piątek, 13 grudnia 2013

Andrzej "Kobra" Kraiński: Ciechowski, Nowo-Mowa i Kobranocka

- Republika nie robiła skandali jak Lady Pank czy Oddział Zamknięty. Ale nie byli spokojną załogą. Pierwszego prawdziwego jointa wypaliłem właśnie z Grzegorzem w „Od Nowie” - ANDRZEJ „KOBRA” KRAIŃSKI opowiada o swojej przyjaźni z Ciechowskim i jego wpływie na Kobranockę.

Grzegorz Ciechowski (Fot.??)
Jak dowiedziałeś się o jego śmierci?

Jechałem w niedzielę na obiad do teściowej i zadzwonił do mnie Wysol (Piotr Wysocki z Kobranocki - przyp red.). Pół godziny później zaczęli dzwonić dziennikarze. Za dwie kolejne godziny byłem już na żywo w TVN24. Podobno cały czas miałem spuszczono głowę. Nie ukrywam, że trudno było mi wtedy opanować wzruszenie. I wówczas od prowadzącego rozmowę dziennikarza padło pytanie, które mnie załamało: „Czy uważasz, że zabiła go muzyka?”. Ręce mi opadły. Beznadzieja.

Jego odejście musiało Tobą mocno wstrząsnąć?

Mocno. Tym bardziej, że nikt nie spodziewał się jego śmierci. I tym bardziej, że mieliśmy z Grzegorzem jedną rzecz do wyjaśnienia, czego nie zdążyliśmy zrobić, gdy jeszcze żył. Gdy w 1986 roku rozpoczęła się kariera Kobranocki przy okazji wywiadu dla Rozgłośni Harcerskiej zapytano mnie o teksty i związki z  Ciechowskim i Republiką. Stwierdziłem wówczas, że Grzegorz pisze w taki sposób, że nie wykłada od razu kawę na ławę, tylko trzeba się nad jego twórczością trochę zastanowić. To, co powiedziałem dotarło do niego w formie plotki, że niby go krytykowałem. Mocno się wkurzył.

Od 1986 do 2001 roku, gdy umarł, to kawał czasu. Mogliście sobie tę sprawę wyjaśnić.

Tak, ale za każdym razem, gdy spotykaliśmy się albo unikaliśmy tego tematu, albo byliśmy zbyt pijani, aby to wyprostować. Zadzwonił do mnie przed 20-leciem Republiki, gdy mieli w Toruniu zagrać słynny koncert w fosie zamkowej. Mówił, że trzeba wreszcie wyprostować te bzdury. Niestety. W dniu koncertu wróciłem do domu tak skonany, że pomimo iż mieszkałem kilka ulic dalej, na ten koncert nie poszedłem. I nie wybaczę sobie tego nigdy. Pół roku później już nie żył.

To on zaraził Cię literaturą i nowofalową muzyką?

George Orwell, Kurt Vonnegut.... A z drugiej strony Stranglers, XTC, Nina Hagen, Patti Smith... Puszczał mi muzykę, która mnie powaliła. Zafascynowałem się jego osobą i transformacją Res Publiki w Republikę. Nie wszystkim to się podobało. Koledzy z Fragmentów Nietoperza stwierdzili, że za bardzo wchodzę Ciechowskiemu w d... i wyrzucili mnie z zespołu. To był 1982 rok. Wtedy Grzegorz wymyślił nazwę dla mojej nowej kapeli: Nowo-Mowa.




Jaki miał wpływ na repertuar, który w niej stworzyliście?

Sam podsunął mi swoje teksty. Część z nich była znana jeszcze z repertuaru Res Publiki. Był wśród m.in. taki numer „Smutna rzecz”. Później teksty pisali też inni.

W 1983 roku ruszyliście w wspólna trasę z Republiką, która była wówczas u szczytu popularności. Koncerty na stadionach, w ogromnych halach...

....którym towarzyszył wrzask przypominający histerię na koncertach The Beatles. Tłum cały czas skandował Re-pu-blika. Działo się.

Bywałeś u  niego na imprezach, gdy jeszcze mieszkał przy ul. Popiela?

Pewnie. Mieszkał w jednym pokoju u teściów. Na parterze. Żeby nie wiedzieli, że przyjmuje gości wchodziło się przez okno. Imprezki odchodziły tam konkretne. Gdy w 1982 roku „Kombinat” zajął w Trójce 1. miejsce na liście przebojów świętowaliśmy u niego w trójkę. Ja, Grzegorz i jego żona - Jola. Pamiętam jak wtedy przy wejściu zajrzał mi do siatki i powiedział: „O, rum Negrita. O! Jest i drugi”. To właśnie tam słuchaliśmy jego nowych kompozycji. Każdy nowy numer odtwarzał wielokrotnie na magnetofonie. Jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz.

Był otwarty na krytykę?

Oj, trzeba było uważać. Był nieprawdopodobnym cholerykiem. Na próbach potrafił grzmotnąć ręką w klawisze i ustawić pozostałych członków Republiki po kątach. Rządził. Kiedyś siedząc u niego w domu poinformowałem go, że Sławek Ciesielski zaczął grać w Kobranocce. Wiesz jak zareagował? Powiedział „Sławek nie gra z wami”. A ja do niego: „No przecież ci mówię, że gra”. I wtedy do mnie dotarło, że on już definitywnie określił jak jest.

Imprezował?

Republika nie robiła skandali jak Lady Pank czy Oddział Zamknięty. Ale nie byli spokojną załogą. Pierwszego prawdziwego jointa wypaliłem właśnie z Grzegorzem w „Od Nowie”. W biurze Waldka Rudzieckiego palił Ciechowski oraz dziennikarze. „Eeee, ujarany jesteś” - powiedział. Wtedy do mnie dotarło, że w końcu wiem, jakie to jest uczucie. Nie wiem czy o tym gadać.

To Ciechowski poznał Cię z Ordynatem Michorowskim, nadwornym tekściarzem Kobranocki, dzięki któremu uniknąłeś wojska?

Tak. Miałem tysiąc głupich pomysłów na to, co zrobić, aby się od tego wojska wywinąć. Trzy dni przed moim wyjazdem do Morąga, gdzie miałem zostać wcielony do jednostki moździerzy, zadzwonił Grzegorz. Mieszkał już wówczas na Rubinkowie. Pokierował mnie do pracującego w psychiatryku Andrzeja Michorzewskiego, przez którego sam próbował się wcześniej wykręcić od armii. Michorzewski spojrzał na mnie i stwierdził „Podejrzewam depresję endogenną”. Do wojska nie poszedłem.

Nowo-Mowa. Na pierwszym planie Andrzej "Kobra" Kraiński

Jaki był jeszcze wpływ Ciechowskiego na Kobranockę?

Zawiózł nas swoim maluchem na pierwszą sesję nagraniową do Bydgoszczy. Jechaliśmy tym samochodem w pięciu. Do dziś nie wiem jak to było możliwe. I jeszcze trzymaliśmy jego nowe klawisze - Yamaha DX7. Grzegorz zagrał wówczas z Kobranocką całą sesję, o czym chyba nikt nie wie. Pierwsze surowe wersje „I nikomu nie wolno” i „Póki to nie zabronione” z jego udziałem puszczano w Trójce. Ostatecznie materiał na płytę nagraliśmy później jeszcze raz. Bez niego. Załatwił nam jeszcze występ w Jarocinie w 1986 roku. Później miał miejsce ten wspomniany wywiad dla Rozgłośni Harcerskiej. I posypało się.

Ale spotykaliście się nadal?

Tak, ale sporadycznie. W 1987 roku imprezowaliśmy u niego w domu. Podobnie w 1990 roku, gdy reaktywowano Republikę. Teraz w Opolu i w Sopocie nie wyczujesz od nikogo alkoholu. A kiedyś to, co działo się na scenie, było tylko przykrywka balangi, która rozgrywała się na tyłach. Poważnie! Oglądam nagrania z Opola z 1990 roku i widzę, że wszyscy na scenie byli pijani. A po koncercie Ciechowski wynajął jeszcze klub w Opolu, gdzie imprezowaliśmy do rana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...