niedziela, 29 stycznia 2012

Z archiwum: Atrakcyjny Kazimierz (2008)

Jacek Bryndal w środku
Wywiad z 2008 roku przeprowadzony z Jackiem Bryndalem przy okazji wznowienia debiutanckiej płyty Atrakcyjnego Kazimierza zatytułowanej "Prawdziwa miłość". 


- Po co po piętnastu latach sięgać jeszcze raz po ten sam materiał?

- Przy okazji koncertów zgłasza się do nas wiele osób z pytaniem gdzie można kupić tę płytę. „Prawdziwa miłość” ukazała się w bardzo małym nakładzie. W czasach, gdy równie ważnym nośnikiem co płyta była kaseta magnetofonowa. Co jakiś czas album  pojawia się jedynie na Allegro. Co ciekawe osiąga rekordowe ceny. Ostatnio doszedł do 165 zł. Traktuję to również jako „przypomnienie” przed moim premierowym albumem.

- To niespodzianka dla starych fanów, czy zamierzasz pozyskać nowych?

- Kompozycje mimo upływu lat nadal są w stanie się obronić. Teksty nie straciły nic ze swojej aktualności. "Jako mąż i nie mąż" można odbierać jako odnośnik do wszystkich seks-afer z ostatnich lat. Pewnie, że zależy nam na pozyskaniu nowych fanów. Z kolei ci starsi, będą zadowoleni, że wreszcie mogą mieć ten materiał porządnie wydany.

- Nie byłoby Atrakcyjnego Kazimierza bez twojego brata Rafała.

- Jest autorem wszystkich tekstów. Zazwyczaj przesyła mi ich kilkanaście. Każdy ma swój rytm. Podczas czytania pojawiają się pierwsze muzyczne pomysły. Jedynym wyjątkiem było "Życie jest winogronem", czyli nasza wersja "Whiskey in the Jar" spopularyzowanego przez grupę Thin Lizzy. Później nagrała to również Metallica. Strasznie mnie zabolało, gdy miesiąc przed premierą naszej płyty usłyszałem wersję Metalliki w radio. Naszą zrobiliśmy przed nimi.

- Lista gości, którzy pojawili na "Prawdziwej miłości" była imponująca. Od jazzmana Wojciecha Karolaka, przez Wojtka Waglewskiego po Kayah. Całość wyprodukował Grzegorz Ciechowski. Jak udało się ich przekonać?

- Tworząc tę płytę nie byłem nowicjuszem. Wszyscy mijaliśmy się podczas wspólnych imprez. Pierwotnie utwory nagrałem w wersji akustycznej. Grzegorz Ciechowski posłuchał tych nagrań i doradził mi, aby nagrać to bardziej elektrycznie. To, że udało się pozyskać tylu gości jest jego zasługą.

- To miała być chwilowa odskocznia od Kobranocki?

- Miałem głowę pełną pomysłów. Co chwilę Rafał podrzucał mi kolejne teksty, które przeważnie lądowały w szufladzie. W tym czasie na dwa lata postanowiłem wziąć rozwód z Kobranocką. Tak to się zaczęło.

- Wszystkie tekst Rafała krąży wokół spraw damsko-męskich. W tym tkwi tajemnica ich popularności?

- Temat jest uniwersalny w kontekście czasowym. Część tych tekstów powstała, kiedy Rafał mieszkał w Kanadzie. Ludziom bardzo odpowiada ten rodzaj dowcipu. 

środa, 25 stycznia 2012

"Muzyczny Kram" 2000-2006 na YouTube

Wojciech Budny oraz Grzegorz Kopcewicz, twórcy telewizyjnego „Muzycznego Kramu” opowiadają o debiucie programu w internecie.
 

- Skąd wziął się pomysł na „Muzyczny Kram”? 

W. Budny i G. Kopcewicz
Grzegorz Kopcewicz: - Witek Albiński, który współpracował z TVB zadzwonił kiedyś do mnie z informacją, że pojawiła się możliwość stworzenia nowego programu muzycznego. Od razu pomyślałem o Wojtku, który mieszkał wówczas w Niemczech.

Wojciech Budny: - Nie ukrywam, że ten program był dla mnie punktem zaczepienia, aby wrócić na stałe do Polski. To było akurat w czasie, kiedy kupiłem sobie kamerę i kończyłem studia w "Camerimage Film School". W Toruniu bywałem więc tylko co drugi weekend.

- Od kiedy do kiedy Wasz program był emitowany w telewizji?

WB: - Puszczano go dwa razy w miesiącu, co dwa tygodnie. Pierwszy odcinek pojawił się na antenie we wrześniu 2000 roku, a ostatni pod koniec czerwca 2006 roku. To był 25-minutowy blok, w którym zawsze były poruszane dwa lub trzy tematy. W sumie powstało 127 odcinków.

GK: - Co ciekawe powtórki programu były emitowane przez TVP Info na ogólnopolskiej antenie. Znajomi dzwonili później z całej Polski, że oglądali nasze materiały.

- Skąd pomysł, aby teraz te wszystkie archiwalne nagrania wrzucić na specjalny kanał na YouTube?

WB: - Internet jest najpopularniejszym nośnikiem medialnym. Wszystkie odcinki mamy zarchiwizowane na taśmach, które nie będą przecież żyły wiecznie.

GK: - Bez sensu, aby ten materiał leżał w szafie, skoro wiele osób go nie widziało. Programy mają wartość historyczną. Nie ma powodu, aby publikować je komercyjnie.

WB: - To zresztą chyba największe archiwum filmowe dotyczące wydarzeń muzycznych, które odbywały się w Toruniu kilkanaście lat temu.

- W programach pojawiają się takie nieistniejące już toruńskie zespoły jak Svedsen Singers, NowoMowa, czy Vernissage. Dużo macie takich rarytasów? 
GK: - Sporo. Udało nam się zarejestrować np. ostatni toruński koncert Republiki. Gdyby nie "Muzyczny Kram", nie byłoby tego materiału.

WB: - Przy okazji Grzegorz Ciechowski udzielił wywiadu, w którym dokonał retrospektywy działalności Republiki.

GK: - Nagraliśmy również koncert zespołu Kury, po którym, kilka dni później, perkusista Jacek Olter popełnił samobójstwo. Te jego ostatnie filmowe zdjęcia przekazałem później Tymonowi Tymańskiemu. Trafiły do filmu dokumentalnego.


- Co jeszcze można było obejrzeć w "Muzycznym Kramie"?

GK: - Każdy program miał zazwyczaj dwa wątki. Jeden - zawsze był toruński. Drugi to koncerty i wydarzenia muzyczne w regionie. Pamiętam, że jeden z pierwszych materiałów zrobiliśmy z koncertu orkiestr dętych w Brodnicy. He, he...

WB: - Tak, tak... Był nawet materiał z festiwalu abstynenckiego, który odbywał się na stadionie. Program był bardzo zróżnicowany. Pojawiał się rock, blues, jazz, a nawet hip-hop.

GK: - Przy tej okazji występów popularnych wykonawców staraliśmy się wysondować np. Kasię Nosowską czy Muńka Staszczyka jakie mają wspomnienia związane z Toruniem.

WB: - Nie każdy wie np. o tym, że Maanam pierwsze próby miał w starej „Od Nowie”.

GK: - Rozmawialiśmy nawet z Krzysztofem Krawczykiem, który okazał się niezwykle sympatycznym człowiekiem. Przyznam się, że byłem zaskoczony. Zdarzali się bardziej mili i mniej mili rozmówcy. Przykładowo Grabaż z Pidżamy Porno był jedyną osobą, która odmówiła pozdrowienia do kamery naszych telewidzów. Zdradził za to, że podobno w Toruniu na osiedlu – cytuję – „Rusinkowo” – w młodości podrywał dziewczyny.

- Nie kusiło Was, aby mimo wszystko zebrać najciekawsze fragmenty poszczególnych programów i wydać je na DVD?

GK: - Tak naprawdę jesteśmy właścicielami tego materiału, ale nie jesteśmy właścicielami utworów, która są tam prezentowane. Trzeba by było to wszystko załatwić od nowa. Przyznam szczerze, że nie mam na to już ani siły, ani czasu.
WB: - Ja też nie. I dlatego moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem jest udostępnić to wszystko za darmo.


* Przy programie poza Wojciechem Budnym oraz Grzegorzem Kopcewiczem pracowali również Witold Albiński oraz Archie Sekita. Archiwalne odcinki "Muzycznego Kramu" można obejrzeć wchodząc na www.youtube.com/MuzycznyKram

czwartek, 19 stycznia 2012

Sofa wraca. 28 lutego nowa płyta "Hardkor i disko"

O tej płycie mówi się już od kilku miesięcy, a takie piosenki jak "Boys & girls", czy "On nie mówi" tylko zaostrzają apetyt fanów zespołu.

"Hardkor i disko", trzeci studyjny album Sofy będzie jeszcze bardziej producenckim dziełem niż poprzednia płyta "Doremifasofa". Co ciekawe więcej tekstów niż dotychczas będzie po polsku. Skąd ta nagła zmiana?
- Bardzo długo o tym rozmawialiśmy. Uznaliśmy, że dużo łatwiej dotrzeć z przekazem, gdy piosenka posiada polskie słowa. Jej siła rażenia jest wtedy większa - mówi Bartosz Staszkiewicz, klawiszowiec Sofy. Za warstwę tekstową jak zwykle odpowiada wokalista Tomek Organek. - Nie brakuje w niej drugiego dna. Nie jest zbyt radosna, raczej cierpka - dodaje Staszkiewicz.
Teksty, które znajdą się na płycie będą kontrastować z dość tanecznym charakterem muzyki. Na albumie członkowie Sofy sięgnęli po sporo elektroniki. Singlem, który będzie promował całe wydawnictwo ma być przebojowa piosenka tytułowa "Hardkor i disko". - Utwór daje pewien obraz tego jak będzie wyglądał cały album. To będzie nasza najbardziej spójna płyta, bardzo kolorowa muzycznie - zdradza Staszkiewicz. - Singlowa kompozycja bardzo ironicznie traktuje o mającym nastąpić końcu świata. Będzie ją można usłyszeć w radiu pradopodobnie na przełomie stycznia i lutego.
Warto wspomnieć, że trzeci album Sofy będzie jednocześnie pierwszą płytą nagraną dla wytwórni EMI (wcześniej zespół związany byli z Kayaxem). Grupa cały czas zastanawia się jeszcze nad ostatecznym wyglądem okładki. Przypomnijmy, że Sofa na swoim koncie ma m.in. Fryderyka za fonograficzny debiut w 2007 roku. Występowała na większości najważniejszych festiwali w Polsce. Za rok będzie obchodzić swoje 10-lecie.

środa, 4 stycznia 2012

Big Cyc "Zadzwońcie po milicję!"

Big Cyc "Zadzwońcie po milicje!"
Wytwórnia „Universal Music Polska” jeszcze przed bożonarodzeniowym okresem wypuściła na rynek kilkanaście płytowych nowości. Wśród disco-popowej masy z epką Michała Szpaka zatytułowaną „XI” (sześć utworów zapowiadających tegoroczny album) na czele, znalazło się też kilka krążków po które można sięgnąć bez większego obciachu. Choćby tylko z czystej muzycznej ciekawości w czasie świąteczno-noworocznej płytowej posuchy.
Nigdy nie spodziewałbym się, że lekko zaintrygowany będą słuchał albumu twórców takich utworów jak „Makumba”, czy „Ballada o smutnym skinie”. Tak, to on. Zespół o wdzięcznej nazwie Big Cyc ponownie dało o sobie znać pod koniec 2011 roku nowym wydawnictwem zatytułowanym „Zadzwońcie po milicję!”. Choć to może wydać się niewiarygodne - tym razem ekipa pod wodzą Krzysztofa Skiby zabrała się do pracy całkowicie na poważnie. 
Siedemnasta płyta w obszernej dyskografii zespołu to polityczno-historyczny koncept album. Pretekstem do jego powstania była 30. rocznica stanu wojennego. Big Cyc zanurzył się w archiwalne nagrania zespołów funkcjonujących w tamtym okresie na niezależnej scenie; grup działających po tej samej stronie barykady co legendarny Jacek Kaczmarski, ale wyrażających swoją niechęć do ówczesnego systemu w zupełnie innym sposób. Punkowy. 
Miki Mauzoleum, Brzytwa Ojca, Karcer, Współczynnik Inteligencji, Cela nr 3… Zespoły, które nie miały szans, aby na początku lat 80. wejść do studia i zarejestrować materiał na płytę. Ich nagrywane podczas występów piosenki krążyły więc przegrywane z kasety na kasetę wśród publiczności. Muzycy Big Cyca wygrzebali z całego stosu taśm co ciekawsze utwory, nagrali je na nowo i ułożyli we własną muzyczną opowieść. 
Co ciekawe poszczególne utwory poprzetykano archiwalnymi materiałami pozyskanymi z Instytutu Pamięci Narodowej. Nasłuchy radiowe, raporty milicyjne, odgłosy demonstracji. - Widziałem jak w grudniu czołgi rozwalały bramę Stoczni Gdańskiej. Mieliśmy wtedy po 17 lat i zamiast telefonów komórkowych kamienie w kieszeniach – wspomina wprowadzenie stanu wojennego Krzysztof Skiba we wstępie do płyty.
Każdego kto sięgnie po „Zadzwońcie po milicję!” czeka lekcja historii połączoną z muzycznym cyklem „Ocalić od zapomnienia”. Od pierwszego przesłuchania wpada w uchu „ZOMO na Legnickiej” ze skandowanym refrenem, czy leniwa „Czarna Wołga”. W tekstach przewijają się tematy demonstracji ulicznych, zatrzymań przez SB, stanu wojennego, PRL-owskiego pijaństwa, społecznych dylematów czy kpina z kartkowego systemu. 
Oto nauczyciele dostali do ręki kolejną – po „Historii” Elektrycznych Gitar i „Powstaniu Warszawskim” Lao Che – muzyczną pomoc do zainteresowania swoich uczniów meandrami polskiej historii. Jak z niej skorzystają? - Warto przypomnieć, że kultura niezależna w latach 80. to nie tylko spektakle w kościołach czy koncerty bardów w salkach katechetycznych. To był także podziemny, fascynujący obieg rocka – pisze Skiba. I ma rację. 

Big Cyc, Zadzwońcie po milicję!, Universal Music Polska 2011. 

niedziela, 1 stycznia 2012

MGM "New Heads"

MGM "New Heads"
Jedenaście kompozycji. Pełnych gitarowych zagrywek i wpadających w ucho melodii. Drugi album MGM otwiera nowy etap w historii zespołu. 

Ta płyta jest jak pętla. Po ostatnim utworze można puścić znów pierwszy i nadal wszystko będzie się układało w całość. Spójny album, który stanowi podsumowanie drogi, jaką zespół podąża już od kilku lat. I niech nikogo nie zwiedzie ten akustyczny wstęp. Na płycie „New Heads” grupa MGM wyraźnie idzie w stronę hard-rocka. Wreszcie. Rockowe pazury ostrzą w każdym utworze, co znajduje swoje rozwinięcie podczas występów na żywo. 
Riffów jak ten z piosenki „Świat (Wyrwać się)” można pozazdrościć. Właśnie dla takich kompozycji sięga się po gitarę. Do tego poprzedzony dźwiękami burzy „Kot”, czy rozpędzająca się „Gorąca krew” z dyskotekowym (!) rytmem w zwrotce. Jest i „Bohater” zbyt dosłownie schlebiający radiowym gustom i nagrane w duchu irlandzkiego rocka „Szukasz miłości”. Prym na te płycie wiedzie gitara Tomasza Prasa. A reszta? 
Mirosław „Gonzo” Zacharski to pisarski ewenement w Toruniu. Nie hołduje nastoletniej publiczności, nie zapędza się w psychologiczne labirynty i nie rozwiązuje problemów świata. Pisze i śpiewa o tym, w co sam wierzy i czemu pozostaje wierny od wielu lat. „New Heads” to opowieść o tym, co w życiu ważne - z perspektywy faceta, który trochę już przeżył i ma coś do opowiedzenia. Album do słuchania na każdą okazję. 
Na koniec smutna refleksja. Muzyka MGM nie trafi na listy przebojów. Ich plakatów nie będą drukować w kolorowych pismach. Dlaczego? Dziś na takiego klasycznego rocka, któremu pozostają wiernie panowie z MGM nie ma miejsca na antenie. Dlatego też nie czekajcie aż usłyszycie ich muzykę w radiu. Idźcie do sklepu i sami ją sobie kupcie. Płyta została wydana przez HRPP Records. 

MGM, New Heads, HRPP Records 2011. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...