poniedziałek, 22 grudnia 2014

Po prostu Ser Charles

Okładka płyty Ser Charles
Toruński laureat nagrody radiowej Trójki w kategorii sztuki wizualne przyzwyczaił nas już do tego, że lubi angażować się w wiele niekonwencjonalnych projektów. Wysadzał już w powietrze martwe kurczaki, w galeriach wystawiał sztuki mięsa, a w międzyczasie ratował od śmierci stare neony. W Ser Charlesie daje upust swoim muzycznym ciągotom. Na ballady nie mamy tutaj co liczyć.  

Debiutancka płyta Ser Charlesa przynosi trzydzieści siedem minut nagrań. To szesnaście krótkich piosenek. Tak krótkich, że zanim człowiek zdąży się na dobre wciągnąć w snutą przez Kornackiego poetycką opowieść, to zdąży się ona już skończyć. I trzeba tej płytę włączyć ponownie. Jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz. Nie wiem czy można się od tych nagrań uzależnić, ale na pewno nie można obok nich przejść obojętnie. Uwagę przykuwa zwłaszcza język lidera, który flirtuje ze słuchaczem na granicach absurdu i prowokacji. 

Kornacki lubi bawić się rymami i wieloznacznością stosowanych pojęć. Łączy w wersach wyrazy o podobnym brzmieniu, serwuje słuchaczom zapadające w pamięć powykręcane i przewrotne frazy. „Będę kochał Cię przez całą noc, myśląc o twojej matce” („Never Saved”), „Kocham beton, zamiast seksu wolę broń, zamiast książek gazety, zamiast rąk dłonie” („Irak”), „Zepsuty czarny ford, kupię Ci go” („Niesymetryczne”). A to tylko fragmenty tekstów z trzech pierwszych utworów.

Później jest równie ciekawie. „Niepokój jak wafel trzasnął. Ojciec zasnął. Udaje, że śpi, Udaje, że jest kimś”, „Szkoda, Skoda Fabia. To już może już. Kic, kic, nic.” („Vanilla Ice”) ,  „Zawiedliście nas. Już pora najwyższa opuścić spodnie” („Kolejne cuda”), „Chciałbym rzucić butelką w sektor gości, chciałby Cię tam ugościć” („Mager fan”). Jeśli kto lubi taki językowe zabawy, to będzie urzeczony. Kornacki w czasie krótszym niż trwa godzina lekcyjna urządza tymi tekstami pranie mózgu wszystkim językowym purystą. 

Muzycznie Ser Cherles to całkiem przyjemna wycieczka na przedmieścia post punka i alternatywnego rocka. Olbrzymi wkład  w brzmienie płyty mieli grający w zespole – Tomasz Organek na gitarze i Adama Staszewski na basie. Przypomnijmy, że obaj panowie pod szyldem Organek mają na koncie wydaną również w tym roku niesamowita płytę „Głupi”. Myślę, że zakup tego albumu w określę przedświątecznym i puszczanie go przy blasku choinki zamiast kolęd może wywołać sporą konsternację u pozostałych członków rodziny. Sięgnąć po płytę jednak warto. 

piątek, 19 grudnia 2014

Anna Skrobiszewska: Ci wszyscy jego przyjaciele

- Po jego śmierci przez lata traktowano mnie jak piąte koło u wozu i nikt mnie nigdy o nic nie pytał - mówi ANNA SKROBISZEWSKA, mieszkająca w Toruniu wdowa po Grzegorzu Ciechowskim. W poniedziałek minie 13. rocznica śmierci lidera Republiki. Gdyby żył, miałby 57 lat. 

Fot. Archiwum rodzinne Anny Skrobiszewskiej
Początkowo mieliśmy spotkać się przed koncertem pamięci Grzegorza Ciechowskiego w klubie Od Nowa i przed Dniami Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu. Ostatecznie poprosiła Pani, aby nasza rozmowa odbyła się już po tych imprezach. Dlaczego? 

Nie chciałam, aby to, o czym zapewne będziemy rozmawiać, położyło się cieniem na tych imprezach. Te dni dla wielu ludzi są wielkim świętem i nie zamierzałam psuć panującej podniosłej atmosfery. Dni Grzegorza Ciechowskiego to moim zdaniem piękna inicjatywa. Podobnie jak dedykowany mu koncert. Jednak mimo, iż mieszkam w Toruniu i byłam najważniejszą osobą w życiu Grzegorza od kilku lat nie jestem już zapraszana na żadne imprezy z nim związane. Nie ukrywam, że jest to dla mnie dość przykre. Doskonale jednak wiem jaki jest tego powód.

A jaki jest?

Imprezy organizowane są przez władze miasta w porozumieniu z muzykami Republiki i jej menadżerem - Jerzym Tolakiem. Nie jest tajemnicą, że od wielu lat jestem z nimi skonfliktowana. Po tym jak w pewnym momencie zakwestionowałam ich sposób rozliczeń finansowych, a miałam ku temu podstawy, stałam się wrogiem publicznym nr 1.  Zaznaczam, że nigdy nie miałam ambicji, aby bez porozumienia z chłopakami podejmować jakiekolwiek decyzje np. dotyczące artystycznych wizji wydawnictw, a taka jest właśnie ich oficjalna wersja tego konfliktu. Mało tego, pomimo, że jestem jedyną spadkobierczynią, przez lata traktowano mnie jak piąte koło u wozu i nikt mnie nigdy o nic nie pytał.

W jakich jesteście relacjach?

W żadnych. Nie pracuję w branży artystycznej, więc nie komplikuje to mojego życia. Nie jest jednak miło, gdy słyszę od fanów, którzy odważą się ze mną spotkać, co się o mnie mówi. Żądają od ludzi stawania po jednej ze stron barykady, a przecież fanów nie powinny obchodzić nasze konflikty. Wykorzystują przy tym swoją pozycję jaką mają w spadku po Republice. A sam Grzegorz znika na dalszym planie. Zawiść doprowadziła do tego, że wszelkie wydarzenia, którym patronuję są przez nich bojkotowane.

Jak Pani odbiera projekt Nowe Sytuacje?

Na pewno nie jest to projekt, który realizowany jest ku pamięci Grzegorza. Moje osobiste zdanie jest takie, że to zwykłe odcinanie kuponów od legendy Republiki. Nie da się reaktywować tego zespołu inaczej, bo Grzegorz nie żyje. Wiem, że po odgrywaniu „Nowych sytuacji” zabiorą się za kolejne płyty. To zwykłe zarabianie na tym, co było kiedyś. Nie dziwi mnie to, ale brakuje mi w tym zwykłej uczciwości.

W ostatnim czasie zabiera Pani głos jedynie, gdy zostanie do tego sprowokowana. Tak było przy okazji zgody na wykorzystanie wizerunku Grzegorza Ciechowskiego w dedykowanej mu serii odzieży marki Bytom, tak było po wydaniu książek „Obywatel i Małgorzata” Małgorzaty Potockiej oraz "Być dzieckiem legendy"...

Sprawą tej drugiej książki zajmuje się jeszcze sąd. Wygraliśmy w pierwszej instancji w wydawnictwem, ale złożono odwołanie. Sąd zadecydował, że powinnam zostać przeproszona za kłamstwa, które znalazły się na jej kartach. Występowałam też o wycofanie konkretnych fragmentów, co zostało nawet poszerzone przez sąd. Apelacja będzie rozpatrywana w styczniu.

Telewizyjny koncert w Teatrze Dramatycznym miał być taką przeciwwagą dla corocznych wydarzeń w Od Nowie?

Nie. Nie chcieliśmy robić żadnej konkurencji. Wszystko zaczęło się od propozycji wydania przez Narodowy Bank Polski monet z wizerunkiem Grzegorza, co dla mnie jest czymś niezwykłym. Nie można już chyba bardziej kogoś uhonorować. Panowie z Republiki niestety nie za bardzo się z tego faktu ucieszyli, bo gdy inni rozpisywali się na ten temat, oni starali się przemilczeć tę informację. Wiem, że próbowali wpłynąć nawet na niektórych artystów, aby zbojkotowali koncert i odmówili udziału, na szczęście bezskutecznie. To też pokazuje, że w tym co obecnie robią nie chodzi już o Grzegorza. Stał się trampoliną, od której można się odbijać. Zresztą wiele osób opowiada teraz, że słuchało jego muzyki, znało go osobiście...

Fot. Archiwum rodzinne Anny Skrobiszewskiej
Po jego śmierci gwałtownie wzrosła liczba jego przyjaciół.

To też. Słyszałam nawet, że są tacy, którzy pomagali mu komponować „Kombinat”. Są tacy, którzy uczyli go grać na fortepianie... Bzdura. Grzegorz bardzo prawdziwe traktował relacje z ludźmi. Jeśli już z kimś rozmawiał, to podchodził do drugiej osoby bardzo serio. Może stąd wzięło się to, że po 2-3 takich rozmowach ludziom wydawało się, że od razu byli jego przyjaciółmi.

Sprzeciwiła się Pani powstaniu pomnika Grzegorza Ciechowskiego u zbiegu ul. Grudziądzkiej i Szosy Chełmińskiej w Toruniu. Dlaczego? 

Odezwał się do mnie inwestor. Zaprosił na spotkanie, pokazał projekty. Mówił, że jest miłośnikiem twórczości Grzegorza, a w związku z tym, że mój zmarły mąż nie ma jeszcze w Toruniu pomnika, chciał taki monument ustawić.

Jak miał wyglądać?

Grzegorz siedzący na krześle z rękoma na oparciu tego krzesła. Jego czarno-biały krawat spływał na ziemię i rozchodził się w klawisze na chodniku. Szczegółów już nie pamiętam. Podeszłam do tego pomysłu bardzo entuzjastycznie. Pomnik Grzegorza w Toruniu? Jeszcze w takim miejscu? Super. Rozmowę prowadzono w taki sposób, że unikano jej sedna.

Czyli?

Chodziło przede wszystkim o budowę biurowca i nazwanie miejsca, przy którym stanie skwerem GC – od nazw ulicy Grudziądzkiej i Chełmińskiej. Już to było dla mnie trochę naciągane. Sprzedaż lokali i przestrzeni biurowych chciano podeprzeć nazwą tego skweru i pomnikiem, który miał na nim stanąć. Wtedy dotarło do mnie, że nie chodzi w tym wszystkim o budowę pomnika, ale o wykorzystanie wizerunku Grzegorza do sprzedaży konkretnego produktu. I zażądałam za to odpowiedniej kwoty.

Jeśli to była wyłącznie komercyjna propozycja, to czemu Pani z niej nie zrezygnowała? 

Być może rzeczywiście trzeba było tak zrobić. Wciąż uczę się na swoich błędach.

Jak Wasze dzieci odbierają to, że miały tak znanego ojca? Ich rówieśnicy nie słuchają raczej Republiki.

Myślę, że to wszystko jest dla nich dość abstrakcyjne. Józia urodziła się już po śmierci Grzegorza. Mają świadomość, że ich tata pojawia się w telewizji i w radiu, ale myślę, że chyba dopiero takie spotkania jak to w Teatrze Dramatycznym są okazją do tego, aby poznały jego wielkość. Bruno jest teraz w klasie maturalnej. I rzeczywiście nie wszyscy jego koledzy wiedzą kim był jego ojciec.

Nie kojarzą, że ten chłopak, który idzie korytarzem to syn Grzegorza Ciechowskiego? 

Nie obnosimy się z tym. Nawet w Toruniu, gdy Bruno mówi jak się nazywa, niewiele osób go kojarzy. On jest chyba w najtrudniejszej sytuacji. Podczas każdego spotkania z nim pada zdania „Ale ty jesteś podobny do ojca”, a zaraz potem pytanie ”Czy już grasz i śpiewasz?”. Dla dzieci to bywa kłopotliwie.

Ale podobno Helena śpiewa? 

Tak, świetnie śpiewa, ale też komponuje i pisze teksty. Gra na basie i klawiszach . Odziedziczyła chyba najwięcej artystycznych cech po Grzegorzu. Ma tysiąc zainteresowań i pasji. Józefina też gra na gitarze.

Jak co roku spędza Pani dzień 22 grudnia?

Jeśli nie mogę pojechać na cmentarz, to jesteśmy z dziećmi przy kamieniu, który znajduje się przed Od Nową. Zawsze rano dzwonimy do siebie z mamą Grzegorza. I ona zawsze powtarza to samo zdanie „Ja po prostu nie zapomnę tej wigilii”. Byliśmy wtedy razem. Mama przyjechała do nas na święta do Warszawy. Grzegorz już wtedy był w szpitalu, o czym kategorycznie zabronił mi jej mówić. Nie spodziewał się, że sytuacje okaże się tak poważna. Nie chciał jej denerwować. Ja tej wigilii w 2001 roku zupełnie nie pamiętam. Wiem, że był karp przyrządzany co roku przez mamę, ale nie wiem czy nawet były jakieś prezenty dla dzieci. Nie pamiętam.

*Tekst ukazał się w toruńskich Nowościach 19 grudnia 2014 roku.

niedziela, 14 grudnia 2014

Warszawa i Toruń oddały hołd Grzegorzowi Ciechowskiemu

Miniony weekend był szczególny dla fanów lidera Republiki. Odbyły się aż dwa ważne koncerty jego pamięci. Jeden w sobotę w Toruniu, a drugi dzień wcześniej w Warszawie. Ten drugi będzie można obejrzeć w TVP2.

Impreza w stołecznym Teatrze Dramatycznym związana była z emisją kolekcjonerskich monet z podobizną Grzegorza Ciechowskiego, które 11 grudnia wprowadził do obiegu Narodowy Bank Polski. Nad koncertem pracowano aż 1,5 roku, dopieszczając szczegóły. Wydarzenie było o tyle wyjątkowe, że czternastu artystów zaśpiewało przy wsparciu Orkiestry Polskiego Radia, którą poprowadził Adam Sztaba. A takie brzmienie stworzyło nową jakość. 

Kasia Nosowska w towarzystwie orkiestry w "Mamonie" Republiki
Wszyscy przyzwyczaili się już do tego, że „Biała flaga” jest szybkim i pełnym energii utworem. A tu zaskoczenie. Piotr Cugowski zaśpiewał wolniej, a wers sączył się leniwie za wersem. Mocniejsze uderzenie nastąpiło dopiero w drugiej części, a w miejscu niezapomnianej klawiszowej solówki zaaranżowano - o ile dobrze pamiętam - partię instrumentów dętych. Nieźle to wymyślono. Zaraz później Cugowskiego zastąpił Marek Dyjak, który wyśpiewał „Nieustanne tango” zaciskając przez cały czas pieści. 

Było i regionalne akcenty. Pierwszy pod postacią Joanny Czarneckiej, urodzonej w Rypinie wokalistki Red Lips, która ze swoją grupą i energią rzuciła się na republikańskie „Telefony”. Drugim był torunianin, Sławek Uniatowski, któremu trafił się klasyk Obywatela GC „Tak, tak... to ja”. Przy tym utworze można pójść na łatwiznę i zaśpiewać go siłowo. A można też stłumić jego energię i zabawić się nią podskórnie, co też się stało. Jeden z ciekawszych momentów koncertu. Z nieco teatralnym monologiem w zwrotce. 

Sławek Uniatowski w Teatrze Dramatycznym zaśpiewał "Tak, tak... to ja"
Czy taki przebój jak „Odchodząc” można zaprezentować w orientalnej odsłonie? A jakże. Wystarczy dodać dźwięki diruby, a przed mikrofon zaprosić taką wokalistkę jak Kayah. Były ciarki na plecach. Świetny finał warszawskiego wydarzenia, który poprzedziły występy m.in. Igora Herbuta (nikt nawet nie szepnął, gdy śpiewał „Tu jestem w niebie”), Meli Koteluk (pełne przestrzeni „Ani ja, ani ty” z wyeksponowana partią orkiestrowych kotłów), grupy Chłopcy kontra Basia (Sztaba uśmiechał się z zadowolenia, gdy grali „A gdzież twoje kare konie..”) i Kasi Nosowskiej („Mamona”).

Dziwi mnie, że do tej pory nikt w Toruniu nie wpadł na pomysł, aby zorganizować podobny koncert, podczas którego Toruńska Orkiestra Symfoniczna mogłaby zagrać wspólnie np. z pozostałymi członkami Republiki. Spore przedsięwzięcie, w wymarzony sposób nadające się na jedną z imprez otwarcia nowej sali koncertowej na Jordankach w 2015 roku. Póki co, od kilku lat otrzymujemy co roku prawie tę samą formułę koncertu pamięci lidera Republiki w klubie „Od Nowa”. Jak było w sobotę?

Uwzględniając niezwykle udany występ laureata tegorocznej Nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego - Tomasza Organka i jego zespołu, koncert można podzielić na pięć części. Organek, trójka wykonawców wykonujących po trzy utwory (świetne przyjęta Maria Peszek: „Biała flaga”, „Nieustanne tango”, „Piejo kury piejo”; intrygująca jak zawsze i wsparta elektroniką Kasia Nosowska - „Obcy astronom”, „Mamona”, „Nie pytaj o Polskę”; Variete „Prąd”, „Halucynacje”, „Psy Pawłowa”), a także specjalny zespół.

Tomasz Organek jako laureat nagrody zagrał materiał z płyty "Głupi" Fot. Jacek Smarz
W grupie, która pojawiła się na scenie w finale imprezy mikrofon trafiał na zmianę w ręce trójki wokalistów - Marka Piekarczyka, Krzysztof Zalewskiego i Tomasza Organka. O ile zwycięzca 2. edycji „Idola” radził sobie z kompozycjami znakomicie („Nostradamus”, „Telefony”, „Śmierć na pięć”), o tyle pozostała dwójka wypadła już gorzej. Zawiódł szczególnie Piekarczyk, I to na całej linii. Jeśli kiedykolwiek duch Grzegorza Ciechowskiego zagościł w grudniu w klubie „Od Nowa”, to po tegorocznym koncercie - dzięki jego interpretacjom „Kombinatu”, „Tak długo czekam” i położonej zupełnie „Śmierci” w bikini” - będzie się trzymał z daleka. Potknięcie zaliczył też Organek („Odchodząc”, „Paryż-Moskwa”, „Tak, tak.. to ja”), który chyba nie do końca potrafił odnaleźć się w republikańskiej stylistyce. 

Na tegorocznym koncercie dało się odczuć brak Zbigniewa Krzywańskiego, Leszka Biolika i Sławomira Ciesielskiego, którzy tego samego dnia jako Nowe Sytuacje zagrali koncert w radiowej Trójce. Ich obecność na scenie w Toruniu wywoływała zawsze żywsze bicie serca u republikańskich fanów; szczególnie tych najstarszych, których z roku na rok jest w „Od Nowie” trochę mniej. Tej pustki nie wypełniła nawet obecność m.in. córki Grzegorza Ciechowskiego - Weroniki Ciechowskiej-Weiss i Pawła Kuczyńskiego, basisty pierwszego składu Republiki.

***

Koncert w Teatrze Dramatycznym odbył się pod patronatem Anny Skrobiszewskiej, wdowy po Grzegorzu Ciechowskim. Producentem był Przemysław Wałczuk z Varsovia Lab. Transmisja wydarzenia już 20 grudnia w TVP2 o godz. 23.35. Na wiosnę materiał ukaże się na DVD/CD

Dyrektorem artystycznym koncertu w „Od Nowie” jest Jerzy Tolak, menadżer Republiki. Organizatorem jest „Od Nowa” przy wsparciu władz Torunia

piątek, 12 grudnia 2014

Opera, czyli Republika bez Ciechowskiego

W połowie lat 80. Republikanie po rozstaniu z Grzegorzem Ciechowskim, który zaczął występować pod szyldem Obywatel GC, nie zrezygnowali z grania. Najpierw Paweł Kuczyński, Zbigniew Krzywański i Sławomir Ciesielski zagrali podczas warszawskiego festiwalu Poza Kontrolą’86 wspólny koncert z Jean Jaquesem Burnelem z grupy Stranglers. Później każdy z nich przez moment imał się różnych zajęć. Wreszcie zapadła decyzja, aby powołać do życia wspólny projekt. Tak narodziła się Opera. 

- Znaliśmy się towarzysko. Do piwnicy Dworu Artusa trafiłem na próby, kiedy wszystkie podkłady muzyczne mieli już gotowe. Wymyśliłem linie wokalne, a Sławek Wolski (autor m.in. słynnej "Spacerologii" - przyp. red.) napisał do nich teksty - wspomina Mariusz Lubomski, który był pierwszym wokalistą Opery. - Podczas nagrań w studio, okazało się, że mój sposób śpiewanie nie pasuje jednak do charakteru ich muzyki. Mieliśmy zupełnie inną wrażliwość muzyczną. Rozstaliśmy się w zgodzie. 

Dziś w internecie można znaleźć jedno nagranie Opery zarejestrowane z Mariuszem Lubomskim przy mikrofonie. Piosenka „Nieznany brzeg”, która nagrano jeszcze przed rozpoczęciem intensywnych prób nad całym materiałem, zagościła kiedyś nawet na Liście Przebojów Trójki. 


Miejsce Lubomskiego szybko zajął Robert Gawliński, śpiewający wówczas w grupie Madame. W krótkim czasie zaproponował nowe linie wokalne i napisał własne teksty. Materiał zarejestrowano. Na plakatach reklamujących występy Opery pojawiało się hasło „ex-Republika”. 

- Zagraliśmy kilka koncertów, ale to się jakoś później naturalnie rozeszło. W tamtych czasach mogliśmy śmiało wydać własną płytę, ale pozostali muzycy chcieli za nią zbyt wiele pieniędzy. Powtarzaliśmy im z moją żoną, że Opera to nie Republika... Ale nie chcieli nas słuchać - wspominał kilka lat temu na łamach „Nowości” wokalista Wilków. Piosenki ujrzały światło dziennie dopiero w 1993 roku, gdy Wilki były u szczytu popularności. Album nosił tytuł „1987-1988”. 

czwartek, 11 grudnia 2014

Muzeum im. Grzegorza Ciechowskiego? Czemu nie?

Gdy na koncertach Republiki tłum nie przestawał skandować pod sceną „Bia-ła fla-ga!”, Grzegorz Ciechowski zwykł mawiać: „Biała, ale w czarno-białe pasy”. W takich właśnie barwach będziemy oglądali Toruń przez najbliższe trzy dni. Dni wypełnione spotkaniami z twórczością - nie bójmy się tego określenie - jednego z największych artystów w historii polskiej muzyki rockowej. Jego artystycznych wcieleń poza macierzystym zespołem było sporo. Obywatel GC, Grzegorz z Ciechowa, Ewa Omernik... 


Pochodzę z tego pokolenia, które nie towarzyszyło Republice od samego początku, ale jednak miało w swoim życiu szansę załapać się na jej kilkanaście ostatnich koncertów. Pamiętam ogromną energię płynącą ze sceny; magię, która otaczała stojących na niej muzyków, charyzmę Ciechowskiego i wpatrzonych w niego jak w święty obrazek fanów. To był niezwykle fascynujące nie tylko z muzycznego, ale również z socjologicznego punktu widzenia. Dla wielu do dziś Republika jest świętością, o której nie są w stanie powiedzieć złego słowa. 

Co w związku z tym? Myślę, że nie tylko ja cieszyłbym się, gdyby ten biało-czarny tramwaj promujący tegoroczne obchody Dni Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu pociągnął za sobą coś więcej. Pomysłów na wykorzystanie autora „Telefonów” do promocji miasta może być wiele. Mi marzy się Multimedialne Muzeum im. Grzegorza Ciechowskiego, w którym każdy znający jego dokonania tylko z doskoku, mógłby w pełni poznać, a nawet doświadczyć jego fenomenu. Tego typu projekty realizowane są na całym świecie. Dlaczego więc nie zainicjować czegoś podobnego w Toruniu?

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Budka Suflera - trasa pożegnalna - koncert w Toruniu

Legenda polskiej muzyki rockowej kończy w tym roku swoją karierę. W Toruniu dała rewelacyjny koncert dla 5,5 tysiąca osób. Pożegnać się w takim stylu, to świadectwo ogromnej klasy.

- Przepraszam, ale czy będzie można zdobyć autograf? Niech mazną coś na szybko. Jak się nie uda to trudno... - zagaja dziewczynę prowadząca grupę osób po schodach na trybuny jeden z fanów. Elegancki ubrany w czarny płaszcz mężczyzna powyżej 60-ki. - Nic nie obiecuję. Zapytam menadżerki – pada  odpowiedź. Na pół godziny przed rozpoczęciem pożegnalnego koncertu Budki Suflera hala widowiskowo-sportowa w Toruniu jest już pełna w połowie. A strumień osób, który przechodzą przez wejście nie przestaje płynąć. 5,5 tysiąca biletów wyprzedano na kilka tygodnie przed występem.

Budka Suflera (Fot. Sławomir Kowalski / www.sk-foto.pl)

Z głośników wciąż słychać ten sam komunikat: „Uwaga. Tylko dziś CD z pożegnalnej trasy koncertowej Budki Suflera w pakiecie Wierny Fan.”  Pokolenia 50- i 60- latków, które w zdecydowanej większości zapełnia ustawione na sali krzesła, do kupna specjalnych albumów się jednak nie garnie. Oni płyty zespołu mają w domu. Słuchali je po kilkaset razy. I to jeszcze w wydaniu winylowym. Na pamięć znają testy największych przebojów legendy polskiego rocka.  Głośniki znów ożywają: „Koncert rozpoczynamy za 10 minut...”

Na scenę wychodzą po kolei. - Znowu w życiu mi nie wyszło... - zaczyna śpiewać Krzysztof Cugowski. Po „Śnie o dolinie” muzycy Budki Suflera serwują „Twoje radio” i „Bal wszystkich świętych”, podczas którego w hali przy ul. Bema publiczność po raz pierwszy zaczyna wspierać wokalistę w refrenach. Najgłośniej i najlepiej bawią się ci, którzy kupili najtańsze bilety, czyli te całkiem z tyłu – po 60 zł. Cugowskiego przy mikrofonie zastępuję występujący na pożegnalnej trasie Budki Suflera gościnnie jej drugi wokalista Felicjan Andrzejczak

- Ten utwór kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego został ogłoszony utworem 1981 roku. Wobec tego co w grudniu wydarzyło się w Polsce, jego tekst zyskał zupełnie nowy wymiar – zapowiedział wykonanie „Za ostatni grosz” klawiszowiec i autor większości przebojów zespołu Romuald Lipko. Zaraz później Andrzejczak śpiewa kolejno - rozpędzone „Nie wierz nigdy kobiecie”, „Noc komety” oraz „Jolka, Jolka pamiętasz...”. Wśród publiczności ekstaza. Las rąk z telefonami komórkowym w górze. Kiedy kończy śpiewać, owacja na stojąco.

Krzysztof Cugowski (Fot. Sławomir Kowalski / www.sk-foto.pl)

Wraca Cugowski. Zespół cofa się o 40 lat wstecz, do kompozycji, którymi rozpoczynali swoją karierę. „Memu miastu na do widzenia”, „Pieśń niepokorna”, „Cień wielkiej góry”. Jest mocno, rockowo. Po chwili grają kolejne przeboje. „Ratujmy co się da”, „Jeden raz” i „Takie tango”. Ponad pięć tysięcy osób wstaje z siedzeń. Na koronie hali, gdzie jest nieco więcej miejsca, tańczą. „Cisza jak ta” na uspokojenie, a zaraz po niej monumentalny „Jest taki samotny dom”, w którym Cugowski oddaje żeńskie partie publiczności i przedstawia zespół. Mija 80. minuta koncertu.

- Dziękujemy, że byliście z nami tyle lat. Do widzenia! - mówi Lipko. Na scenie ponownie pojawia się Andrzejczak, aby razem z Cugowskim zaśpiewać „Piąty bieg”. W hali wszyscy już stoją. Publiczność nie daje muzykom Budki Suflera zejść ze sceny. Po raz kolejny grają „Bal wszystkich świętych” i znikają. Tłum nie przestaje skandować: „Jeszcze jeden!”. Brawa nie milkną, więc wracają. - Ale to naprawdę „Tylko jeden” - mówi Cugowski. Rozbrzmiewa znów „Takie tango”. Za ten flirt z komercją w ostatnich latach można ich nie lubić, ale koncertowo nie ma mowy o jakimkolwiek odcinaniu kuponów.


środa, 3 grudnia 2014

Grzegorz Ciechowski na dwóch srebrnych monetach

11 grudnia Narodowy Bank Polski wprowadzi do obiegu dwie kolekcjonerskie 10-złotowe monety z wizerunkiem lidera Republiki. Obie ukażą się w ramach kontynuacji serii „Historia polskiej muzyki rozrywkowej”.

Rewers monety okrągłej przedstawia stylizowany portret Grzegorza Ciechowskiego. Motywem graficznym awersu są m.in. klawisze fortepianu. Na rewersie monety kwadratowej pokazana została okładka płyty „Obywatel świata” ze zdjęciem artysty, a na awersie widoczny jest m.in. wizerunek płyty analogowej. Dotychczas w ramach tego cyklu NBP w podobny sposób upamiętnił już Czesława Niemena (2009 r.), Krzysztofa Komedę (2010 r.), Jeremiego Przyborę i Jerzego Wasowskiego (2011 r.) oraz Agnieszkę Osiecką (2013 r.).



Cały projekt ma charakter prestiżowy. Anna Skrobiszewska, wdowa po liderze Republiki, podobnie jak pozostali spadkobiercy upamiętnionych wcześniej na monetach NBP gwiazd, nie otrzymała za zgodę na wykorzystanie wizerunku swojego zmarłego męża, żadnych pieniędzy. To już kolejny w tym roku - po serii odzieży „The Culture Icons” marki Bytom - nietypowy pomysł na kultywowanie pamięci o twórcy „Białej flagi”. Obie monety zostaną wyemitowane w nakładzie do 30 tysięcy sztuk każda. Cena okrągłej wynosi 89 zł, zaś kwadratowej – 99 zł.



Emisji monet będzie towarzyszył koncert telewizyjny „Grzegorz Ciechowski – spotkanie z legendą”. Na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie z towarzyszeniem orkiestry Adama Sztaby i Orkiestry Polskiego Radia wystąpią m.in. Kasia Nosowska, Grzegorz Turnau, Kayah, Justyna Steczkowska, Piotr Cugowski, Marek Dyjak, Tymon Tymański, Mela Koteluk, Red Lips, Chłopcy Kontra Basia, Skubas i inni. Zabrzmią utwory z repertuaru Republiki, Obywatela G.C. i Grzegorza z Ciechowa. Całość zostanie zarejestrowana i wydana w przyszłym roku w formie DVD. Koncert będzie można obejrzeć w telewizji. Już 20 grudnia wyemituje go TVP2.

sobota, 29 listopada 2014

Leszek Biolik i „Toruń/Od Nowa - Otwarta Scena - Live 13.12_2013”

- Jako Nowe Sytuacje pozostaniemy w gotowości do działania. (...) Mamy kilka pomysłów i choć każdy z nas ma nieco odmienne zdanie, wyciągamy wspólne wnioski - rozmowa z LESZKIEM BIOLIKIEM, basistą Republiki i prezesem Fundacji Otwarta Scena o unikatowym albumie „Toruń/Od Nowa - Otwarta Scena - Live 13.12_2013” oraz o kontynuacji Nowych Sytuacji.

Jak była idea powstania koncertowej płyty z ubiegłorocznego koncertu pamięci Grzegorza Ciechowskiego w klubie "Od Nowa"?? 

Zależało nam, aby dzięki młodym zespołom, które znalazły się na tym albumie, dotrzeć z muzyką Republiki do młodszego pokolenia słuchaczy, pokazując jednocześnie fanom Republiki wartościowych artystów młodego pokolenia. Jesteśmy dumni z tej produkcji. Na płycie znaleźli się nie tylko uczestnicy ubiegłorocznego koncertu w Toruniu. Usłyszymy również nagrania łódzkiego zespołu Sjón, laureata tegorocznego Festiwalu Grzegorza Ciechowskiego w Tczewie. Całość ukazała się w limitowanej edycji 500 egzemplarzy i nie jest przeznaczona na sprzedaż. Jest to materiał wyłącznie promocyjny, który trafi w ręce dziennikarzy muzycznych w całym kraju. 

Misia Ft laureatka Nagrody im. Grzegorza Ciechowksiego 2013
Czyli fani nie mają szans, aby stać się jego posiadaczami?

W pewnej ograniczonej liczbie egzemplarzy płyta pojawi się również do dyspozycji fanklubu Republiki. To taki pierwszy set. Być może w przyszłości uda się zrobić wersję, która będzie dostępna również na sprzedaż, a więc nie chce namawiać fanów do kopiowania (śmiech). Mam nadzieję, że dziennikarze wykorzystają to w swoich audycjach, a muzyka - zgodnie z zamiarem - trafi do słuchaczy. 

Są jakieś plany, aby rejestrować kolejne koncerty czy był to tylko jednorazowy projekt?

Był taki pomysł i bardzo bym go chciał kontynuować. To jednak bardziej skomplikowane niż się wydaje. Praca nad takim wydawnictwem zaczyna się już od wyboru wykonawców, co niejako buduje skład takiej płyty. Wymaga także czynnej współpracy przy organizacji wydarzenia, nagrania, nagłośnienia oraz sprzężenia tego z instytucją, która pomaga finansowo. Do tego dobra wola artystów... I jesteśmy w domu. Ważne jest zachowanie ciągłości, ponieważ nagrania z poprzedniego roku promują rok nadchodzący itd. W tym roku nie udało się tego kontynuować. Może w przyszłym...Myślę, że powinniśmy korzystać i budować platformy promocyjne dla młodej kultury korzystając z niezaprzeczalnego autorytetu jakim był Grzegorz i Republika. Coroczny koncert jego imienia mógłby i powinien spełniać również taką rolę. Po za tym byłoby to zgodne z ideą toruńskiej nagrody.

Na wspomnianej płycie zabrakło nagrań Kari Amirian. 

Bardzo nad tym ubolewam. Kari mieszka często w Londynie i po prostu nie daliśmy rady zsynchronizować kalendarzy, aby nad jej nagraniami popracować. Materiał istnieje i być może w przyszłości uda się do niego jeszcze wrócić. 

W tym roku Pana, Zbyszka Krzywańskiego i Sławka Cisielskiego nie będzie na grudniowym koncercie w klubie „Od Nowa”. Dlaczego? 

Tego samego dnia zagramy w radiowej Trójce. Będzie to koncert transmitowany na żywo w ramach organizowanych przez NCK obchodów „25 lat Wolności”. Nasz występ rozpocznie się o godz. 16 i potrwa 60 minut, a więc w żaden sposób nie będzie kolidował z koncertem w Toruniu. Wydaje mi się, że wręcz go wzbogaci o niebagatelną liczbę słuchaczy Trójki. W ramach projektu Nowe Sytuacje zaprezentujemy cały materiał z debiutanckiej płyty Republiki. Chciałbym też zaznaczyć, że przez 12 lat byliśmy w grudniu w Toruniu praktycznie zawsze. Zbyszek Krzywański jest wręcz pomysłodawcą tego koncertu.

Co dalej?

Może nadszedł czas by ten koncert się od nas uniezależnił i działał na własnych zasadach. Zawsze z radością przyjmiemy zaproszenie. Myślę, że mogę tu również mówić za kolegów. Co prawda w ubiegłym roku obiecaliśmy w Toruniu fanom, że wrócimy do nich z materiałem z „Nieustannego tanga”, ale okazało się, że cała trasa „Nowe sytuacje” przekroczyła nasze oczekiwania. Nie spodziewaliśmy, że potrwa aż do grudnia, co skomplikowało proces przygotowań do wykonania kolejnych utworów. Postanowiliśmy najpierw zakończyć to, co rozpoczęliśmy. 

Dalej będziecie wspólnie występować pod szyldem Nowe Sytuacje? 

Sądzę, że tak. Jako Nowe Sytuacje pozostaniemy w gotowości do działania. Teraz musimy wrócić do swoich prywatnych spraw i projektów, ale wierzę, że spotkamy się niebawem. Mamy kilka pomysłów i choć każdy z nas ma nieco odmienne zdanie, wyciągamy wspólne wnioski. Koncerty pokazały, jak wielki potencjał wciąż tkwi w muzyce Republiki. Będzie nam trudno o tym zapomnieć.  W tej chwili naszym głównym celem jest dokończenie tej trasy. Potem się zastanowimy.

*** Na płycie „Toruń/Od Nowa - Otwarta Scena - Live 13.12_2013”.można usłyszeć Misię Ff (samą i w duecie z Melą Koteuk), Drekoty, Magnificent Muttley, Tomka Makowieckiego i Sjon. Nagrania udało się nagrać dzięki Fundacji Otwarta Scena przy finansowym wsparciu Narodowego Centrum Kultury.

czwartek, 27 listopada 2014

Julia Marcell: Lubię muzyczne łamigłówki

- Dla mnie ważne jest aby szukać, pchać się w nieodkryte rejony. Nawet, jeżeli czasem takie eksperymenty mogą zawieść na manowce - ważne, żeby je robić - opowiada JULIA MARCELL, laureatką Nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego z 2011 roku.

Julia Marcell (Fot. Materiały prasowe)
Piosenkę ”Piggy Blonde” z nowej płyty "Sentiments" napisałaś w nocy, wyrwana ze snu...

Obudziła mnie i właściwie nic w niej nie zmieniałam od tamtego momentu. Nie ze wszystkim utworami poszło tak szybko. Niektóre przeszły ogromną rewolucję. Np. historia „Lost My Luck” zaczęła się 18 lat temu. Jedną z rzeczy które pchnęły mnie do pracy nad płytą „Sentiments” było odkopanie u rodziców na strychu kaset z moimi starymi demówkami z czasów nastoletnich. Większość to były straszne bzdury, ale kilka wątków czy melodii wydało mi się na tyle interesujących, że postanowiłam poeksperymentować i zobaczyć co z tego wyjdzie. „Lost My Luck” jest jedyną piosenką, która ostała się z tych eksperymentów na płycie i pewnie, gdybyś usłyszał wersję oryginalną, nie mógłbyś znaleźć już między nimi wspólnego elementu (śmiech). Tak długą drogę odbyła.

W recenzjach „Sentiments” eksploatowano frazesy w stylu „trzyma poziom”, „utrzymała uniesioną wysoko poprzeczkę”... Dla artysty takie oczekiwania muszą być chyba strasznie frustrujące?

Starałam się o tym nie myśleć.  Pisanie muzyki to niesamowicie pochłaniająca, ale też dość delikatna sprawa. Dobrze jest się zamknąć w takim kokonie, w którym kompletnie wyłącza się krytyczne myślenie. Wtedy powstają najlepsze rzeczy - odważne, bo wszystkie pomysły, które przychodzą, nawet te z pozoru najgłupsze i bezsensowne, dostają szansę, a mogą się okazać właśnie tym, czego nam potrzeba. Dla mnie ważne jest aby szukać, pchać się w nieodkryte rejony. Nawet, jeżeli czasem takie eksperymenty mogą zawieść na manowce - ważne, żeby je robić. Pisanie muzyki musi być dla mnie wyzwaniem, musi być potrzebą, zrywem, albo łamigłówką, inaczej tracę zapał.

To dość surowy album w Twoim dorobku. Przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło. Podobnie gdy usłyszałem w singlowym „Manners” wyeksponowaną gitarę. Skąd wzięła się ta zmiana?

Głownie z koncertów. Po trasie z „June” byłam zmęczona tamtą stylistyką i instrumentarium. Chciałam spróbować czegoś nowego. Zmieniłam się, zmieniło się moje życie i byłam głodna takiej transformacji również w muzyce, Czułam, że to co robimy na scenie z moim zespołem przestaje być aktualne, w kontekście moich własnych przeżyć czy fascynacji. Miałam też rosnącą potrzebę konfrontacji, opowiedzenia czegoś o sobie, złapania jakiejś innego rodzaju łączności ze słuchaczem na koncercie, bardziej introspekcyjnej, w głąb... To podyktowało zmianę stylu. Gitara okazała się mieć idealną barwę i rozpiętość dynamiki do tych piosenek.



To był Twój pomysł, żeby akurat do „Manners” nakręcić teledysk?

Od początku wszyscy w ekipie zespołowo-managementowo-wytwórnianej wiedzieliśmy, że „Manners” będzie singlem. To taka piosenka otwierająca, wprowadzająca do świata płyty. Spędziliśmy kilka miesięcy przygotowując ten klip. Wszystko było zaplanowane w najdrobniejszym szczególe - od scenariusza, przez dobór aktorów, kostiumy, wnętrza, po kamerę, format i kolejność ujęć.

Gdzie powstały zdjęcia?

Wiedzieliśmy, że lokacja to będzie jedna z najważniejszych rzeczy. Wtedy trafiliśmy na szkołę w Kłodzku - I LO. Dyrekcja zgodziła się na współpracę. Piękniejszych i bardziej pasujących do koncepcji wnętrz nie potrafię sobie wyobrazić.

Wyczytałem gdzieś, że większość utworów była pisana w formie listów do konkretnych osób.

Tak. Zorientowałam się dopiero po fakcie, że tak było; że te piosenki to tak naprawdę listy. Każdy z nich to bardzo osobista wypowiedź, coś, co być może chciałam powiedzieć komuś wprost, ale nie udało się, bo było nie po drodze, bo minęły lata, a ja nie potrafiłam wtedy dobrać odpowiednich słów. A teraz, z perspektywy czasu, jest to już ważne tylko dla mnie samej, dlatego pewnie zamknęły się one w piosenkach.

Od 6 lat mieszkasz w Berlinie. Nie jestem chyba osamotniony w zastanawianiu się jak wyglądałaby Twoja muzyka, gdyby powstawała w Polsce?

Częściowo powstaje. W Warszawie narodziła się część aranżacji smyczkowych do „Sentiments”. We Wrocławiu pisałam i nagrywałam muzykę do spektaklu „Kronos”. W Tarnowie powstała część nagrań, miks i mastering utworów do filmu „Jak całkowicie zniknąć” Przemysława Wojcieszka. Co by się stało, gdybym tworzyła wyłącznie w Polsce? Nie wierzę, że jakoś bardzo zmieniłoby to moją wrażliwość muzyczną. W Polsce się wychowałam, więc czym miałam nasiąknąć, tym już nasiąkłam. Największy wpływ na to jak tworzę mieli ludzie, których spotkałam na swojej drodze.

Co Cię tak naprawdę przyciąga do tego Berlina?

Znalazłam tam swoje miejsce. Podoba mi się ta punkowa energia – mimo że jest to duże miasto, nie czuje się tej nerwowości wielkomiejskiej, nie masz tam wrażenia, że ludzie wszędzie się spieszą. Czujesz raczej taki kreatywny chaos. A to jest niezwykle pociągające.



poniedziałek, 24 listopada 2014

25. Toruń Blues Meeting 2014

To znak czasów, w których żyjemy. Kiedyś na koncertach ludzie zapatrzenie w ulubionych wykonawców wyrażali swój entuzjazm pokrzykując i bijąc brawo. Dziś przy okazji utworów, które budzą największe emocje, coraz częściej wyciągają z kieszenie smartfony i skupiają się na nagraniu. Tak było gdy tylko gwiazda tegorocznej edycji festiwalu – czarnoskóry Sugar Blue - zapowiedział wykonanie nieśmiertelnego „Hoochie Coochie Man” Muddy’ego Watersa. Na bazie tego standardu muzycy improwizowali później przez kilkanaście minut. 

Why Ducky? (Fot. Sławomir Kowalski / www.sk-foto.pl)

Wykonawcy poprzedzający występ nowojorskiego harmonijkarza niewiele dali publiczności pretekstów do emocji. Acoustic, Why Ducky? (nie dość, że kiepskie teksty, to jeszcze kiepsko zaśpiewane), Los Agentos… Wszyscy wypadli blado przy czarnoskórym bluesmanie, który już od pierwszego utworu pokazał, kto tego dnia rządzi na scenie. Ogień, energia, zgranie. W tym występie było wszystko, o czym marzy wiele bluesowych kapel. Mimo tego Sugar Blue wypełnił salę klubu „Od Nowa” zaledwie w połowie. Dlaczego?

Łatwo zauważyć, że na Blues Meeting część festiwalowej publiczności przychodzi jedynie dla Dżemu, którego koncert wieńczy od kilkunastu lat każdą edycję imprezy – wtedy są tłumy. O tym, że cała impreza wymaga odświeżenia swojej konserwatywnej formuły pisałem już kilkakrotnie. Blues Meeting powoli zabija jego coroczna przewidywalność. Brakuje nowych elementów zapewniających rozwój. Warsztaty, konkurs młodych kapel, w którym nagrodą mógłby być np. występ wśród gwiazd… 

Kolejną furtką jest wyjście Blues Meetingu na Toruń. Skoro imprezę współfinansują władze miasta, to czemu z tych funduszy nie zrobić jednego koncertu poza Bielanami. Nowe możliwością otwiera przecież sala koncertowa na Jordankach, gdzie co roku mogłaby odbywać się kulminacja imprezy, na czym mógłby zyskać promocyjnie sam Toruń. Koncert Joego Bonamassy lub Erica Claptona w nowym toruńskim obiekcie? A czemu nie? Przy takich nazwiskach portfele sponsorów otwierają się o wiele chętniej. 

25. edycję festiwalu zakończył koncert Dżemu, który z klasycznie pojmowanym bluesem nie ma wiele wspólnego. Bliżej mu do amerykańskiego southern rocka. Mimo, że niemal wciąż grają to samo, ludzie – niezależnie od wieku - ich kochają. I to widać. Pamiętam Blues Meeting sprzed kilku lat, gdy Dżemu zabrakło. Był niemal płacz. I fanów, i organizatorów. Przy okazji jubileuszu Toruń Blues Meetingu warto wspomnieć, że - nie licząc Festiwalu Kapel Podwórkowych – jest to najdłużej nieprzerwanie odbywający się festiwal w Toruniu.

Nagroda im. Grzegorza Ciechowskiego: Tomasz Organek

„Za artystyczną wyrazistość i wyjątkową swobodę w poruszaniu się po różnorodnych - często odległych - gatunkach muzycznych; za porywający dźwiękowo i dojrzały tekstowo album „Głupi”, będący odważną i intrygującą podróżą do istoty rock’n’rolla, na którym szacunek do muzycznej tradycji połączony ze szczerością i bezkompromisowością tworzy na naszej scenie nową artystyczną jakość” - czytamy w werdykcie jury, które przyznało Tomaszowi Organkowi Nagrodę Artystyczną Miasta Torunia im. Grzegorza Ciechowskiego.
 
- Już w momencie wydania jego płyty mieliśmy w Toruniu świadomość, że to wyjątkowe przedsięwzięcie; że to płyta przełomowa zarówno dla rynku muzycznego, jak i dla miasta - twierdzi Mariusz Składanowski, dziennikarz Radia Gra oraz członek kapituły przyznającej toruńskie laury.  
 
Przypomnijmy, że dzięki albumowi „Głupi” Organek najpierw zdobył laury za Płytę Roku i Nadzieję Roku w plebiscycie Toruńskie Gwiazdy, a później zgarnął jeszcze Mateusza radiowej Trójki. To już drugi toruński laureat Nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego. Pierwszym w 2006 roku była Galeria Rusz. Uroczyste wręczenie laurów odbędzie się 13 grudnia na scenie klubu „Od Nowa” podczas corocznego koncertu pamięci lidera Republiki.
 
Po raz pierwszy od kilku lat oficjalnie podano nazwiska wykonawców, którzy zagrają tego dnia utwory Republiki i Obywatela G.C. Wśród nich będą Variete, Kasia Nosowska, Maria Peszek, Marek Piekarczyk, Krzysztof Zalewski oraz Organek. Na koncercie zabraknie członków Republiki, którzy wystąpią tego dnia o godz. 16 na żywo w studiu radiowej Trójki. W ramach swojego projektu Nowe Sytuacje zaprezentują materiał z debiutanckiej płyty Republiki. Dzień później z tym samym materiałem pojawią w warszawskiej Stodole. 
 
Toruński koncert pamięci lidera Republiki będzie kulminacją Dni Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu. - Zależy nam, aby w tych okresie całe miasto żyło legendą lidera Republiki - mówi Zbigniew Derkowski, dyrektor Wydziału Kultury. - Już od 1 grudnia na trasie linii nr 1 na Bielany będzie kursował specjalny republikański tramwaj promujący tegoroczną imprezę. 

11 grudnia na Rynku Staromiejskim pojawią się republikańskie flagi, a pomnik Mikołaja Kopernik zostanie przebrany na biało-czarno. Na billboardach przy CSW oraz Szosie Chełmińskiej Galeria Rusz zaprezentują prace inspirowane twórczością Ciechowskiego Co jeszcze? Każdego dnia od godz. 16 do 22 na elewacji kamienicy na rogu ul. Żeglarskiej i Szerokiej będzie prezentowany pokaz republikańskich grafik i teledysków. Przed Dworem Artusa, gdzie narodziła się Republika, zostanie otwarta plenerowa wystawa „Z dyskografii Grzegorza Ciechowskiego” Fabryki Sztuk w Tczewie, a 12 grudnia w Artus Cinema będzie można obejrzeć „Siódmą pieczęć Grzegorza Ciechowskiego” w reżyserii Jędrzej Dutkiewicza. Do tego specjalna edycja Wolnego Rynku Poetyckiego.
 
W piątek niejako swoją premierę miała też wydana przy wsparciu NCK płyta będąca zapisem ubiegłorocznego koncertu pamięci autora „Białej flagi” w „Od Nowie”. Album został wydany w limitowanym nakładzie zaledwie 500 egzemplarzy i (niestety) nie trafił do sprzedaży, ale w ręce dziennikarzy muzycznych. Głównie radiowych. - Dzięki młodym zespołom, które znalazły się na tej płycie, chcemy dotrzeć z muzyką Republiki do młodszego pokolenia - tłumaczy Leszek Biolik. Cała rozmowa o tej płycie wkrótce na blogu.

sobota, 22 listopada 2014

Marcin Pulkowski i Zagadka: Orzeł ucieka z narodowego godła

- Polaków jest coraz mniej, bo w kraju jest syf. Osobiście tego doświadczam - rozmowa z MARCINEM PULKOWSKIM, wokalistą i liderem ZAGADKI, która kilka dni temu zarejestrowała w studiu premierowe utwory.

Czy da się bez obciachu śpiewać o patriotyzmie?
  
Ja nie mam z tym problemu (śmiech). Chociaż takie teksty nie leżą u podstaw Zagadki. Po prostu jeśli przyjdzie mi do głowy jakiś temat, to siadam i piszę.

Marcin Pulkowski (Fot. Rafał Gaweł Gawlik)
Pytam, bo przykładem takiej piosenki są moim zdaniem „Ptaki”, które nagraliście właśnie  studio. Z refrenem: „W kraju jest coraz gorzej/ nawet z godła uciekł orzeł/ Jeśli nadal nic się nie zmieni/ nie będzie w Polsce nawet gołębi”. Z tego tekstu przekornie bije miłość do Polski. Bardziej mnie to rusza niż śpiewanie, że jesteśmy najlepsi. 

I taki też był zamysł tego tekstu. „Ptaki” opowiadają gorzką historię. W teledysku, który sobie wymyśliłem, student po odebraniu dyplomu ukończenia studiów, wsiada do samolotu Ryanaira i odlatuje. Ptaki kojarzą się z młodymi ludźmi z Polski. A że w godle mamy orła, to udanie to się wszystko skomponowało. Polaków jest coraz mniej, bo w kraju jest syf. Osobiście tego doświadczam.

 To znaczy? 

Wielokrotnie słyszałem, że Polska uniknęła kryzysu, dzięki temu, że jest u nas wiele małych i średnich przedsiębiorstw. Z drugiej strony płacimy na instytucje typu ZUS, które potrafią boleśnie dowalić nam karę. To mnie wkurza. Czuję się jakby ktoś rzucał między nas mięso i czekał, aż pozabijamy się próbując wydrzeć
choć drobny kawałek. I nie ma żadnego znaczenia czy rządzi PiS czy PO.

Dlatego z oryginalnego tekstu usunąłeś nazwisko znanego polityka? 

Zrobiłem to, ponieważ chciałem, aby utwór jeszcze za 10 lat też był aktualny. Nic nie wskazuje na to, aby nagle sytuacja w kraju miała się zmienić. Wmawiają nam, że jesteśmy w UE, że dużo się zmieniło i że to przecież widać. Widać, ale zaraz to się skończy. Pytanie co dalej? Toruń pięknie się rozwija, zbudowaliśmy most i drogi... Ale wszystko za pożyczone pieniądze. Ja też mogę pójść do banku, wziąć kredyt i postawić nowy ratusz i pomnik w mojej wsi pod Toruniem. A później niech ktoś inny to spłaca.

Można wyczuć ogromną złość w Twoim głosie. Znajdzie to przełożenie na nowe utwory? 

Na początku w Zagadce pisałem teksty zabawne i ironiczne. Cały czas jesteśmy zresztą kojarzeni przed wszystkim dzięki piosence „Jeść mi się chce”, choć na koncertach gramy ją już rzadziej. Nowy repertuar bardziej nadaje się do przemyśleń. Ideałem są proste teksty, które wchodzą do głowy, a po chwili przychodzi refleksja, że nie można ich brać dosłownie, że ich przekaz jest głębszy. Tak jak w „Ptakach”. Koledzy z zespołu nie chcieli   ich nagrać w studio. Twierdzili, że muzycznie jest zbyt prosty i nie pasuje do klimatu Zagadki.

Zarejestrowaliście w studio dwa nowe utwory. Co dalej?

Słyszałem, że nagrywanie płyt przestaje mieć sens. Teraz jest moda na nagrywanie pojedynczych utworów i robienie do tego obrazu. Mimo tego, jeśli wszystko dobrze pójdzie, to z początkiem roku wejdziemy do studia. Jestem już po słowie z jednym z wydawców.

środa, 19 listopada 2014

Dni Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu

W Toruniu po raz pierwszy odbędą się Dni Grzegorza Ciechowskiego. Ich finałem będzie coroczny koncert jego pamięci. Jakie jeszcze czekają nas niespodzianki? Już za kilkanaście dni będzie można m.in. jeździć tramwajem w barwach Republiki. 

Impreza to efekt współpracy władz miasta z Narodowym Centrum Kultury. Umowę podpisano pod koniec ubiegłego roku. Już wówczas mówiono o rozszerzeniu formuły grudniowego koncertu w „Od Nowie”, na którym magistrat co roku wręcza Nagrodę Miasta Torunia im. Grzegorza Ciechowskiego. Planowano kilkudniową imprezę, podczas której z różnych perspektyw można by było przyjrzeć się twórczości autora „Białej flagi”. Dziś znamy już więcej szczegółów. Obchody wystartują 11 grudnia, na dwa dni przed koncertem.


- Wydarzenia odbędą się w całej przestrzeni miasta - zdradza Zbigniew Derkowski, dyrektor Wydziału Kultury. - Z Grzegorzem Ciechowskim ostatni raz spotkałem się pół roku przed jego śmiercią. Planował nakręcić film dokumentalny o narodzinach Republiki. Pamiętam jak chodziliśmy razem po korytarzach Dworu Artusa, w którego piwnicach zespół miał swoje pierwsze próby. Opowiadał o historiach jakie wiązały się z tym szczególnym miejscem. Wspólnie z NCK chcemy wrócić do tego pomysłu.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że na kilka tygodni przed Dniami Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu zacznie jeździć specjalny tramwaj wymalowany w charakterystyczne republikańskie barwy. W programie będzie m.in. kilka wydarzeń plenerowych, w tym duża wystawa zdjęć i pokaz teledysków. Organizatorzy zamierzają skupić się nie tylko na muzycznych, ale również na poetyckich dokonaniach lidera Republiki. Promocja wydarzenie wyjdzie poza Toruń.

13 grudnia kulminacją kilkudniowej imprezy będzie koncert w „Od Nowie”, w ramach którego na scenie wystąpi m.in. Kasia Nosowska. Już od dłuższego czasu wiadomo, że pierwszy raz zabraknie na nim członków Republiki: Zbigniewa Krzywańskiego, Leszka Biolika i Sławomira Ciesielskiego. Oficjalny komunikat pojawił się na stronie współtworzonego przez nich projektu Nowe Sytuacje

"Wyjątkowe okoliczności sprawiły, że w tym roku 13 grudnia 2014 roku, nie uda nam się uczestniczyć w Koncercie Specjalnym pamięci Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu. Tak jak przez ostatnie 12 lat tak i w tym roku jesteśmy jednak obecni całym sercem z publicznością i wykonawcami zebranymi w klubie Od Nowa. (...) My pamiętając o fanach Republiki, przygotowaliśmy na ten dzień niespodziankę, o której poinformujemy już wkrótce..." - czytamy w oświadczeniu.

Krzywański, Biolik i Ciesielski wystąpią dzień później, 14 grudnia, w warszawskiej Stodole z Nowymi Sytuacjami. Przypomnijmy, że już w 2008 roku muzycy wycofali się z organizacji wydarzenia w Toruniu, które wziął na siebie klub "Od Nowa". - Impreza rozrosła się do tak gigantycznych rozmiarów, że nie mamy już ani sił, ani pomysłu, co dalej z nią zrobić - mówił wówczas Zbigniew Krzywański. - Dodatkowo przygotowanie tego przedsięwzięcia zajmuje kilka miesięcy, a każdy z nas zajęty jest przecież swoim życiem artystycznym.

Od tamtego czasu mimo, że odsunęli się nieco na bok, zawsze pojawiali się na wydarzeniu i w różnych odsłonach na scenie. Teraz ich zabraknie. Jaki to będzie miało wpływ na frekwencję? Przekonamy się już wkrótce. Podczas koncertu na scenie nie zabraknie za to tegorocznego laureata Nagrody im. Grzegorza Ciechowskiego. Już od dłuższego czasu z nieoficjalnych informacji wynika, że - po raz drugi w historii - otrzyma ją toruński artysta.

Dla fanów Republiki z okazji Dni Grzegorza Ciechowskiego przygotowano jeszcze jedną wydawniczą niespodziankę. To o niej pisali członkowie Republiki w swoim komunikacie.  Będzie to płytę będącą zapisem ubiegłorocznego koncertu w „Od Nowie”. Co zawiera? Wersje kompozycji Republiki w wykonaniu ubiegłorocznej laureatki Misi Furtak (w tym jej duet z Melą Koteluk), grup Drekoty i Magnificent Muttley, a także Tomka Makowieckiego. Do tego dwa nagrania piosenek Ciechowskiego zespołu Sjón z koncertu w Tczewie.

poniedziałek, 17 listopada 2014

CoRock Festival 2014

Coma. Ten zespół zawsze słynął z potężnego koncertowego uderzenia. Tym razem również nie zawiódł. Był ogień. Piotr Rogucki wił się na scenie w swoim rockowym balecie, a jego koledzy prześcigali się w technicznych popisach. Koncert Comy był o tyle szczególny, że zespół wykonuje podczas obecnej trasy koncertowej wszystkie kompozycje ze swojej debiutanckiej płyty. Wydanego dokładnie 10 lat temu „Pierwszego wyjścia z roku”.

Coma ponownie wychodzi z mroku (Fot. T.Bielicki)
Dekadę temu miałem okazję dwukrotnie gościć na koncertach, na których muzycy prezentowali taki sam zestaw utworów. Co się od tego czasu zmieniło? Najbardziej sam  Rogucki. Kiedyś potrafił kompletnie zniszczyć się fizycznie, szalejąc na scenie jak opętany. Teraz nieco stonował. A przede wszystkim zmienił się jednak jego sposób śpiewania. Jest bardziej aktorsko, z manierą. I nie jest to wyłącznie moja opinia.

Zabrzmiało wszystko, czego można było się spodziewać. Od „Leszka Żukowskiego” po wieńczące koncert „Sto tysięcy jednakowych miast”. To zawsze robi ogromne wrażenie, gdy podczas wykonywania tego ostatniego utworu publiczność, podobnie jak Rogucki, siada tak jak on - na podłodze. Tym razem w hali widowiskowo-sportowej w ciągu 3-4 sekund usiadło prawie 1,5 tysiąca osób. Na bis „Listopad”

Koncert Comy poprzedził promujący swój najnowszy album „Jakby nie był jutra” Happysad. A może raczej należałoby napisać Orkiestra Happysad, albowiem zespół zaprezentował się w Toruniu z trzyosobową sekcją dętą oraz klawiszowcem. Dzięki takim kompozycjom jak chociażby „Tańczmy” impreza po raz drugi – po świetnym wcześniejszym energetycznym występie Łąki Łan - nabrała nieco tanecznego charakteru.

Happysad w poszerzonym składzie (Fot. T. Bielicki)
Happysad zdecydował się pójść swoim nowym albumem w nieco innym kierunku niż dotychczas. Mniej jest na nim tych typowo happysadowo radosnych refrenów i harcerskich akordów. Odbiór tego materiału na żywo bywał rożny. W sumie bardzo trudno było orzec na kogo nastawiała się festiwalowa publiczność. Najwięcej chyba na Comę, ale gdy zespół w finale skończył grać jeden bis, wszyscy po kolei zrobili spod sceny odwrót.

Organizatorzy CoRock Festivalu tak dobrali program, aby każdy znalazł w nim coś dla siebie. Był Mjut, znany z telewizji Lorein, OSTR w zaledwie 30 minutowej odsłonie, co zrekompensował fanom rozmawiając z nimi drugie tyle po występie, a także wspomniany już Łąki Łan, który zmienił halę w jedną wielką funkową dyskotekę. Mimo tego udało się wypełnić ogromny obiekt zaledwie w 1/6. Było więc nieco pusto. 

Choć impreza niezła, to sobotni siedmiogodzinny muzyczny maraton CoRock Festivalu w zamkniętej przestrzeni hali widowiskowo-sportowej przy ul. Bema był wykańczający... I to tym bardziej, że po drugim zespole w barze skończyło się piwo.

CoRock Festival, Toruń 15 listopada 2014. 
Coma, Happysad, O.S.T.R., Łąki Łan, Lorein, Mjut. 

piątek, 14 listopada 2014

"20.000 dni na ziemi"

Jeden dzień z życia Nicka Cave'a. Podczas Międzynarodowego Tofifestu nie udało mi tego filmu się obejrzeć. Nadrobiłem to kilka dni później podczas pokazu w kinie Centrum. Świetny, choć momentami przegadany, niby-dokument z ciekawym pomysłem narracyjnym. Dla fanów Cave'a rzecz obowiązkowa. Ze świetną muzyką i zapadającymi w pamięci leniwymi ujęciami. Wizualnie dopieszczony. Kto czytał biografię Iana Johnstona ten wiele z opowieści, które płyną z ekranu już słyszał.

Z nowych rzeczy - zapamiętałem szczególnie te fragmenty o pisaniu tekstów piosenek. O mitologizowaniu zdarzeń, które się w nich pojawiają.O tym jak rodzą się w głowie australijskiego wokalisty. "Buduję je na zasadzie kontrapunktu. W jednym pokoju zamykam małe dziecko i mongolskiego socjopatę. I patrzę co będzie się działo. Jeżeli nic się nie wydarzy, to wpuszczam do pokoju klauna. Jeśli dalej nie przynosi to efektów, to trzeba zrobić kolejny krok. Zastrzelić klauna."

piątek, 31 października 2014

„Nowe Sytuacje - Jarocin Live 2014” - premiera 17 listopada

17 listopada ukaże się pierwszy wspólny materiał muzyków Republiki bez Grzegorza Ciechowskiego.

Album będzie zapisem koncertu, który odbył się podczas tegorocznego festiwalu w Jarocinie. Muzycy wykonali tam piosenki pochodzące z płyty „Nowe sytuacje” z 1983 roku. Z małym bonusem.

Choć Zbigniew Krzywański, Leszek Biolik i Sławomir Ciesielski wielokrotnie powtarzali, że z uwagi na śmierć Grzegorza Ciechowskiego, jedyną okazją, aby usłyszeć ich wspólnie na scenie w repertuarze Republiki jest grudniowy występ w „Od Nowie”, zmienili zdanie. Po ubiegłorocznym koncercie, w ramach którego z okazji 30-lecie wydania „Nowych sytuacji” odegrali w Toruniu pochodzący z niego materiał utwór po utworze, postanowili pójść za ciosem

W lipcu podczas koncertu na festiwalu w Jarocinie Nowe Sytuacje zarejestrowano. Zgodnie z zapowiedziami debiutancki album Republiki, który zawierał takie przeboje jak „Arktyka” i „Śmierć w bikini” został odegrany od deski do deski. Nie zmieniono kolejności utworów, nie zmieniono aranżacji ani instrumentarium. Bonus? Na sam koniec. Jeden bis - „Moja krew”. „Dreszcze biegły po całym ciele, gdy (...) wyśpiewali kolejne linijki tekstu przed laty napisanego przez Grzegorza Ciechowskiego. Magia po prostu” - pisano w festiwalowych recenzjach. Przy mikrofonie podobnie jak w Toruniu stanęli wówczas Piotr Rogucki, Jacek „Budyń” Szymkiewicz oraz Tymon Tymański. Na klawiszach zagrał Bartek Gasiul. 

Już 17 listopada będzie to można przeżyć jeszcze raz. W domowym zaciszu. „Nowe Sytuacje - Jarocin Live 2014” będzie dwupłytowym wydawnictwem. Na płycie DVD znajdzie się audiowizualny zapis wspomnianego koncertu jaki odbył podczas wakacji w Jarocinie. Dodatkowo materiał z cyklu „Making of...”. Druga płyta będzie zawierała ten sam materiał, ale w wersji audio.  Wydawcą całości jest Warner Music Poland.


piątek, 24 października 2014

Jakie jest to "Polskie gówno"?

Miało być kontrowersyjne obnażenie polskiego show biznesu, a co wyszło? Twórcy „Polskiego gówna” zaledwie ślizgnęli się po temacie. Pokazali mało odkrywczy obrazek świata, w którym polscy twórcy taplają się na co dzień. 

„Muzyka dzieli się na tą, która pochodzi z serca i na tą, która pochodzi z dupy. My gramy muzykę z serca. A reszta? To gówno” - mówi w filmie przed kamerą grający Jerzego Bydgoszcza Tymon Tymański. „Czy jest zatem miejsce na waszą muzykę na polskim rynku muzycznym?” - dopytuje muzyka podczas wywiadu młoda dziennikarka. „Mam nadzieję, że nie” - twierdzi Bydgoszcz. To historia trasy koncertowej jego zespołu i walki o wydanie płyty jest główną osią fabularną filmu Grzegorza Jankowskiego, przeplataną archiwalnymi materiałami. 

Robert Brylewski w "Polskim gównie"
Komornik, który puka do drzwi Bydgoszcza, aby odzyskać dług, składa mu nietypową propozycję. - Wydam wam płytę, zorganizuję pięćdziesiąt koncertów i zarobimy. To znaczy ja zarobię, a ty oddasz zaległą kasę - mówi Czesław Skandal (w tej roli Grzegorz Halama). Bydgoszcz skrzykuje więc byłych kolegów i rusza w tournee po Polsce. Scenariusz filmu wyszedł spod ręki Tymańskiego, który pisząc go oparł się na swoich osobistych doświadczeniach z tras koncertowych Transistors, Miłości i Kur, a także na anegdotach kolegów z branży.

Twórcy „Polskiego gówna” Ameryki nie odkrywają. Ładują widzom do głowy - a raczej przed oczy - że polski show biznes to nie żadne jeżdżenie limuzynami z występu na występ. To nie kąpiele w szampanie, wianuszek otaczających zespół groupies i obrzucanie się zarobionymi pieniędzmi. Jeśli nie chcemy występować w stroju delfina, to za koncert można zarobić 100 zł na głowę, nocleg ze względów oszczędnościowych spędzić w jednym łóżku z kolegą, a dziewczynę może sobie przygruchać co najwyżej menadżer.

W filmowych epizodach przemyka grono próbujących wpasować się w konwencję znakomitych aktorów i postaci ze świata kultury. Marian Dziędziel, Jan Peszek, Arkadiusz Jakubik, Sonia Bohosiewicz, Bartłomiej Topa, Piotr Stelmach, Leszek Możdżer, Czesław Mozil, Bielas i inni. Jest i Robert Brylewski, który po tym jak zespół decyduje się wystąpić w popularnym muzycznym show Telewizji Polwsad, zapytany „Czy nie ma już stąd powrotu?, odpowiada głównemu bohaterowi z miną wieszcza: „A chciałoby ci się wracać?”. Jest rubasznie, musicalowo i generalnie zupełnie mało śmiesznie. 

Po filmie, nad którym pracowano aż siedem lat i który lansowano jako produkcję mającą obnażyć funkcjonowanie polskiego show biznesu, można się było spodziewać czegoś o wiele mocniejszego. Może gdyby zamiast silić się na prześmiewczą fabułę zdecydowano się na formę dokumentu, wyszłoby z tego coś ciekawszego i lepszego? A tak? Odnoszę wrażenie, że kilka opowieści i anegdot z życia toruńskich muzyków byłoby w stanie wyczerpać temat w o wiele większym stopniu. W „Polskim gównie” na uwagę zasługuje przede wszystkim montaż Agnieszki Glińskiej, która wykonała świetną pracę oraz rola Roberta Brylewskiego, który finałowymi scenami ukradł pozostałym cały film.

"Polskie gówno", reż. Grzegorz Jankowski, 2014. 
 *Film pokazywano w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest w Toruniu. 

wtorek, 14 października 2014

Grzegorz Ciechowski na monecie i na DVD

Narodowy Bank Polski wyemituje monety z wizerunkiem Grzegorza Ciechowskiego. Oprócz tego w grudniu odbędą się dwa duże wydarzenia poświęcone jego pamięci. 

Anna Skrobiszewska po wyrażeniu zgody na wykorzystanie wizerunku Obywatela G.C. do promocji kolejnej odsłony serii „The Culture Icons” marki Bytom, patronuje kolejnym pomysłom związanym z kultywowaniem pamięci o swoim zmarłym w 2001 roku mężu. Już w grudniu Narodowy Bank Polski w serii „Historia polskiej muzyki rozrywkowej” wypuści na rynek aż dwie srebrne kolekcjonerskie monety o nominale 10 zł z wizerunkiem autora „Białej flagi”. Wcześniej w tym samym cyklu na monetach zagościł już Czesław Niemen, Krzysztof Komeda i Starsi Panowie Dwaj. Wdowa po Ciechowskim - podobnie jak spadkobiercy pozostałych gwiazd - nie weźmie za to żadnych pieniędzy. 

Do tej pory w serii „Historia polskiej muzyki rozrywkowej” ukazała się m.in. moneta z podobizną Krzysztofa Komedy.
Drugą atrakcją ma być wielki koncert poświęcony pamięci Grzegorza Ciechowskiego, który odbędzie się 12 grudnia na scenie Teatru Dramatycznego w Warszawie. - To będzie audycja telewizyjna, która zostanie zarejestrowana i wydana w przyszłym roku w formie DVD. Przed świętami cały koncert będzie można obejrzeć w telewizji - mówi Przemysław Wałczuk, który jest producentem tego wydarzenia oraz pełnomocnikiem spadkobierców Grzegorza Ciechowskiego.

Fani nie mają jednak co liczyć na to, że uda im się kupić bilet na ten koncert. Jego nagranie odbędzie się bowiem za zamkniętymi drzwiami. Weźmie w nim udział Orkiestra Polskiego Radia pod batutą Adama Sztaby, który zaaranżował wszystkie utwory. Na scenie zaśpiewa 14 artystów. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że wśród nich będzie Kayah, Tymon Tymański, Kasia Nosowska, Red Lips oraz pochodzący z Torunia Sławek Uniatowski.

W Warszawie uda się zatem zrealizować to, czego nie udało się do tej pory w klubie „Od Nowa”. Zarejestrować materiał na płytę DVD, na której artyści oddają muzyczny hołd Ciechowskiemu. Przypomnijmy, że w „Od Nowie” od kilku odbywają się wspieranie przez muzyków Republiki koncerty poświęcone pamięci Grzegorza Ciechowskiego, podczas których władze miasta wręczają nagrodę imienia autora „Telefonów”. Podczas jednego z nich stacja MTV chciała nagrać podobny materiał, jakie zostanie zarejestrowany w Warszawie. Ostatecznie zrezygnowano z tego pomysłu. W tym roku fani Republiki spotkają się na toruńskim koncercie 13 grudnia, czyli dzień po koncercie w Warszawie.

czwartek, 9 października 2014

Joanna Czajkowska-Zoń: Nie mam czasu na sen

"W studiu nigdy nie uda się osiągnąć takiej energii, jaka wytwarza się na koncercie. Chyba, że nagranie uda się zrealizować na tzw. „setkę”. Muzycy na koncercie inspirują i dodają skrzydeł. O wiele lepiej jestem wtedy w stanie zaśpiewać niż na próbie" - rozmowa z JOANNĄ CZAJKOWSKĄ-ZOŃ, toruńską wokalistką, która w najbliższą niedzielę podczas występu na żywo w Hard Rock Pubie "Pamela" będzie rejestrowała materiał na swoją debiutancką płytę.

Joanna Czajkowska-Zoń podczas koncertu w Hard Rock Pubie "Pamela"

Nigdy nie chciałaś wynieść się z Torunia, aby rozwinąć swoje muzyczne skrzydła? Każdy gra u nas z każdym w różnych kombinacjach. W takim zamkniętym gronie można poruszać się bezpiecznie przez lata...

Oczywiście, że pojawiały się takie myśli. Kilka osób nawet mnie do tego namawiało. Ja jednak bardzo lubię ten nasz lokalny kocioł. Muzycy, z którymi miałam i mam okazję współpracować są świetnymi ludźmi. Nie mam powodu, żeby narzekać. 

"Muzycy, z którymi mam okazję współpracować". Czyli kto?

Takim muzykiem jest m.in. Igor Nowicki. To jedna z osób, które sprawiły, że uwierzyłam w siebie. Co to znaczy? Zawsze lubiłam śpiewać, ale nigdy nie byłam przekonana, że robię to na tyle dobrze, aby zająć się tym profesjonalnie. Jako 15-latka pojawiałam się na imprezach z cyklu „Talent Show”, które odbywały się wówczas w Baranim Łbie. Już wtedy widziałam błysk w jego oku. Kiedy nieco dorosłam powiedział mi otwarcie „Fajnie śpiewasz. Powinnaś coś z tym zrobić” (śmiech). To dało mi energię do działania.

Zaprosił Cię do współpracy?

Polecił mnie Jackowi Bryndalowi. I tak też zaczęła się moja praca z Atrakcyjnym Kazimierzem. Dla mnie to był krok milowy. Bardzo kibicuje mi również Bartek Staszkiewicz, który motywuje mnie do nagrania autorskiej płyty.

Lubisz skakać po różnych rodzajach muzyki. Wystarczy przejrzeć Twoje muzycznie dossier. Atrakcyjny Kazimierz, Whiff, Astrolabium czy Hashir, w którym śpiewasz chasydzkie pieśni. Do tej dochodzą jeszcze różne jazzowe kombinacje. Wciąż poszukujesz swojego miejsca? 

Każdy z takich projektów pociąga mnie tak mocno, że nie potrafię z żadnego zrezygnować. Do każdego wkładam dużo siebie. Bywam tak zapracowana, że brakuje mi często czasu na sen.  Przykładowo z koncertami Hashir jest tak, że schodząc ze sceny jestem całkowicie wypruta z emocji. Być może wszystko przez to religijne przesłanie, które niosą te teksty.

Zdecydowałaś się wreszcie nagrać płytę. Dlaczego do razu koncertową?

Albumy live zawsze miały dla mnie największą wartość. W studiu nigdy nie uda się osiągnąć takiej energii, jaka wytwarza się na koncercie. Chyba, że nagranie uda się zrealizować na tzw. „setkę”. Muzycy na koncercie inspirują i dodają skrzydeł. O wiele lepiej jestem wtedy w stanie zaśpiewać niż na próbie.

Co złoży się na repertuar, który znajdzie się na albumie?

Wybrałam utwory, które lubię wykonywać i w których dobrze się czuję. „Cheek to Cheek”, „Georgia On My Mind”, „Summertime”, „Before You Eccuse Me”... Pojawi się też przypuszczalnie coś z repertuaru Czesława Niemena.

Największy problem dobrych wokalistek polega na tym, że nie mając własnego repertuaru, muszą skupiać się na graniu standardów.

Cały czas dążę do tego, aby występować z własnym materiałem. Żartuję, że społeczeństwo nie jest jeszcze gotowe, aby usłyszeć moje piosenki. Pomysłów jest wiele. Do głowy wciąż przychodzą mi nowe melodie. Największy problem mam z tekstami. Może dlatego, że z wykształcenia jestem polonistką i tak bardzo zwracam uwagę na każde słowo. Ostatnio sporo tekstów dostałam od Gosi Trzpil. Na Facebooku znalazła mnie też osoba, której spodobało się to jak śpiewam i podrzuciła mi swoje wiersze. Zobaczymy co z tego wyjdzie.


poniedziałek, 6 października 2014

Hulajdusza "Hulajdusza"

Ukazał się kolejny długo wyczekiwany debiut. Swoje pierwszej płyty doczekała się toruńska Hulajdusza. Akustyczne trio tworzą obecnie dwie grająca na gitarze wokalistki oraz skrzypaczka. Już kiedyś miałem o nich napisać nieco szerzej. 

Okładka debiutanckiej płyty
Agnieszkę Filipiak znam osobiście od kilku, a może nawet kilkunastu lat. Od kiedy pamiętam zawsze kojarzyłem ją z gitarą i ze śpiewem. Czy to przez słynne imprezy w Silnie, przez Talent Show w Toruńskiej Piwnicy Artystycznej, czy też poprzez inne towarzyskie spotkania i sytuacje. Toruńska wokalistka zawsze funkcjonowała jednak jakby gdzieś z boku. Bez pchania się do pierwszego rzędu, bez rozpychania łokciami na lokalnej scenie. I tak też powstawał ten album. Spokojnie i na boku. Przez lata. 

Przez ten czas zespół mocno ewoluował. Powstawały nowe kompozycje. Dochodzili i odchodzili kolejni muzycy. Dla mnie zawsze najcenniejszy był jednak ten główny trzon. Wsparty śpiewem Agnieszki Filipiak i autorskim tekstem dialog jej akustycznej gitary ze skrzypcami Iwony Czepułkowskiej. To właśnie one obie nadają unikalny ton całej płycie, nawet wtedy gdy w „Aniele” pojawiają się klawisze jakby żywcem wyjęte z nagrań Yanna Tiersena, a w „Końcu” pojawia się zagrana na elektrycznej gitarze rockowa solówka. 

Debiutancki album Hulajduszy zawiera aż osiemnaście utworów. W sumie ponad godzina piosenek. Można wyraźnie wyczuć, które z nich powstawały, gdy liderka zespołu znajdowała się u szczytu życiowej euforii, a kiedy zmierzała nieco w dół. Własne teksty śpiewa też na albumie domykająca toruńskie trio grająca na gitarze Marta Lang („Tu i tam”, „Kiedy już”). Jest i wiersz Reinera Marii Rilkego. Powstał z tego zbioru bardzo dobrze zaśpiewany nastrojowy album. 

Nie ukrywam tego, że zawsze kibicowałem dziewczynom na drodze, którą wybrały. Cieszy mnie więc, że takie utwory jak „Trzcina”, przebojowa „Gwiazdka” i „Urodziny” z piękną frazą w refrenie „Szukają cię - ambulans życia i pani śmierć” doczekały się wreszcie wydania. Warto, aby usłyszano je również poza Toruniem. 

Hulajdusza, Hulajdusza, Victor 11 2014. 


piątek, 22 sierpnia 2014

Steve Nash & Turntable Orchestra

To będzie absolutne wydarzenie. Takiego muzycznego przedsięwzięcia jeszcze nikt nie realizował. I to nie tylko w Polsce, ale i na świecie.



Wszystko zaczęło się w grudniu ubiegłego roku. Toruński duet Steve Nash oraz Dj Funktion - czyli Kacper Nowak oraz Juliusz Pacek - po raz drugi z rzędu pokonał najlepszych Dj-ów na świecie sięgając w Krakowie po tytuł Mistrzów Świata IDA w kategorii „Show”. - Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że można by zrobić coś większego; że można by skonfrontować to, co robimy z kulturą wysoką. Pokazać, że Dj-e nie tylko grają na imprezach do tańca, ale potrafią też wykonać w pełni ambitny materiał i być partnerem dla orkiestry - opowiada Nowak. 

Krótko później zaczęły powstawać pierwsze zręby materiału. Kacper Nowak stworzył kompozycje muzyczne rozpisane aż na dziewięć gramofonów, fortepian, syntetyzatory oraz czterdziestoosobową orkiestrę. To jego w pełni autorski projekt, który powstał przy współpracy z Anną Weber, pomagającą mu z orkiestracją. - Każdemu z Dj-ów powierzyłem oddzielną partię. Prowadzą dialog z resztą instrumentów oraz z całą elektroniką - mówi. - Powstanie z tego godzinny materiał koncertowy, który zaprezentujemy publicznie w grudniu.

Nowak jest zawodowym muzykiem. Ukończył Akademię Muzyczną w Łodzi. Wielokrotnie miał okazję występować wspólnie z orkiestrą z klasycznym repertuarem. Ale jeszcze nigdy jako Dj. - Przekonałem dyrektora toruńskich symfoników, że to niezwykle intrygujący pomysł. I wystartowaliśmy  - opowiada. Pierwsze pięć prób w Dworze Artusa już za nimi. Skromną próbkę tego nad czym pracują można już znaleźć na YouTube lub na stronie projektu na Facebooku. Wkrótce w sieci takich materiałów promocyjnych ma być więcej.




Całość przedsięwzięcia skupia w sobie brzmienia charakterystyczne dla muzyki poważnej, opracowywane jednak za pomocą nowych narzędzi i technik produkcji muzycznej. Jak na informację o tym nietypowym projekcie zareagowali członkowie TOS? - To uniwersalni muzycy, którzy są w stanie zagrać wszystko - twierdzi ich dyrektor Paweł Dudzik. 

Warto podkreślić, że do tej pory na świecie nie zrealizowano projektu, w którym z orkiestrą zagrałoby aż dziewięciu Dj-ów. Powstał tylko jeden koncert na gramofon i orkiestrę symfoniczną wykonywany przez Dj Switcha z Wielkiej Brytanii w 2011 roku. Była to kompozycja napisana przez Gabriela Prokofjewa, bratanka słynnego Siergieja Prokofjewa. Pojawiło się również kilka zespołów wykonujących muzykę na gramofonach, ale jeszcze nigdy nikt nie odważył się w takim dużym składzie zagrać wspólnie z orkiestrą. I to na żywo.

***
- W skład projektu pod nazwą Steve Nash & Turntable Orchestra poza liderem i 40 toruńskimi symfonikami wchodzi 9 najlepszych polskich Dj-ów: Dj Ben, Dj Chmielix, Dj Falcon1, Dj Funktion, Dj Haem, Dj Krótki, Dj Pac1, Dj Stosunkowodobry, Dj VaZee. 

- Turntablistę w odróżnieniu od zwykłego Dj, który miksuje muzykę w klubie, wyróżnia to, że wykorzystuje gramofon jak instrument muzyczny.

Adam Strug, Stanisław Soyka "Strug.Leśmian.Soyka"

Okładka "Strug.Leśmian.Soyka"
Wydaje się, że to jest takie proste. Sięgnąć po teksty któregoś z wielkich polskich poetów, ubrać je w dźwięki i zaśpiewać. Murowany sukces? Nic bardziej mylnego. Wielu już próbowało. Wielu poległo. Problem nie polega bowiem na tym, aby wersom przyporządkować melodie, ale aby swoją muzyką oddać odpowiedni temat, klimat i charakter zapisanych fraz oraz słów. Przy poezji bywa to trudne. Markowi Grechucie i Czesławowi Niemenowi się udawało. Podobnie jak w ostatnich latach Fonetyce. 

Ostatnio za umuzycznienie poetyckiej spuścizny jednego z polskich twórców zabrali się Adam Strug i Stanisław Soyka, wykonujący już wcześniej udanie sonety Williama Szekspira i wiersze Czesława Miłosza. Obu połączyła fascynacja poezją Bolesława Leśmiana. Na ich wspólnym albumie pierwszy z nich ją śpiewa, a drugi towarzyszy mu na fortepianie oraz w chórkach. Podobno całą płytę nagrali zaledwie w pięć godzin. Zamieścili na niej wybrane erotyki Leśmiana w dość oszczędnych aranżacjach. 

Sięgając po ten album, trzeba mieć świadomość, że nie jest to przebojowa płyta. Ale chyba u samych podstaw tego poetycko-muzycznego projektu duetu Strug & Soyka nie miała taka być. Nie ma tutaj wpadających od razu w ucho motywów. Pewne muzyczne frazy i melodie zatrzymują się co prawda w głowie, ale dopiero po kolejnym przesłuchaniu. A im ktoś dłużej obcuję z tą płytą, tym trudniej się od niej uwolnić. Przynajmniej od kilku kompozycji. „Klęska”, nieco uludowione „Nocą umówioną”, „Tam na rzece” (powstał do niej teledysk) czy świetne „Po ciemku”... 

Materiał, z uwagi na swój charakter, wymaga od słuchacza nieco więcej niż przeciętnego skupienia. Trzeba się po prostu wstrzelić jego klimatem we własny nastrój. Pewnie dlatego album „Strug.Leśmian.Soyka” przeleżał tak długo na mojej półce, zanim zdecydowałem się go wreszcie otworzyć i włożyć do odtwarzacza. Czekał na odpowiednią chwilę. To album dla każdego, kto ceni sobie w muzyce szacunek to śpiewanego słowa. Sądzę, że warto mieć w swojej płytotece co najmniej kilka takich pozycji.

Warto uprzedzić, że album, który ukazała się nakładem wydawnictwa Universal jest niezwykle krótki. Zawiera trzynaście utworów, z których każdy trwa średnio 2 minuty. Całość? Zaledwie 28 minut.

„Strug.Leśmian.Soyka”, Universal 2014. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...