Wystarczyło, że Andrzej „Kobra” Kraiński pojawił się na moment na scenie, aby odebrać Kryształowego Anioła. Wystarczyło, że rzucił krótkie „Czołem!”. Od razu mógł usłyszeć aplauz swoich fanów i dostrzec jak po bokach poszybowały w górę transparenty z wymalowanymi napisami w stylu „Kocham Cię jak... Kobranockę. W każdy dzień i w każdą nockę”. Miłośnicy twórczości tej najbardziej rock’n’rollowej toruńskiej grupy nie mogli w niedzielę narzekać. Usłyszeli wszystkie przeboje zespołu, ale także szlagiery zaproszonych tego dnia do Areny Toruń gości. I to czasem w dość zaskakujących gitarowych aranżacjach.
Kobra i Muniek Staszczyk (Fot. T.Bielicki) |
Zaczęli sami. Tak jak zwykli to robić w ubiegłych latach od „Ela, czemu się nie wcielasz?"”. Tuż po „Kaftaniku bezpieczeństwa” zrobili skok z pierwszej do ostatniej płyty sięgając po „Intymne życie mrówek”. Pierwszy gość - Muniek Staszczyk. Wokalista T.Love tak zgrabnie wkomponował się z stylistykę Kobranocki, jakby śpiewał z nimi od lat. Popłynęła „Biedna pani” i „Ballada dla samobójców”. Zespół odwdzięczył mu się dwoma szlagierami jego macierzystego zespołu. Zabrzmiały „Autobusy i tramwaje” oraz „Chłopaki nie płaczą”. Warto wspomnieć, że związki Kobranocki i T.Love sięgają 1987 roku, kiedy to równocześnie w obu tych grupach grał na perkusji Piotr Wysocki.
Wśród gości był i John Porter (Fot. T.Bielicki) |
„Rozgrzeszenia nie chcą mi dać” w wykonaniu samego zespołu było wstępem do zaproszenia kolejnego z gości. Grający na gitarze i śpiewający Tomasz Organek zaskakująco dobrze odnalazł się w piosence „Po nieboskłony” i pierwszym wielkim przeboju Kobranocki „Póki to nie zabronione” dodając im swojego muzycznego kolorytu. Była też „Kate Moss” i wykonany solo „Głupi”, który zapewnił chwilę oddechu całemu zespołowi. Co ciekawe zdjęcia muzyków przez cały czas trwania urodzinowego koncertu migały na telebimach zawieszonych nad publicznością, które wspólnie z „Kobrą” wykrzykiwała refreny wszystkich piosenek.
W wielkim finale zabrzmiało "I nikomu nie wolno" (Fot. T.Bielicki) |
„Keep on rockin’ in the free world!” - śpiewał Neil Young na wydanym w 1989 roku albumie „Freedom”. Pięć lat później kobranockowa wersja „Rockin’ in the free world” otwierała jedną z najlepszych płyt zespołu „Niech popłyną łzy”. Dziś grupa rzadko sięga po ten utwór. Dla Johna Portera zrobiła wyjątek. I świetnie im to wspólnie zagrało! Walijczyk podobnie jak „Kobra” rozmiłowany jest w twórczości amerykańskiego barda. Zazwyczaj dość zachowawczy, przy „Rockin’ in the free world” pozwolił sobie nawet na skakanie po scenie, co w jego przypadku graniczy już z ekstrawagancją. Do tego „Honey trap”, nastrojowe „No more whiskey” i słynny „Refill”.
Tomasz Organek zagrał z Kobranocką po raz pierwszy (Fot. T.Bielicki) |
Pojawienie się na scenie Kayah wzbogaciło „Mówię Ci, że” (wokalistka jako nastolatka zaśpiewała w oryginalnej wersji Tiltu) oraz „Tak chcę Cię przestać kochać” (piosenka w latach 80. zagościła w radiu jako „Gorycz w chlebie”). Zespół poszalał sobie nieco przy „Na językach”, „Córeczko”, biorąc na warsztat również „Supermenkę”. Przerwa na „Kombinat” Republiki, po którym „Daj na tacę”, „Kryzysowa narzeczoną”, świetną gitarową wersję „Sztuki latania” (!) oraz „Hipisówkę” (z drobnymi problemami) wyśpiewał Janusz Panasewicz. Aż szkoda, że ten cały urodzinowy rock'n'rollowy koncert nie trafi na żadną płytę.
Rafał Bryndal, Big Cyc i Kobranocka razem na scenie (Fot. T.Bielicki) |
W wielkim finale na scenie pojawiła się ekipa Big Cyca, wcześniej rozgrzewająca publiczność przed występem Kobranocki. Dołączył do nich też Rafał Bryndal. Wspólnie wykonano „I nikomu nie wolno”, kolejny wielki przebój, którego muzykę toruński zespół pożyczył sobie od utworu niemieckiej grupy Die Toten Hosen „Armee Der Verlierer”. Choć Kobranocka od lat nie musi już nikomu nic udowadniać, koncertem w hali widowisko-sportowej pokazała, że jako zespół ze sporym 30-letnim bagażem nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. A ogień, który rozpaliła swoją pierwszą płytą, wciąż płonie.
Janusz Panasewicz porwał się na "Hipisówkę" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz