piątek, 19 grudnia 2014

Anna Skrobiszewska: Ci wszyscy jego przyjaciele

- Po jego śmierci przez lata traktowano mnie jak piąte koło u wozu i nikt mnie nigdy o nic nie pytał - mówi ANNA SKROBISZEWSKA, mieszkająca w Toruniu wdowa po Grzegorzu Ciechowskim. W poniedziałek minie 13. rocznica śmierci lidera Republiki. Gdyby żył, miałby 57 lat. 

Fot. Archiwum rodzinne Anny Skrobiszewskiej
Początkowo mieliśmy spotkać się przed koncertem pamięci Grzegorza Ciechowskiego w klubie Od Nowa i przed Dniami Grzegorza Ciechowskiego w Toruniu. Ostatecznie poprosiła Pani, aby nasza rozmowa odbyła się już po tych imprezach. Dlaczego? 

Nie chciałam, aby to, o czym zapewne będziemy rozmawiać, położyło się cieniem na tych imprezach. Te dni dla wielu ludzi są wielkim świętem i nie zamierzałam psuć panującej podniosłej atmosfery. Dni Grzegorza Ciechowskiego to moim zdaniem piękna inicjatywa. Podobnie jak dedykowany mu koncert. Jednak mimo, iż mieszkam w Toruniu i byłam najważniejszą osobą w życiu Grzegorza od kilku lat nie jestem już zapraszana na żadne imprezy z nim związane. Nie ukrywam, że jest to dla mnie dość przykre. Doskonale jednak wiem jaki jest tego powód.

A jaki jest?

Imprezy organizowane są przez władze miasta w porozumieniu z muzykami Republiki i jej menadżerem - Jerzym Tolakiem. Nie jest tajemnicą, że od wielu lat jestem z nimi skonfliktowana. Po tym jak w pewnym momencie zakwestionowałam ich sposób rozliczeń finansowych, a miałam ku temu podstawy, stałam się wrogiem publicznym nr 1.  Zaznaczam, że nigdy nie miałam ambicji, aby bez porozumienia z chłopakami podejmować jakiekolwiek decyzje np. dotyczące artystycznych wizji wydawnictw, a taka jest właśnie ich oficjalna wersja tego konfliktu. Mało tego, pomimo, że jestem jedyną spadkobierczynią, przez lata traktowano mnie jak piąte koło u wozu i nikt mnie nigdy o nic nie pytał.

W jakich jesteście relacjach?

W żadnych. Nie pracuję w branży artystycznej, więc nie komplikuje to mojego życia. Nie jest jednak miło, gdy słyszę od fanów, którzy odważą się ze mną spotkać, co się o mnie mówi. Żądają od ludzi stawania po jednej ze stron barykady, a przecież fanów nie powinny obchodzić nasze konflikty. Wykorzystują przy tym swoją pozycję jaką mają w spadku po Republice. A sam Grzegorz znika na dalszym planie. Zawiść doprowadziła do tego, że wszelkie wydarzenia, którym patronuję są przez nich bojkotowane.

Jak Pani odbiera projekt Nowe Sytuacje?

Na pewno nie jest to projekt, który realizowany jest ku pamięci Grzegorza. Moje osobiste zdanie jest takie, że to zwykłe odcinanie kuponów od legendy Republiki. Nie da się reaktywować tego zespołu inaczej, bo Grzegorz nie żyje. Wiem, że po odgrywaniu „Nowych sytuacji” zabiorą się za kolejne płyty. To zwykłe zarabianie na tym, co było kiedyś. Nie dziwi mnie to, ale brakuje mi w tym zwykłej uczciwości.

W ostatnim czasie zabiera Pani głos jedynie, gdy zostanie do tego sprowokowana. Tak było przy okazji zgody na wykorzystanie wizerunku Grzegorza Ciechowskiego w dedykowanej mu serii odzieży marki Bytom, tak było po wydaniu książek „Obywatel i Małgorzata” Małgorzaty Potockiej oraz "Być dzieckiem legendy"...

Sprawą tej drugiej książki zajmuje się jeszcze sąd. Wygraliśmy w pierwszej instancji w wydawnictwem, ale złożono odwołanie. Sąd zadecydował, że powinnam zostać przeproszona za kłamstwa, które znalazły się na jej kartach. Występowałam też o wycofanie konkretnych fragmentów, co zostało nawet poszerzone przez sąd. Apelacja będzie rozpatrywana w styczniu.

Telewizyjny koncert w Teatrze Dramatycznym miał być taką przeciwwagą dla corocznych wydarzeń w Od Nowie?

Nie. Nie chcieliśmy robić żadnej konkurencji. Wszystko zaczęło się od propozycji wydania przez Narodowy Bank Polski monet z wizerunkiem Grzegorza, co dla mnie jest czymś niezwykłym. Nie można już chyba bardziej kogoś uhonorować. Panowie z Republiki niestety nie za bardzo się z tego faktu ucieszyli, bo gdy inni rozpisywali się na ten temat, oni starali się przemilczeć tę informację. Wiem, że próbowali wpłynąć nawet na niektórych artystów, aby zbojkotowali koncert i odmówili udziału, na szczęście bezskutecznie. To też pokazuje, że w tym co obecnie robią nie chodzi już o Grzegorza. Stał się trampoliną, od której można się odbijać. Zresztą wiele osób opowiada teraz, że słuchało jego muzyki, znało go osobiście...

Fot. Archiwum rodzinne Anny Skrobiszewskiej
Po jego śmierci gwałtownie wzrosła liczba jego przyjaciół.

To też. Słyszałam nawet, że są tacy, którzy pomagali mu komponować „Kombinat”. Są tacy, którzy uczyli go grać na fortepianie... Bzdura. Grzegorz bardzo prawdziwe traktował relacje z ludźmi. Jeśli już z kimś rozmawiał, to podchodził do drugiej osoby bardzo serio. Może stąd wzięło się to, że po 2-3 takich rozmowach ludziom wydawało się, że od razu byli jego przyjaciółmi.

Sprzeciwiła się Pani powstaniu pomnika Grzegorza Ciechowskiego u zbiegu ul. Grudziądzkiej i Szosy Chełmińskiej w Toruniu. Dlaczego? 

Odezwał się do mnie inwestor. Zaprosił na spotkanie, pokazał projekty. Mówił, że jest miłośnikiem twórczości Grzegorza, a w związku z tym, że mój zmarły mąż nie ma jeszcze w Toruniu pomnika, chciał taki monument ustawić.

Jak miał wyglądać?

Grzegorz siedzący na krześle z rękoma na oparciu tego krzesła. Jego czarno-biały krawat spływał na ziemię i rozchodził się w klawisze na chodniku. Szczegółów już nie pamiętam. Podeszłam do tego pomysłu bardzo entuzjastycznie. Pomnik Grzegorza w Toruniu? Jeszcze w takim miejscu? Super. Rozmowę prowadzono w taki sposób, że unikano jej sedna.

Czyli?

Chodziło przede wszystkim o budowę biurowca i nazwanie miejsca, przy którym stanie skwerem GC – od nazw ulicy Grudziądzkiej i Chełmińskiej. Już to było dla mnie trochę naciągane. Sprzedaż lokali i przestrzeni biurowych chciano podeprzeć nazwą tego skweru i pomnikiem, który miał na nim stanąć. Wtedy dotarło do mnie, że nie chodzi w tym wszystkim o budowę pomnika, ale o wykorzystanie wizerunku Grzegorza do sprzedaży konkretnego produktu. I zażądałam za to odpowiedniej kwoty.

Jeśli to była wyłącznie komercyjna propozycja, to czemu Pani z niej nie zrezygnowała? 

Być może rzeczywiście trzeba było tak zrobić. Wciąż uczę się na swoich błędach.

Jak Wasze dzieci odbierają to, że miały tak znanego ojca? Ich rówieśnicy nie słuchają raczej Republiki.

Myślę, że to wszystko jest dla nich dość abstrakcyjne. Józia urodziła się już po śmierci Grzegorza. Mają świadomość, że ich tata pojawia się w telewizji i w radiu, ale myślę, że chyba dopiero takie spotkania jak to w Teatrze Dramatycznym są okazją do tego, aby poznały jego wielkość. Bruno jest teraz w klasie maturalnej. I rzeczywiście nie wszyscy jego koledzy wiedzą kim był jego ojciec.

Nie kojarzą, że ten chłopak, który idzie korytarzem to syn Grzegorza Ciechowskiego? 

Nie obnosimy się z tym. Nawet w Toruniu, gdy Bruno mówi jak się nazywa, niewiele osób go kojarzy. On jest chyba w najtrudniejszej sytuacji. Podczas każdego spotkania z nim pada zdania „Ale ty jesteś podobny do ojca”, a zaraz potem pytanie ”Czy już grasz i śpiewasz?”. Dla dzieci to bywa kłopotliwie.

Ale podobno Helena śpiewa? 

Tak, świetnie śpiewa, ale też komponuje i pisze teksty. Gra na basie i klawiszach . Odziedziczyła chyba najwięcej artystycznych cech po Grzegorzu. Ma tysiąc zainteresowań i pasji. Józefina też gra na gitarze.

Jak co roku spędza Pani dzień 22 grudnia?

Jeśli nie mogę pojechać na cmentarz, to jesteśmy z dziećmi przy kamieniu, który znajduje się przed Od Nową. Zawsze rano dzwonimy do siebie z mamą Grzegorza. I ona zawsze powtarza to samo zdanie „Ja po prostu nie zapomnę tej wigilii”. Byliśmy wtedy razem. Mama przyjechała do nas na święta do Warszawy. Grzegorz już wtedy był w szpitalu, o czym kategorycznie zabronił mi jej mówić. Nie spodziewał się, że sytuacje okaże się tak poważna. Nie chciał jej denerwować. Ja tej wigilii w 2001 roku zupełnie nie pamiętam. Wiem, że był karp przyrządzany co roku przez mamę, ale nie wiem czy nawet były jakieś prezenty dla dzieci. Nie pamiętam.

*Tekst ukazał się w toruńskich Nowościach 19 grudnia 2014 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...