sobota, 12 kwietnia 2014

Kuba Sienkiewicz: Piosenki pisałem na dyżurach

- Nigdy nie spodziewałem się, że taka piosenka jak „Jestem z miasta” stanie się popularna. Podobne wątpliwości miałem co do utworu „Co ty tutaj robisz?”. Uważałem, że to takie byle co, które trzeba gdzieś głęboko schować - KUBA SIENKIEWICZ, lider zespołu Elektryczne Gitary, który poza sceną jest praktykującym doktorem neurologii.

Kuba Sienkiewicz (Fot. Rafał Nowakowski/www.elektrycznegitary.pl)


Podobno zdarzało się Panu pisać piosenki podczas szpitalnych dyżurów? 

I to nawet dość często. Mam taką zdolność, że gdy bardzo dużo dzieje się wokół mnie, to łatwiej jest mi się zorganizować. Przykładowo piosenki na płytę „Historia” powstały w miesiąc, bo gonił nas termin. A więc usiadłem i napisałem wszystkie utwory. Jeden za drugim. I właśnie piosenka „Wielka Solidarność” była jedną z tych, które narodziły się na dyżurze. Fakty z kalendarium były tak fascynujące, że wystarczyło je tylko zrymować.

A te największe przeboje Elektrycznych Gitar?  

W szpitalu narodził się też „Spokój grabarza”. Po dyżurze w pogotowiu, gdy miałem pod rząd pięć zgonów. Po tych pięciu wyjazdach zrobiła się godz. 7 i tak patrząc na budzące się miasto i otwierający się bar z kwasem chlebowym, do którego poszedłem, napisałem tę piosenkę. Podobnie było z „Przewróciło się”, która powstała niemal przy odkurzaczu. Te utwory, które powstają w jednej chwili najdłużej się później bronią. 

Do filmu trudniej się pisze czy łatwiej?

O tyle łatwiej, że producenci zawsze oczekiwali ode mnie przede wszystkim piosenki wiodącej, a nie ilustracyjnej. Do „Kilera” pisałem znając już jego scenariusz.




W latach 90. boom na Elektryczne Gitary był tak wielki, że chyba nie było rozgłośni, która nie puszczałaby waszych piosenek. Później bywało już różnie. A dziś?

Sam dostrzegam, że nie ma już tak wielu odbiorców na twórczość, którą prezentujemy. Zespół wykonuje bowiem piosenki intelektualne, ale podane w opakowaniu łatwym i przystępnym. Nie ma dziś szans, aby coś takiego zafunkcjonowało.

Dlaczego? 

Dzisiejszym słuchaczom za bardzo jedno kłóci się z drugim. Poza tym popularność zawsze następuje falami. Wystarczy prześledzić naszą historię. Dwie pierwsze płyty „Wielka radość” i „A ty co” spowodowały pozytywne zamieszanie. Potem nagraliśmy „Huśtawki”, płytę wręcz bluesową, która zupełnie się nie przyjęła. Wróciliśmy dzięki piosence „Co ty tutaj robisz?” i płycie na „Na krzywy ryj”. Popularność podtrzymał film „Kiler”, do którego napisałem muzykę, a później jeszcze „Kiler-ów 2-óch” i piosenki z „Kariery Nikosia Dyzmy”. W 2010 roku kolejne pięć minut zapewniła nam wspomniana „Historia”, która powstała na zamówienie Narodowego Centrum Kultury. Album używany jest nawet jako pomoc dydaktyczna w szkołach. I jeszcze jedna pozytywna rzecz przytrafiła nam się w 2012 roku, kiedy wystąpiliśmy podczas Przystanku Woodstock. Mieliśmy półmilionową widownię i wydaliśmy z tego koncertu DVD. Pierwsze i na razie ostatnie. 

Żałuje Pan, że niektóre utwory z późniejszych płyt całkowicie przepadły? 

Tak. I mówię to otwarcie. Wielu moich znajomych podziela zresztą to zdanie. Przyznam się jednak, że nigdy nie miałem zdolności do typowania piosenek, które mogłyby stać się  przebojami i powinny być przeznaczone na cele promocyjne. Zawsze wydawca decydował za mnie i przyznaję, że dobrze na tym wychodziliśmy. Mimo, że czasem jego wybór odbywał się nawet wbrew mojej opinii. 


Na przykład? 

Nigdy nie spodziewałem się, że taka piosenka jak „Jestem z miasta” stanie się popularna. Podobne wątpliwości miałem co do utworu „Co ty tutaj robisz?”. Uważałem, że to takie byle co, które trzeba gdzieś głęboko schować. A więc chyba w ogóle nie powinienem wypowiadać się na ten temat (śmiech). Szkoda mi szczególnie tego materiału, który trafił na „Atomistykę”. Tam była masa dobrych piosenek. 

Wyciąga Pan z tego jakieś wnioski? 

Wszystko zawsze jest jakąś nauką. Dla mnie niezwykle pasjonującym zajęciem jest to ciągłe odnajdywanie się na zmieniającym się rynku muzycznym. Intryguje mnie także to, jak nasze starsze piosenki funkcjonują dziś i jak są na nowo odkrywane przez słuchaczy. 

Korzysta Pan z jakiegoś klucza przy ich pisaniu?

Miałem taki klucz, ale obecnie do niczego on się już nie przydaje. Zawsze wydawało mi się, że dobrze jest wrzucić do tekstu jakieś powszechne odczucie. Najlepiej jest też wykorzystać jakieś zwroty z języka potocznego. Do tego dobrze jest zawrzeć w tekście pytanie tak jak zrobiłem w „Co ty tutaj robisz?”. Przecież każdy zadał je sobie co najmniej kilka razy w życiu. I kiedyś to mi się sprawdzało. Teraz już nie. Ale wiem dlaczego. Jestem już grubo po 50-ce i wciąż piszę piosenki osobiste. Opowiadam zatem o problemach ludzi 50+. Gdzie zatem mogą nas z takim materiałem grać? Chyba tylko w Radiu Nostalgia (śmiech).


Poza Elektrycznymi Gitarami jest jeszcze GKS.

To rodzaj dodatkowej działalności. Zespół powstał na potrzeby corocznego warszawskiego festiwalu Zacieralia, który jest przeglądem twórczości żenującej. W jego skład wchodzą bracia Grochowalscy, Olek Korecki i ja. Gramy bluesa, piosenkę podwórkową i huligańską, a także polskie wersje przebojów zagranicznych jak m.in. „Cocaine” czy „Smoke On The Water”. Z moimi tekstami.

Polska wersja „Smoke On The Water”?

Tak. Gramy to jako „Smok w moich oczach” (śmiech). Do tego takie gitowskie piosenki jak „Franiu” z repertuaru Krzysztofa Bienia. GKS ma charakterystyczne niskie brzmienie dzięki temu, że gram na gitarze barytonowej, a Olek Korecki na saksofonie barytonowym.

Jest szansa, aby ten materiał trafił na płytę?

Pewnie tak, ale na razie wciąż kompletujemy i dopracowujemy repertuar. Koncertowa odsłona GKS pojawia się niezwykle rzadko. 

piątek, 11 kwietnia 2014

Koncert Fisha w Toruniu

Skojarzenia są dość proste. Jak Fish, to neoprogresywny Marillion. A jak Marillion to przede wszystkim „Keyleigh”. Ten mega przebój pojawił się na płycie „Misplaced Childhood” i latem 1985 roku niepodzielnie królował nie tylko na liście przebojów radiowej Trójki, ale również w rozgłośniach na całym świecie. 12 października będzie szansa, aby wokalistę słynnej grupy usłyszeć na żywo na scenie toruńskiego klubu „Od Nowa”. 

Fish (Fot. Matriąły promocyjne / Ami Barwell)

Fish przygotował na ten wieczór dość długi program, a więc jego występu nie będzie poprzedzał żaden inny wykonawca. Życzenia specjalne w kontrakcie? Kilka. - W dzieciństwie wychowywał się w rejonie zamieszkiwanym przez spore grono Polaków. Podobno dzięki temu dość wcześnie poznał smak żubrówki. Jej butelkę chce mieć w garderobie za każdym razem, gdy koncertuje w Polsce – zdradza Maurycy Męczekalski, szef klubu. 

Wokalista słynie również z innych nietypowych zachowań. Jakich? Rano obudzić może go tylko menadżer. A ranek – jak mawiają jego współpracownicy - zaczyna się dla Fisha wtedy, kiedy sam wstanie. Jako ogromny fan piłki nożnej zawsze musi mieć stały dostęp do internetu, aby w dowolnej chwili sprawdzić aktualne ligowe wyniki ulubionej szkockiej drużyny. 15 października, gdy Polska będzie grała ze Szkocją, żadnego koncertu nie planuje. 

Warto wspomnieć, że podczas jesiennej trasy koncertowej Fish będzie podróżować nightlinerem, czyli specjalnym komfortowym autobusem wyposażonym w miejsca do spania. Fani, którzy zjadą do Torunia na jego koncert nie mają więc zatem co liczyć, że w dniu występu natkną się na niego przypadkowo w hotelowym korytarzu. Dlaczego koncert szkockiego muzyka nie odbędzie się w wyremontowanej Auli UMK, tylko na klubowej sali? 

- To było jego osobiste życzenia. Chce być bliżej publiczności – tłumaczy decyzję Męczekalski. W związku z tym organizatorzy odstąpili od pomysłu, aby cena biletów była uzależniona od odległości danego sektora od sceny. Jej wysokość jest zróżnicowana ze względu na datę nabycia. Za bilet zakupiony do 31 sierpnia zapłacimy 80 zł,  od 1 września do 1 października – 100 zł, a w ostatnim miesiącu najwięcej, bo 120 zł. 


piątek, 4 kwietnia 2014

Toruńskie płyty 2014

Są już gotowe, albo dopiero powstają. Zawierają studyjne lub koncertowe nagrania. Większość z nich powinna ukazać się w ciągu najbliższych miesięcy. Na jakie płyty toruńskich wykonawców warto czekać w tym roku? 

Tomek Organke podczas pracy nad płytrą w studio (Fot. www.facebook.com/tomorganek)



Najbliższa premiera czeka nas 12 maja. Wtedy do sklepów trafi wyczekiwany solowy album Tomka Organka z Sofy pt. „Głupi”. Pierwszy singiel pochodzący z tej płyty, którym jest piosenka „Nie lubię”, zagościł już na falach radiowej Trójki. Premiera teledysku, który do niego powstał 28 kwietnia. Pod nazwiskiem lidera ukrywa się całe trio muzyków Sofy. Na basie gra w Organku Adam Staszewski, a na perkusji Robert Markiewicz. 

- Zależało mi na prostej rockowej energii. To miał być mocny materiał z silnym przekazem. I w tekście, i w muzyce. Takie rzeczy często uzyskuje się prostymi środkami - twierdzi lider grupy. - W Organku sam jestem odpowiedzialny za wszystko. Od kompozycji, tekstów aż po brzmienie. I robię co chcę. 

Pod koniec maja ukażą się również „Półmrok”, kolejna płyta piewców muzyki electro, czyli Half Light. Co ciekawe wszystkie kompozycje będą zaśpiewane po polsku. - To będzie bardzo refleksyjna płyta - mówi wokalista Krzysztof Janiszewski. Singlowe „Salto mortale” podchwyciły już niektóre rozgłośnie.

Próbna okładki płyty Rejestracji (Graf. Monika Bojarska)
Trzecim albumem, który prawdopodobnie również zagości w maju na sklepowych półkach jest „Szkoda słów” (tytuł roboczy) Rejestracji. Zespół zapowiada, że zaprezentował na nim swoje bardziej komercyjne oblicze. - Wiem, że tylko takie granie sprzedaje się w mediach - wyznał wokalista Grzegorz „Gelo” Sakerski. Warto sięgnąć po tę płytę chociażby z uwagi na nazwiska gości. Wśród nich m.in. Robert „Litza” Friedrich z Luxtorpedy.

Podczas wakacji można liczyć, że światło dzienne ujrzy wreszcie koncertowy album MGM, który będzie składał się z dwóch części - akustycznej i elektrycznej. Czego jeszcze można się spodziewać? Końcówka roku powinna upłynąć pod znakiem dwóch toruńskich wykonawców. Według wstępnych planów w listopadzie po 6 latach studyjnego milczenia ma ukazać się kolejna płyta Mariusza Lubomskiego. Na koniec roku premierę akustycznego koncertu zapowiada Saturday Night Special.

Tegoroczne premiery kilku wydawnictwa wciąż są pod znakiem zapytania. Wszystkie kręcą się wokół Manchesteru i projektów jego muzyków. Zespół ma już gotowy materiał na kolejną płytę. Czy uda się, aby trafiła do sklepów jeszcze w tym roku? Sławek Załeński od pewnego czasu pracuje równocześnie nad odrębnym projektem, do którego zaprosił toruńskie wokalistki. Album jest już prawie gotowy. Nad własna płytą pracuje też wokalista Maciej Tacher. 

- Piosenki są, teksty też, jest też wizja. Zapraszamy muzyków do studia i nagrywamy instrumenty. Staram się czerpać jak najwięcej radości z samego procesu tworzenia piosenek i robienia płyty. To dla mnie nowe doświadczenie, w którym osobiste fanaberie muzyczne nabierają statusu realności - mówi Tacher. - Myślę, że materiał będzie gotowy w tym roku. Czy zostanie w tym samym roku również wydany, to już zupełnie inna kwestia, bardziej polityczna. Nie chcę gdybać i na wszelki wypadek nic na ten temat nie mówię. 

Warto jeszcze wspomnieć, że w ciągu najbliższych dni powinna trafić do sklepów pierwsza części albumu „Tribute to Moskwa”, na której zagoszczą nagrania takich lokalnych grup jak m.in. Absurd, Toi Luzja, Rejestracja, MGM. Druga część ukaże się pod koniec roku.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...