niedziela, 27 lutego 2011

Możdżer-Tymański-Staruszkiewicz: Miłości już nie będzie

Bilety na piątkową odsłonę tegorocznej edycji „Jazz Od Nowa Festiwal” nie można było kupić już od początku tygodnia. Wielbicieli jazzu i tych, którzy nie słuchają takiej muzyki na co dzień, zelektryzowało szczególnie jedno nazwisko na festiwalowym plakacie: Leszek Możdżer. Dla tych, którzy znają twórczość pianisty sprzed okresu albumów „Piano” i „Time” ważniejsze było jednak to, że obok nazwiska Możdżera widniało drugie: Tymon Tymański. 
Obaj panowie na początku lat 90. przecierali ścieżki dla yassu, awangardowej odmiany jazzu nowoczesnego. A Miłość - zespół, który wówczas stworzyli – pisząc wręcz encyklopedycznie - na trwałe wpisał się do klasyki gatunku zyskując swoją legendę. Ich ostatni album „Talkin’ About Life And Death” nagrali wspólnie z Lesterem Bowiem 11 lat temu. Później zespół przestał istnieć - Tymański oddał się nowym projektom, a Możdżer rozpoczął karierę solową. 

Leszek Możdżer Fot. T.Bielicki
Teraz wrócili. Zagrali razem jako trio z udziałem Kuby Staruszkiewicza na perkusji. Trzeba przyznać, że przez te ponad 10 lat wiele się w ich grze pozmieniało. Nieprawdopodobnie rozwinął się Możdżer. Za czasów Miłość równoprawny członek zespołu, dziś wyraźny lider, który swoją grą wysuwał się w piątek na pierwszy plan. Tak naprawdę to właśnie on był gwiazdą koncertu pozostawiając w tyle kolegów. Choć brawa zebrał również Staruszkiewicz. 
Zaczęli od „Luke’a the Skywalkera” z debiutanckiej płyty Miłości. Z tego pierwszego okresu ich znajomości zabrzmiało zresztą tego wieczoru więcej utworów. W symboliczny sposób zakończyli koncert wybierając jednak „Incognitora” z solowej płyty Możdżera, co w odniesieniu do całego występu pokazało długą drogę jako przeszedł w swoje karierze pianista. Sporo było w tym występie sentymentalnej podróży wstecz. 
Pamiętam koncert Miłość podczas pierwszej edycji „Jazz Od Nowa”. Już bez Możdżera i po tragicznej śmierci Jacka Oltera. Pod starym szyldem zagrali wówczas Tymański-Trzaska-Grzyb. Wypadło - delikatnie mówiąc - średnio. Pamiętam też inny koncert. Możdżer z projektem Ola Walickiego – Metalla Pretioza. Rozwalili na łopatki. Sobotni koncert w klubie „Od Nowa” pokazał, że dysproporcje między muzykami dawnej Miłości są tak ogromne, że na kolejne albumy ich starej formacji nie ma już co liczyć. 

Poniżej Miłość ze swojej ostatniej płyty w przeróbce "Venus In Furs" Velvet Underground: 

sobota, 19 lutego 2011

Los Angeles Trio "Carissima"

Los Angeles Trio "Carissima"
Kto powiedział, że Toruń z Bydgoszczą nie może nic wspólnie stworzyć? Przykładów jest kilka. Najwięcej na gruncie muzycznym. Wspomnijmy chociażby festiwal "Harmonica Bridge" Sławka Wierzcholskiego i jazzowe koncerty zespołu Los Angeles Trio. Ten ostatni wydał niedawno swoją najnowszą płytę. Tytuł? "Carissima", czyli "Najdroższa". Spis zawartych utworów może budzić lekki uśmiech, ale nie ocenia się przecież albumu bez jego przesłuchania. Zajrzyjmy więc do środka. 
"Ada, to nie wypada", "Sex appeal", "Już taki jestem zimny drań", "Ach śpij, kochanie". Znamy to? Oczywiście. Ale na pewno nie w takich wersjach. Jeśli więc potraficie zanucić te piosenki i spodziewacie się usłyszeć je tak, jak je zapamiętaliście, to nie jest to płyta dla was. Każde z 12 nagrań na płycie brzmi tutaj jak klasyczny jazzowy evergreen. I nie ma się czemu dziwić. Przecież taki Henry Wars mógłby, jak zapewnia kontrabasista Andrzej "Bruner" Gulczyński, przy odrobinie szczęścia zostać polskim Georgem Gershwinem. 
Jest spokojnie i nastrojowo. Muzyka z "Carissimy" nadaje się jednak nie tylko na wieczory z lampką wina, ale również na leniwe niedzielne poranki czy popołudnia. Raz wolno, raz szybciej, ale wszystko na tej płycie płynie. I to w odpowiednim tempie. Na które utwory warto zwrócić uwagę? Przede wszystkim na otwierające album i wspomniane już "Ada, to nie wypada", gdzie panowie Bogdan Hołownia i Józef Eljasz dają subtelny popis swojego kunsztu. O takich nagraniach mówi się "jazz w białych rękawiczkach". I jest ich na płycie więcej. 
Pędzący do przodu "Sex appeal", lekkie "Już taki jestem zimny drań", czy, co może wydać się sporym zaskoczeniem, "Kiedy znów zakwitną bzy" z partię fortepianu pulsującą rytmiką reggae. Oj, ci, którzy lubią takie kojące, nieśpieszne granie, będą do tej płyty wracać wielokrotnie. Warto zaznaczyć, że to już kolejny album, który ukazał się nakładem autorskiego wydawnictwa Bogdana Hołowni "HoBo Records". 
Jest jeszcze jedna kwestia, o której należałoby wspomnieć, a która nadaje bardzo osobisty wymiar tej płycie. Członkowie Los Angeles Trio mieli początkowa nagrać album w hołdzie Erollowi Garnerowi. Plany uległy jednak zmianie. Pod koniec roku zmarła matka Bogdana Hołowni. Pianista zaproponował, aby nagrać płytę, którą mógłby właśnie jej zadedykować. Osobiście wybrał kilkanaście piosenek pochodzących z czasów jej młodości i zaaranżował jazzowo. Powstał wyjątkowy prezent.

Los Angeles Trio, Carissima, HoBo Records. 

czwartek, 17 lutego 2011

Butelka "To mnie wk* * *"

Z cyklu "teledyski". Stare to jest, ale wciąż jare. Butelka jeszcze bez krzyża, ale już z pomysłami. Tym razem w niezwykle poetycki i widowiskowy sposób opowiada co też wyprowadza go z równowagi. Kolejne zwrotki można już tworzyć samemu. 




Butelka, To mnie wkurwia.

wtorek, 15 lutego 2011

StarGuardMuffin "Szanuj"

StarGuardMuffin "Szanuj"
Przyznaję, że sięgnąłem po tę płytę z czystej ciekawości. Zaintrygowany głosem nastolatka, który mimo, że przegrał, to i tak okazał się wygranym trzeciej edycji telewizyjnego programu „Mam talent”. Nikt od początku nie ukrywał, że właśnie na fali tej popularności w ekspresowym tempie wydano jego zespołowi płytę. Ten pośpiech jest zresztą na albumie zatytułowanym „Szanuj” słyszalny na każdym kroku. Ale po kolei. 
Od tekstów na temat palenia marihuany robi się na tej płycie aż duszno. Poza tym nastoletni Kamil Bednarek nie ma wiele ciekawego do powiedzenia. Mogę się jednak założyć, że ci, którzy sięgnęli po ten album, nie liczyli na publicystykę w stylu Kazika Staszewskiego, czy zabawę słowami, którą proponuje chociażby Lech Janerka. Tutaj miał liczyć się przede wszystkim klimat, a ten sprzyja domowej zabawie w gronie szkolnych kolegów. 
„Szanuj” oferuje bowiem obcowanie z młodzieżową wersją muzyki reggae. Dość mało wyrafinowaną i podaną w dosłownej formie. Nic nas tutaj nie zaskakuje  i niewiele zachęca, aby wracać do tych kompozycji kolejny raz. Słychać wręcz wyraźnie, że momentami zabrakło chłopakom ze StarGuarMuffin pomysłów. Są tutaj utwory, które stanowią kalkę poprzednich. I nawet dobra produkcja tego materiału nie uratuje. 
Tak naprawdę największe ożywienie powodują piosenki, które mieli okazję usłyszeć już telewidzowie TVN. Lejące się jak karmel „I” Kurta Nilsena oraz „Tears In Heaven” Erica Claptona. A może po prostu się nie znam, bo jak przystało na telewizyjną gwiazdą Bednarek z kolegami bez trudu zapełnia kluby, a ich debiutancka płyta uzyskała miesiąc temu status podwójnej platyny. Pytanie tylko o czym to świadczy? 

StarGuardMuffin, Szanuj, Lou & Rocked Boys / Rockers Publishing 

środa, 9 lutego 2011

10 przebojów z Torunia - od "Białej flagi" po "Dziewczynę gangstera"

30 lat muzyki rozrywkowej w Toruniu. Zasada prosta. Jeden wykonawca - jeden przebój + okładki płyt, na których dane piosenki ukazały się po raz pierwszy.


1981 - Biała flaga - Republika

"1991"
Tak naprawdę to historia Republiki zaczęła się właśnie od tego utworu.
- 25 kwietnia 1981 roku zagraliśmy nasz pierwszy koncert. Mimo że występ spotkał się z bardzo dobrą reakcją publiczności, nie byliśmy zadowoleni z ówczesnego repertuaru. Oprócz „Białej flagi” wszystkie utwory trafiły wtedy do kosza - wspomina gitarzysta Zbigniew Krzywański.
Później żaden ich występ nie mógł się już bez niej obyć. I choć Republika nagrywała kolejne piosenki, które wspinały się na pierwsze miejsca list przebojów, pierwsze dźwięki „Białej flagi” do dziś powodują mrowienia na karku nie tylko u ich fanów.


1981 - Nocne ulice - Bikini

"Dokument"
Prosty, paroakordowy przebój Zbigniewa Cołbeckiego, który po latach na swojej płycie „Zakazane piosenki” przypomniała grupa Strachy na Lachy.
- Wolę własną wersję, ale mam szacunek dla Grabaża, że odkurzył trochę zapomnianych piosenek z tamtych lat - mówi lider Bikini. - Co do „Nocnych ulic”, to nigdy nie połączyłbym ich z czymś w rodzaju irlandzkiego folku i rocka, bo tak tę interpretację Strachów odebrałem.
Piosenkę miała okazję dwukrotnie wysłuchać publiczność legendarnego festiwalu w Jarocinie w 1982 i 1983 roku.


1982 – Wariat - Rejestracja

"Uwolnij się"
„Nietolerancja jest cechą głupców/Głupota jest mądrością, czy mądrość jest głupotą?” - śpiewał Tomasz „Gelo” Sakierski, a fani Rejestracji w połowie lat 80. wypisywali ten tekst w przejściach podziemnych i na murach domów w całej Polsce. Utwór zagościł również w filmie fabularnym Pawła Karpińskiego „To tylko rock”. We fragmencie, w którym zagrała Rejestracja, wokalista przebija się z mikrofonem przez tłum fanów na scenę. Utwór wciąż robi wrażenie. Bez „Wariata” w swoim repertuarze nie mogła funkcjonować żadna początkująca kapela punkowa.


1987 - Spacerologia - Mariusz Lubomski

"Śpiewomalowanie"
Piosenka doskonale pokazuje styl muzyczny toruńskiego barda, któremu wokalista nadal pozostaje wierny. A frazy w stylu „Mam ręce w kieszeniach, a kieszenie jak ocean” to dziś już niemal klasyka.
- Piosenka narodziła się w 1987 roku, kiedy przez miesiąc mieszkałem w Warszawie - mówi Mariusz Lubomski. - Sławek Wolski, który jest autorem tego tekstu, przysłał mi go ze Szwajcarii. Przeczytałem i wpadłem w zachwyt. Od razu zabrałem się za muzykę. Najpierw powstały zwrotki. Później długi czas nie wiedziałem co zrobić z refrenem.


1989 - Jestem chory na bluesa - Nocna Zmiana Bluesa

"Chory na bluesa"
Hymn wszystkich miłośników muzyki, która narodziła się w delcie Missisipi. Dla lidera Nocnej Zmiany utwór był tak ważny, że jego pierwsze cztery takty wytatuował sobie na ramieniu. Opowiada o początku miłości Sławka Wierzcholskiego do bluesa. Choć nie do końca wiernie.
- Utwór rozpoczyna się od słów: „14 października 70. rok/A w radiu ta muzyka. To był prawdziwy szok”. Gdybym napisał np. „3 kwietnia 73. rok”, to nie zgadzałaby się liczba sylab w wersie - tłumaczy wirtuoz harmonijki. - Dla potrzeb utworu zostało to trochę zmienione. W rzeczywistości była to połowa lat 70. Byłem wtedy uczniem szkoły średniej. Jest to moje wyznanie wiary w bluesa.


1990 - Kocham Cię jak Irlandię - Kobranocka

"Kwiaty na żywopłocie"
- Przeważnie jesteśmy identyfikowani tylko z tym jednym z utworem. Bardzo lubię grać „Irlandię”, ale nienawidzę słuchać tej wersji, która znalazła się na płycie „Kwiaty na żywopłocie” - mówi Andrzej „Kobra” Kraiński. - Fani chwalą, że to bardzo dobry utwór, ale pytają, dlaczego... seplenię. Wszystko przez to, że realizator dźwięku chciał wygładzić moje „sz” i „cz”.
Kilka lat temu wobec narastającej fali polskich emigrantów ma Wyspach Brytyjskich piosenka nabrała w zupełnie nowego znaczenia. Utwór podczas koncertów najczęściej rozbrzmiewa dopiero na bis. W swojej karierze Kobranocce zdarzyło się go wykonywać nawet z... orkiestrą.


1992 - Jako mąż i nie mąż - Atrakcyjny Kazimierz


"Prawdziwa miłość"
- Tekst, tak jak w przypadku wszystkich piosenek Atrakcyjnego Kazimierza, napisał mój brat Rafał. Nie wyobrażam sobie tego zespołu bez niego - podkreślał wielokrotnie w wywiadach Jacek Bryndal. - W kraju toczyła się wówczas dyskusja dotycząca aborcji. Dziś piosenka nie straciła nic ze swojej aktualności. „Jako mąż i niemąż” można odbierać jako odnośnik do wszystkich seksafer z ostatnich lat.
Niewiele osób wie, że nie byłoby tego przeboju, a nawet całego Atrakcyjnego Kazimierza, gdyby nie 60. urodziny ojca Jacka, czyli Kazimierza Bryndala. To właśnie z tej okazji jego synowie postanowili założyć zespół i zaprezentować podczas rodzinnej imprezy premierowy materiał.


2005 - Gdybyś wiedział - Toronto

"Miasto"
Utwór, który już z założenia powinien być przebojem. Popowa melodyjność z tekstem Kasi Nosowskiej. Piosenkę zgłoszono na Festiwal w Opolu 2005, dzięki czemu po długiej przerwie Toruń znów zaistniał na muzycznej mapie Polski. Niestety, sukcesu osiągnąć się nie udało. Po rozpadzie Toronto bracia Sławomir i Dariusz Załeńscy założyli Manchester, w którym grają do dziś. Realizują tam swój przepis na hity:
- Najważniejsza w piosence jest linia melodyczna. Trzeba do tego podejść matematyczne. Linia musi być sinusoidalna - zdradza Sławek Załeński.


2008 - Dekoder TV Trwam - Butelka

"Demonarchia"
Kompozycja zapewniła grupie sporą popularność w Internecie. Teledysk, w którym zakonnice pedałują na rowerach bez siodełek nadal cieszy się niesłabnącą popularnością na YouTube. Butelka uwielbia prowokować, a ojciec Tadeusz Rydzyk nie ma z zespołem łatwo.
- Staram się podsyłać do Radia Maryja nowe teledyski. Chciałbym, aby byli tam na bieżąco z naszą twórczością. Nigdy nie było jednak żadnego odzewu - mówi wokalista Grzegorz Kopcewicz. - Co zrobić, gdy przestanie działać dekoder TV Trwam? Trzeba dzwonić do rozgłośni. W żadnym wypadku nie wolno tego zignorować.


2008 - Dziewczyna gangstera - Manchester

"Manchester"
Ta dość prosta historia o tym, że dziewczyny bardziej wolą zbirów niż porządnych facetów wygrała w 2008 roku konkursie „Trendy” na Festiwalu Top Trendy w Sopocie. Utwór jeszcze bardziej powiększył dotychczasową popularność grupa, która dzięki udziałowi w telewizyjnym „Mtv Rockuje” wyszła wówczas już poza region. Na koncertach nastolatki krzyczały jak za czasów legendarnego The Beatles, na scenie lądowała bielizna, a bywało, że basista Manchesteru po koncertach składał autograf na piersiach. Na fali tej popularności zespół w tym samym roku wydał swoją debiutancką płytę.


2011 - ?

Los Angeles Trio: Jest już nowa płyta "Carissima"

Los Angeles Trio
Andrzej "Bruner" Gulczyński, kontrabasista Los Angeles Trio opowiada o nowej płycie toruńsko-bydgoskiego zespołu zatytułowanej "Carissima".

- Zaryzykuję stwierdzenie, że nie byłoby Los Angeles Trio i tej płyty, gdybyś nie pokazał kiedyś Bogdanowi Hołowni pochodu bassowego do jednego z jazzowych standardów.

- To było "Autumn Leaves". Ale trudno stwierdzić, czy tak naprawdę nasza przygoda od tego się zaczęła. Wcześniej razem mieszkaliśmy przy tej samej ulicy. Razem chodziliśmy do tej samej szkoły. Nasze losy wciąż się krzyżowały. Kiedy podjąłem pierwszą pracę w nieistniejącym już dziś klubie "Millenium", Bogdan mieszkał obok. Namawiałem go, aby przyszedł kiedyś zagrać w jednym z zespołów. Powiedział "Idę teraz do wojska, ale jak wrócę, to się zgłoszę". I rzeczywiście przyszedł. Skład był niesamowity. Bogdan na fortepianie, Tomek Kamiński na skrzypcach, Jacek Pawlikowski na gitarze. I ja. Zespół nazywał się Progres.

- Gracie już razem ok. 20 lat. Jesteście jeszcze w stanie zaskakiwać się czymś na scenie? 

- Oj, pewnie. Mam nadzieję, że mimo wieku wciąż się rozwijamy. Bodzio najwięcej nas zaskakuje. Na każdą próbę potrafi przynieść nowe nuty tych samych utworów. Bo coś przemyślał, coś zmienił... Nie ma łatwo (śmiech).

- Po co Wam teraz te nagrania utworów z czasów waszych mam, a moich babć? 

- Początkowo mieliśmy pomysł, aby nagrać płytę ku pamięci pianisty Erolla Garnera. Jego stylistyka nawiązuje bowiem do tego, czemu my hołdujemy jako zespół. Stało się jednak inaczej. Jesienią ubiegłego zmarła mama Bogdana, a on zaproponował, aby nagrać album, który mógłby poświęcić jej pamięci. Wyszukał kilkanaście utworów z czasów jej młodości. Tak narodziła się "Carissima", której tytuł oznacza "najdroższa".

- Dobór piosenek jest dość zaskakujący... 

- Kilka pochodzi jeszcze sprzed II wojny światowej. Kilka powstało już po wojnie. Henryk Wars, Władysław Szpilman... Aż po utwór Ewy Demarczyk, który w tym zestawieniu można potraktować niemal jak muzykę współczesną.

- Najbardziej zaskoczyło mnie, że takie utwory jak chociażby otwierający album "Ada to nie wypada" brzmią świeżo i niezwykle jazzowo. 

- Nie wierzyłem, że nagranie takiej płyty jest możliwe. Nagle okazało się, że utwór "Groszki i róże" Ewy Demarczyk, który pamiętam z czasów czarno-białej telewizji, może zabrzmieć jazzowo. Zacząłem szukać informacji o tych piosenkach. Nie widziałem, że np. Henryk Wars, twórca "Sex appeal" i "Już taki jestem zimny drań" po wojnie wyemigrował do Ameryki. Regularnie tam komponował, a jego piosenki śpiewali amerykańscy piosenkarze. Był prawie jak George Gershwin. Utwory z "Carissima" też potrafią zaskoczyć.

Los Angeles Trio, Carissima, HoBo Records 2010.

poniedziałek, 7 lutego 2011

Film o Bikini: Rozmowy, zdjęcia...

Zbigniew Cołbecki (Bikini)
Kazik Staszewski, Ania Staszewska (Kamińska), Violetta Wereńska (Falecka) oraz „Czarny”, basista pierwszego składu Bikini. Lista osób, które zgodziły porozmawiać z nami przed kamerą jest już coraz dłuższa. Wojtek Budny namówił ich będąc w miniony czwartek w Warszawie. Materiał jest już nagrany. Wkrótce zabieramy się za przepytywanie toruńskich muzyków. Temat przewodni - wiadomo - Bikini. Praca wre. 
W weekend oglądaliśmy na szybko surówki, które Wojtek zgromadził na kasetach. Jest tego trochę. Z samego pobytu Zbyszka w Anglii mógłby powstać oddzielny dokument. Mamy kilkanaście pomysłów jak to wszystko wykorzystać. Wczoraj przeglądałem także fotograficzne archiwum lidera Bikini. Zdjęcia z dzieciństwa, z koncertów, cała toruńska załoga z lat 80. „Sawana”, Ciechowski, ślub „Maxa”, który wymyślił nazwę zespołu. Fotograficzne rarytasy, które jeszcze nigdy nie były publikowane. Ikonografia się poszerza. 

Więcej o filmie tutaj


środa, 2 lutego 2011

Kasia Kowalska "Moja krew"

Kasia Kowalska "Moja krew"
Takich wydawnictw w tym roku będzie prawdopodobnie więcej. Kasia Kowalska jest jednak pierwsza. Już w grudniu z okazji tegorocznej 10. rocznicy śmierci Grzegorza Ciechowskiego oraz 30. rocznicy debiutanckiej płyty Republiki nagrała album z własnym interpretacjami piosenek autora „Białej flagi” i „Sexy doll”. Przesłuchałem tej płyty kilkanaście razy i to dosyć uważnie. Przyznam, że kilka razy walczyłem ze sobą, aby dotrwać do końca. 
Kabaretowa (sic!) „Republika”, transowy w swoim finale „Obcy astronom”, czy bliższe estetyce Katarzyny Groniec niż Kowalskiej „Nieustanne tango”. O ile Kazik Staszewski może pokusić się, aby być przez moment zanucić piosenki Kurta Weilla, to już Kowalska powinna mocno zastanowić się przed przejściem scenicznej metamorfozy. Czasami można nawet odczuć, że sama nie do końca czuje, to co śpiewa („Tak, tak…to ja”). 
Dziwna jest ta płyta. Płaska. Z klimatów Republiki i jej myślenia o muzyce nie ma tutaj za wiele. Brakuje tego niespokojnego dreszczu, który towarzyszy słuchaniu każdego Republikańskiego wydawnictwa. Ale czy o to chodziło? Przy okazji „Mojej krwi” Kowalska zaprosiła do współpracy muzyków młodszych od niej o dekadę. Chciała we własny sposób odkryć potencjał piosenek Grzegorza Ciechowskiego. Przeinterpretować je na nowo.  
Dla kogo jest ta płyta? Fani Republiki przesłuchają jej może z dwa razy i wrócą do oryginałów, a miłośnicy dotychczasowej twórczości Kasi Kowalskiej wyjdą ze spotkania z „Moją krwią” lekko skonfundowani. Gdzie jest ta dziewczyna, która w 1994 roku nagrała doskonały debiut „Gemini” i przywróciła wiarę w polskie wokalistki na rodzimej scenie. No i po co jej teraz ta maska w wymalowane biało-czarne pasy? 

Kasia Kowalska "Moja krew"
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...