piątek, 31 października 2014

„Nowe Sytuacje - Jarocin Live 2014” - premiera 17 listopada

17 listopada ukaże się pierwszy wspólny materiał muzyków Republiki bez Grzegorza Ciechowskiego.

Album będzie zapisem koncertu, który odbył się podczas tegorocznego festiwalu w Jarocinie. Muzycy wykonali tam piosenki pochodzące z płyty „Nowe sytuacje” z 1983 roku. Z małym bonusem.

Choć Zbigniew Krzywański, Leszek Biolik i Sławomir Ciesielski wielokrotnie powtarzali, że z uwagi na śmierć Grzegorza Ciechowskiego, jedyną okazją, aby usłyszeć ich wspólnie na scenie w repertuarze Republiki jest grudniowy występ w „Od Nowie”, zmienili zdanie. Po ubiegłorocznym koncercie, w ramach którego z okazji 30-lecie wydania „Nowych sytuacji” odegrali w Toruniu pochodzący z niego materiał utwór po utworze, postanowili pójść za ciosem

W lipcu podczas koncertu na festiwalu w Jarocinie Nowe Sytuacje zarejestrowano. Zgodnie z zapowiedziami debiutancki album Republiki, który zawierał takie przeboje jak „Arktyka” i „Śmierć w bikini” został odegrany od deski do deski. Nie zmieniono kolejności utworów, nie zmieniono aranżacji ani instrumentarium. Bonus? Na sam koniec. Jeden bis - „Moja krew”. „Dreszcze biegły po całym ciele, gdy (...) wyśpiewali kolejne linijki tekstu przed laty napisanego przez Grzegorza Ciechowskiego. Magia po prostu” - pisano w festiwalowych recenzjach. Przy mikrofonie podobnie jak w Toruniu stanęli wówczas Piotr Rogucki, Jacek „Budyń” Szymkiewicz oraz Tymon Tymański. Na klawiszach zagrał Bartek Gasiul. 

Już 17 listopada będzie to można przeżyć jeszcze raz. W domowym zaciszu. „Nowe Sytuacje - Jarocin Live 2014” będzie dwupłytowym wydawnictwem. Na płycie DVD znajdzie się audiowizualny zapis wspomnianego koncertu jaki odbył podczas wakacji w Jarocinie. Dodatkowo materiał z cyklu „Making of...”. Druga płyta będzie zawierała ten sam materiał, ale w wersji audio.  Wydawcą całości jest Warner Music Poland.


piątek, 24 października 2014

Jakie jest to "Polskie gówno"?

Miało być kontrowersyjne obnażenie polskiego show biznesu, a co wyszło? Twórcy „Polskiego gówna” zaledwie ślizgnęli się po temacie. Pokazali mało odkrywczy obrazek świata, w którym polscy twórcy taplają się na co dzień. 

„Muzyka dzieli się na tą, która pochodzi z serca i na tą, która pochodzi z dupy. My gramy muzykę z serca. A reszta? To gówno” - mówi w filmie przed kamerą grający Jerzego Bydgoszcza Tymon Tymański. „Czy jest zatem miejsce na waszą muzykę na polskim rynku muzycznym?” - dopytuje muzyka podczas wywiadu młoda dziennikarka. „Mam nadzieję, że nie” - twierdzi Bydgoszcz. To historia trasy koncertowej jego zespołu i walki o wydanie płyty jest główną osią fabularną filmu Grzegorza Jankowskiego, przeplataną archiwalnymi materiałami. 

Robert Brylewski w "Polskim gównie"
Komornik, który puka do drzwi Bydgoszcza, aby odzyskać dług, składa mu nietypową propozycję. - Wydam wam płytę, zorganizuję pięćdziesiąt koncertów i zarobimy. To znaczy ja zarobię, a ty oddasz zaległą kasę - mówi Czesław Skandal (w tej roli Grzegorz Halama). Bydgoszcz skrzykuje więc byłych kolegów i rusza w tournee po Polsce. Scenariusz filmu wyszedł spod ręki Tymańskiego, który pisząc go oparł się na swoich osobistych doświadczeniach z tras koncertowych Transistors, Miłości i Kur, a także na anegdotach kolegów z branży.

Twórcy „Polskiego gówna” Ameryki nie odkrywają. Ładują widzom do głowy - a raczej przed oczy - że polski show biznes to nie żadne jeżdżenie limuzynami z występu na występ. To nie kąpiele w szampanie, wianuszek otaczających zespół groupies i obrzucanie się zarobionymi pieniędzmi. Jeśli nie chcemy występować w stroju delfina, to za koncert można zarobić 100 zł na głowę, nocleg ze względów oszczędnościowych spędzić w jednym łóżku z kolegą, a dziewczynę może sobie przygruchać co najwyżej menadżer.

W filmowych epizodach przemyka grono próbujących wpasować się w konwencję znakomitych aktorów i postaci ze świata kultury. Marian Dziędziel, Jan Peszek, Arkadiusz Jakubik, Sonia Bohosiewicz, Bartłomiej Topa, Piotr Stelmach, Leszek Możdżer, Czesław Mozil, Bielas i inni. Jest i Robert Brylewski, który po tym jak zespół decyduje się wystąpić w popularnym muzycznym show Telewizji Polwsad, zapytany „Czy nie ma już stąd powrotu?, odpowiada głównemu bohaterowi z miną wieszcza: „A chciałoby ci się wracać?”. Jest rubasznie, musicalowo i generalnie zupełnie mało śmiesznie. 

Po filmie, nad którym pracowano aż siedem lat i który lansowano jako produkcję mającą obnażyć funkcjonowanie polskiego show biznesu, można się było spodziewać czegoś o wiele mocniejszego. Może gdyby zamiast silić się na prześmiewczą fabułę zdecydowano się na formę dokumentu, wyszłoby z tego coś ciekawszego i lepszego? A tak? Odnoszę wrażenie, że kilka opowieści i anegdot z życia toruńskich muzyków byłoby w stanie wyczerpać temat w o wiele większym stopniu. W „Polskim gównie” na uwagę zasługuje przede wszystkim montaż Agnieszki Glińskiej, która wykonała świetną pracę oraz rola Roberta Brylewskiego, który finałowymi scenami ukradł pozostałym cały film.

"Polskie gówno", reż. Grzegorz Jankowski, 2014. 
 *Film pokazywano w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest w Toruniu. 

wtorek, 14 października 2014

Grzegorz Ciechowski na monecie i na DVD

Narodowy Bank Polski wyemituje monety z wizerunkiem Grzegorza Ciechowskiego. Oprócz tego w grudniu odbędą się dwa duże wydarzenia poświęcone jego pamięci. 

Anna Skrobiszewska po wyrażeniu zgody na wykorzystanie wizerunku Obywatela G.C. do promocji kolejnej odsłony serii „The Culture Icons” marki Bytom, patronuje kolejnym pomysłom związanym z kultywowaniem pamięci o swoim zmarłym w 2001 roku mężu. Już w grudniu Narodowy Bank Polski w serii „Historia polskiej muzyki rozrywkowej” wypuści na rynek aż dwie srebrne kolekcjonerskie monety o nominale 10 zł z wizerunkiem autora „Białej flagi”. Wcześniej w tym samym cyklu na monetach zagościł już Czesław Niemen, Krzysztof Komeda i Starsi Panowie Dwaj. Wdowa po Ciechowskim - podobnie jak spadkobiercy pozostałych gwiazd - nie weźmie za to żadnych pieniędzy. 

Do tej pory w serii „Historia polskiej muzyki rozrywkowej” ukazała się m.in. moneta z podobizną Krzysztofa Komedy.
Drugą atrakcją ma być wielki koncert poświęcony pamięci Grzegorza Ciechowskiego, który odbędzie się 12 grudnia na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie. - To będzie audycja telewizyjna, która zostanie zarejestrowana i wydana w przyszłym roku w formie DVD. Przed świętami cały koncert będzie można obejrzeć w telewizji - mówi Przemysław Wałczuk, który jest producentem tego wydarzenia oraz pełnomocnikiem spadkobierców Grzegorza Ciechowskiego.

Fani nie mają jednak co liczyć na to, że uda im się kupić bilet na ten koncert. Jego nagranie odbędzie się bowiem za zamkniętymi drzwiami. Weźmie w nim udział Orkiestra Polskiego Radia pod batutą Adama Sztaby, który zaaranżował wszystkie utwory. Na scenie zaśpiewa 14 artystów. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że wśród nich będzie Kayah, Tymon Tymański, Kasia Nosowska, Red Lips oraz pochodzący z Torunia Sławek Uniatowski.

W Warszawie uda się zatem zrealizować to, czego nie udało się do tej pory w klubie „Od Nowa”. Zarejestrować materiał na płytę DVD, na której artyści oddają muzyczny hołd Ciechowskiemu. Przypomnijmy, że w „Od Nowie” od kilku odbywają się wspieranie przez muzyków Republiki koncerty poświęcone pamięci Grzegorza Ciechowskiego, podczas których władze miasta wręczają nagrodę imienia autora „Telefonów”. Podczas jednego z nich stacja MTV chciała nagrać podobny materiał, jakie zostanie zarejestrowany w Warszawie. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu. W tym roku fani Republiki spotkają się na toruńskim koncercie 13 grudnia, czyli dzień po koncercie w Warszawie.

czwartek, 9 października 2014

Joanna Czajkowska-Zoń: Nie mam czasu na sen

"W studiu nigdy nie uda się osiągnąć takiej energii, jaka wytwarza się na koncercie. Chyba, że nagranie uda się zrealizować na tzw. „setkę”. Muzycy na koncercie inspirują i dodają skrzydeł. O wiele lepiej jestem wtedy w stanie zaśpiewać niż na próbie" - rozmowa z JOANNĄ CZAJKOWSKĄ-ZOŃ, toruńską wokalistką, która w najbliższą niedzielę podczas występu na żywo w Hard Rock Pubie "Pamela" będzie rejestrowała materiał na swoją debiutancką płytę.

Joanna Czajkowska-Zoń podczas koncertu w Hard Rock Pubie "Pamela"

Nigdy nie chciałaś wynieść się z Torunia, aby rozwinąć swoje muzyczne skrzydła? Każdy gra u nas z każdym w różnych kombinacjach. W takim zamkniętym gronie można poruszać się bezpiecznie przez lata...

Oczywiście, że pojawiały się takie myśli. Kilka osób nawet mnie do tego namawiało. Ja jednak bardzo lubię ten nasz lokalny kocioł. Muzycy, z którymi miałam i mam okazję współpracować są świetnymi ludźmi. Nie mam powodu, żeby narzekać. 

"Muzycy, z którymi mam okazję współpracować". Czyli kto?

Takim muzykiem jest m.in. Igor Nowicki. To jedna z osób, które sprawiły, że uwierzyłam w siebie. Co to znaczy? Zawsze lubiłam śpiewać, ale nigdy nie byłam przekonana, że robię to na tyle dobrze, aby zająć się tym profesjonalnie. Jako 15-latka pojawiałam się na imprezach z cyklu „Talent Show”, które odbywały się wówczas w Baranim Łbie. Już wtedy widziałam błysk w jego oku. Kiedy nieco dorosłam powiedział mi otwarcie „Fajnie śpiewasz. Powinnaś coś z tym zrobić” (śmiech). To dało mi energię do działania.

Zaprosił Cię do współpracy?

Polecił mnie Jackowi Bryndalowi. I tak też zaczęła się moja praca z Atrakcyjnym Kazimierzem. Dla mnie to był krok milowy. Bardzo kibicuje mi również Bartek Staszkiewicz, który motywuje mnie do nagrania autorskiej płyty.

Lubisz skakać po różnych rodzajach muzyki. Wystarczy przejrzeć Twoje muzycznie dossier. Atrakcyjny Kazimierz, Whiff, Astrolabium czy Hashir, w którym śpiewasz chasydzkie pieśni. Do tej dochodzą jeszcze różne jazzowe kombinacje. Wciąż poszukujesz swojego miejsca? 

Każdy z takich projektów pociąga mnie tak mocno, że nie potrafię z żadnego zrezygnować. Do każdego wkładam dużo siebie. Bywam tak zapracowana, że brakuje mi często czasu na sen.  Przykładowo z koncertami Hashir jest tak, że schodząc ze sceny jestem całkowicie wypruta z emocji. Być może wszystko przez to religijne przesłanie, które niosą te teksty.

Zdecydowałaś się wreszcie nagrać płytę. Dlaczego do razu koncertową?

Albumy live zawsze miały dla mnie największą wartość. W studiu nigdy nie uda się osiągnąć takiej energii, jaka wytwarza się na koncercie. Chyba, że nagranie uda się zrealizować na tzw. „setkę”. Muzycy na koncercie inspirują i dodają skrzydeł. O wiele lepiej jestem wtedy w stanie zaśpiewać niż na próbie.

Co złoży się na repertuar, który znajdzie się na albumie?

Wybrałam utwory, które lubię wykonywać i w których dobrze się czuję. „Cheek to Cheek”, „Georgia On My Mind”, „Summertime”, „Before You Eccuse Me”... Pojawi się też przypuszczalnie coś z repertuaru Czesława Niemena.

Największy problem dobrych wokalistek polega na tym, że nie mając własnego repertuaru, muszą skupiać się na graniu standardów.

Cały czas dążę do tego, aby występować z własnym materiałem. Żartuję, że społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe, aby usłyszeć moje piosenki. Pomysłów jest wiele. Do głowy wciąż przychodzą mi nowe melodie. Największy problem mam z tekstami. Może dlatego, że z wykształcenia jestem polonistką i tak bardzo zwracam uwagę na każde słowo. Ostatnio sporo tekstów dostałam od Gosi Trzpil. Na Facebooku znalazła mnie też osoba, której spodobało się to jak śpiewam i podrzuciła mi swoje wiersze. Zobaczymy co z tego wyjdzie.


poniedziałek, 6 października 2014

Hulajdusza "Hulajdusza"

Ukazał się kolejny długo wyczekiwany debiut. Swoje pierwszej płyty doczekała się toruńska Hulajdusza. Akustyczne trio tworzą obecnie dwie grająca na gitarze wokalistki oraz skrzypaczka. Już kiedyś miałem o nich napisać nieco szerzej. 

Okładka debiutanckiej płyty
Agnieszkę Filipiak znam osobiście od kilku, a może nawet kilkunastu lat. Od kiedy pamiętam zawsze kojarzyłem ją z gitarą i ze śpiewem. Czy to przez słynne imprezy w Silnie, przez Talent Show w Toruńskiej Piwnicy Artystycznej, czy też poprzez inne towarzyskie spotkania i sytuacje. Toruńska wokalistka zawsze funkcjonowała jednak jakby gdzieś z boku. Bez pchania się do pierwszego rzędu, bez rozpychania łokciami na lokalnej scenie. I tak też powstawał ten album. Spokojnie i na boku. Przez lata. 

Przez ten czas zespół mocno ewoluował. Powstawały nowe kompozycje. Dochodzili i odchodzili kolejni muzycy. Dla mnie zawsze najcenniejszy był jednak ten główny trzon. Wsparty śpiewem Agnieszki Filipiak i autorskim tekstem dialog jej akustycznej gitary ze skrzypcami Iwony Czepułkowskiej. To właśnie one obie nadają unikalny ton całej płycie, nawet wtedy gdy w „Aniele” pojawiają się klawisze jakby żywcem wyjęte z nagrań Yanna Tiersena, a w „Końcu” pojawia się zagrana na elektrycznej gitarze rockowa solówka. 

Debiutancki album Hulajduszy zawiera aż osiemnaście utworów. W sumie ponad godzina piosenek. Można wyraźnie wyczuć, które z nich powstawały, gdy liderka zespołu znajdowała się u szczytu życiowej euforii, a kiedy zmierzała nieco w dół. Własne teksty śpiewa też na albumie domykająca toruńskie trio grająca na gitarze Marta Lang („Tu i tam”, „Kiedy już”). Jest i wiersz Reinera Marii Rilkego. Powstał z tego zbioru bardzo dobrze zaśpiewany nastrojowy album. 

Nie ukrywam tego, że zawsze kibicowałem dziewczynom na drodze, którą wybrały. Cieszy mnie więc, że takie utwory jak „Trzcina”, przebojowa „Gwiazdka” i „Urodziny” z piękną frazą w refrenie „Szukają cię - ambulans życia i pani śmierć” doczekały się wreszcie wydania. Warto, aby usłyszano je również poza Toruniem. 

Hulajdusza, Hulajdusza, Victor 11 2014. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...