poniedziałek, 22 grudnia 2014

Po prostu Ser Charles

Okładka płyty Ser Charles
Toruński laureat nagrody radiowej Trójki w kategorii sztuki wizualne przyzwyczaił nas już do tego, że lubi angażować się w wiele niekonwencjonalnych projektów. Wysadzał już w powietrze martwe kurczaki, w galeriach wystawiał sztuki mięsa, a w międzyczasie ratował od śmierci stare neony. W Ser Charlesie daje upust swoim muzycznym ciągotom. Na ballady nie mamy tutaj co liczyć.  

Debiutancka płyta Ser Charlesa przynosi trzydzieści siedem minut nagrań. To szesnaście krótkich piosenek. Tak krótkich, że zanim człowiek zdąży się na dobre wciągnąć w snutą przez Kornackiego poetycką opowieść, to zdąży się ona już skończyć. I trzeba tej płytę włączyć ponownie. Jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz. Nie wiem czy można się od tych nagrań uzależnić, ale na pewno nie można obok nich przejść obojętnie. Uwagę przykuwa zwłaszcza język lidera, który flirtuje ze słuchaczem na granicach absurdu i prowokacji. 

Kornacki lubi bawić się rymami i wieloznacznością stosowanych pojęć. Łączy w wersach wyrazy o podobnym brzmieniu, serwuje słuchaczom zapadające w pamięć powykręcane i przewrotne frazy. „Będę kochał Cię przez całą noc, myśląc o twojej matce” („Never Saved”), „Kocham beton, zamiast seksu wolę broń, zamiast książek gazety, zamiast rąk dłonie” („Irak”), „Zepsuty czarny ford, kupię Ci go” („Niesymetryczne”). A to tylko fragmenty tekstów z trzech pierwszych utworów.

Później jest równie ciekawie. „Niepokój jak wafel trzasnął. Ojciec zasnął. Udaje, że śpi, Udaje, że jest kimś”, „Szkoda, Skoda Fabia. To już może już. Kic, kic, nic.” („Vanilla Ice”) ,  „Zawiedliście nas. Już pora najwyższa opuścić spodnie” („Kolejne cuda”), „Chciałbym rzucić butelką w sektor gości, chciałby Cię tam ugościć” („Mager fan”). Jeśli kto lubi taki językowe zabawy, to będzie urzeczony. Kornacki w czasie krótszym niż trwa godzina lekcyjna urządza tymi tekstami pranie mózgu wszystkim językowym purystą. 

Muzycznie Ser Cherles to całkiem przyjemna wycieczka na przedmieścia post punka i alternatywnego rocka. Olbrzymi wkład  w brzmienie płyty mieli grający w zespole – Tomasz Organek na gitarze i Adama Staszewski na basie. Przypomnijmy, że obaj panowie pod szyldem Organek mają na koncie wydaną również w tym roku niesamowita płytę „Głupi”. Myślę, że zakup tego albumu w określę przedświątecznym i puszczanie go przy blasku choinki zamiast kolęd może wywołać sporą konsternację u pozostałych członków rodziny. Sięgnąć po płytę jednak warto. 

piątek, 19 grudnia 2014

Anna Skrobiszewska: Ci wszyscy jego przyjaciele

- Po jego śmierci przez lata traktowano mnie jak piąte koło u wozu i nikt mnie nigdy o nic nie pytał - mówi ANNA SKROBISZEWSKA, mieszkająca w Toruniu wdowa po Grzegorzu Ciechowskim. W poniedziałek minie 13. rocznica śmierci lidera Republiki. Gdyby żył, miałby 57 lat. 

Fot. Archiwum rodzinne Anny Skrobiszewskiej
Początkowo mieliśmy spotkać się przed koncertem pamięci Grzegorza Ciechowskiego w klubie Od Nowa i przed Dniami Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu. Ostatecznie poprosiła Pani, aby nasza rozmowa odbyła się już po tych imprezach. Dlaczego? 

Nie chciałam, aby to, o czym zapewne będziemy rozmawiać, położyło się cieniem na tych imprezach. Te dni dla wielu ludzi są wielkim świętem i nie zamierzałam psuć panującej podniosłej atmosfery. Dni Grzegorza Ciechowskiego to moim zdaniem piękna inicjatywa. Podobnie jak dedykowany mu koncert. Jednak mimo, iż mieszkam w Toruniu i byłam najważniejszą osobą w życiu Grzegorza od kilku lat nie jestem już zapraszana na żadne imprezy z nim związane. Nie ukrywam, że jest to dla mnie dość przykre. Doskonale jednak wiem jaki jest tego powód.

A jaki jest?

Imprezy organizowane są przez władze miasta w porozumieniu z muzykami Republiki i jej menadżerem - Jerzym Tolakiem. Nie jest tajemnicą, że od wielu lat jestem z nimi skonfliktowana. Po tym jak w pewnym momencie zakwestionowałam ich sposób rozliczeń finansowych, a miałam ku temu podstawy, stałam się wrogiem publicznym nr 1.  Zaznaczam, że nigdy nie miałam ambicji, aby bez porozumienia z chłopakami podejmować jakiekolwiek decyzje np. dotyczące artystycznych wizji wydawnictw, a taka jest właśnie ich oficjalna wersja tego konfliktu. Mało tego, pomimo, że jestem jedyną spadkobierczynią, przez lata traktowano mnie jak piąte koło u wozu i nikt mnie nigdy o nic nie pytał.

W jakich jesteście relacjach?

W żadnych. Nie pracuję w branży artystycznej, więc nie komplikuje to mojego życia. Nie jest jednak miło, gdy słyszę od fanów, którzy odważą się ze mną spotkać, co się o mnie mówi. Żądają od ludzi stawania po jednej ze stron barykady, a przecież fanów nie powinny obchodzić nasze konflikty. Wykorzystują przy tym swoją pozycję jaką mają w spadku po Republice. A sam Grzegorz znika na dalszym planie. Zawiść doprowadziła do tego, że wszelkie wydarzenia, którym patronuję są przez nich bojkotowane.

Jak Pani odbiera projekt Nowe Sytuacje?

Na pewno nie jest to projekt, który realizowany jest ku pamięci Grzegorza. Moje osobiste zdanie jest takie, że to zwykłe odcinanie kuponów od legendy Republiki. Nie da się reaktywować tego zespołu inaczej, bo Grzegorz nie żyje. Wiem, że po odgrywaniu „Nowych sytuacji” zabiorą się za kolejne płyty. To zwykłe zarabianie na tym, co było kiedyś. Nie dziwi mnie to, ale brakuje mi w tym zwykłej uczciwości.

W ostatnim czasie zabiera Pani głos jedynie, gdy zostanie do tego sprowokowana. Tak było przy okazji zgody na wykorzystanie wizerunku Grzegorza Ciechowskiego w dedykowanej mu serii odzieży marki Bytom, tak było po wydaniu książek „Obywatel i Małgorzata” Małgorzaty Potockiej oraz "Być dzieckiem legendy"...

Sprawą tej drugiej książki zajmuje się jeszcze sąd. Wygraliśmy w pierwszej instancji w wydawnictwem, ale złożono odwołanie. Sąd zadecydował, że powinnam zostać przeproszona za kłamstwa, które znalazły się na jej kartach. Występowałam też o wycofanie konkretnych fragmentów, co zostało nawet poszerzone przez sąd. Apelacja będzie rozpatrywana w styczniu.

Telewizyjny koncert w Teatrze Dramatycznym miał być taką przeciwwagą dla corocznych wydarzeń w Od Nowie?

Nie. Nie chcieliśmy robić żadnej konkurencji. Wszystko zaczęło się od propozycji wydania przez Narodowy Bank Polski monet z wizerunkiem Grzegorza, co dla mnie jest czymś niezwykłym. Nie można już chyba bardziej kogoś uhonorować. Panowie z Republiki niestety nie za bardzo się z tego faktu ucieszyli, bo gdy inni rozpisywali się na ten temat, oni starali się przemilczeć tę informację. Wiem, że próbowali wpłynąć nawet na niektórych artystów, aby zbojkotowali koncert i odmówili udziału, na szczęście bezskutecznie. To też pokazuje, że w tym co obecnie robią nie chodzi już o Grzegorza. Stał się trampoliną, od której można się odbijać. Zresztą wiele osób opowiada teraz, że słuchało jego muzyki, znało go osobiście...

Fot. Archiwum rodzinne Anny Skrobiszewskiej
Po jego śmierci gwałtownie wzrosła liczba jego przyjaciół.

To też. Słyszałam nawet, że są tacy, którzy pomagali mu komponować „Kombinat”. Są tacy, którzy uczyli go grać na fortepianie... Bzdura. Grzegorz bardzo prawdziwe traktował relacje z ludźmi. Jeśli już z kimś rozmawiał, to podchodził do drugiej osoby bardzo serio. Może stąd wzięło się to, że po 2-3 takich rozmowach ludziom wydawało się, że od razu byli jego przyjaciółmi.

Sprzeciwiła się Pani powstaniu pomnika Grzegorza Ciechowskiego u zbiegu ul. Grudziądzkiej i Szosy Chełmińskiej w Toruniu. Dlaczego? 

Odezwał się do mnie inwestor. Zaprosił na spotkanie, pokazał projekty. Mówił, że jest miłośnikiem twórczości Grzegorza, a w związku z tym, że mój zmarły mąż nie ma jeszcze w Toruniu pomnika, chciał taki monument ustawić.

Jak miał wyglądać?

Grzegorz siedzący na krześle z rękoma na oparciu tego krzesła. Jego czarno-biały krawat spływał na ziemię i rozchodził się w klawisze na chodniku. Szczegółów już nie pamiętam. Podeszłam do tego pomysłu bardzo entuzjastycznie. Pomnik Grzegorza w Toruniu? Jeszcze w takim miejscu? Super. Rozmowę prowadzono w taki sposób, że unikano jej sedna.

Czyli?

Chodziło przede wszystkim o budowę biurowca i nazwanie miejsca, przy którym stanie skwerem GC – od nazw ulicy Grudziądzkiej i Chełmińskiej. Już to było dla mnie trochę naciągane. Sprzedaż lokali i przestrzeni biurowych chciano podeprzeć nazwą tego skweru i pomnikiem, który miał na nim stanąć. Wtedy dotarło do mnie, że nie chodzi w tym wszystkim o budowę pomnika, ale o wykorzystanie wizerunku Grzegorza do sprzedaży konkretnego produktu. I zażądałam za to odpowiedniej kwoty.

Jeśli to była wyłącznie komercyjna propozycja, to czemu Pani z niej nie zrezygnowała? 

Być może rzeczywiście trzeba było tak zrobić. Wciąż uczę się na swoich błędach.

Jak Wasze dzieci odbierają to, że miały tak znanego ojca? Ich rówieśnicy nie słuchają raczej Republiki.

Myślę, że to wszystko jest dla nich dość abstrakcyjne. Józia urodziła się już po śmierci Grzegorza. Mają świadomość, że ich tata pojawia się w telewizji i w radiu, ale myślę, że chyba dopiero takie spotkania jak to w Teatrze Dramatycznym są okazją do tego, aby poznały jego wielkość. Bruno jest teraz w klasie maturalnej. I rzeczywiście nie wszyscy jego koledzy wiedzą kim był jego ojciec.

Nie kojarzą, że ten chłopak, który idzie korytarzem to syn Grzegorza Ciechowskiego? 

Nie obnosimy się z tym. Nawet w Toruniu, gdy Bruno mówi jak się nazywa, niewiele osób go kojarzy. On jest chyba w najtrudniejszej sytuacji. Podczas każdego spotkania z nim pada zdania „Ale ty jesteś podobny do ojca”, a zaraz potem pytanie ”Czy już grasz i śpiewasz?”. Dla dzieci to bywa kłopotliwie.

Ale podobno Helena śpiewa? 

Tak, świetnie śpiewa, ale też komponuje i pisze teksty. Gra na basie i klawiszach . Odziedziczyła chyba najwięcej artystycznych cech po Grzegorzu. Ma tysiąc zainteresowań i pasji. Józefina też gra na gitarze.

Jak co roku spędza Pani dzień 22 grudnia?

Jeśli nie mogę pojechać na cmentarz, to jesteśmy z dziećmi przy kamieniu, który znajduje się przed Od Nową. Zawsze rano dzwonimy do siebie z mamą Grzegorza. I ona zawsze powtarza to samo zdanie „Ja po prostu nie zapomnę tej wigilii”. Byliśmy wtedy razem. Mama przyjechała do nas na święta do Warszawy. Grzegorz już wtedy był w szpitalu, o czym kategorycznie zabronił mi jej mówić. Nie spodziewał się, że sytuacje okaże się tak poważna. Nie chciał jej denerwować. Ja tej wigilii w 2001 roku zupełnie nie pamiętam. Wiem, że był karp przyrządzany co roku przez mamę, ale nie wiem czy nawet były jakieś prezenty dla dzieci. Nie pamiętam.

*Tekst ukazał się w toruńskich Nowościach 19 grudnia 2014 roku.

niedziela, 14 grudnia 2014

Warszawa i Toruń oddały hołd Grzegorzowi Ciechowskiemu

Miniony weekend był szczególny dla fanów lidera Republiki. Odbyły się aż dwa ważne koncerty jego pamięci. Jeden w sobotę w Toruniu, a drugi dzień wcześniej w Warszawie. Ten drugi będzie można obejrzeć w TVP2.

Impreza w stołecznym Teatrze Dramatycznym związana była z emisją kolekcjonerskich monet z podobizną Grzegorza Ciechowskiego, które 11 grudnia wprowadził do obiegu Narodowy Bank Polski. Nad koncertem pracowano aż 1,5 roku, dopieszczając szczegóły. Wydarzenie było o tyle wyjątkowe, że czternastu artystów zaśpiewało przy wsparciu Orkiestry Polskiego Radia, którą poprowadził Adam Sztaba. A takie brzmienie stworzyło nową jakość. 

Kasia Nosowska w towarzystwie orkiestry w "Mamonie" Republiki
Wszyscy przyzwyczaili się już do tego, że „Biała flaga” jest szybkim i pełnym energii utworem. A tu zaskoczenie. Piotr Cugowski zaśpiewał wolniej, a wers sączył się leniwie za wersem. Mocniejsze uderzenie nastąpiło dopiero w drugiej części, a w miejscu niezapomnianej klawiszowej solówki zaaranżowano - o ile dobrze pamiętam - partię instrumentów dętych. Nieźle to wymyślono. Zaraz później Cugowskiego zastąpił Marek Dyjak, który wyśpiewał „Nieustanne tango” zaciskając przez cały czas pieści. 

Było i regionalne akcenty. Pierwszy pod postacią Joanny Czarneckiej, urodzonej w Rypinie wokalistki Red Lips, która ze swoją grupą i energią rzuciła się na republikańskie „Telefony”. Drugim był torunianin, Sławek Uniatowski, któremu trafił się klasyk Obywatela GC „Tak, tak... to ja”. Przy tym utworze można pójść na łatwiznę i zaśpiewać go siłowo. A można też stłumić jego energię i zabawić się nią podskórnie, co też się stało. Jeden z ciekawszych momentów koncertu. Z nieco teatralnym monologiem w zwrotce. 

Sławek Uniatowski w Teatrze Dramatycznym zaśpiewał "Tak, tak... to ja"
Czy taki przebój jak „Odchodząc” można zaprezentować w orientalnej odsłonie? A jakże. Wystarczy dodać dźwięki diruby, a przed mikrofon zaprosić taką wokalistkę jak Kayah. Były ciarki na plecach. Świetny finał warszawskiego wydarzenia, który poprzedziły występy m.in. Igora Herbuta (nikt nawet nie szepnął, gdy śpiewał „Tu jestem w niebie”), Meli Koteluk (pełne przestrzeni „Ani ja, ani ty” z wyeksponowana partią orkiestrowych kotłów), grupy Chłopcy kontra Basia (Sztaba uśmiechał się z zadowolenia, gdy grali „A gdzież twoje kare konie..”) i Kasi Nosowskiej („Mamona”).

Dziwi mnie, że do tej pory nikt w Toruniu nie wpadł na pomysł, aby zorganizować podobny koncert, podczas którego Toruńska Orkiestra Symfoniczna mogłaby zagrać wspólnie np. z pozostałymi członkami Republiki. Spore przedsięwzięcie, w wymarzony sposób nadające się na jedną z imprez otwarcia nowej sali koncertowej na Jordankach w 2015 roku. Póki co, od kilku lat otrzymujemy co roku prawie tę samą formułę koncertu pamięci lidera Republiki w klubie „Od Nowa”. Jak było w sobotę?

Uwzględniając niezwykle udany występ laureata tegorocznej Nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego - Tomasza Organka i jego zespołu, koncert można podzielić na pięć części. Organek, trójka wykonawców wykonujących po trzy utwory (świetne przyjęta Maria Peszek: „Biała flaga”, „Nieustanne tango”, „Piejo kury piejo”; intrygująca jak zawsze i wsparta elektroniką Kasia Nosowska - „Obcy astronom”, „Mamona”, „Nie pytaj o Polskę”; Variete „Prąd”, „Halucynacje”, „Psy Pawłowa”), a także specjalny zespół.

Tomasz Organek jako laureat nagrody zagrał materiał z płyty "Głupi" Fot. Jacek Smarz
W grupie, która pojawiła się na scenie w finale imprezy mikrofon trafiał na zmianę w ręce trójki wokalistów - Marka Piekarczyka, Krzysztof Zalewskiego i Tomasza Organka. O ile zwycięzca 2. edycji „Idola” radził sobie z kompozycjami znakomicie („Nostradamus”, „Telefony”, „Śmierć na pięć”), o tyle pozostała dwójka wypadła już gorzej. Zawiódł szczególnie Piekarczyk, I to na całej linii. Jeśli kiedykolwiek duch Grzegorza Ciechowskiego zagościł w grudniu w klubie „Od Nowa”, to po tegorocznym koncercie - dzięki jego interpretacjom „Kombinatu”, „Tak długo czekam” i położonej zupełnie „Śmierci” w bikini” - będzie się trzymał z daleka. Potknięcie zaliczył też Organek („Odchodząc”, „Paryż-Moskwa”, „Tak, tak.. to ja”), który chyba nie do końca potrafił odnaleźć się w republikańskiej stylistyce. 

Na tegorocznym koncercie dało się odczuć brak Zbigniewa Krzywańskiego, Leszka Biolika i Sławomira Ciesielskiego, którzy tego samego dnia jako Nowe Sytuacje zagrali koncert w radiowej Trójce. Ich obecność na scenie w Toruniu wywoływała zawsze żywsze bicie serca u republikańskich fanów; szczególnie tych najstarszych, których z roku na rok jest w „Od Nowie” trochę mniej. Tej pustki nie wypełniła nawet obecność m.in. córki Grzegorza Ciechowskiego - Weroniki Ciechowskiej-Weiss i Pawła Kuczyńskiego, basisty pierwszego składu Republiki.

***

Koncert w Teatrze Dramatycznym odbył się pod patronatem Anny Skrobiszewskiej, wdowy po Grzegorzu Ciechowskim. Producentem był Przemysław Wałczuk z Varsovia Lab. Transmisja wydarzenia już 20 grudnia w TVP2 o godz. 23.35. Na wiosnę materiał ukaże się na DVD/CD

Dyrektorem artystycznym koncertu w „Od Nowie” jest Jerzy Tolak, menadżer Republiki. Organizatorem jest „Od Nowa” przy wsparciu władz Torunia

piątek, 12 grudnia 2014

Opera, czyli Republika bez Ciechowskiego

W połowie lat 80. Republikanie po rozstaniu z Grzegorzem Ciechowskim, który zaczął występować pod szyldem Obywatel GC, nie zrezygnowali z grania. Najpierw Paweł Kuczyński, Zbigniew Krzywański i Sławomir Ciesielski zagrali podczas warszawskiego festiwalu Poza Kontrolą’86 wspólny koncert z Jean Jaquesem Burnelem z grupy Stranglers. Później każdy z nich przez moment imał się różnych zajęć. Wreszcie zapadła decyzja, aby powołać do życia wspólny projekt. Tak narodziła się Opera. 

- Znaliśmy się towarzysko. Do piwnicy Dworu Artusa trafiłem na próby, kiedy wszystkie podkłady muzyczne mieli już gotowe. Wymyśliłem linie wokalne, a Sławek Wolski (autor m.in. słynnej "Spacerologii" - przyp. red.) napisał do nich teksty - wspomina Mariusz Lubomski, który był pierwszym wokalistą Opery. - Podczas nagrań w studio, okazało się, że mój sposób śpiewanie nie pasuje jednak do charakteru ich muzyki. Mieliśmy zupełnie inną wrażliwość muzyczną. Rozstaliśmy się w zgodzie. 

Dziś w internecie można znaleźć jedno nagranie Opery zarejestrowane z Mariuszem Lubomskim przy mikrofonie. Piosenka „Nieznany brzeg”, która nagrano jeszcze przed rozpoczęciem intensywnych prób nad całym materiałem, zagościła kiedyś nawet na Liście Przebojów Trójki. 


Miejsce Lubomskiego szybko zajął Robert Gawliński, śpiewający wówczas w grupie Madame. W krótkim czasie zaproponował nowe linie wokalne i napisał własne teksty. Materiał zarejestrowano. Na plakatach reklamujących występy Opery pojawiało się hasło „ex-Republika”. 

- Zagraliśmy kilka koncertów, ale to się jakoś później naturalnie rozeszło. W tamtych czasach mogliśmy śmiało wydać własną płytę, ale pozostali muzycy chcieli za nią zbyt wiele pieniędzy. Powtarzaliśmy im z moją żoną, że Opera to nie Republika... Ale nie chcieli nas słuchać - wspominał kilka lat temu na łamach „Nowości” wokalista Wilków. Piosenki ujrzały światło dziennie dopiero w 1993 roku, gdy Wilki były u szczytu popularności. Album nosił tytuł „1987-1988”. 

czwartek, 11 grudnia 2014

Muzeum im. Grzegorza Ciechowskiego? Czemu nie?

Gdy na koncertach Republiki tłum nie przestawał skandować pod sceną „Bia-ła fla-ga!”, Grzegorz Ciechowski zwykł mawiać: „Biała, ale w czarno-białe pasy”. W takich właśnie barwach będziemy oglądali Toruń przez najbliższe trzy dni. Dni wypełnione spotkaniami z twórczością - nie bójmy się tego określenie - jednego z największych artystów w historii polskiej muzyki rockowej. Jego artystycznych wcieleń poza macierzystym zespołem było sporo. Obywatel GC, Grzegorz z Ciechowa, Ewa Omernik... 


Pochodzę z tego pokolenia, które nie towarzyszyło Republice od samego początku, ale jednak miało w swoim życiu szansę załapać się na jej kilkanaście ostatnich koncertów. Pamiętam ogromną energię płynącą ze sceny; magię, która otaczała stojących na niej muzyków, charyzmę Ciechowskiego i wpatrzonych w niego jak w święty obrazek fanów. To był niezwykle fascynujące nie tylko z muzycznego, ale również z socjologicznego punktu widzenia. Dla wielu do dziś Republika jest świętością, o której nie są w stanie powiedzieć złego słowa. 

Co w związku z tym? Myślę, że nie tylko ja cieszyłbym się, gdyby ten biało-czarny tramwaj promujący tegoroczne obchody Dni Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu pociągnął za sobą coś więcej. Pomysłów na wykorzystanie autora „Telefonów” do promocji miasta może być wiele. Mi marzy się Multimedialne Muzeum im. Grzegorza Ciechowskiego, w którym każdy znający jego dokonania tylko z doskoku, mógłby w pełni poznać, a nawet doświadczyć jego fenomenu. Tego typu projekty realizowane są na całym świecie. Dlaczego więc nie zainicjować czegoś podobnego w Toruniu?

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Budka Suflera - trasa pożegnalna - koncert w Toruniu

Legenda polskiej muzyki rockowej kończy w tym roku swoją karierę. W Toruniu dała rewelacyjny koncert dla 5,5 tysiąca osób. Pożegnać się w takim stylu, to świadectwo ogromnej klasy.

- Przepraszam, ale czy będzie można zdobyć autograf? Niech mazną coś na szybko. Jak się nie uda to trudno... - zagaja dziewczynę prowadząca grupę osób po schodach na trybuny jeden z fanów. Elegancki ubrany w czarny płaszcz mężczyzna powyżej 60-ki. - Nic nie obiecuję. Zapytam menadżerki – pada  odpowiedź. Na pół godziny przed rozpoczęciem pożegnalnego koncertu Budki Suflera hala widowiskowo-sportowa w Toruniu jest już pełna w połowie. A strumień osób, który przechodzą przez wejście nie przestaje płynąć. 5,5 tysiąca biletów wyprzedano na kilka tygodnie przed występem.

Budka Suflera (Fot. Sławomir Kowalski / www.sk-foto.pl)

Z głośników wciąż słychać ten sam komunikat: „Uwaga. Tylko dziś CD z pożegnalnej trasy koncertowej Budki Suflera w pakiecie Wierny Fan.”  Pokolenia 50- i 60- latków, które w zdecydowanej większości zapełnia ustawione na sali krzesła, do kupna specjalnych albumów się jednak nie garnie. Oni płyty zespołu mają w domu. Słuchali je po kilkaset razy. I to jeszcze w wydaniu winylowym. Na pamięć znają testy największych przebojów legendy polskiego rocka.  Głośniki znów ożywają: „Koncert rozpoczynamy za 10 minut...”

Na scenę wychodzą po kolei. - Znowu w życiu mi nie wyszło... - zaczyna śpiewać Krzysztof Cugowski. Po „Śnie o dolinie” muzycy Budki Suflera serwują „Twoje radio” i „Bal wszystkich świętych”, podczas którego w hali przy ul. Bema publiczność po raz pierwszy zaczyna wspierać wokalistę w refrenach. Najgłośniej i najlepiej bawią się ci, którzy kupili najtańsze bilety, czyli te całkiem z tyłu – po 60 zł. Cugowskiego przy mikrofonie zastępuję występujący na pożegnalnej trasie Budki Suflera gościnnie jej drugi wokalista Felicjan Andrzejczak

- Ten utwór kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego został ogłoszony utworem 1981 roku. Wobec tego co w grudniu wydarzyło się w Polsce, jego tekst zyskał zupełnie nowy wymiar – zapowiedział wykonanie „Za ostatni grosz” klawiszowiec i autor większości przebojów zespołu Romuald Lipko. Zaraz później Andrzejczak śpiewa kolejno - rozpędzone „Nie wierz nigdy kobiecie”, „Noc komety” oraz „Jolka, Jolka pamiętasz...”. Wśród publiczności ekstaza. Las rąk z telefonami komórkowym w górze. Kiedy kończy śpiewać, owacja na stojąco.

Krzysztof Cugowski (Fot. Sławomir Kowalski / www.sk-foto.pl)

Wraca Cugowski. Zespół cofa się o 40 lat wstecz, do kompozycji, którymi rozpoczynali swoją karierę. „Memu miastu na do widzenia”, „Pieśń niepokorna”, „Cień wielkiej góry”. Jest mocno, rockowo. Po chwili grają kolejne przeboje. „Ratujmy co się da”, „Jeden raz” i „Takie tango”. Ponad pięć tysięcy osób wstaje z siedzeń. Na koronie hali, gdzie jest nieco więcej miejsca, tańczą. „Cisza jak ta” na uspokojenie, a zaraz po niej monumentalny „Jest taki samotny dom”, w którym Cugowski oddaje żeńskie partie publiczności i przedstawia zespół. Mija 80. minuta koncertu.

- Dziękujemy, że byliście z nami tyle lat. Do widzenia! - mówi Lipko. Na scenie ponownie pojawia się Andrzejczak, aby razem z Cugowskim zaśpiewać „Piąty bieg”. W hali wszyscy już stoją. Publiczność nie daje muzykom Budki Suflera zejść ze sceny. Po raz kolejny grają „Bal wszystkich świętych” i znikają. Tłum nie przestaje skandować: „Jeszcze jeden!”. Brawa nie milkną, więc wracają. - Ale to naprawdę „Tylko jeden” - mówi Cugowski. Rozbrzmiewa znów „Takie tango”. Za ten flirt z komercją w ostatnich latach można ich nie lubić, ale koncertowo nie ma mowy o jakimkolwiek odcinaniu kuponów.


środa, 3 grudnia 2014

Grzegorz Ciechowski na dwóch srebrnych monetach

11 grudnia Narodowy Bank Polski wprowadzi do obiegu dwie kolekcjonerskie 10-złotowe monety z wizerunkiem lidera Republiki. Obie ukażą się w ramach kontynuacji serii „Historia polskiej muzyki rozrywkowej”.

Rewers monety okrągłej przedstawia stylizowany portret Grzegorza Ciechowskiego. Motywem graficznym awersu są m.in. klawisze fortepianu. Na rewersie monety kwadratowej pokazana została okładka płyty „Obywatel świata” ze zdjęciem artysty, a na awersie widoczny jest m.in. wizerunek płyty analogowej. Dotychczas w ramach tego cyklu NBP w podobny sposób upamiętnił już Czesława Niemena (2009 r.), Krzysztofa Komedę (2010 r.), Jeremiego Przyborę i Jerzego Wasowskiego (2011 r.) oraz Agnieszkę Osiecką (2013 r.).



Cały projekt ma charakter prestiżowy. Anna Skrobiszewska, wdowa po liderze Republiki, podobnie jak pozostali spadkobiercy upamiętnionych wcześniej na monetach NBP gwiazd, nie otrzymała za zgodę na wykorzystanie wizerunku swojego zmarłego męża, żadnych pieniędzy. To już kolejny w tym roku - po serii odzieży „The Culture Icons” marki Bytom - nietypowy pomysł na kultywowanie pamięci o twórcy „Białej flagi”. Obie monety zostaną wyemitowane w nakładzie do 30 tysięcy sztuk każda. Cena okrągłej wynosi 89 zł, zaś kwadratowej – 99 zł.



Emisji monet będzie towarzyszył koncert telewizyjny „Grzegorz Ciechowski – spotkanie z legendą”. Na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie z towarzyszeniem orkiestry Adama Sztaby i Orkiestry Polskiego Radia wystąpią m.in. Kasia Nosowska, Grzegorz Turnau, Kayah, Justyna Steczkowska, Piotr Cugowski, Marek Dyjak, Tymon Tymański, Mela Koteluk, Red Lips, Chłopcy Kontra Basia, Skubas i inni. Zabrzmią utwory z repertuaru Republiki, Obywatela G.C. i Grzegorza z Ciechowa. Całość zostanie zarejestrowana i wydana w przyszłym roku w formie DVD. Koncert będzie można obejrzeć w telewizji. Już 20 grudnia wyemituje go TVP2.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...