Dokładnie 10 lat temu po operacji w warszawskim szpitalu zmarł Grzegorz Ciechowski. Gdyby żył, miałby dziś 54 lata. Pozostawił po sobie muzykę, która magnetyzuje kolejne pokolenia. Jak wspominają go ci, z którym przez lata krzyżował swoją drogę?
Zbigniew Cołbecki, twórca Bikini, który zaczynał karierę w tym samym okresie co lider Republiki:
- W latach 80. wpadaliśmy na siebie co chwilę. Jak nie w starej "Od Nowie", to w jego mieszkaniu przy ulicy Popiela. Mieszkał tam ze swoją pierwszą żoną. Regularnie co tydzień odbywał się u nich imprezy. Piliśmy wino i słuchaliśmy analogów. Na początku sporo art-rocka, później tej nowej muzyki. W pewnym momencie Grzegorz był totalnie zakręcony na Talking Heads i XTC. Puszczał nam ich płyty i kazał wyłapywać różne atonalne wstawki. Później naszło go na słuchanie muzyki elektronicznej np. grupy Yello.
Grzegorz "Gelo" Sakerski, wokalista Rejestracji, której sala prób sąsiadowała z salą Republiki:
- Czasami chłopacy podsłuchiwali nasze kompozycje i zaczynali je grać po swojemu. Tak dla zabawy. Republika na próbach była bardzo zdyscyplinowana. Ciechowski miał w sobie coś z muzycznego dyktatora. Na scenie odróżniali się swoim wizerunkiem. Tak samo było z ich muzyką.
W pierwszych latach Republiki ich fani masowo zapuszczali takie same poppersowe grzywki jak Ciechowski. On miał olbrzymią charyzmę i tworzył dobre teksty. Jakim był w kontaktach osobistych? Hm… Trochę sztywny i lekko zarozumiały.
Pamiętam dokładnie dzień, w którym Republika stała się sławna. Ówczesny kierownik "Od Nowy" Waldek Rudziecki pozapraszał dziennikarzy z całej Polski na ich koncert. Wszyscy się wówczas upalili, a po koncercie pojawiły się same dobre recenzje.
Wojciech Budny, operator TVP, który w latach 80. był częstych gościem w „Od Nowie”:
- To było szaleństwo. Ludzie skrzykiwali się z całej Polski. Przyjeżdżali do Torunia, aby koczować pod lufcikiem ich sali, gdy ćwiczyli. Na kaseciaki nagrywali całe próby. Łącznie z bluzgami Ciechowskiego, gdy Republice coś nie wychodziło.
Mieli swoje przyzwyczajenia. Jakie? Zawsze podczas długiej perkusyjnej solówki w utworze „Sam na linie” Ciechowski z Krzywańskim schodzili za scenę, aby wypić setkę wódki. Lepiej im się wtedy grało.
Zbyszek Krzywański puszczał mi kiedyś fragmenty nieskończonej płyty Republiki. Gdyby nie śmierć Ciechowskiego, to jestem przekonany, że tym albumem wywróciliby do góry nogami cały muzyczny świat. To, co później wydano z tego materiału było najsłabsze. Tam były inne, lepsze premierowe perełki. Piosenki miały już linie wokalne. Problem polegał na tym, że brakowało słów. Grzegorz śpiewał na tych materiałach po „norwesku”, czyli w wymyślonym przez siebie języku. Gdyby zdążyli to wydać przed jego śmiercią, album miałby taką samą siłę rażenia jak „Nowe sytuacje” w latach 80.
Karol Ułanowski, perkusista Manchesteru i fan Republiki:
- Byłem tak zafascynowany tym zespołem, że zapuściłem nawet taką grzywkę jak miał Ciechowski. Identyfikowałem się z Republiką nie tylko muzycznie. Ta fascynacja rozpoczęła się od kilku utworów przegranych na kasecie. Dziś ze wszystkich płyt najczęściej wracam do "Nowych sytuacji". Wciąż odnajduję na niej coś nowego. Ku mojej radości widać, że Republika fascynuje kolejne pokolenia. Jak odbieram nowe wersje ich utworów? Szukam w nich ducha Republiki i Ciechowskiego. Ze wszystkich wydawnictw, które ukazały się w tym jubileuszowym okresie najbardziej udało się to Kasi Kowalskiej.
Grzegorz Kopcewicz, lider Butelki, który od lat 80. współtworzy toruńską scenę, organizator wspólnego wyjazdu na pogrzeb Grzegorza Ciechowskiego:
- Fanki? Było ich sporo. Krążyły zawsze wokół Republiki. Pamiętam czasy, gdy zapełniali ogromne hale sportowe. Dziś polskim zespołom to się nie zdarza. W Toruniu zawsze traktowano ich nieco inaczej. Nie było takiej histerii. Przychodziło się pod sceną przede wszystkim popatrzeć jak grają.
Ich wizerunek nie narodził się od razu. Podczas pierwszych koncertów Grzegorz Ciechowski w takich spodniach pumpach udawał Iana Andersona z Jethro Tull. Na szczęście bardzo szybko z tego zrezygnował.
Często podglądałem ich jak ćwiczyli w „Od Nowie”. Ciechowski nie tolerował, aby z prób robić imprezę. Gdy przychodziło za wiele osób, to bez pardonu ich wypraszał. Był mózgiem Republiki. Decydował nawet jakie dźwięki na gitarze ma zagrać Zbyszek Krzywański.
Szczególnie zapamiętałem ostatni występ Republiki na krzyżackich murach. Takiego rozmachu w Toruniu wcześniej nie było. Po jego śmierci zorganizowałem wyjazd na pogrzeb do Warszawy. Było tylu chętnych, że wynajęliśmy cały autobus.
Krzysztof Janiszewski, wokalista toruńskiej grupy Half Light, która w tym roku wydała „Nowe orientacje”, własną wersję debiutanckiej płyty Republiki:
- Pierwszy koncert Republiki przeżyłem w 1983 roku. Miałem wówczas 12 lat. To co zobaczyłem, było porażające. Zespół na scenie był jednością, a nie jakąś grupą przypadkowych osób. Do tego olbrzymia charyzma lidera, który był lokomotywą całego zespołu. Chłód wiał od nich ze sceny. Nie nawiązywali żadnego kontaktu z publicznością, choć zdarzało się, że Ciechowski reagował na zaczepki skinów. Robił to jednak w bardzo inteligentny sposób. Oni wołali "Bia-ła fla-ga! Bia-ła fla-ga!" sugerując, że Republika ma się poddać i zejść ze sceny. A on im odpowiadał: "Biała, ale w czarne pasy". Zamykał im usta.
Fani Republiki chodzili zawsze poubierani na czarno. Ja też. Pewnego razu kolega z klasy zapytał mnie nawet czy noszę po kimś żałobę.
Andrzej "Kobra" Kraiński, lider Kobranocki i przyjaciel Grzegorza Ciechowskiego:
- Gdy chłopaki wyrzucili mnie z Fragmentów Nietoperza Grzegorz wziął mnie pod swoje skrzydła. Zaraził nową muzykę i literaturą. Podrzucał do posłuchania B-52’s, Stranglers, XTC, Suicide, wczesną Nina Hagen, Iggy’go Popa, a także Jethro Tull. Miałem wtedy 18 lat, a on był ode mnie 7 lat starszy. Do dziś nie wiem czym zasłużyłem sobie, że jako gówniarz bywałem regularnie na imprezach w jego domu.
Z fascynacji literaturą George’a Orwella narodziła się grupa NowoMowa, z którą towarzyszyliśmy Republice podczas trasy promującej ich pierwsza płytę. Z nikąd trafiliśmy nagle do wielkich hal i na stadiony, gdzie kilka tysięcy osób niestrudzenie skandowało „Re-pu-blika!” machając biało-czarnymi flagami. Fascynująca sprawa.
Wiele Grzegorzowi zawdzięczam. To właśnie on poznał mnie z Ordynatem Michorowskim, który jest autorem tekstów Kobranocki. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że nie byłem na ostatnimi toruńskim koncercie Republiki, gdy zagrała w ruinach krzyżackiego zamku. Mieliśmy sobie jeszcze tyle do powiedzenia.
"Biała flaga" Republika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz