- Jeśli stworzy się jedną niebanalną piosenkę, która ma swój klimat i coś się w niej dzieje, to jest to więcej warte niż nagranie pięciu nijakich albumów - JAROSŁAW "DOKTOR" JANISZEWSKI, lider grupy Bielizna i wokalista Czarno-Czarnych.
Jarek Janiszewski podczas koncertu (Fot. Rafał Gaweł Gawlik) |
W swojej karierze Bielizna grała w Toruniu zaledwie dwa razy. W 1987 i 1996 roku. Podobno podczas tego pierwszego koncertu połowa zespołu został zwinięta przez milicję i trafiła na izbę wytrzeźwień?
Nie, nie...! Zgarnęli nie członków zespołu, tylko naszą załogę, która jeździła za nami na wszystkie koncerty. Pamiętam, że mieliśmy wtedy przesiadkę w Malborku. Chłopacy postanowili dość mocno się odprężyć, więc wypili kilka win. Było wesoło. Rok 1987 to był schyłek komuny. Jeśli w pociągu jechała wówczas taka ekipa w pieszczochach i z postawionymi włosami, to wiadomo, że SOK-iści dostawali pianę na ustach. W efekcie obstawiono cały dworzec PKP w Toruniu, a część kolegów prosto z wagonów trafiła od razu na izbę wytrzeźwień. Wypuścili ich jednak tuż po północy i jeszcze powiedzieli, gdzie w Toruniu można w nocy kupić flaszkę. A w tym czasie zespół w pełnym składzie zagrał koncert.
Dziś jest jeszcze miejsce na rock'n'rolla poza sceną?
Na to zawsze znajdzie się miejsce. Bielizna należy do grup, która są bardzo otwarte na kontakty ze swoimi słuchaczami. Takie też były założenia prawdziwego punk rocka. Nie ma w nim miejsca na gwiazdorstwo i nigdy nie było. Zawsze jest czas, aby się z kimś spotkać, pogadać o płytach, zaprzyjaźnić z załoga, która będzie w stanie postawić jakieś płyny (śmiech). Pamiętajmy, że całe lata 80. były smutne i mało interesujące. Trzeba więc było samemu stworzyć sobie jakaś energetyczną i bardziej kolorową przestrzeń.
Nie wszyscy tak mają.
Jestem uczulony na osobników, którzy mają przerośnięte ego. Wychodzą na estradę, grają 3-4 akordy, a później zachowują się jakby nagrali 110 płyt z Mickiem Jaggerem, albo zapewnili sobie trwałe miejsce w historii obok Pink Floyd. Lipa. My zawsze traktowaliśmy granie z dystansem. Cały czas jest w tym miejsca na szaleństwo, wariactwo, odprężenie... W ciągu ostatnich lat z przyjemnością obserwowałem takie grupy jak Pogodno czy Mitch & Mitch. To zespoły, które zarówno w muzyce, jak i w sposobie bycia, pokazują, że można bawić się pewną konwencją i nie do końca przejmować się swoją rolą we wszechświecie.
Co będzie dalej z Bielizną? Za rok stuknie Wam 30 lat na scenie.
Po wakacjach wchodzimy do studia, aby nagrać nowy album. Zawsze tłumaczę ludziom, że robienie dźwięków, to nie jest produkcja obuwia. Jeśli stworzy się jedną niebanalną piosenkę, która ma swój klimat i coś się w niej dzieje, to jest to więcej warte niż nagranie pięciu nijakich albumów. Co z tego, że zespół X wydał 50 płyt, skoro nic z nich nie wynika. Ja zawsze staram się robić tak, aby to, co nagrywamy nie było naszą kalką; aby teksty były uniwersalne.
Bielizna podczas koncertu (Fot. Rafał Gaweł Gawlik) |
Boisz się dewaluacji?
Ja nie. Ale spójrz na zespoły, które w latach 90. straciły wroga, bo komuna upadła i nagle okazało się, że nie mają nic do powiedzenia. Dopóki świat był czarno-biały i walczyło się z typami z Moskwy, chłopaki mieli jakąś ideę. Gdy wroga nie było widać, trzeba było trochę ruszyć głową, aby tropić głupotę. I pojawił się problem. Wiele zespołów nie potrafiło się w tym nowym świecie odnaleźć. Padły.
Gdzie chcecie podążyć z Bielizną?
Na płycie znajdzie się dwanaście utworów, a każdy z nich nawiązuje do zupełnie innej stylistyki. Im jestem starszy, tym bardziej nie mam ochoty słuchać zespołów, które grają wciąż te same harmonie od 20 lat. Jak usłyszę jeden utwór, to od razu wiem jaki będzie piąty, dziesiąty, piętnasty... I nawet jak ktoś wymyśli coś fajnego, to zespół nie jest w stanie tego zagrać. Na naszej nowej płycie pojawią się utwory nawiązujące do kultury żydowskiej, flamenco, teksańskiego boogie, a nawet do muzyki francuskiej lat 60. Robię dźwięki, które sam chciałbym słuchać. I przyznam się, że nie za bardzo przejmuję się tym, co się obecnie gra.
Czyli?
Króluje muzyka elektroniczno-dansignowo-banalna. A jeśli ktoś sięga po trudniejsze formy, to ma pecha. Takie czasy.
Nie wkurza Cię, że większość osób kojarzy Cię jedynie z Czarno-Czarnych?
Nie. To naturalna kolej rzeczy, jeśli sięga się po rzeczy melodyjne i proste w odbiorze. Ludzie szybciej podchwycą takie dźwięki niż naszą historię kasjerki PKP. Czasami to mi nawet pomaga. Pieniądze zarobione z koncertów z Czarno-Czarnymi mogę później przeznaczyć na przygotowanie nowej płyty z Bielizną. Tak to działa. Zrobienie muzyki prostej, łatwej i przyjemnej, którą grają Czarno-Czarni też wymaga sporej energii i nie jest wcale taki proste jak wszyscy myślą. Mam dziką satysfakcję z tego, że gdy w 1998 roku nagraliśmy pierwszą płytę, to wyprzedziliśmy modę. Dopiero w 2002 roku pojawiło się mnóstwo kapel, które zaczęły nawiązywać do lat 60 i 70. My zrobiliśmy to wcześniej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz