Toruński Manchester wydał swoją drugą płytę. „Chemiczna broń” to piętnaście utworów, w tym jedna kompozycja bonusowa, od której kilka lat temu zaczęła się historia całego zespołu.
Manchester "Chemiczna broń" |
Kiedy w 1992 roku na rynku ukazała się płyta Kobranocki „Ku nieboskłonom” pisano, że oto Andrzej „Kobra” Kraiński odkrył jakiś patent na hity. Tutaj jest podobnie. Grupa pod wodzą Sławka Załeńskiego sypie przebojami jak z rękawa. Mamy tu nie tylko znanego z radia „Lawendowego”, czy „Tajemnicę”, a także premierowe „Lubię twoje włosy” (z solówką - jak cały utwór - rodem z Oasis) czy ich największy nowy potencjalny hit - „Autostradę kłamstw”.
Nikt na tej płycie nie oszukuje, że chce zmieniać swoją muzyką świat. To materiał skrojony na potrzeby rozgłośni radiowych. Każdy z premierowych utworów (poza drobnymi wyjątkami) przy odpowiedniej promocji mógłby spokojnie powalczyć o radiowe laury. Refreny wchodzą do głowy szybciej nim ktoś zorientuje się o czym opowiadają te piosenki. Niestety to właśnie w tekstach należy doszukiwać się mankamentów „Chemicznej broni”.
Wgłębianie się w słowa tych utworów oddzielnie nie razi tak bardzo jak słuchanie ich wszystkich po kolei. Czy rzeczywiście członkowie Manchesteru nie mają nic więcej do powiedzenia poza zgłębianiem tematu relacji damsko-męskich? Samo słowo zgłębianie jest zresztą w tym przypadku sporym nadużyciem. Na „Chemicznej broni” aż w trzynastu na piętnaście utworów Manchester odmienia miłosne historie przez różne przypadki. Po co?
Ale to by było tylko tyle narzekań. Czy to się komuś podoba czy nie, mamy aktualnie w Toruniu zespół, który wie jak robić muzyczne przeboje. Drugi album Manchesteru to zresztą o wiele dojrzalsza płyta od ich debiutu sprzed trzech lat. Inaczej nagrana. Brzmieniowo ciekawsza. Wyraźnie słychać, że zadbano o ten synth-popowo-rockowy album od strony produkcyjnej. Na jego końcowym efektem pracowało zresztą kilka osób.
Właściwie to tylko „Chemiczna broń” (ze wstępem niczym Muse) i „Polski Londyn” daje szansę posmakować tego jak kiedyś brzmiał Manchester. Dziś zespół zamiast gitarowej prostoty coraz częściej z zaciekawieniem spogląda w stronę elektronicznych nowinek, co wychodzi mu tylko na dobre. Ci, którzy sięgną po tę płytę skuszeni którymś z utworów puszczanych w radiu (a jest ich kilka) nie będą zawiedzeni całością.
* Uwaga na koniec. Takie utwory jak ckliwy „List” czy spowolnione „Na jej podobieństwo” mogli sobie już podarować. Lepiej radzą sobie w żywszych numerach.
Manchester, Chemiczna broń, EMI Music Poland, 2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz