Ukazał się kolejny długo wyczekiwany debiut. Swoje pierwszej płyty doczekała się toruńska Hulajdusza. Akustyczne trio tworzą obecnie dwie grająca na gitarze wokalistki oraz skrzypaczka. Już kiedyś miałem o nich napisać nieco szerzej.
Okładka debiutanckiej płyty |
Przez ten czas zespół mocno ewoluował. Powstawały nowe kompozycje. Dochodzili i odchodzili kolejni muzycy. Dla mnie zawsze najcenniejszy był jednak ten główny trzon. Wsparty śpiewem Agnieszki Filipiak i autorskim tekstem dialog jej akustycznej gitary ze skrzypcami Iwony Czepułkowskiej. To właśnie one obie nadają unikalny ton całej płycie, nawet wtedy gdy w „Aniele” pojawiają się klawisze jakby żywcem wyjęte z nagrań Yanna Tiersena, a w „Końcu” pojawia się zagrana na elektrycznej gitarze rockowa solówka.
Debiutancki album Hulajduszy zawiera aż osiemnaście utworów. W sumie ponad godzina piosenek. Można wyraźnie wyczuć, które z nich powstawały, gdy liderka zespołu znajdowała się u szczytu życiowej euforii, a kiedy zmierzała nieco w dół. Własne teksty śpiewa też na albumie domykająca toruńskie trio grająca na gitarze Marta Lang („Tu i tam”, „Kiedy już”). Jest i wiersz Reinera Marii Rilkego. Powstał z tego zbioru bardzo dobrze zaśpiewany nastrojowy album.
Nie ukrywam tego, że zawsze kibicowałem dziewczynom na drodze, którą wybrały. Cieszy mnie więc, że takie utwory jak „Trzcina”, przebojowa „Gwiazdka” i „Urodziny” z piękną frazą w refrenie „Szukają cię - ambulans życia i pani śmierć” doczekały się wreszcie wydania. Warto, aby usłyszano je również poza Toruniem.
Hulajdusza, Hulajdusza, Victor 11 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz