Strony

piątek, 26 sierpnia 2011

Half Light: Republika na nowo

Krzysztof Janiszewski, wokalista toruńskiego zespołu  Half Light opowiada o płycie, która jest remakiem „Nowych sytuacji”, debiutanckiego albumu Republiki z 1983 roku.

- Ile razy przesłuchaliście oryginalne „Nowe sytuacje”?

- Ja sam z parę tysięcy razy. Zacząłem jej słuchać w 1983 roku, kiedy moja mama kupiła mi ją w salonie KMPiK-u. Ta płyta jest dla mnie szczególnie ważna, ponieważ zdobyłem na niej autograf Grzegorza Ciechowskiego. Poszedłem po niego aż do jego domu, gdy mieszkał jeszcze przy ulicy Popiela. Do dziś wspominam to spotkanie. Miałem 12 lat i bałem się jak mnie przyjmie, ale on potraktował mnie niezwykle poważnie. To było zresztą tuż po zmianie wizerunku zespołu. Pierwszy raz zobaczyłem go wtedy w tych blond włosach postawionych do góry. Przed samym nagraniem płyty Half Light unikałem jednak sięgania po „Nowe sytuacje”.

Half Light
 - Słychać jednak, że sugerowaliście się podstawowymi wersjami tych utworów.

- Trudno było zrobić coś nowego, jeśli te wszystkie piosenki ma się tak głęboko w sobie. Ich muzyczne szkielety znałem od lat na pamięć. Szukałem jednak nowych rozwiązań, aranżacji. Puszczałem sobie np. oryginalną wersję i dogrywałem do niej na dyktafon nowe linie melodyczne i chórki.

- „Arktyka” należy do moich ulubionych utworów Republiki. U was brzmi zupełnie inaczej, sporo w niej pozmienialiście.

- Zmieniliśmy linię melodyczną, ponieważ w naszej wersji inny jest podział rytmiczny tego utworu. W oryginale zwrotka ‚Arktyki” został nagrana w metrum 5/4, a refren 4/4. Jako, że gramy muzykę elektroniczną trzeba to było nieco pogodzić. Ten utwór zrobiliśmy  w takim nieco etnicznym klimacie. Słychać w nim odgłosy przyrody, dzwonki, bałałajki, które nawiązują do klimatów Syberii. Przyznam, że nie jest to łatwa piosenka do zagrania. Rejestrowaliśmy ją na samym końcu.

- Wiele osób na pewno zadaje sobie pytanie - jaki jest sens wydawać płytę sprzed 28 lat z takim samym materiałem tylko we własnych wersjach?

- Zależało nam, aby druga płyta Half Light nie była autorska. Nie chcieliśmy bombardować słuchaczy od razu naszym kolejnym nowym materiałem. To taka płyta okolicznościowa, pewien przerywnik przed kolejnym autorskim albumem. Nosiłem się z takim pomysłem od dawna. Dodatkowo w tym roku mija 10 lat od śmierci Grzegorza Ciechowskiego oraz 30 lat od powstania Republiki, a „Nowe sytuacje” w wymarzony sposób nadają się na cover album. Nie można tego powiedzieć np. o „Republice marzeń” czy „Siódmej pieczęci”, które stylistycznie odbiegają od tego, co prezentowała Republika na początku. Nie jesteśmy zespołem rockowym ze standardowym instrumentarium, tylko trio stawiającym na elektronikę. Dzięki temu mogliśmy zaprezentować „Nowe sytuacje” zupełnie inaczej.

Half Light
- Republikańscy ortodoksi mogą was za tę płytę powiesić. Zmieniliście cały klimat tych kompozycji, których fenomen polega właśnie na tym, że pomimo lat wciąż są w stanie się obronić.

- Płytę nagraliśmy dla wszystkich. Nie powstała ani z myślą o fanach, ani antyfanach Republiki. To album dla osób, które chcą posłuchać nowej płyty Half Light - bo tak ten album traktujemy. Pierwsze sygnały jakie do nas docierają są bardzo pozytywne. Jesteśmy przygotowani zarówno na miłe słowa, jak i na ewentualne kopniaki.

- Recenzując wasz debiutancki album „Night in the Mirror” pisałem o ułagodzonym brzmieniu. Na „Nowych orientacjach” Half Light brzmi o wiele ostrzej. Rozumiem, że to próba przełożenia scenicznej energii Republiki na elektronikę?

- W tych utworach jest tyle energii, że nie wiem co trzeba by zrobić, aby to zatracić. Ich nagrywanie dodało nam jednak mocy i rzeczywiście potraktowaliśmy je ostrzej niż własne kompozycje. Jedynie „Mój imperializm” jest  inaczej zagrany. Najwięcej pracy mieliśmy przy wyborze ostatecznych wersji. Sam „System nerwowy” - miał piętnaście różnych wariantów. Wyeskponować bardziej wokal, czy gitarę? A może dodać więcej elektroniki? Zależało nam, aby całość była taka samo spójna jak oryginalne „Nowe sytuacje”.

- Członkowie Republiki mieli już okazję wysłuchać tych nagrań?

- Jeszcze nie. Płyta dotarła do nas zaledwie kilka dni temu. Zbigniewowi Krzywańskiemu (gitarzysta Republiki - przyp red.) ogromnie spodobała się jednak sam pomysł na taki album. Sam jestem ciekawy, jak zareagują jak usłyszą końcowy efekt naszej pracy.

- Grzegorz Ciechowski lubił eksperymentować w muzyce. Zastanawiam się, czy gdyby posłuchał waszych wersji swoich piosenek, to czy by mu się one spodobały?

- Nieskromnie powiem, że pewnie tak. I nie mówię tego tylko dlatego, że w końcowym okresie swojej działalności również używał sporo elektroniki co wyraźnie zaznaczone jest m.in. na „Masakrze”. Bardzo podobał mu się eksperymentalny zespół Doktor C., w którym kiedyś śpiewałem. Prowadziliśmy już nawet rozmowy, aby wyprodukował nam drugą płytę, ale grupa zawiesiła swoją działalność. Half Light jest takim przełożeniem Doktor C. na elektronikę. Tak to postrzegam. Kiedyś Ciechowski powiedział, że gdyby miał zaistnieć jako debiutant, to założyłby 3-osobowy zespół z mocną elektroniką, krótkim przekazem hasłowo-słownym i mocnymi światłami na scenie.  Tak, sądzę, że nasza płyta przypadłaby mu do gustu.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Kobra i Atrakcyjny Kazimierz na "Yugopolis 2"

"Malcziki", "Rzadko widuję cię z dziewczętami", czy "O nic nie pytaj". 10 lat temu te polskie wersje niezapomnianych jugosłowiańskich przebojów nuciła cała Polska. Zresztą projekt Yugoton, bo nim mowa, skazany był na sukces już od samego początku. Do udziału w tym muzycznym przedsięwzięciu zaproszono bowiem czołówkę polski artystów z Kazikiem, Kasią Nosowską, czy Pawłem Kukizem na czele. Nie trzeba było długo czekać, aby w 2007 roku pojawiła się kontynuacja tego projektu pod hasłem "Yugopolis". Z toruńskim akcentami.
- Zdzwoniliśmy się z Grzegorzem Brzozowiczem, który jest spiritus movens całego przedsięwzięcia. Ostatecznie stanęło na tym, że zaśpiewałem wówczas dwie piosenki "W oczy patrzeć mi" oraz "Łykając moje łzy" - wspomina Andrzej "Kobra" Kraiński, lider toruńskiej Kobranocki. Na płycie obok Kobry w przebojach grupy Parni Valjak zaprezentowali się również m.in. Muniek Staszczyk, Marek Piekarczyk i Maciej Maleńczuk. 21 września tego roku ukaże się kontynuacja tego wydawnictwa "Yugopolis 2". I po raz kolejny usłyszymy na nim Kobrę.

Idoli w oryginalnej wersji "Maleny"

- W oryginale piosenka nosi tytuł "Malena" i wykonywała ją grupa Idoli (ta sama, która stworzyła słynne "Maljcziki" z Yugotonu - przyp. red.). Dziwny utwór. Zwrotka, refren, zwrotka, refren... A później parlando, które zdecydowałem się wyrzucić - opowiada Andrzej Kraiński. - Jednego dnia nagrałem pięć wokali i dorobiłem do tego chórki. Później dograłem gitarę. Nieskromnie powiem, że stworzyłem o wiele ciekawszą wersję niż oryginał. Nowy tekst opowiada o nieszczęśliwej miłości pozamałżeńskiej. Momentami jest mocno perwersyjnie.
Kobra nie będzie jedynym przedstawicielem toruńskiej sceny, który wziął udział w nagraniu Yugopolis 2. Na płycie poza nim oraz m.in. Krzysztofem Kiljańskim, Natu, Maciejem Maleńczukiem i Tymonem Tymańskim usłyszymy również Atrakcyjnego Kazimierza. Piosenka "Morze Środziemne", w której śpiewa Jacek Bryndal jest zresztą drugim - po "Ostatniej nocce" Maleńczuka - singlem promującym Yugopolis 2. W oryginale śpiewał ją Djordje Balasevic. Utwór miał swoją radiową premierę w zeszłym tygodniu.
- Dostałem do wyboru dwie piosenki. Pierwszą bardzo ludyczną, przypominającą mi dokonania Kayah z Goranem Bregovicem. Od razu ją odrzuciłem. Druga była balladą. Podczas jej przesłuchania wertowałem teksty mojego brata Rafała i jeden z nich szczególnie mi do niej pasował - opowiada Jacek Bryndal. - Przyznaję jednak, że kiedy posłuchałem oryginalnej wersji sprzed kilkudziesięciu lat, to brzmiało to wszystko wręcz kiczowato. Współczesny podkład, do którego zaśpiewałem, zmienił jednak nieco odbiór tego utworu. „Morze Śródziemne” to taka popowa piosenka w sam raz na koniec wakacji.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Nadciąga "Yugopolis 2"

Projekt „Yugoton” był niezły. „Yugopolis” mnie odrzucił. Przesłuchałem zaledwie kilka razy. Do dziś nie mogę zresztą wybaczyć kilku osobom, że zdecydowały się na muzyczny samogwałt i wzięły udział w nagraniu tej płyty. To nie koniec. 21 września do sklepów trafi „Yugopolis 2”. Wśród wykonawców m.in. Atrakcyjny Kazimierz. Posłuchajcie, osądźcie… 



A TUTAJ link do promocyjnego miksu całego krążka.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Grupa Burn nagrywa swój debiutancki album

Piotr Wituszyński, perkusista grupy Burn, która w Plebiscycie Toruńskie Gwiazdy została wybrana Muzyczną Nadzieją Roku opowiada o debiutanckiej płycie swojego zespołu. Album powinien ukazać się wiosną przyszłego roku.

- Wystarczy przyjrzeć się składowi waszego zespołu i znać trochę historię toruńskiego rocka, aby zaryzykować stwierdzenie, że jesteście nieco skazani na sukces. Muzycy, którzy grają w Burn przewinęli się wcześniej przez Stainless, Doktora C, czy MGM.
 
Zespół Burn
- W Burn połączyła nas wszystkich osoba basisty Jarka Szajerskiego. Grałem z nim razem, ale kilka lat temu zrobiłem sobie przerwę. On jednak wciąż działał i komponował. Gitara to jego żona. Chodzi z nią cały czas. Ma ją w głowie i w rękach. Kiedy go poznałem chodził z nią po akademiku. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Jest muzycznym maniakiem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie z pytaniem czy nie zagrałbym w jego muzycznym projekcie. Tak narodził się Burn.
 
- Powstaliście dopiero przed rokiem. Nie za szybko zabieracie się za wydanie płyty?
 
- Sądzę, że nie. Stworzyliśmy już ok. 20 piosenek. Na płycie, którą aktualnie nagrywamy wybraliśmy 12 utworów. To dojrzałe kompozycje. Wiemy co chcemy grać i jesteśmy w tym konsekwentni. Mamy swoją stylistykę - muzyka rockowa o melodyjnym zabarwieniu. Z uwagi na ciężkie gitary bliżej nam jednak do grupy IRA niż do Szymona Wydry. Co ciekawe płytę będzie nam produkował Tomasz Bonarowski - znany ze współpracy m.in. z Comą, Acid Drinkers, ONA, czy Lechem Janerką. On lubi i czuję muzykę rockową, Trudno mu nie zaufać.
 
- Melodyjny rock kojarzy się z muzyką radiową. Co macie takiego, co pozwoli wam wybić się na tle innych zespołów?
 
- Nie nastawiamy się, że to, co gramy ma być gładkim, wpadającym w ucho materiałem, które łatwo da się sprzedać. Nie mamy planu, który musimy zrealizować. Gramy już od tylu lat, że dziś nic już nie musimy. Nie spodziewaliśmy się nawet, że po roku istnienie przyjdzie nam od razu nagrywać płytę z tak znanym producentem. Robimy swoje. Liczymy, że szczery przekaz piosenek, które tak naprawdę Jarek Szajerski nosił w głowie przez kilkanaście lat, dotrze do osób, którym to się może spodobać. Jeżeli kupią naszą płytę i da nam to możliwość zaprezentowania się na koncertach, to będziemy zadowoleni.
 
- Zespoły, w których grywaliście wcześniej stawiały na heavy metal, psychodelę, a nawet muzykę progresywną. Skąd więc teraz ten niemal pop?
 
- Do pewnych brzmień się chyba dorasta. Nasze wszystkie piosenki rzeczywiście można spokojnie zaśpiewać, a refreny same wchodzą do głowy. Ale pop nie jest chyba do końca dobrym określeniem w naszym przypadku. Zależy nam jednak, aby grać rocka. A pop? Ten kojarzy się w naszym kraju z cienizną, kolorem różowym i blondynką...
 
- Kiedy będzie można przesłuchać waszą płytę?
 
- Powinna ukazać się na wiosnę. O ile ktoś się tym materiałem zainteresuje. Jeśli nie, to i tak go wydamy, ale sami.

* Muzyki zespołu Burn można posłuchać wchodząc TUTAJ.

środa, 10 sierpnia 2011

Real McKenzies zagrali w pubie "Pamela"

Niewiele jest koncertów, które odbywają się w tak radosnej atmosferze. A przy okazji Real McKenzies w pubie "Pamela" było i stukanie kuflami o blat stołu, i wspólne śpiewanie z podziałem na dwie sale. Śpiewali nawet ci, którzy grane piosenki słyszeli po raz pierwszy w życiu. W akustycznych wersjach utwory Real McKenzies wręcz w wymarzony sposób nadają się do takich knajpianych warunków. I to nie tylko z uwagi na teksty. Muzyka przednia. Koncert bardzo dobry. Wracając w poniedziałek do domu nuciłem sobie do znudzenia poniższą piosenkę.



I tylko wciąż pozostaje nierozwiązana kwestie tego, co tak naprawdę Szkot skrywa pod swoim kiltem...

środa, 3 sierpnia 2011

Z archiwum: Maciej Tacher - Musi być jakiś papież

Maciej Tacher, wokalista toruńskiej grupy Manchester, opowiada o swoich pierwszych krokach na scenie.

Manchester (Fot. Monika Wieczorkowska)
- Dziewczyny piszczą na Waszych koncertach, jakbyście nie byli zespołem muzycznym, ale co najmniej grupą chippendalesów.

- Superuczucie. Przychodzi nas posłuchać dużo młodych osób, a my wcale nie kryjemy się z tym, że gramy właśnie dla nich. Paradoks polega na tym, że, mimo naszych antybabskich tekstów, wśród publiczności jest więcej kobiet. Zresztą facetów też jest sporo. Przychodzą, słyszą: „dziewczyno, nie oddawaj się na pierwszej randce” i skaczą w pogo. Od czasów The Beatles najważniejsze w rock’n’rollu są piszczące dziewczyny.

- Spotkałeś się z jakimiś niekonwencjonalnymi przejawami sympatii?

- Niekonwencjonalnymi? Hmm... Po koncercie w Bydgoszczy nasz basista podpisywał się na jakichś piersiach. Powoli wkraczamy w ten etap. Wciąż zaskakuje nas to, że gdzie pojedziemy - wszędzie znają nasze teksty.

(...)

- Co sprowadziło Maćka Tachera z rodzinnego Koszalina do Torunia?


- Przyjechałem na studia. Chciałem studiować socjologię lub filozofię. Stanęło na tym drugim. W Toruniu mieszkała moja kuzynka, która wprowadziła mnie w klimat tego miasta.

- Manchester nie jest Twoją pierwszą grupą muzyczną.

- Swój pierwszy zespół miałem jeszcze w liceum. Kilku kumpli robiło muzykę na komputerach. Co najśmieszniejsze, mieliśmy te same inspiracje, co teraz. Byłem na bieżąco ze wszystkim kapelami britpopowymi. Blur, Cast, Space... Było ich mnóstwo. W tym zespole grałem na klawiszach i na gitarze. Wtedy nie miałem jeszcze odwagi śpiewać.

- Kiedy pierwszy raz stanąłeś na estradzie?

- Na przełomie I i II roku studiów. Mieszkając u mojej kuzynki poznałem gitarzystę grupy Słońce. Po roku wkręciłem się do nich i grałem tam na klawiszach. Pierwsze koncerty w Toruniu były właśnie z nimi. Jako wokalista zadebiutowałem podczas wieczorów karaoke. Zawsze chciałem śpiewać i wtedy się przemogłem.

- Pamiętasz co zaśpiewałeś?

- Coś smętnego... Albo „Purple Rain” Prince’a albo nawet „Hello” Lionela Richie.

- Na scenie Ty jesteś frontmanem, ale to gitarzysta Sławek Załeński pisze wszystkie kompozycje.

- Funkcjonujemy podobnie jak grupa Lady Pank. U nich podczas koncertu z przodu zawsze jest Janusz Panasewicz, ale niekwestionowanym liderem pozostaje Jan Borysewicz. W zespole nie ma demokracji ani żadnego "zmiłuj się”. Musi być jakiś papież, który trzyma to wszystko w garści. To jest idealna sytuacja dla grupy rockowej.

- Nie przeszkadza Ci, że nie śpiewasz tego, co sam napiszesz?

- Jeden tekst jest mój. Napisałem „Do gwiazd”. Nie wiem, jak to się stało. Pewnie Sławka bolała głowa. Jeżeli chodzi o muzykę, to nikt nie ma żadnej wątpliwości, że "Łysy" jest genialnym kompozytorem. Wszyscy w zespole biją mu z tego powodu pokłony. Czasami ścieramy się jedynie w kwestii tekstów. W pewnych szczegółach próbuję wymóc na nim, aby coś zmienił. Czasami mówi: „No, dobra”. A czasami kategorycznie: „Nie”. Tekst musi być jakiś. A jego teksty z pewnością są.

- Skąd w Waszych utworach taka seksistowska postawa?

- O to należałoby zapytać Sławka. Wszyscy piszą teksty o miłości. U nas tego nie znajdziesz. Jest o tym, że cały czas kłócisz się ze swoją dziewczyną, bo ona cię nienawidzi, a więc chcesz wyjść i uciec. To w olbrzymim skrócie. Zespół jest coraz bardziej rozpoznawalny. Ostatnio wychodzę z „Od Nowy” i wsiadam do taksówki. Kierowca pyta mnie, kto grał, bo ostatnio sporo słyszał o Manchesterze. Zabawna sytuacja. Ale nie poznał mnie.

Wywiad ukazał się w "Nowościach" 2 listopada 2007 roku.

wtorek, 2 sierpnia 2011

Moskwa "Live HRPP" / Zagadka "Jeść mi się chce"

Wysypało kilka nowych albumów na toruńskim rynku muzycznym. A wszystko wskazuje na to, że jesienią będzie ich jeszcze więcej. 

Moskwa "Live HRPP"
Dynamicznie i z kilkuakordową finezją. Paweł „Guma” Gumola na koncertowym albumie gra z kolegami z Moskwy jak gdyby od tego koncertu zależało ich życie. Repertuar? Same autorskie przeboje z najsłynniejszym „Powietrza” na czele. Tekstowo Moskwa jest wierna klasycznej punkowej poetyce. Z jej tekstów przenika anarchistyczny kult wolności, któremu stoi na przeszkodzie władza i cały system. Wystarczy posłuchać chociażby „Pokolenia małp”, „Nigdy”, czy „Powietrza”. Co poza tym Moskwa ma dziś do zaoferowania słuchaczom?
Tak naprawdę niewiele rzeczy na płycie "Live HRPP" może nas  zaskoczyć. No może poza brzmieniem. Zdziwiony więc będzie ten, kto słuchając dowie się, że poza drobnymi dogrywkami, materiał został nagrany na żywo w niewielkim toruńskim pubie o wdzięcznej nazwie „Pamela” (podobnie zresztą jak koncertowy album Rejestracji). Można by było nawet i dać porwać się tym nagraniom, gdyby nie te wyciszenie między poszczególnymi utworami. To tak, jakby po każdym utworze ktoś złośliwie wciskał na odtwarzaczu nagle „stop”. Szkoda.
Zagadka "Jeść mi się chce"
„Pochowajcie mnie za wzgórzem/ W kolorowym garniturze/ Niech muzyka na pogrzebie głośno gra”. O śmierci pisano rożnie, ale jeszcze nigdy w taki sposób. Zespół nazywa się Zagadka i niedawno wydał swoją pierwszą epkę pt. "Jeść mi się chce". Pochodzą z Torunia. O ich wstrząsającym teledysku pisałem już w wcześniej. Tym razem będzie więc o utworach. Ameryki chłopaki nie odkrywają. Po tekstach słychać, że wybrali nieco kabaretową drogą na muzyczny panteon. I trzymają się tego niemal w każdym utworze.
Jest więc piosenka m.in. o jeżdżeniu samochodem w samych majtkach ("Autodestrukcja"), kulinarnym pożądaniu i walce z nadmiarem wagi ("Jeść mi się chce"), rozważaniach konsumenta ("Wszystko do kupienia"), czy śmierci ("Pogrzeb w kolorowym garniturze"). Każdy utwór jest o czymś, opowiada konkretną historię, co w przypadku debiutujących zespołów wcale nie bywa takie oczywiste. Jest w tym wszystkim kilka wpadających w ucho melodii. Żałuję tylko, że zabrakło stadionowego utworu o Jacku Krzyżaniaku, który grają na koncertach. Z toruńskim żużlowcem łączy mnie bowiem to samo wujostwo. 
Ze względu na teksty Zagadce blisko do takiej bardziej urockowionej wersja Formacji Nieżywych Schabuff. I to nie jest wcale przytyk. Kiedy jednak wyraźnie wsłuchać się w poszczególne utwory, to można wyłowić, że muzycznie panowie też chcą mieć coś do powiedzenia. Przynajmniej próbują. Zobaczymy jak będzie na pełnej płycie. Warto wspomnieć, że do końca roku czeka nas jeszcze kilkanaście toruńskich muzycznych premier. Jesienią swoje kolejne płyty wydają m.in. Manchester oraz Atrakcyjny Kazimierz. O ile terminy premier po raz kolejny nie zostaną przesunięte.

Moskwa, Live HRPP 20.05.2010, HRPP Records 2011.
Zagadka, Jeść mi się chce, 2011.