Kult "MTV Unplugged" |
Jeden z najlepszych polskich zespołów wydał swoją pierwszą koncertową płytę. I to akustyczną. Jaki jest Kult pozbawiony prądu? Można się o to spierać.
Muzycy Kultu zrobili swoim fanom niezwykły prezent. Słowa prezent jest w tym przypadku jak najbardziej na miejscu, albowiem nowy album ekipy Kazika Staszewskiego ukazał się niemal tuż przed świętami. Materiał zarejestrowano podczas wyjątkowego akustycznego koncertu, jaki odbył się 22 września w warszawskim Teatrze Och. Ci, którzy zdobyli bilet na to wydarzenie należeli do szczęśliwców, którzy jako pierwsi mieli okazję usłyszeć utwory grupy w nowych aranżacjach. A było czego posłuchać. I zobaczyć, ale o tym za chwilę.
Album szczególny, albowiem Kult przyzwyczaił swoich fanów do mocnego koncertowego i przede wszystkim elektrycznego uderzenia ze sceny. A tutaj? Niektóre z piosenek doskonale sprawdziłyby się wciśnięte do małych zadymionych kafejek starej Warszawy. Inny jest ten Kult. Dojrzalszy? Starszy? Muzycy zdecydowali się na zupełnie inny dobór utworów koncertowych niż zazwyczaj. Nie jest to żaden składak podsumowujący prawie 30 letnią karierę zespołu. Nie mogło jednak zabraknąć "Jeźdźców", "Celiny", "Baranka", czy "Polski".
Premierowy utwór jest tylko jeden - płynący "Szantowy", w którym Kazik Staszewski śpiewa "Po co mi skarby świata całego?". Goście? Kilku. Dr Yry w "Nie dorosłem do swych lat" Tomasz Kłaptocz w "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" oraz Zacier w "Gdy nie ma dzieci". Podczas "Nie dorosłem do swych lat" Staszewski zasłuchany nową wersją kładzie się na dywanie. Z kolei w "Bliskich spotkaniach" bierze od fanów flagę Polski z napisem "Kult" i szalej po scenie. Wszystko można obejrzeć na płycie DVD dołączonej do podwójnego albumu.
Ukuło się takie przekonanie, że z szacunku dla dotychczasowego dorobku Kultu nie wypada o nim źle pisać. Gdy zdarzają mu się potknięcia, to po prostu zostaje spuszczona zasłona milczenia. Jak jest w przypadku "MTV Unplugged"? Album już w dniu premiery zyskał status platynowej płyty. I choć na pewno nie można odmówić mu oryginalności, to jednak mamy do czynienia z zupełnie inną płytą niż wydany w tej samej serii album Hey'a. Hey pozwolił sobie na udany flirt z własnymi kompozycjami. Kult na tym albumie po prostu zagrał, tylko że bez prądu.
Platyna na premierę, Extra z 18 grudnia 2010 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz