środa, 25 listopada 2015

MGM „Live HRPP 18.02.2013”

Okładka MGM "Live HRPP"
Ten album zamyka kolejny rozdział w historii toruńskiego zespołu. Wiele lat temu Mirosław Zacharski wymyślił sobie, że oto stworzy muzyczny tryptyk, Że jego MGM nagra trzy powiązane ze sobą płyty. Akustyczną, elektryczną oraz koncertową. Pierwsza, wydana w 2002 roku przyniosła kompozycje osadzone w klimacie southern rocka. Druga, wydana dziewięć lat później poszybowała już w kierunku hard rocka. Najnowszy, trzeci album, pod koncertową postacią podsumowują obie wspomniane płyty oraz przynosi kilka niespodzianek. 

„Live HRPP 18.02.2013” składa się trzech części. Pierwsza dokumentuje koncert, który odbył się w Hard Rock Pubie „Pamela” z Witoldem Pucińskim z składzie. Mamy zatem okazję obcować z MGM w najpełniejszej odsłonie. Jest otwierająca album „Złamana” o nastolatce rozkochanej przez starszego mężczyznę. Jest świetny „Kot”, a także kompozycje, które od lat stanowią żelazny zestaw na każdym występie: „Krokodyl” i „W oczy wiatr”. W tym zestawie nawet te pierwotnie elektrycznie kompozycje bronią się w nowych akustycznych formach. 

Druga część płyty to już MGM bez akustycznych pudeł. Materiał zrealizowano w 2008 roku w studiu Black Bottle Records. Przynosi kilka niepublikowanych dotąd nagrań. „Nasz świat” ociera się o klimaty Red Hot Chili Peppers. W „Wielkim bracie” - opowieści o ojcu Tadeuszu Rydzyku, Mirosław Zacharski jak nigdy dotąd śpiewa o polityce. Już wtedy „Złamana”, „Obojętność” i przebojowy „Szukasz miłości” zwiastowały, że MGM odcina się od bluesowych korzeni. 

Album zamykają trzy kompozycje zarejestrowane ponownie w „Pameli” przy okazji urodzin MGM w 2012 roku. To również materiał nagrany w elektrycznym składzie. Z taką muzyczną ciekawostką jak udział w „Szukasz miłości” lidera Manchesteru - Sławka Załeńskiego. 

Cały nowy album MGM należy potraktować jako podsumowanie jego dotychczasowej kariery. Tak naprawdę niezwykle trudno jest powiedzieć na jego podstawie, w którą stronę zmierza obecnie ta grupa. Od kilkunastu lat MGM wciąż wydeptuje bowiem tę samą rockową ścieżkę. Dla jego fanów „Live HRPP 18.02.2013” to rzecz obowiązkowa. Pozostali, jeśli lubią w muzyce solidne klasyczne gitarowe sola i melodyjne wokale, również nie będą zawiedzeni. Album ukazał się nakładem HRPP Records. 

MGM, Live HRPP 18.02.2013, HRPP Records 2015. 

czwartek, 19 listopada 2015

Mona Mur i "Warsaw"

4 grudnia ukaże się „Warsaw”, album niemieckiej wokalistki Mony Mur, który wyprodukował Grzegorz Ciechowski

- Nieodkrytych nagrań studyjnych nie ma już żadnych. Wiele występów było jednak nagrywanych dla programów telewizyjnych i kiedyś co najwyżej może ukazać się jeszcze jakiś koncert - powiedział już kilka lat temu Jerzy Tolak, ostatni menedżer Republiki.

Nie zapomnijmy jednak, że Grzegorz Ciechowski nie realizował się jedynie pod szyldem Republiki i Obywatela G.C. Z powodzeniem nagrywał jako Grzegorz z Ciechowa, tworzył muzykę filmową, a także pisał teksty (dla Justyny Steczkowskiej, Lady Pank) oraz produkował płyty innych wykonawców (Kasi Kowalskiej, Atrakcyjnego Kazimierza).To ostatnie pole artystycznych działań twórcy „Sexy doll” jest niezwykle intrygujące.

- Był pierwszym polskim producentem z prawdziwego zdarzenia.Wtedy w kraju nikt nawet  nie wiedział, czym taka enigmatyczna osoba się zajmuje - twierdzi dyrygent i kompozytor Adam Sztaba, który zaaranżował kompozycjeGrzegorza  Ciechowskiego na orkiestrę symfoniczną. - Bo kim jest producent? Kompozytor? Nie do końca. To człowiek, który decyduje o kształcie płyty, o tym kto się na niej pojawi, kto ją będzie realizował jako reżyser dźwięku i w jakim studiu będzie nagrywana.

I oto 4 grudnia nakładem Mystic Production ukaże się „Warsaw”, album niemieckiej wokalistki ukrywającej się pod pseudonimem Mona Mur. Jego producentem był nie kto inny, jak Grzegorz Ciechowski. Płyta w wyniku licznych perturbacji ukazuje się na rynku w całości dopiero po ponad 25 latach od nagrania! Lider Republiki nie tylko czuwał nad jej kształtem. Można usłyszeć na niej jego głos i charakterystyczne formy aranżacyjne. Co ciekawe album został nagrany w 1988 roku z Warszawską Orkiestrą Symfoniczną pod batutą Krzesimira Dębskiego. Do tej pory na nagrania z tego albumu można było trafić jedynie na różnych kompilacjach.


Kim jest Mona Mur? Artystka  w latach 80. związała swoją artystyczną ścieżkę z pionierami  muzyki industrialnej – grupą  Einstürzende Neubauten. Wspólnie zrealizowali m.in. takie słynne utwory grupy jak „Snake”, „Eintagsfliegen” i „120 Tage”. Współpracowała również z Dieterem Meierem z elektronicznej grupy Yello, a także Davem Greenfieldem z nowofalowego The Strangers.  Z pomocą tego ostatniego udało jej się w 1988 roku wydać debiutancki album „Mona Mur”. „Warsaw” jest jej drugą płytą. Warto wspomnieć, że Mona Mur pojawiła się 2011 roku w klubie „Od Nowa” podczas cyklicznego koncertu pamięci Grzegorza Ciechowskiego.

niedziela, 15 listopada 2015

Po śladach Grzegorza Ciechowskiego

Grzegorz Ciechowski. Gdy żył miałby 58 lat. I z pewnością na koncie więcej płyt, którymi po raz kolejny zaskoczyłby i fanów, i krytyków. 

W ciągu roku przez niewielką ul. Obi-Wana Kenobiego w podtoruńskim Grabowcu przewijają się setki fanów sagi George’a Lucasa. Dzięki temu Grabowiec stał się rozpoznawalny w całej Polsce. Toruń nie musi co prawda walczyć, aby zaistnieć na mapie kraju, ale miasto, w którym Grzegorz Ciechowski studiował filologię polską, w którym narodziła się Republika, zasługuje chyba na posiadanie ulicy jego imienia? Mogę zgadywać, że fani rocka przyjeżdżaliby z całego kraju, aby zrobić sobie na niej zdjęcie. Podobnie jak ma to miejsce na Skwerze im. Grzegorza Ciechowskiego na warszawskim Targówku. 



Miejsc upamiętniających pobyt lidera Republiki w Toruniu nie ma wiele. W pierwszą rocznicę jego śmierci odsłonięto pamiątkowy głaz przed budynkiem klubu „Od Nowa”. Do tego katarzynka przed Dworem Artusa. I nic więcej. Kiedyś miał jeszcze powstać pomnik u zbiegu ul. Grudziądzkiej i Szosy Chełmińskiej: Ciechowski siedzący na krześle z rękoma na oparciu; jego czarno-biały krawat spływa na ziemię i rozchodzi się w klawisze na chodniku. Kiedy jednak okazało się, że firmie zainteresowanej jego budową chodzi tylko o wykorzystanie wizerunku muzyka do sprzedaży własnego produktu, wdowa po autorze „Białej flagi” zablokowała tę realizację. 

Znając historię toruńskiego rocka bez problemu można wskazać kilka szczególnych miejsc związanych z Ciechowskim, które warte są upamiętnienia. Przede wszystkim brakuje tablic pamiątkowych na blokach, w których mieszkał - przy ul. Popiela 1/2 i  przy Szosie Lubickiej 172A/30. Słynna sala prób Republiki w starej „Od Nowie” (obecne pomieszczenia piwniczne Dworu Artusa zaadaptowane na kino), również nie doczekała się chociażby wzmianki na fasadzie budynku. Na próżno będziemy też szukać informacji o takich akcentach chociażby na oficjalnym miejskim serwisie turystycznym. Szkoda.  

Niedawno pojawiła się inicjatywa nadania nowoczesnym swingom nazw patronów związanych z Toruniem. Wśród propozycji pojawił się oczywiście Grzegorz Ciechowski. Magistrat planuje m.in. w tej sprawie zorganizować w 2016 roku konsultacje społeczne. Nie zapominajmy też o nowoczesnej sali koncertowej na Jordankach. Jest równie wielofunkcyjna jak lider Republiki był wszechstronny (muzyk, wokalista, poeta, aranżer, producent, kompozytor). Dlaczego nie nazwać jej jego imieniem? Możliwości jest sporo. Trzeba je tylko wykorzystać.


czwartek, 12 listopada 2015

Paraliż Band "Na brzegu rzeki"

Paraliż Band "Na brzegu rzeki"
Paraliż Band pamiętam jeszcze z czasów, kiedy sięgał w swoim repertuarze po przeboje Kultu i zabarwione szkockim akcentem melodie. Bardzo dawno temu. Jakże daleką drogę przebył ten zespół od czasów debiutanckich nagrań, które krążyły pod koniec ubiegłego wieku w szkołach przepalane po piracku z płyty na płytę. Jak bardzo rozwinął się instrumentalnie nie tracąc przy tym swojego unikalnego charakteru, który od lat nadają mu świetnie zaaranżowane dęciaki, charakterystyczne chórki i sekcja rytmiczna, który trzyma puls kompozycji za gardło. 

Biorąc „Na brzegu rzeki” do ręki wiemy czego można się spodziewać. To nie zarzut. Zespół konsekwentnie wydeptuje swoją ścieżkę korzennego reggae. Nie sili się na  nowatorstwo. Trwa przy tym co lubi i w czym czuje się najlepiej. Nie wiem czy bardziej na atmosferę tych nagrań ma wpływ to, że członkowie zespołu tak długo ze sobą grają, czy fakt, że poza sceną również tworzą niemal rodzinną ekipę. Potrafią też czasem - jak w instrumentalnym „Żwirek i Muchomorek patrzą na spadające sputniki” - mrugnąć relaksacyjnie do słuchacza. 

- Nie gramy z innych pobudek niż radość z bycia blisko muzyki i dzielenia się nią. Muzyka reggae jest niszowa,  a my jesteśmy niszą tej niszy. To nie ogranicza - wręcz przeciwnie. Daje możliwości. Pozwala robić to, na co mamy ochotę. Chcemy nagrać utwór smutny - nagrywamy. Wesoły, ale bez tekstu - proszę - twierdzi Jędrzej Bączyk, gitarzysta grupy Paraliż Band. - Wartością jest to, że gramy jak potrafimy i tyle. Zadaliśmy sobie pytanie: kto na tę płytę tak naprawdę czeka? Z wyjątkiem kilku wiernych fanów chyba nie ma wielu oczekujących. Mamy wolną drogę. Nagrajmy dla tych ludzi, których twarze regularnie widujemy na koncertach. I dla siebie, żeby móc iść dalej.

I to chyba jest najlepsza rekomendacja tego albumu.

Paraliż Band, Na brzegu rzeki, 2015.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...