niedziela, 26 maja 2013

Szczerbate Zajączki i ich debiut

Szczerbate Zajączki
Pianista Bartek Staszkiewicz realizuje się na kilku muzycznych polach. Od dekady z macierzystą Sofą, a ostatnio również z Mariuszem Lubomskim. Szczerbate Zajączki, które są jego najnowszym pomysłem muzycznym nie są pierwszym jazzowym projektem, który współtworzy. Wcześniej był Staff, kwartet w ramach którego zrealizował m.in. fascynujący koncertowy projekt z chórem z Sejn. Teraz jest trio. Z Robertem Rychlickiem-Gąsowskim na kontrabasie i Wojtkiem Zadrużyńskim na perkusji. Efekt? 
Szczerbatych Zajączków na żywo jeszcze nie słyszałem. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po ich pierwszy studyjny krążek. Sam nie wiem czemu po okładce przypominającej nieco powielone logo komiksowego Punishera (a tak naprawdę nawiązujące do instrumentarium członków zespołu) spodziewałem się czegoś w stylu debiutanckiej płyty Niechęci. Otrzymałem jednak coś innego. Delikatnego. Wrażliwego. Czegoś co w lirycznych momentach może nawet nasuwać skojarzenia z twórczością Jana A.P. Kaczmarka. 
Sporo jest w tej muzyce przestrzeni i pauz, a co za tym idzie każdy dźwięk jest przemyślany i ma w tych kompozycjach swoje uzasadnione miejsce. Panowie rozpędzają się, aby za chwilę zwolnić, bawią rytmem… Na warsztat biorą dwa standardy. Słynne „Blues skies” Irvinga Berlina oraz „Blue bossa” Kenny’ego Dorhama, w którym nawiązują do słynnej „Girl from Ipanema” Antonio Carlosa Jobima. Bardziej intrygująco wypadają jednak w swoich własnych kompozycjach. W których szczególnie? 
Nie ma na tej płycie utworów autorstwa Szczerbatych Zajączków, które odstawałyby od reszty.  Przy słuchaniu „Polubiłem filmy, w których wszystko dobrze się kończy” świat wokół nagle niebezpiecznie zwalnia. Bartek Staszkiewicz zdradza tu jednocześnie swoją umiejętność konstruowania wpadających w ucho tematów. Są i warte uwagi „Godziny” , i  otwierające album „Wojaże Voyagera”. Jednak to takie kompozycje zespołowe jak wieńczące płytę „Lustrzane zajączki” pokazują moim zdaniem potencjał tej grupy. Dzięki swojej różnorodności stanowią wizytówkę zespołu i chciałoby się ich słuchać więcej i więcej. 
Bardzo gustowne jest to wszystko. Czyste. Jakby zagrane w białych rękawiczkach. Jedyne czego brakuje mi w tej muzyce, to może nie tyle szaleństwa, co jeszcze więcej młodzieńczej odwagi w kreowaniu muzycznych przestrzeni. Bo słychać, że Szczerbate Zajączki stać na to, aby pójść o kolejny krok dalej. Z tym większą ciekawością będą czekał na ich drugą płytę. 

Szczerbate Zajączki, Szczerbate Zajączki, Toruń 2013. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...