Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwo. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 lutego 2012

Mech "Zwo"

Mech "Zwo"
Takiego wstępu mogłaby pozazdrościć Metallica. "Grzech, wiara, lęk" toczy się do uszu robiąc spustoszenie jak niemiecki czołg w bitwie pod Stalingradem. Od pierwszych dźwięków wiadomo, że oto trzymamy w ręku materiał, w którym do końca prym będą wiodły gitarowe riffy. Od ich liczby najnowszy album grupy Mech aż się ugina. I dobrze. Mało bowiem w ostatnim czasie pojawiło się na polskim rynku płyt, które przywracałyby wiarę w ten rodzaj metalowego rocka.
Co zaskakuje słuchacza na "Zwo"? Przede wszystkim brzmienie. Aż kusi, aby po przesłuchaniu płyty pobiec czym prędzej na ich koncert, by zweryfikować wersje studyjne z tymi, które  rozbrzmiewają na żywo. To już drugi album grupy Mech nagrany po jej reaktywacji w 2004 roku. Zespół trzyma się nieźle. Kontynuuje kierunek zapoczątkowany na poprzedniej płycie. Na albumie "Mech" znalazło się wówczas kilka starych kompozycji w nowych odświeżonych aranżacjach. Na "Zwo" grupa sięgnęła jedynie po stary "Popłoch". Reszta to premierowe numery.
Króluje "Twój morderca". Bezdyskusyjnie numer jeden tego wydawnictwa. Naszpikowany gitarowymi zagrywkami, z refrenem uderzającym dokładnie w to miejsce pod czaszką, które odpowiada za wyłapywanie przebojów. Mech pokazuje, że potrafi dołożyć do pieca. "Popłoch", "Mało mało", czy "Baise Toi", w którym usłyszymy... język suahili. Jest na płycie i bardziej liryczne oblicze zespołu, które słychać w akustycznym "Wciąż od nowa". Osobiście wolę jednak te kompozycji, które zamiast wzruszeń oferują elektryczny zgiełk. 
Maciej Januszko nie lubi tego porównania, ale słuchając tej płyty można odnieść wrażenie, że tak właśnie brzmiałby album Ozzy'ego Osbourne'a, gdyby tylko wokalista Black Sabbath nauczył się śpiewać po polsku. Podobna barwa, maniera śpiewania... No i te gitary. Nie jest to jednak zarzut, że oto Mech kopiuje dokonania króla heavy metalu. Bywa bowiem wręcz odwrotnie. Wystarczy porównać riff z "Piłem z diabłem bruderszaft" z 1981 roku z "Gets Me Through" Ozzy Osbourne'a z 1999 roku. Brzmi znajomo?
Gdyby Mech zadebiutował w latach 80. w Stanach Zjednoczonych lub w Wielkiej Brytanii, dziś byłby gwiazdą światowego formatu. Niestety przyszło mu się dusić w rodzimym show biznesie. "Zwo" tego nie zmieni. Sami muzycy nie napinają się zresztą muzycznie. Mają dystans do tego co robią i kiedy trzeba mrugają do słuchacza okiem. Zwłaszcza w niemal dansingowym "Kocie, kocham cię". Końcowy efekt? "Zwo" śmiało można postawić na półce obok najlepszych albumów polskiego heavy metalu.

Mech, Zwo, Metal Mind 2012.
Ocena 4/5.

środa, 15 lutego 2012

Maciej Januszko (Mech): Przeżyłem cztery rewolucje

"Rockmani przez tyłek wchodzili każdemu istniejącemu systemowi. I dlatego przetrwali. Taka jest prawda. Nie znam w Polsce żadnego rewolucyjnego rockmana, który za komuny miałby większe kłopoty niż pogrożenie mu palcem uzbrojonym w ponętny plik pieniędzy" - Maciej Januszko, wokalista zespołu Mech opowiada nie tylko o nowej płycie pt. "Zwo"

Maciej Januszko (Fot. Archiwum zespołu / Rafał Latoszek)
- Wasz drugi album nagrany po reaktywacji robi wrażenie. Brzmienie i riffy, których można pozazdrościć. Jak w świecie rządzonym przez rozgłośnie chcecie się z nim przebić? 

- Poczta pantoflowa jest najlepszą reklamą. Jeśli odbiorca uzna, że warto, to warto. Jak powie, że lipa, to sztuki magiczne nie pomogą. Aby wesprzeć promocję mógłbym oczywiście zatańczyć z gwoździami i próbować swoich sił na lodzie, ale lód pasuje mi tylko do whiskey. 

- Kontynuujecie drogę z poprzedniej płyty. Nie sięgacie już po progresywne akcenty, które towarzyszyły zespołowi w latach 80. Ten flirt z art rockiem to zamknięty rozdział? 

- Wynikał z ówczesnego składu. W zespole dominowały wtedy instrumenty klawiszowe, a gitara była na dalszym planie. Teraz jest odwrotnie. W odróżnieniu od reszty długowiecznych zespołów nie jesteśmy własnym coverbandem, który odgrywa te same piosenki w tych samych aranżacjach. Oni rzeźbią swoje dźwięki tak długo, aż wreszcie któryś z ich członków zejdzie. Po pewnym czasie z oryginalnego składu pozostaje jeden muzyk, a nowi odgrywają rolę nieżyjących kolegów. I tak to się toczy. Dla mnie takie granie jest zupełnie bez sensu. 

- Nie byłbyś w stanie tego zrobić? 

- Granie tego samego i tak samo jak 30 lat temu jest psychicznie nie do wytrzymania. Największe tuzy Judas Priest, Iron Maiden, AC/DC, czy Deep Purple... Nie ma u nich żadnej progresji. Są tylko tłem dla festiwali dinozaurów. Ale już np. Metallica usiłuje iść do przodu, co warto docenić. 

- Nie wszystkie utwory na "Zwo" zaśpiewane są po polsku. Dziś wszyscy napinają się, aby śpiewać po angielsku, bo jest łatwiej, bo jest szansa, aby zaistnieć na Zachodzie...

- Nasz stosunek do tego jest zupełnie taki jak twój. Nie interesuje nas ściganie się krajowego wyrobu z zagranicznym opakowaniem. Dajemy temu wyraz w tekście utworu "Barry Warry", który we wkładce zapisano fonetycznie, co dało przekomiczny efekt. Z kolei w "Baise Toi" pojawia się czarnoskóry Ricky Lion, który śpiewa w języku suahili. Traktujemy to w kategoriach rock'n'rolla'. Bob Dylan napisał już to co trzeba o wojnie. Podobnie John Lennon. Trudno jest teraz stanąć na szańcach i odgrywać rolę pokoleniowego barda. Przeżyłem w tym kraju cztery rewolucje pokoleniowe i żadnej z nich nie dokonali rockmani. Było wręcz odwrotnie. Rockmani przez tyłek wchodzili każdemu istniejącemu systemowi. I dlatego przetrwali. Taka jest prawda. Nie znam w Polsce żadnego rewolucyjnego rockmana, który za komuny miałby większe kłopoty niż pogrożenie mu palcem uzbrojonym w ponętny plik pieniędzy.

Mech (Fot. RGG)

- Brutalna prawda o narodzinach polskiego show biznesu. 

- Nikt tego jasno nie mówi. Ładują za to młodym do głowy banały o rewolucji, pokoleniowym buncie. Prawda jest taka, że ludzie zamiast rozrzucać ulotki, chodzili na koncerty i dzięki temu nie zajmowali się polityką. Przyczyniło się do tego wiele zespołów, mój również. Teraz jest zupełnie inaczej. Młodzi wyszli na ulicę w sprawie ACTA nie dlatego, że nie mają koncertów, ale dlatego, że nie mają za co iść na ten koncert. Teraz mamy dopiero poważny problem. 

- Jest sens się z tym szarpać? Masz prawie 60 lat. W Polce w tym wieku na rockowej scenie występują tylko panowie z Budka Suflera. Chce Ci się walczyć o ten kawałek rockowego tortu? Warto? 

- Ktoś to musi robić. Wystarczy sięgnąć po naszą płytą i zwrócić uwagę ile ma w sobie energii. Mamy rodziny, spędziliśmy czas w mniejszej lub większej biedzie. Nadal mentalnie mamy po dwadzieścia parę lat. Czy warto się tak konserwować? Myślę, że tak. Podziwiam swoich kolegów, którzy chodzą po senacie czy sejmie. Tragedia. My przynajmniej musimy ładnie wyglądać na scenie. Oczywiście można też słuchać Dody na okrągło i mieć na wszystko wywalone. 

- Nie boisz się, że Wasza płyta zginie gdzieś w zalewie tej bylejakości? Teraz jest o Was głośno. Trasa koncertowa. wywiady.... Co będzie za rok? 

- Masz wrażenie, że istnieje coś takiego jak trasa promocyjna? Bzdura. Wszystko trzeba robić samemu za własne pieniądze. Bo jak nie my, to kto? Oczywiście mogę przekroczyć Rubikon 150 tys. płyt i wtedy od razu jest inna rozmowa. Poza Anty Radiem, które może nam zapewnić promocję w promieniu 130 km od Warszawy, nie ma stacji, które promują taką muzykę. Telewizja? Nie ma już żadnych programów muzycznych. 

- Po rozpadzie grupy w latach 80. nagrywałeś z Jackiem Skubikowskim. Trudno mi sobie zestawić te dwa muzyczne oblicza. Wokalisty, który śpiewa "Piłem z diabłem bruderszaft", a kilka lat później dziecięcą piosenkę „Żółta żaba żarła żur”. 

- I jeszcze takie przeboje dziecięce jak "Weź to do buzi". Oto cały portret artysty spełnionego. Współpraca z Jackiem to był inny poziom. Nauczyłem się wiele o pisaniu tekstów i muzyki. Od 5 lat walczę o to, aby zorganizować mu autorski koncert na Festiwalu w Opolu. Był kompletnie oderwany od tej sitwy, którą gardził. I z wzajemnością. W Polsce zawsze jest albo mainstream, albo tragedia smoleńska. Nie ma normalnego społeczeństwa, które stałoby się motorem zmian. 

- Legendy krążą o Waszej rozrywkowej przyjaźni. Grywaliście na dansingach, klubach ze striptizem... 

- Oooo.... Słynna dyskoteka w Szczecinie. To były serie ognia. Byliśmy przygotowani repertuarowo na wszystko. Jacka "Piosenki z różowej scenki" doskonale nadawały się wtedy do każdej sytuacji. Mieliśmy komplet. Graliśmy też wiele koncertów przed sklepem dla dzieci w Warszawie. I koncerty na stadionach, gdzie scena była w kształcie wyspy. Ale to było zupełnie inne życie. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...