"Jeździłem na obozy harcerskie, gdzie każdy grał na gitarze. Dziwili się, że syn Nalepy, a nie potrafi. Miałem 15-16 lat, kiedy zacząłem grać z ojcem na kanapie. Musiałem go prosić, by pokazał mi parę akordów." - mówi Piotr Nalepa o swoich muzycznych relacjach z ojcem Tadeuszem Nalepą, legendą polskiego bluesa.
Tadeusz Nalepa z synem Piotrem na okładce płyty "Blues" |
- O co najczęściej pytają Cię dziennikarze?
O moje dzieciństwo i płytę „Blues” Breakoutu. Po każdym koncercie ktoś przychodzi i mówi „Czy to pan jest tym małym chłopczykiem z okładki”? Przestałem się buntować i grzecznie odpowiadam, że tak. Ludzie mają bardzo miłe wspomnienia związane z tą muzyką. Jestem dla nich jakby wspomnieniem tego wszystkiego.
- To ojciec namówił Cię do grania na gitarze?
Wręcz przeciwnie. Sądził, że zdobędę jakiś porządny zawód. Musiałem go prosić, by pokazał mi parę akordów. Jeździłem na obozy harcerskie, gdzie każdy grał na gitarze. Dziwili się, że syn Nalepy, a nie potrafi. Miałem 15-16 lat, kiedy zacząłem grać z ojcem na kanapie.
- Co graliście?
Przede wszystkim improwizacje bluesowe. Zacząłem grać i tak już zostało. Przez całe dzieciństwo byłem otoczony muzyką.
- Nie miałeś czasami dość tego bluesa w domu?
Próbowałem również innych rzeczy. Z Deuterem, Zgodą... Generalnie grywałem w zespołach skupionych wokół warszawskiego klubu "Hybrydy". Grałem również z Kostkiem Yoriadisem. Później zacząłem grać z ojcem na płytach, a w końcu związałem się z jego zespołem na stałe.
- Trudno jest być synem legendy?
Ogromnie trudno jest się z tym zmierzyć. Prawdopodobnie nigdy nie grałbym utworów mojego ojca z własnej inicjatywy. Pomysł pojawił się na festiwalu Breakout w Rzeszowie. Poproszono mnie, bym wystąpił. Z początku byłem niechętny, bo nie chciałem pokazywać się jako syn Nalepy. Do współpracy zaprosiłem grupę Nie-Bo. Ludzie chcą słuchać tych utworów. Nie powiem, że są to moje piosenki, ale z pewnością znam je „od podszewki”. Wiem jak powstawały i grałem je przez pół życia.
- Ludzie przychodzą ich słuchać z powodów sentymentalnych?
Bywa różnie. Pojawia się sporo osób w wieku... nazwijmy to „poważnym”. I to w takich miejscach, gdzie nikt nie spodziewałby się ujrzeć 60-latka. Ale przychodzą. Czasami nawet ze swoimi dziećmi.
- Proszą o jakieś konkretne utwory?
Czasami. Zazwyczaj „Annę”, albo „Ten o tobie film”. Nie silimy się, by być wiernymi ich brzmieniu. Z drugiej strony, nie chcemy tego udziwniać. Gramy tak, jak lubimy i czujemy. Prosto z serca.
- Mówią, że realizujesz testament muzyczny swojego ojca.
To nieco górnolotne stwierdzenie, które wzięło się od słów piosenki „Daję ci próg”. Sądzę jednak, że gdyby mój ojciec to widział, byłby ze mnie dumny. Chciał, żebym grał te piosenki. Są przecież spadkiem, który dostałem po nim.
Rozmowa ukazała się 21 lutego 2008 roku na łamach "Nowości".
"Daję ci próg" Breakout
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFajnie, ale Piotr to także syn Miry, nie można o Niej nie wspomnieć!
OdpowiedzUsuńNo pewnie, ale ją nie nazywali Matką Chrzestną Polskiego Bluesa....
OdpowiedzUsuń