Nie jest to może ranking najlepszych płyt mijającego 2011 roku, ale zestaw 10 albumów, po które sięgałem najczęściej. Jednak kilka pozycji z poniższej listy po prostu wstyd nie znać. Kolejność alfabetyczna.
Baaba Kulka - Baaba Kulka
Sporo się uśmiałem przy słuchaniu. Iron Maiden jakiego nie znamy. Nagie i pozbawione wszelkiej świętości. Baaba Kulka potraktowała ich kompozycja niczym własne. Kto nie zna klasyki heavy metalu przy słuchaniu będzie miał nieco mniejszą zabawę. (Recenzja TUTAJ)
Coldplay - Mylo Xyloto
Dobra płyta. Wpadająca w ucho. Pozytywna. Momentami może nawet za bardzo. Album na każdą okazję. Grzechu nie ma gdy się przy nim sprząta, albo pędzi samochodem na umówione spotkanie.
Explosions In The Sky - Take Care, Take Care, Take Care
Wystarczy puścić ich płytę, położyć się na ziemi, popatrzeć w niebo. I od razu wszystko wydaje się proste. Od czasu albumu The Earth Is Not A Cold Dead Place nie można powiedzieć o nich złego słowa. Jeszcze nigdy rock nie był taki przestrzenny.
Fleet Foxes - Helplessness Blues
Gdyby pięć lat temu ktoś puścił mi te nagrania i powiedział, że będę się tym zasłuchiwał – nie mógłbym pewnie uwierzyć. Neo-progresywny folk? Nie wiem. Całość zagrana w duchu lat 60. Dziewczyny się na to nie zbajeruje, ale ponucić sobie czasem można.
Fucked Up - David Comes to Life
Wisienka na torcie całego rockowego grania minionego roku. Swoista hard-core-opera. Współczesne The Pixies. Dziki słoń skaczący po kilkumetrowej scenie. A wszystko w jednym półtoragodzinnym materiale prosto z Kanady.
Jane's Addiction - The Great Escape Artist
Nie mogłem się od tego albumu uwolnić przez parę tygodni. Panowie z Jane’s Addiction znów w świetnej formie. Dopieszczali ten album dość długo w studiu, ale było warto. Niesamowite brzmienie. Wciąga od pierwszego riffu gitary.
Julia Marcell – June
Czapki z głów. Nadchodzi dziewczyna z toruńskiego Rubinkowa. Z własnymi pomysłami, muzyką; czerpiąca ogromną radość z tego co robi. Kiedy pierwszy raz usłyszałem jej nagrania, dałem się nabrać, że nie jest z Polski. Na June pokazała się z zupełnie innej strony niż na debiucie.
Nosowska - 8
Każda jej płyta to już wydarzenie. Nosowska znów o krok do przodu przed polską sceną. Bez szkody dla siebie i zespołu Hey dzieli swój talent na dwa. Zapędza się w nowe muzyczne rejony. Z sukcesem.
Piotr Rogucki - Loki - wizja dźwięku
Jedna z najbardziej niedocenionych polskich płyty tego roku. Rogucki upuścił nieco pary z balonu, który napompował razem z Comą i nagrał niezły rockowy album. Urozmaicony, pełen potencjalnych przebojów. (Recenzja TUTAJ)
PJ Harvey - Let England Shake
Oszczędnie tu jest. A może dlatego każdy dźwięk, który się pojawia ma takie znaczenie. Płyta nagrana jakby wbrew obecnym rockowym trendom. A taka już jest PJ Harvey. Nic nie musi nikomu udowadniać. Nagrywa co chce. Jak Bob Dylan.