sobota, 23 lipca 2011

Toruńskie Gwiazdy 2011

Ponad sześciogodzinny koncert w fosie zamkowej pokazał, który zespół tak naprawdę liczy się na lokalnej scenie. Kto zwyciężył, a kto poległ?

30. rocznica powstania Republiki oraz 10. rocznica śmierci Grzegorza Ciechowskiego zobowiązuje. Dlatego też tegoroczna edycja „Toruńskich Gwiazd” miała szczególny charakter. Poza najnowszym projektem Sławka Ciesielskiego – Porananas (gdyby zmienić ich klawiszowca i drugą wokalistkę, to jeszcze dałoby się z tego coś zrobić) oraz Atrakcyjnym Kazimierzem pozostali wykonawcy zaprezentowali się w republikańskich przebojach. 

Atrakcyjny Kazimierz (Fot. T.Bielicki)
Kobranocka zabrała się za „Paryż-Moskwa” oraz „Kombinat”. Ostro, rockowo. Ci panowie od wielu lat wiedzą co robią, a nazwa ich zespołu to sprawdzona marka. Tacy toruńscy The Rolling Stones. Poprzeczka podniesiona do góry już samym początku. Później było już nieco słabiej. Rafał „Zwierzak” Zieliński, Zagadka, przesadnie rozemocjonowane „Nie pytaj mnie” Sławka Uniatowskiego, a także punkowa profanacja „Białej flagi” w wykonaniu Aberdeenu (jeśli nie ma się pomysłu na utwór, to może lepiej byłoby się w ogóle za niego nie zabierać?)
I nagle prawdziwa muzyczna perełka. „Śmierć na pięć” Ergo. Pięknie, panowie, to sobie wymyśliliście. Do tej pory poza Republiką, najlepszą wersje tego utworu – graną slidem na gitarze - słyszałem w wykonaniu Wojciecha Waglewskiego. A tu taka niespodzianka . I to w wykonaniu zespołu, który nie pokrywa się w zasadzie z moim muzycznym gustem. Akustyczny oddech przy „Reinkarnacjach” MGM i lecimy dalej. 
Metalowy patos miał tego dnia tylko jedno imię. Butelka. Rozpościerający dłonie niczym czarny Jezus podczas ostatniej wieczerzy. Podczas muzycznej komunii zaserwował publiczności „Prąd”, „My lunatycy” oraz Prośbę do następcy”. Choć do śpiewu Grzegorz Kopcewicza można mieć spore zastrzeżenia, to trzeba przyznać, że za każdym razem robi wyśmienity show, przed którym moherowe babcie przestrzegają swoje wnuczki. 


Oksana Predko z Toronto (Fot.T. Bielicki)

Tuż po nim Grajek. Takie wersji „Mamony” to chyba nikt jeszcze nigdy nie słyszał. Polski beatbox w najlepszym wydaniu. Ten gość jest naprawdę niezły. Problem mam tylko z Half Light, który pojawili się na scenie zaraz po nim. Grupa Krzysztofa Janiszewskiego swoim oryginalnym podejściem do twórczości Republiki zdecydowanie wyróżniała się na scenie. To pewne. Po trzech utworach można się było jednak poczuć zmęczonym. Bardzo. A 29 sierpnia wydają całą taką elektroniczną płytę. 
Wspólny występ Tomasza Cebo z Tomkiem Organkiem z czystej sympatii przemilczę. Kto zaprezentował się jeszcze? Manchester. Zagrali przyzwoicie. Ubolewam jedynie, że to już zupełnie inny zespół niż kiedyś (zobaczymy czy przy okazji ich drugiego albumu potwierdzi się coś z tego, co mówili przy swojej pierwszej płycie). Tuż przed wielkim finałem reaktywowane Toronto z Oksaną Predko. Naprawdę ogromna szkoda, że nie grają już razem. Predko pod własnym nazwiskiem szykuje za to solowy projekt w stolicy. Jeszcze o niej usłyszymy. 
Na zakończenie. Grzegorz Walczak i Sławek Uniatowski w „Tu jestem w niebie”. I koniec.

"Sexy doll" w wykonaniu Toronto.

Nie wypada nie wspomnieć, że koncert „Toruńskie Gwiazdy” jest co roku okazją do przyznania muzycznych wyróżnień. Tytuł „Płyty Roku” trafił do Rejestracji za ich koncertowy album „Live HRPP”. Tak naprawdę sukces tego albumu to również zasługa toruńskiego wydawcy Dariusza Kowalskiego, który niestrudzenie wierzy w potencjał i siłę toruńskiego rocka. I chwała mu za to. „Nadzieję Roku” została wybrana grupa Burn, a „Zespołem Roku” jedna z proprezydenckich grup muzycznych z Torunia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...