wtorek, 29 października 2013

Titus: Bycie rockowym muzykiem to kaprys

- Jak wychodzimy na scenę, to zawsze z takim nastawieniem jakbyśmy zaraz mieli komuś skopać tyłki - TOMASZ „TITUS” PUKACKI, wokalista i basista Acid Drinkers o ulubionych polskich przebojach i toruńskich projektach.

Tomasz "Titus" Pukacki (Fot. Materiały prasowe)

Dwa lata temu podczas koncertu pamięci Grzegorza Ciechowskiego oddaliście mu hołd w klubie „Od Nowa”. Ciechowski w Toruniu to sacrum. Wy - poza „Gadającymi głowami” - wywróciliście jego kompozycje do góry nogami.

Na tym polega rock’n’roll! W Acid Drinkers zawsze staramy się tak robić. A jeśli to jest jeszcze jakieś miejscowe sacrum, to jest to wręcz nasz obowiązek, a by zrobić z tego profanum (śmiech). Do tego koncertu przygotowywaliśmy się naprawdę solidnie. Mieliśmy ponad tydzień prób. Nie sztuką jest przecież odegrać dźwięki. To wszystko musi siedzieć i być ograne. Jak wychodzimy na scenę, to zawsze z takim nastawieniem jakbyśmy zaraz mieli komuś skopać tyłki.

Gracie te utwory na koncertach?

Jakoś na to nie wpadliśmy. Ale nasz riff z „Kombinatu” tak bardzo nam się spodobał, że postanowiliśmy ukraść go do własnego utworu. Sądzę, że publika heavymetalowa może nie kojarzyć utworów Republiki.

Tym lepiej dla Was.

Tym gorzej dla Republiki (śmiech).

Macie już trzy utwory Republiki, nagraliście dwie płyty z zagranicznymi coverami... Może ciekawie byłoby to ze sobą ożenić i wypuści album z waszymi przeróbkami polskich przebojów?

To interesująca propozycja, ale ostatnią płytę z coverami popełniliśmy dwa lata temu. Trochę za szybko, aby wypuszczać podobny projekt.

Co by się na takim albumie mogło znaleźć?

Oj... Mnóstwo rzeczy. Na pewno „Szklana pogoda” Lombardu. Świetny rockowy numer. „Mass media” albo „Wpadka” TSA. Może coś jeszcze Proletaryatu... Choć pewnie gdybyś zapytał mnie o to samo za dwie godzinny, to podałbym zupełnie inny zestaw utworów.

Aktualnie bierzesz udział w toruńskim projekcie promującym płytę „Tribute to Moskwa”. Jak do niego trafiłeś?

Pawła Gumolę poznałem w Poznaniu. Mówię sobie „O, to jest ten „Guma”. Tylko czemu nie ma już tych białych włosów?”. Opowiedziałem mu, że jak słuchałem jego nagrań na początku lat 80., to laczki spadały mi z nóg. On o tym pamiętał, gdy zespół świętował swoje 30-lecie w Jarocinie. Zaprosił mnie, abym do niego dołączył. Od razu się zgodziłem. Po tylu latach wciąż potrafiłem zanucić utwory Moskwy. Wybrałem „Co dzień” oraz „Powietrza”. Poszło. Było tak fajnie, że przyjechaliśmy w tym składzie także do Torunia.

Jak jesteście odbierani? Punkowa Moskwa i ty - heavymetalowiec z krwi i kości...

Moskwa gra energetyczną muzyką, która jednocześnie jest niezwykle prosta. W Toruniu na koncert przyszło dużo punków. I to po "40"! To dobrze i źle. Dobrze - bo pamiętają o zespole. Źle, bo młodzi być może nie znają jednej z najważniejszych kapel z początku lat 80.

Co daje Ci angażowanie się w takie projekty?

Robię to dla kaprysu. W ogóle zabieranie się za rock’n’rolla jest kwestia kaprysu. Nie można mieć kaprysu i zostać chirurgiem naczyniowym albo pilotem jumbo jeta. Ale można mieć kaprys i zostać muzykiem rockowym. W zasadzie całe moje życie to wielki kaprys.

piątek, 25 października 2013

Tomek Organek: Czas na solowy album

- To miał być mocny materiał z silnym przekazem. I w tekście, i w muzyce. Takie rzeczy bardzo często uzyskuje się prostymi środkami - TOMEK ORGANEK, gitarzysta grupy Sofa o opowiada o swoim solowym projekcie ukrywającym się pod nazwą Organek. 

Zakładam, że grupa Ser Charles, w której grasz jest odskocznią od Sofy. Jak w takim razie należy traktować ten solowy projekt? 

To główny nurt moich osobistych muzycznych zainteresowań. Chcę wreszcie stanąć na obu nogach i pokazać kim naprawdę jest Tomek Organek. W Sofie nie jest to do końca możliwe, ponieważ obowiązuje w niej pewna konwencja i zawsze trzeba się jakoś dogadać. W imię wspólnej wizji. W Organku sam jestem odpowiedzialny za wszystko. Od kompozycji, tekstów aż po brzmienie. I robię co chcę. 

Tomek Organek (żrodło: https://www.facebook.com/SOFAmusic/photos_stream)

Kiedy pojawił się ten pomysł, aby wkroczyć na taką samodzielną ścieżkę?

Myślę, że zawsze chodziło mi to po głowie, ale nigdy nie skrystalizowało się na tyle, aby to zrobić. Brakowało mi spójnego pomysłu na to, co chcę to zrobić i co chcę powiedzieć. Rok temu wszystko zaczęło nabierać realniejszych kształtów. Niektóre teksty, które znajdą się na płycie pochodzą sprzed paru lat. Muzyka jest z kolei dość świeża.

Po Twoim wykształceniu zdobytym na Akademii Muzycznej w Katowicach spodziewałbym się bardziej wycieczek w stronę jazz-rocka. Otrzymaliśmy za to materiał będący ukłonem w stronę lat 60 i 70.

To taki sentymentalny zabieg. Właśnie takiej muzyki słuchałem w liceum. I nigdy jej nie porzuciłem. Zawsze była gdzieś obok mnie. W Organku zależało mi na prostej rockowej energii. A jazz-rock? Nie chciałem grać czegoś wydumanego, a aby grać poważny jazz mam za słabe uszy (śmiech). To miał być mocny materiał z silnym przekazem. I w tekście, i w muzyce. Takie rzeczy bardzo często uzyskuje się prostymi środkami. 

I stąd pomysł na klasyczne rockowe trio? 

Dokładnie. Klasyczne power trio, czyli wychodzą trzy osoby na scenę i podpinają się pod dwa wzmacniacze. Moim zdaniem dopiero wtedy odsłania się siła kompozycji, siła tekstu i siła przekazu solisty. Bez komputerów i produkcji, które często potrafią zasłonić to, co jest najważniejsze. Proste granie, prosty przekaz. 

Dobrałeś sobie muzyków, z którymi grywasz na co dzień w Sofie. Dlaczego? 

Na początku miałem zupełnie inny pomysł. Swój projekt chciałem zrealizować w Warszawie, gdzie mam kilku kolegów chętnych do takiego grania. Jednak w związku z tym, że mieszkam w Toruniu i niezwykle trudno byłoby pogodzić próby, musiałem zrezygnować z tej opcji.  Z Adamem Staszewskim i Robertem Markiewiczem  bardzo dobrze się muzycznie rozumiem. Nawet nie muszą opowiadać o co mi chodzi. Od razu wszystko łapią. To porozumienie pokoleniowe, a także doświadczenie zdobyte przez lata wspólnego grania. 

Debiutancka płyta będzie niezwykle zróżnicowana, co można było już usłyszeć niedawno podczas koncertu w Toruniu. W zasadzie każdy utwór to zupełnie inna muzyczna wycieczka. Jest granie riffowe, akustyczne historie w stylu Johnny’ego Casha, echa Led Zeppelin...

Dbam o to, aby materiał na płycie był spójny. A kompozycyjnie? Dla mnie to wszystko bardzo się lepi. Kiedy podoba mi się jakaś harmonia - nawet gdy jest daleka od tej piosenki, w której gramy riffy - to nie ma to dla mnie znacznie. Bo jeśli potrafimy coś fajnie zagrać, to dobrze. O to przecież chodzi. Otwarcie przyznaje się do tego, że to taka wypadkowa moich fascynacja z lat młodości.

Zastanawiam się jak ten materiał odbiorą ci, którzy znają Tomka Organka tylko z Sofy? 

Wiesz... Jeśli komuś spodoba się ta muzyka, to przyjdzie na koncert lub kupi płytę. Nie szukam poklasku. Nie zastanawiałem się nawet nad tym, do kogo to ma trafić. Na pewno komponując te utwory nie myślałem o fanach Sofy. Choć oczywiście liczę, że części z nich może się to spodobać. Nikt nie zamyka się przecież na jeden rodzaj muzyki.

Teraz w Polsce nie jest trudno wydać płytę. Gorzej jest ją wypromować.

Mnie udało się zdobyć aż dwa kontrakty płytowe. Widzę jednak jak trudno jest się przebić. I to już na pierwszym etapie. Wytwórnie coraz bardziej przyglądają się materiałowi wyłącznie pod kątem tego czy da się go sprzedać czy też nie. Nie ma już takiego podejścia, że dobra muzyka sama się obroni. A rozgłośnie? Wydaję mi się, że to są dobre piosenki. I przede wszystkim to są piosenki. Do radia. Cały czas pracuję jeszcze nad tym materiałem w studiu. Na płycie znajdzie się od 12 do 14 utworów. Część z nich będzie zagrana na gitarze akustycznej.

Podobno pierwszy singiel ma ukazać się za niecały miesiąc? 

W listopadzie. Wtedy zobaczymy jakie będzie zainteresowanie. Przez lata emocjonowałem się tym czy coś się uda czy też nie. Teraz już przestałem. Chcę funkcjonować jako Organek. I nieważne czy będzie z tego jakiś pozytywny szum.


czwartek, 10 października 2013

Butelka i Różal kręcili razem

- W muzyce poważnej czy w operze też pojawiają się dzieła dotyczące diabła i piekła, a na scenie rozgrywają się dantejskie sceny. I nikt z tego powodu nie robi afery - mówi GRZEGORZ KOPCEWICZ, lider grupy Butelka oraz organizatorem festiwali metalowych w Toruniu.

Dwa lata temu przy okazji II edycji „Od Nowa Metal Fest” w Toruniu zawrzało za sprawą Behemotha. Próbowano nie dopuści do jego występu. Ostatecznie koncert jednak się odbył. Czułeś z tego powodu satysfakcję?

Pewnie. Ogromnie zależało mi, aby zespół zagrał w Toruniu. To przecież najważniejsza metalowa grupa w Polsce, co automatycznie podnosiło rangę festiwalu. Dla Behemotha był to wówczas bardzo gorący okres. Głośna była sprawa podarcia przez Adama „Nergala” Darskiego Biblii podczas jednego z poprzednich koncertów. Dodatkowo kolorowe gazety wciąż rozpisywały się o jego związku z Dodą. Wrzawa medialna obudziła lokalne demony, które stwierdziły, że nie chcą go w mieście. Gdyby tej wrzawy nie było, koncert odbyłby się bez takiego huku. Na szczęście udało nam się go obronić i nie było wstydu na całą Polskę.

Ci wszyscy, którzy spodziewali się na scenie ekscesów też byli zawiedzeni. 

Jedyne ekscesy robili ci, którzy modlili się pod klubem „Od Nowa”. Fani muzyki żadnych okołomuzycznych akcji nie urządzali.

Grupa Vader w nowym składzie

W tym roku też można liczyć na dodatkowe atrakcje?

Przede wszystkim czeka nas dużo dobrej metalowej muzyki. Gwiazdą tegorocznej edycji będzie Vader. Zespół odrodził się po paru latach w niezwykle silnym składzie z nowym angielskim perkusistą - 21-letnim Jamesem Stewartem. Chłopak gra jak automat. Pamiętam ten zespól sprzed wielu lat z festiwalu „Metalmania” w katowickim „Spodku”. W tej chwili jego siła jest podobna. Oglądałem ich ostatnio w Świeciu. Zrobili na mnie ogromne wrażeni, a po tylu latach oglądania koncertów metalowych mało co jest w stanie mnie jeszcze poruszyć.

Metal jest takim rodzajem muzyki, który potrafi budzić trwogę w niektórych środowiskach. Z czego to wynika?

W tej muzyce są takie odmiany jak black metal, którego wykonawcy malują się czasem np. jak demony. A przekaz, który proponują jest ściśle antychrześcijański. Stąd ten strach. Moim zdaniem większy krzyk robią jednak ci, którzy chcieliby rzeczywiście widzieć w nich osoby, które są zdolne pić krew i mordować dzieci. A takie rzeczy się przecież nie dzieją.

Ta muzyka już założenia opiera się na zasadach muzycznego teatru. I chyba należy podchodzić do niej z odpowiednim przymrużeniem oka?

W muzyce poważnej czy w operze też pojawiają się dzieła dotyczące diabła i piekła, a na scenie rozgrywają się dantejskie sceny. I nikt z tego powodu nie robi afery. Wiadomo, że to jest teatr i trzeba to tak traktować. Powtarzam to od wielu lat. Co innego jest wykreować coś na scenie, a czymś zupełnie innym jest wyczyniania dziwnych rzeczy na cmentarzu.

Perkusista Butelki Krzysztof Grzelak, Marcin "Różal" Różalski oraz Grzegorz "MC Butelka"Kopcewicz na planie teledysku.

Sam lubisz wzbudzać kontrowersje. Do udział w nowym teledysku Butelki zaprosiłeś Marcina „Różala” Różalskiego, zawodnika MMA, który - mówiąc delikatnie - reprezentuje dość skrajny punkt widzenia. Nie tylko na Kościół, ale i cały otaczający go świat. Po co?

Zaprosiliśmy go do pracy przy teledysku do utworu „Szatan”, który opowiada właśnie o przeciwnikach muzyki metalowej, którzy we wszystkim doszukują się diabelskiej ingerencji. A „Różal” ma taki wizerunek, że nie budzi wątpliwości, po której stoi stronie. Jak tylko go zobaczyłem, od razu pomyślałem, że warto go zaprosić przed kamerę. Zgodził się od razu. Teledysk powinien być wkrótce gotowy. A że „Różal” wciąż wygrywa kolejne walki na ringu, więc jest szansa, że wszyscy będą chcieli zobaczyć go w teledysku.

Wrzucając tej klip do internetu liczysz na większy odzew fanów czy antyfanów?

Nie zrobiliśmy tego, aby specjalnie kogoś zaatakować. Chciałem po prostu zrealizować swój pomysł. A to kto i co będzie o nim mówił, to już zupełnie inna sprawa.

Wróćmy do festiwalu. Jaki jest  klucz przy doborze zespołów?

Zapraszam grupy, na które nas stać. Przy tego typu muzyce naprawdę trudno jest znaleźć sponsorów. Budżet festiwalu zależy więc od liczby sprzedanych biletów. Łatwo to obliczyć. Bilet kosztuje 35-40 zł, a spodziewamy się około 300 osób. To mój autorski festiwal, a więc zapraszam zespoły, które lubię. Dragon’s Eye gościłem już dwukrotnie. Ogotay to grupa Marcina „Svierszcza” Świerczyńskiego, którego starsi fani metalu kojarzą zapewne z Yattering. Manslaughter to młody zespól grający mocną deatmetalową muzykę. Co ważne każdy z wykonawców ma coś do powiedzenia na scenie.

niedziela, 6 października 2013

Przybysz vs Joplin

Projekt "Kozmic Blues" zabrzmiał w toruńskim Dworze Artusa. Choć koncert był przedni, a wokalistka śpiewała z olbrzymią pasją, to jednak po jego zakończeniu pojawiło się nurtujące pytanie. Komu należały się te brawa? Natalii Przybysz czy Janis Joplin?

W tym roku minęło dziesięć lat od czasu wydania „Siły sióstr”. Debiutanckiego albumu Sistars, który wstrząsnął polskim rynkiem muzycznym. Co ciekawe zespół przemówił na początku tego roku nowym singlem po sześciu latach milczenia. Natalia i Paulina Przybysz nie marnowały w tym okresie czasu i wydeptywały osobne muzyczne ścieżki. Starsza z nich wydała w tym roku dość odważną płytę, na której postanowiła zmierzyć się z piosenkami kojarzonymi z najbardziej znaną wokalistką soulowo-bluesową na świecie - Janis Joplin.

Natalia "Natu" Przybysz (Fot. Materiały promocyjne)

Albumu „Kozmic Blues” w całości nie słyszałem, ale koncert pod względem muzycznym był niezwykle udany. Pasja, energia, brzmienie... Natalia Przybysz z rozbudowanym o sekcję dętą zespołem zaprezentowała w Dworze Artusa prawie wszystkie wypromowane przez Joplin evergreeny. Z „Piece of My Heart”, „Maybe” i „Move Over” na czele. Wokalistka uczyła się tych piosenek długo i zadane lekcje odrobiła, co wcale nie było takie proste. Nie zdecydowała się przy tym na burzenie hipisowskich pomników, pozostając wierna oryginalnym wersjom.

„Dobre piosenki zasługują na to, aby je grać” - podkreślała wielokrotnie w wywiadach. I ma rację. Prawda jest również taka, że większość osób przyszło na ten koncert nie tyle z sympatii do Przybysz, ile z ogromnego sentymentu do twórczości Janis Joplin, co dało się zauważyć i wyczuć na sali. Średnia wieku podczas piątkowego wieczoru była zresztą dość wysoka.

Co będzie dalej z muzycznym projektem starszej z sióstr Przybysz? Zespół uchylił rąbek tajemnicy podczas bisów, kiedy to zagrali m.in. „Do kogo idziesz?’ Miry Kubasińskiej. Czyżby więc kolejnym krokiem było odkurzenie polskiej spuścizny blues-rocka?


Na koniec dość osobista refleksja. W życiu naoglądałem się już wielu koncertów. I to zarówno polskich, jak i zagranicznych wykonawców. Jeszcze nigdy nie widziałem jednak, aby ktoś wpier... podczas występu banany i mówił z pełnymi ustami do mikrofonu. Dla jednych może to być przejaw luzackiego stylu bycia wokalistki - co znalazłoby nawet potwierdzenie w jej ubiorze - ale ja nazwałbym to zwykłym brakiem szacunku dla publiczności. O jej kręceniu nosem na warunki nagłośnieniowe wspominać już nie będę.

środa, 2 października 2013

Tomek Organek solo

Tomek Organek z gitarą jak pistolet. Wchodzi na scenę w klasycznym trio i przystawia publiczności broń do głowy. To nieco spóźniona i dość krótka, ale za to szczerza recenzja koncertu jaki odbył się w klubie Lizard King w ramach festiwalu "LuLu". 
Gitarzysta Sofy zaprezentował się w Toruniu ze swoim solowym projektem, muzycznie głęboko zakorzenionym w latach 60. i 70. Płyta ma ukazać się wiosną. Warto poczekać. Już dawno nie słyszałem bowiem tak dobrego i zróżnicowanego materiału. Całość skojarzyła mi się z zawartością "Blunderbuss" Jacka White'a, ale bez cienia epigonizmu. Bardzo riffowe granie. Coś z hard rocka, a nawet jakieś echa neo country.


Póki co pozostaje nam się cieszyć udziałem Organka w toruńskim projekcie Ser Charles. Ale to już zupełnie inna historia... Przeznaczona na inny wpis.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...