środa, 2 września 2015

Kobranocka ma 30 lat

- Kiedy usłyszałem „Satisfaction” The Rolling Stones to już wiedziałem co chcę robić w życiu. Byłem wówczas w przedszkolu. Miałem wtedy wizję, że stoję w centrum sceny, a po bokach moi wujkowie - opowiada Andrzej „Kobra” Kraiński -  I stało się.

Kobranocka dziś to: Jacek Moczadło - gitara, Piotr Wysocki - perkusja, Jacek Bryndal - bas i śpiew; Andrzej Kraiński - gitara i śpiew (Fot. Mariusz Skiba)

„Kobra” ma dziś 51 lat, z czego 30 spędził na scenie z Kobranocką, jednym z ostatnich autentycznych bastionów rocka na polskiej scenie; pełnej dziś sezonowych gwiazdek i rock-popowych mielizn. - Kiedy powstawał ten zespół, nikt z nas nie zakładał takiej długowieczności. Żartowaliśmy, że przecież nie będziemy grać jak Beatlesi mając po 40 lat. I popatrz... - mówi. - Nie potrafię robić niczego lepiej, ale dobrze się z tym czuję. Póki starcza mi sił, nie chcę tego zmieniać. Z każdym koncertem wychodzę na scenę z poczuciem, że mam dla kogo. Bywało, że wielokrotnie załamywałem się, bo wiązałem zbyt duże nadzieje z poszczególnymi płytami. Od 20 lat nie przywiązuję już do tego wagi. Cieszę się z tego, co mam.

Jego zespół od lat wydeptuje własną muzyczną ścieżkę wypełnioną takimi szlagierami jak  „Ela, czemu się nie wcielasz”, „Póki to nie zabronione”, „Hipisówka”, czy najczęściej goszczącym w radiu „Kocham Cię jak Irlandię” (utwór wykorzystano m.in. w reklamie whisky „Bushmills”).  - Przez 90 proc. społeczeństwa Kobranocka kojarzona jest wyłącznie z tą balladą - mówi Andrzej Kraiński. - Lubię ją grać, ale nienawidzę słuchać wersji, która znalazła się na studyjnej płycie. Nawet Marek Niedźwiecki pytał w radiu dlaczego kiedy śpiewam, to seplenię? TO zasługa realizatora dźwięku, który chciał wygładzić moje „sz” i „cz”. Bywa, że jak rozpoznają mnie w knajpie, to chcąc zrobić mi przyjemność, puszczają właśnie tę piosenkę. 

Marzec lub kwiecień 1986 roku. Pierwszy koncert Kobranocki w rodzinnym Toruniu. (Fot. Archiwum Andrzeja Kraińskiego)

Zanim narodziła się Kobranocka był Latający Pisuar, który święcił triumfy na kultowym Balu Plastyka w toruńskiej „Od Nowie”. Krótko później Grzegorz Brzozowicz, ówczesny kierownik warszawskiego klubu Riviera-Remont, zaprosił grupę na festiwal „Poza kontrolą”. - Uznaliśmy, że jako Latający Pisuar nie zrobimy oszałamiającej kariery w mediach - opowiada „Kobra”. - Ordynat Michorowski (autor większości tekstów Kobranocki - przyp red.)  rzucił kilka propozycji nowej nazwy. Formacja Rzuć Się Pod Pociąg, grupa Bydlę... Wśród nich była też i Kobranocka. Genialna nazwa, której pochodzenie milion razy próbowałem wyjaśnić obcokrajowcom. Bezskutecznie. Pod tym szyldem zadebiutowaliśmy w Warszawie 30 sierpnia 1985 roku. 

Słynne logo zespołu zaprojektował toruński plastyk Lech Tadeusz Karczewski. - To była śmieszna historia. Przyszedł do mnie „Kobra” w takich swoich charakterystycznych spodniach o kolorze sałatkowej zieleni i w czarne pasy. Zapytał czy zrobiłbym logo dla jego nowego zespołu. Miał tylko jedno zastrzeżenie. Miałem w nim wykorzystać taki sam kolor jakim miały wtedy jego spodnie - wspomina. - I zaprojektowałem. Czarny napis z wybuchającym literami na zielonym tle. 

Andrzej Kraiński, Michał Zaborowski, Jacek Bryndal, Piotr Wysocki. Rok 1987/1988, Spodek Katowice. (Fot. Archiwum Andrzeja Kraińskiego)

Po debiutanckim koncercie ukazała się pierwsza ogólnopolska recenzja pióra Marka Wiernika. Pisano w niej o genialnym połączeniu punka i saksu. - Jak to przeczytałem, to prawie się popłakałem - wspomina z sentymentem „Kobra”. Krótko po tym Kobranocka ruszyła we wspólną trasę z początkującym wówczas niemieckim zespołem - Die Toten Hosen. Muzykę z ich „Armee Der Verlierer” pożyczono do „I nikomu nie wolno”, kolejnego wielkiego przeboju Kobranocki.  - Oni jeździli własnym busem, a my za nimi pociągami. Takie to był czasy - opowiada. - Wspólne imprezy? Cały czas. Po występie w Toruniu wróciliśmy nad ranem, a koncert, który odbywał się tego dnia w Warszawie położyliśmy. I oni, i my.

Nie byłoby Kobranocki, gdyby nie przyjaźń Andrzeja Kraińskiego z Jackiem „Szybkim Kazikiem” Bryndalem. To właśnie on nauczył „Kobrę” pierwszych akordów na gitarze. Znali się ze szkoły podstawowej. Wspólnie zakładali pierwsze zespoły: Imprezę Dla Chętnych, Fragmenty Nietoperza... - ...  i wiele zespołów bez nazw, które rozpadały się zaledwie po dwóch próbach. Spotykaliśmy się u mnie w domu, bo miałem pianino. Zdejmowaliśmy jego osłony i próbowaliśmy wydobywać dźwięki w eksperymentalny sposób - opowiada „Szybki Kazik”. - „Kobra” nigdy nie mógł usiedzieć w miejscu. Co chwilę ogarniały go nowe pasję, które równie szybko porzucał. Chciał był hokeistą, tenisistą...  I był. Do czasu aż się tym znudził.

Jacek Perkowski, Jacek Bryndal, Piotr Wysocki, Andrzej Kraiński (Fot. Archiwum Andrzeja Kraińskiego)

Olbrzymi wpływ na „Kobrę”, jak i na losy całej Kobranocki, miał Grzegorz Ciechowski. To właśnie on zaraził Kraińskiego literaturą i nowofalową muzyką. To on poznał go z Ordynatem Michorowskim, wspomnianym już wcześniej autorem tekstów zespołu, wówczas psychiatrą, który pomógł „Kobrze” wykręcić się od wojska. - Miałem tysiąc głupich pomysłów na to, aby nie dać zamknąć się w koszarach. Łącznie ze wstrzyknięciem sobie żółtaczki - mówi. - Nagrany przez Ciechowskiego lekarz tylko na mnie spojrzał i od razu stwierdził „Podejrzewam depresję endogenną”. Do dziś nie wiem co to znaczy. Do wojska nie poszedłem.

W styczniu 1986 roku Ciechowski zawiózł cały zespół swoim maluchem na pierwszą sesję nagraniową do Bydgoszczy. - Jechaliśmy tym samochodem w pięciu. Do dziś nie wiem jak to było możliwe. I jeszcze trzymaliśmy jego nowe klawisze - Yamaha DX7. Grzegorz zagrał wówczas z Kobranocką całą sesję, o czym chyba nikt nie wie. Pierwsze surowe wersje „I nikomu nie wolno” i „Póki to nie zabronione” z jego udziałem puszczano nawet w Trójce. Wszystkie numery znalazły się później na naszej pierwszej płycie, ale jeszcze raz zostały nagrane. Wszystkie oprócz „Ameryki”. - Tylko ja mam ten kawałek wypalony na kompakcie - opowiada. - Jak to leciało?  „Jak ten diabeł w nas pierdolnie/ Będzie wreszcie po wojnie”.



Choć inne zespoły polskiego rocka rozpadały się, zawieszały działalność, Kobranocka wciąż bez przerw podąża rock’n’rollową ścieżką zapoczątkowaną 30 lat temu. „Kobra” poza nagraniem siedmiu studyjnych płyt z macierzystym zespołem udzielał się również w innych projektach. Jego gitarę można było usłyszeć m.in. Różach Europy, Atrakcyjnym Kazimierzu, Farben Lehre, General Electric, Butelce, The Svendsen Singers. Zaśpiewał alternatywną wersję „Mojej i Twojej nadziei” na debiutanckim albumie Heya, a w ostatnich latach zagościł też na płycie Yugopolis. Z okazji jubileuszu 6 września Kobranocka zagra z gośćmi koncert w hali widowiskowo-sportowej w Toruniu.

Z okazji swojego jubileuszu Kobranocka przygotowuje także specjalne 2-płytowe wydawnictwo, na którym oprócz zbioru najbardziej znanych przebojów, znajdzie się również pięć premierowych kompozycji. Co ciekawe po raz pierwszy jako autorzy tekstów zadebiutują w Kobranocce perkusista Piotr Wysocki oraz postać ukrywająca się pod pseudonimem Dr Bełt. Utworem promującym to wydawnictwo w radiu będzie "Jeżdżę na rezerwie", którą Kobranocka nagrał kiedyś z Januszem Panasewiczem przy mikrofonie w ramach projektu Cisi Mnisi. Po latach kompozycję nagrano ponownie z "Kobrą" na wokalu. Miałem już okazję posłuchać części tych nagrań. Brzmią świetnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...