać we wkładce, która towarzyszy singlowi. Grupie udała się rzecz niebywała. Przeniosła bowiem kompozycję Moskwy w zupełnie inny wymiar. Wywróciła ją do góry nogami i zagrała po swojemu w stylu muzyki dawnej. Wyszło piekielnie dobrze.
Singiel premierę miał na festiwalu w Jarocinie, gdzie Moskwa świętowała swoje 30-lecie. Z tej okazji lider zespołu - Paweł „Guma” Gumola zaprosił na scenę toruńskich muzyków Łukasza Fijałkowskiego (Ergo) oraz Mateusza Czyżniewskiego (Absurd). Obaj zagrają z Moskwą również z 3 sierpnia na scenie Przystanku Woodstock. Premiera całej płyty „Tribute to Moskwa” w październiku tego roku.

Tribute to Moskwa, HRPP Records 2013. 

niedziela, 14 lipca 2013

Rykarda Parasol, czyli głos, mrok, chłód i folk

Gdy renesans amerykańskiego folku powoli odchodzi do lamusa, w Polsce dopiero zaczyna być odkrywany. W tej mroczniejszej odsłonie

Historia lubi się powtarzać. Podobnie jak na początku lat 90., również dziś obserwujemy kobiecy boom w polskiej muzyce. W ciągu ostatnich lat pojawiło się bowiem kilkanaście gorących nazwisk wokalistek, które solo lub w zespole zdobyły nie tylko sympatię słuchaczy, ale również i krytyków. A to zdarza się dość rzadko. Julia Marcell, Mela Koteluk, Misia Furtak, Justyna Chowaniak, Ola Bilińska, Izabela Komoszyńka i Kari Amirian. Do tego kobiecego worka należałoby dorzucić jeszcze Monikę Brodkę i Marię Peszek. 

Rykarda Parasol
Na fali tej popularności wypłynęła ostatnio także Rykarda Parasol. Dziewczyna z San Francisco, śpiewająca niskim głosem i głównie o ciemnej stronie życia. Choć w tym roku na polskim rynku pojawiła się dopiero jej pierwsza płyta „Against The Sun”, to trudno mówić w jej przypadku o debiucie. Wcześniej wydała już dwa albumy w Stanach Zjednoczonych. Wszystkie zachowane w stylistyce rockowego folku spod znaku noir. Bo Parasol lubi mrok. Wsłuchując się w jej piosenki trudno jednak nie uniknąć porównań do PJ Harvey. 
Co ją wyróżnia? Barwa i siła głosu - wokalistka ma bowiem za sobą studia operowe. Parasol nie lubi się jednak zbytnio popisywać się umiejętnościami, co udowodniła na toruńskim koncercie w Dworze Artusa. Siła jej twórczości tkwi w oszczędnym żonglowaniu artystycznymi środkami. Mając kapodaster i znając podstawowe akordy typu e-moll, D-dur i G-dur można nawet bez problemu zagrać na gitarze większość jej kompozycji. Jednak ta niezwykła prostota w połączeniu z głosem i chłodnym wizerunkiem na scenie – nie było żadnego pitu-pitu w stylu „cieszę się, że jesteście” itp – daje unikalny efekt. 


Dobry to był koncert. A nawet bardzo. Na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego Parasol zaczęła od ”Withdrawal, Feathers and All”, najbardziej pogodnej kompozycji z najnowszej płyty. Później poza „The Cloak of Comedy” czy „Thee Art of Libertee” posypały się również utwory z jej poprzednich albumów. Wykonane ze sceniczną elegancją, gracją i nieco w amerykańskim stylu. Jedno jest pewne. W Polsce nie ma drugiej takiej wokalistki, ani zespołu, który tak zgrabnie poruszałby się w takiej mrocznej folkowej stylistyce.


wtorek, 9 lipca 2013

Kompleks Małego Miasteczka jeszcze raz

Przyznam szczerze, że ostatnio niezwykle rzadko zdarza się, aby jakiś zespół zaintrygował mnie swoim występem. A tym chłopakom z Brodnicy się udało. Aż trudno uwierzyć, że razem nie zagrali wcześniej więcej niż dziesięć koncertów. Swój autorski materiał przez ponad rok tworzyli i dopieszczali na domowych próbach. Efekt? Oj, chciałbym usłyszeć młode zespoły, które w tak krótkim czasie są w stanie osiągnąć podobny poziom. Niezwykle przestrzenne, klimatyczne, a przy tym zgrabne granie. Ale po kolei.
Kompleks Małego Miasteczka (Fot. Jakub Dylewski)
Ich koncert w klubie "Lizard King" podczas eliminacji do "Fonografika Young Stage" miał swoją dramaturgię. Instrumentalny początek, rozwinięcie oraz finał. Muzyczne nawiązania do grupy Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach nasuwają się od razu. Zresztą Kompleks Małego Miasteczka otwarcie przyznaje się do fascynacji tym zespołom. Ja dorzuciłbym do tego jeszcze amerykański Explosions in the Sky z czasów "The Earth Is Not A Cold Dead Place". I może jeszcze jakieś dalekie echa Sigur Ros.
Co jest w nich takiego fajnego? Na scenie mają coś, czego brakuje innym zespołom, które rozpoczynają karierę. Sceniczną naturalność. Do tego zgrywający się gitarzyści, którzy rozumieją, że czasem zamiast dźwiękiem lepiej jest zagrać pauzą. Jeden z nich, Kacper Zakrzewski, lubi przy tym sporo kombinować przy efektach dźwiękowych. Dla urozmaicenie sięga czasami nawet po smyczek. I jeszcze Michał Hildebrandt przy mikrofonie. Z frazowaniem i wokalną manierą, która z atutu może stać się i przekleństwem zespołu. Oby jednak nie.
Przyznaję, że nie wsłuchiwałem się w ich teksty, skupiając się o wiele bardziej na muzyce. Tak było również później, gdy po koncercie słuchałem w internecie ich demo. I tutaj zaskoczenie. Kompleks Małego Miasteczka w wydaniu studyjnym i koncertowym, to jakby dwa zupełnie różne zespoły. Dopiero podczas występu nabierają wiatru w żagle. A może po prostu tak bardzo odstawali od reszty uczestników regionalnych eliminacji w "Lizard Kingu"? I na koniec najważniejsze. Średnia wieku tych panów to zaledwie 19 lat! 

Kompleks Małego Miasteczka (Fot. Jakub Dylewski)
Zespół ma już na swoim koncie m.in. Nagrodę Publiczności KATAR-u. Decyzją słuchaczy Programu Trzeciego Polskiego Radia zostali laureatem II etapu konkursu o nagrodę Grand Prix "Seven Festival" w Węgorzewie i 13 lipca wystąpią tam dwukrotnie. Na scenie Grand Prix oraz na Scenie Głównej obok siedmiu innych kapel z Polski. 10 sierpnia zagrają podczas finału "Fonografika Young Stage" w Warszawie. Co jeszcze? Ich utwór "Moja" od maja zajmuje pierwsze miejsce na liście przebojów radia Fala.fm 
Ja życzę im więcej takich kompozycji jak "Burza w kwiaty".

*Kompleks Małego Miasteczka tworzą: Michał Hildebrandt - wokal, Kacper Zakrzewski - gitara, Paweł Knorps - gitara, Marek Orłowski - bas, Witold Wierzbowski - perkusja. Więcej o zespole na ich stronie www  oraz na ich profilu na Facebooku.

piątek, 5 lipca 2013

Kompleks Małego Miasteczka i "Fonografika Young Stage"

Wczoraj w "Lizard Kingu" ponownie miałem okazję zasiadać w jury konkursu muzycznego. Tym razem w regionalnych eliminacjach do "Fonografika Young Stage". Pięć zespołów i tylko jeden wart szczególnej uwagi. Kompleks Małego Miasteczka z Brodnicy. Przyznam szczerze, że byłem niezwykle zaskoczony tym, co ci panowie zaprezentowali w ciągu ok. 25 minut na scenie. Niezwykle przestrzenne, klimatyczne, zgrabne granie. Naprawę fajnie. Jak zobaczycie, że grają gdzieś w okolicy, koniecznie jedźcie. Póki co jeszcze raz gratuluję im, że w tak młodym wieku odwalają taką robotę. Wczoraj pozamiatali, dzięki czemu pojadą na finał "Fonografika Young Stage" do Warszawy. 



O KMM napiszę wkrótce nieco więcej w gazecie i na blogu. 

czwartek, 4 lipca 2013

Tomasz Stańko i jego "Wisława"

- Jesteśmy małym krajem, a sztuka jest pieśnią narodu. To nasz psi obowiązek, aby tą pieśń zaczęto śpiewać wszędzie - mówi  Tomasz Stańko, pierwsza trąbka polskiego jazzu. Opowiada o roli jaką mamy do wykonania jako Polacy oraz o poezji Wisławy Szymborskiej.

- Słuchając Pana najnowszej płyty dedykowanej polskiej Noblistce od razu pomyślałem, że ma Pan doskonałą rękę do dobierania sobie muzyków.

- Prawda, że mi się udało?  Taki "casting" w muzyce jest niezwykle istotny. Zupełnie inaczej brzmiały przecież kwintety Milesa Daviesa z Johnem Coltrane'em, a inaczej z Wayne'em Shorterem. I dlatego muzyków dobieram sobie zawsze bardzo starannie. W Nowym Jorku możliwości miałem sporo. Chodziłem na koncerty, słuchałem opinii... Udało się.

Tomasz Stańko (Fot. T.Bielicki)

- Wbrew pozorom "Wisława" nie jest łatwą płytą. Wymaga sporego osłuchania. I dopiero po którymś razie zaczyna się dostrzegać się jej wszystkie niuanse.

- Jestem zwolennikiem popkultury, ale co zrobić, że komponuję depresyjną, ciężką muzykę. Im mniej jest w niej dźwięków, tym komponuje ją dłużej. Przez szacunek do popkultury staram się, aby utwory były również interesujące, miały wiele kanałów odbioru. Dzięki temu powstaje coś trwałego, z czego jestem zadowolony. Po nagraniu nie słucham już swoich płyt. A jeśli już mi się zdarzy, to musi być jakiś powód.

- Podsuwał Pan swoim muzykom utwory Wisławy Szymborskiej przed jej nagraniem?

- Nie. Realizowałem kiedyś z Krzysztofem Komedą projekt "Jazz i poezja", nie widząc nawet jakie wykorzystano w nim wiersze. To w ogóle nie było mi potrzebne. W tym przypadku jest podobnie. "Wisława" to przede wszystkim muzyka, w której wszystko zależy od lidera. Nawet sama pani Szymborska podczas swojego wieczoru autorskiego, na którym grałem między czytanymi przez nią utworami powiedziała: "Nie wiem jak państwo, ale ja tu przyszłam posłuchać koncertu pan Stańki".

- Szymborska z tego co czytałem, jeśli już, to lubiła tradycyjny jazz. Ellę Fitzegarld, swingowe rzeczy...

- Moim zdaniem jest sympatia do jazzu wynikała z tego, że jako nowoczesna kobieta była otwarta na wszystko. A Ella Fitzgerland była kiedyś w Krakowie takim standardowym symbolem jazzu. Noblistka nie musiała być nawet zbytnio związana z tą muzyką, aby z nią sympatyzować. Myślę, że gdyby wiedziała o powstaniu mojej płyty wcześniej, byłaby bardzo zadowolona.

Tomasz Stańko "Wisława"
- Jazz i poezja lubią się? 

- Granie z poezją to dość trudna sprawa. Zresztą ja nie ufam takim mariażom. Bardziej intrygujące jest dla mnie to, co można zagrać pomiędzy wierszami. Kilka razy miałem już okazję sprawdzi to grając na wieczorkach poetyckich. Poeci mają zupełnie inne brzmienie głosu niż aktorzy. Inaczej czytają, mają inny stosunek do wypowiadanych słów. I nawet gdy się pomylą, to tworzy to dodatkową wartości ich wierszy.

- Podczas jednego z takich spotkań poznał Pan Szymborską? 
- Tak. Za pośrednictwem Jerzego Illiga, który jest wydawcą jej poezji. Poprosił mnie, żebym zagrał w Warszawie na jej wieczorze autorskim. Pani Wisława była z tego bardzo zadowolona. Illig wpadł na pomysł, aby wypuścić nawet nagranie z tego spotkania w specjalnym wydaniu jej wierszy.

- Widział Pan już wtedy, że nagra cały album dedykowany jej twórczości?

- Wtedy jeszcze nie. Po występie z panią Szymborską miałem już jednak parę ciekawych rzeczy. Poprosiłem nawet córkę, aby wysłał mi pliki z tego spotkania jako punkt wyjścia do tworzenia kompozycji. Miałem też kilka starszych utworów jak "Dernier Cri", "April Story" i "Oni", które chciałem koniecznie wykorzystać. Nagle w trakcie pisania dotarła do mnie wiadomości o jej śmierci. To był impuls, który pchnął pracę do przodu. W naturalny sposób postanowiłem poświęcić jej całą płytę. Nagle zacząłem czytać jej wiersze, szukać inspiracji...

- Idąc tym tropem można nagrać kolejny płyty. Inspirowane Czesławem Miłoszem, Zbigniewem Herbertem...

- Można, ale to musi mieć głębszy sens. Nie można sobie tego tak wykoncypować. Jesteśmy małym krajem, a sztuka jest pieśnią narodu. To nasz psi obowiązek, aby tą pieśń zaczęto śpiewać wszędzie.

- Dość mocne słowa.

- Przecież przed II wojną światowa - poza Fryderykiem Chopinem - nie mieliśmy żadnej sztuki, która była światowa. Adam Mickiewicz był tylko nam znanym poetą. Dopiero później zaczęło się to zmieniać. Krzysztof Penderecki, Witold Lutosławski, Czesław Miłosz, Wisława Szymborska, Zbigniew Herbert, Roman Polański, Andrzej Wajda, Jerzy Kawalerowicz, a także Gombrowicz. To jest siła. O Gombrowiczu sporo ostatnio myślę. Chciałbym poświęcić mój kolejny album, podobnie jak kiedyś zrobiłem dedykując "Litania" Krzysztofowi Komedzie. Bo sam Komeda też nie jest tak znany, jak nam się wydaje.

- Lubi Pan manifestować swoją polskość.
- Czuję się Polakiem, ale mój patriotyzm polega na tym, że jestem po prostu Stańką. A formą tego patriotyzmu jest taka właśnie działalność promocyjna. Nie jesteśmy niestety tak silnym narodem jak Francja, Anglia, czy Niemcy, aby promieniować kulturą. Dziś świat pędzi bardzo szybko. Nie wszystkie nazwiska zostaną w historii. Trzeba więc cały czas coś robić. Dla dobra poezji i muzyki, nie dla poklasku. To musi być naturalne.

Nowe płyty z Torunia

Do końca roku dyskografie kilku toruńskich zespołów powinny wzbogacić się o nowe wydawnictwa. Niespodzianki zapowiadają muzycy takich grup jak Sofa oraz Manchester. 

Jako pierwsza za około trzy tygodnie ukaże się druga studyjna płyta Rejestracji. Album "Szkoda słów" będzie zawierał niemal wyłącznie premierowe kompozycje legendy toruńskiego punk-rocka. Co ciekawe wśród gości, których usłyszymy na płycie, znalazł się Robert "Lica" Friedrich, gitarzysta Luxtorpedy, a wcześniej Acid Drinkers. - Normalnie nie chciałbym tego grać, ale będę, bo jeśli to się sprzeda, to chcę na tym zarobić. Po prostu. Wiem, że tylko takie granie sprzedaje się w mediach - opowiadał nieco prowokacyjnie o nowych utworach Rejestracji jej wokalista, Grzegorz "Gelo" Sakerski. 

Rejestracja (Fot. T.Bielicki)
Z kolei bezpośrednio po wakacjach ukaże się debiutancki album Absurdu oraz "Popołudnie", druga płyta - balansującej na granicy folku, piosenki aktorskiej i rocka - grupy Disparates. Na wydanie czeka również wydawnictwo "Tribute to Moskwa" z udziałem kilku toruńskich grup, a także akustyczno-elektryczny koncertowy album MGM. Część nowych płyt jest dopiero na etapie nagrań. W toruńskim studiu trwają m.in. intensywne prace nad trzecim wydawnictwem grupy Half Light, która jako jedyna na lokalnym rynku penetruje elektroniczne przestrzenie. Na dniach do studia wchodzi Kobranocka, aby zarejestrować nową piosenkę, która ma pilotować kolejną płytę.
Na solowymi projektami pracują muzycy Sofy i Manchesteru. Przedsmak tego co będzie można znaleźć na albumie Tomasza Organka, gitarzysty pierwszego z tych zespołów, mogliśmy poznać niedawno podczas koncertu. - Ogólnie mamy dużo pomysłów i energii. Myślę, że najbliżej solowego wydawnictwa jest nasza wokalistka, Kasia Kurzawska. Na jesień chce wydać swoją solową płytę - mówił niedawno Organek w jednym z wywiadów. Kurzawska poza Sofą znana jest m.in. ze współpracy ze Smolikiem. Czym zaskoczy nas solo?

Manchester (T.Bielicki)
Śpiewającymi kobietami zainteresował się Sławomir Załeński, gitarzysta i nadworny kompozytor Manchesteru. Od kilku miesięcy realizuje swój autorski projekt, do którego zaprosił wybrane toruńskie wokalistki. - Lubię bawić się różnymi stylami. Tak samo będzie na płycie. Każda z dziewczyn kojarzy mi się z określonym rodzajem muzyki, a więc dla każdej chciałbym napisać odpowiednią piosenkę – mówi gitarzysta. Równolegle trwają prace nad solowym albumem Macieja Tachera, wokalisty Manchesteru. - Mam piosenki frywolne w stylu The Wings, a także dekadenckie w stylu The Doors - opowiadała niedawno na łamach "Nowości".
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...