Okładka książki "My lunatycy. Rzecz o Republice" |
Wiele ukazuje się książek dotykających muzyki. Niektórym ich autorom chyba wydaje się, że wystarczy posadzić przed sobą znaną personę, włączyć dyktafon i pogadać sobie o wszystkim. A o wszystkim znaczy zazwyczaj o niczym. Druga sprawa, że to, co się usłyszy, trzeba jeszcze umieć odpowiednio opakować, aby czytelnik wyciągnął coś ciekawego z takiej rozmowy dla siebie. Wywiad, wbrew pozorom, wcale nie jest bowiem najprostszą z dostępnych form.
Przyznaję, że mając za sobą przeczytanych wiele muzycznych biografii, kompendiów i wywiadów-rzek, podszedłem do prawie 600-stronicowej publikacji o fenomenie Republiki z pewną dozą nieufności. Obawiałem się, że skoro autorzy postanowili dać dojść do głosu najzagorzalszym fanom i przyjaciołom zespołu, który od lat 80. nie przestaje fascynować kolejnych pokoleń, to otrzymamy sztampową muzyczną laurkę. Jakże się w tym przypadku pomyliłem.
Prawdą jest, że „My lunatycy. Rzecz o Republice” można skrócić. Przeredegować, wyciągnąć esencję z poszczególnych wypowiedzi rozmówców, zrezygnować nie tylko z kilkunastu pojawiających się niepotrzebnie wątków, ale - w pojedynczych przypadkach - również z całych wspomnień. Z drugiej strony jednym z uroków tej książki jest właśnie ten wielogłos, na podstawie którego z fragmentów rozmów, czasem strzępków informacji,opisów konkretnych sytuacji, ciekawostek, ujawnia się cała magia toruńskiej Republiki.
Aż dziw bierze, że zespół pod wodzą Grzegorza Ciechowskiego nie doczekał się żadnej porządnej i kompleksowej książkowej monografii. Chociażby pod tym względem „My lunatycy. Rzecz o Republice” przeciera dziewiczą ścieżkę wypełniając niekiedy informacyjne luki. Książka stanowi zaproszenie nie tylko w świat emocji, które towarzyszyły fanom podczas koncertów i podczas słuchania piosenek Republiki, ale pozwala także wniknąć w środowisko Torunia lat 80. Poznajemy nie tylko ciekawostki muzyczne, ale i obyczajowe.
Andrzej Ludew, Andrzej „Kobra” Kraiński, Weronika Ciechowska, Zbigniew Ostrowski, Danuta Pawłowska... Lista przepytanych osób jest długa. Wszyscy, którzy chcieliby wiedzieć, jak narodził się słynny logotyp zespołu, jakie były kulisy powstania słynnego reportażu kreowanego z Grzegorzem Ciechowskim w roli głównej, a także dowiedzieć się, jakimi płytami interesował się lider Republiki i jaki był poza sceną, powinni sięgnąć po książkę Ani Sztuczki i Krzysztofa Janiszewskiego. Oboje wykonali kawał dobrej roboty. Rarytasem jest mnóstwo niepublikowanych wcześniej zdjęć.
Anna Sztuczka, Krzysztof Janiszewski; My lunatycy. Rzecz o Republice, Wydawnictwo Muza 2015, 576 s.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz