Sofa "Hardkor i disko" |
Zaryzykowali i to bardzo mocno. Słuchaczom zafundowali muzyczną podróż po nowoczesnych rytmach i brzmieniach, a recenzentom twardy orzech od zgryzienia.
Zawsze ceniłem sobie zespoły, które nie poprzestawały na nagraniu jednego udanego albumu, by go potem wciąż kalkować, ale - ciągle nienasycone - rzucały się w wir muzycznych poszukiwań i eksperymentów. I zapewne taka była Sofa w przeddzień rozpoczęcia nagrań na swój trzeci album, zatytułowany „Hardkor i disko”. Głodna kreowania nowych studyjnych brzmień i zafascynowana możliwościami, jakie daje praca z użyciem elektroniki. Co z tego wyniknęło?
Szczerze? Płyta wywołuje mieszane uczucia. Odnajdziemy tutaj przyciągające uwagę kompozycje, jak i piosenki, które powodują, że palec niebezpiecznie kieruje się do przycisku „następny”. Królują syntetyczne brzmienia i dyskotekowe rytmy. W tej kwestii ekipie z Torunia nie można odmówić odwagi. Zaryzykowała bowiem tym albumem wszystko to, co udało jej się wypracować do tej pory. Wygrała lub poległa - po połowie.
Świetny radiowy, rozpędzony refren w „Egzorcyzmach Emily Rose”. Ciekawy „Bloodshed” ze wstępem na melodię „Panie Janie, niech pan wstanie”, przyjemnie lejący się „Clutter”. A reszta? Zwrotka „Obrażeń wewnętrznych” jest jak ze zbioru odnalezionych piosenek Bogdana Łyszkiewicza. Dostajemy akustyczne i wpadające w ucho „On nie mówi”. A potem irytujący dyskotekowy rytm w „Serpentyny i mydlane bańki” i dubstep, a nawet techniawka w „Headlights”. Co to, kurde, jest? Scooter?
Muzykom Sofy nie mogę wybaczyć przede wszystkim dwóch rzeczy. Po pierwsze, że zamiast rozbrzmiewającej od dłuższego czasu na koncertach anglojęzycznej wersji „Boys” na płycie umieścili rodzimych „Chłopców”. Rozumiem, że zespół za wszelką cenę chciał, żeby na płycie było więcej piosenek, które nie będą po angielsku. Powinien jednak pamiętać, że to, co doskonale sprawdza się w języku obcym, nie zawsze uchodzi śpiewać po polsku. A w „Chłopcach” zabrzmiało banalnie.
Druga sprawa to singel, pilotujący ten album. Zdecydowano się postawić na koszmarek, zatytułowany „Hardkor i disko”. Jeśli miało być zabawnie, to, przepraszam, nie wyszło. Jeśli słyszeliście ten utwór w radiu i zupełnie nie przypadł wam do gustu, proszę się nie przejmować i sięgnąć po całą płytę. Są na niej ciekawsze rzeczy. A już szczególnie, gdy do świetnej Kasi Kurzawskiej i Tomka Organka dołącza raperujący MC STUB. Muzyka nabiera wtedy rozpędu i wskakuje na piąty bieg.
Bardzo lubię twórczy eklektyzm w muzyce. A niezależnie od wszystkich mankamentów, Sofie udało się właśnie taki album nagrać. Odważny i nowoczesny. Grupa nie dała się tą płytą zaszufladkować i zafundowała muzycznym recenzentom i blogerom twardy orzech do zgryzienia. Wystarczy trochę poczytać, co wypisuje się o tym albumie na forach i portalach w sieci. Każdy odnajduje na nim coś zupełnie innego. I o to chodzi.
Sofa, Hardkor i disko, EMI 2012.
Ocena: 3,5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz