Strony

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Zespół MGM i jego muzyczny tryptyk

- Akustyczne granie wymaga większego skupienia. Przy elektrycznym - idziemy często na żywioł. Ma być petarda, rockowy brud - Mirosław "Gonzo" Zacharski oraz Tomasz Pras opowiadają o swojej ostatniej płycie: "Live HRRP" 

Tomasz Pras i Mirosław Zacharski podczas koncertu (Fot. Angelika Plich/www.angelaplichfoto.pl)

Tryptyk składający się z trzech płyt wymyśliliście już na początku funkcjonowania MGM. To było ponad dwie dekady temu.  Jednak udało się go sfinalizować dopiero teraz wydając koncertowy album. Skąd wziął się wtedy ten pomysł? 

Mirosław Zacharski - Taka koncepcja pojawiła się po wydaniu debiutanckiej płyty „Akustycznie” w 2002 roku. Po premierze pojechaliśmy do Radia Pomorza i Kujaw zagrać koncert.  Wspólnie z grającym wówczas w MGM Markiem Dąbrowskim (obecnie Nocna Zmiana Bluesa – przyp red.) wymyśliliśmy, że drugi album będzie prezentował elektryczny potencjał zespołu, a trzeci – koncertowy.

Jakim zespołem był wtedy MGM? 

MZ - Kiedy przyjechałem z Radzik Dużych do Torunia, zachłysnąłem się muzyką. Wcześniej nie znałem ani Free, ani Lynyrd Skynyrd. Ten cały southern rock wywarł na mnie kolosalne wrażenie. I słychać to na naszej pierwszej płycie. Z Markiem wymienialiśmy się wtedy płytami i graliśmy w sali prób w „Od Nowie” utwory ZZ Top, Steve’a Ray Vaughana i innych. Na wydanej w 2011 roku płycie „New Heads” podążyliśmy już jednak w stronę rocka.  

Wokalista z bluesowo-rockowym korzeniami i gitarzysta Tomasz Pras, mający za sobą heavy metalową przeszłości w grupie Sword. Wydaje się, że zbliżenie muzyczne takich dwóch osób nie było proste. Jak wam się udało? 

Tomasz Pras – W„Od Nowie” korzystaliśmy z tej samej sali prób. To było najlepsze miejsce do grania w Toruniu. Każdy miał swój kąt. Godziny funkcjonowania nie było określone, co powodowało, że sala była czynna całą dobę. „Gonzo” przychodził pograć sobie na akustyku. Co ciekawe  - podgrywałem mu wtedy na bębnach. Później kontakt się urwał. Spotkaliśmy się ponownie na Bielanach. W lesie grywał z synem w piłkę. Ja pracowałem jako stolarz na UMK. Zaczęliśmy gadać. Pierwsza próba. Wtedy powstał utwór „Jeśli mnie kochasz”. I poszło.

„Live HRRP” domyka  tryptyk MGM.  Nie zawsze z utworów, które dobrze brzmią elektrycznie, uda się zrobić coś ciekawego akustycznie. 

TP: Masz rację.. Początkowo graliśmy „Złamaną” tak samo jak elektrycznie. Nie zagrało. Musieliśmy ją przearanżować. W „Kocie” zwolniliśmy tempo i wyszło znakomicie. Akustyczne granie wymaga większego skupienia. Przy elektrycznym - idziemy często na żywioł. Ma być petarda, rockowy brud. 

Album składa się z dwóch koncertów – akustycznego i elektrycznego. Do tego unikalne nagrania studyjne. 

MZ: Przez kilka lat próbowaliśmy zmontować płytę koncertową z różnych występów. Dariusz Kowalski z pubu „Pamela” dbał, aby je rejestrować. Dzięki temu mogliśmy wybrać najlepsze fragmenty. Koncerty akustyczny wyszedł rewelacyjnie. Wiedzieliśmy, że będzie nagrywany, ale nikt z nas nie spodziewał się, że akurat ten materiał trafi na płytę. Dzięki temu podeszliśmy do tego na większym luzie. 

TP: Pomysł z bonusami wyszedł od naszego wydawcy. Zawiera pierwotne wersji utworów, które trafiły na „New Heads”. Do tego piosenki, które nigdy wcześniej nie ukazały się na płycie: „Wielki brat” i „Nasz świat”. Zmienialiśmy wtedy skład. Energia była tak ogromna, że postanowiliśmy to utrwalić w studiu.

Który z utworów na płycie ma dla Was szczególne znaczenie? 

MZ: „Kot”, „Gorąca krew”... To pierwsze piosenki, w których zacząłem pisać nieco inaczej. To opowieść o kimś, a nie jak zawsze o sobie. Jeden znajomy po wysłuchaniu „Kota” zapytał mnie czy w dzieciństwie byłem w sierocińcu. Drugi dopatrzył się w tej historii opowieści o sobie. 

Koncertowa płyta zamyka kolejny rozdział. Co dalej? 

TP: Obecnie w MGM zostałem ja i „Gonzo”. Działamy. Marzy mi się, aby pójść w klimat brudnego grania lat 70. Aby znaleźć stare piece, które pomogą otrzymać takie brzmienie. „Gonzo” ciągnie w stronę alternatywnych brzmień. 

MZ: Mamy już osiem nowych utworów. Co ciekawe w jednym z nich chciałbym, aby zaśpiewał Tomek. Przypilnuję go, aby zrobił to na tyle subtelnie, tak jak on pilnuje mnie, aby nie grał za głośno na gitarze. Krążymy wokół rocka. Jest też blues. Do tego jakieś progresywne elementy.

Na koncertach pojawia się z Wami – Sebastian Pras.  

TP: Mój syn od 3 lat zabrał się na poważnie za gitarę i nieźle mu idzie. Ma teraz 16 lat. Staram się przekazać mu całą wiedza jaką mam o grze na tym instrumencie. Jestem dumny za każdym razem, gdy wychodzi z nami na scenę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz