- Wcześniej nikt nie podchodził do pisania muzyki filmowej w taki sposób. Panował trend, aby tworzyć muzykę minimalistyczną, pełniąca rolę przede wszystkim ilustracyjną, a więc drugorzędną. John Williams, mając wolną rękę, zaproponował coś, co wykroczyło poza ramy filmu - mówi Maciej Sztor, niezrównany interpretator amerykańskiej muzyki filmowej, który pokierował Toruńską Orkiestrą Symfoniczną podczas koncertu "Star Wars Saga".
Maciej Sztor podczas pracy z orkiestrą (Fot. Jacek Smarz) |
Na czym polega fenomen muzyki z "Gwiezdnych wojen"?
John Williams napisał ją na przekór głównemu filmowemu nurtowi. Wcześniej muzyka symfoniczna funkcjonowała w filmie, ale nie z takim rozmachem. Jego kompozycje przełamały tabu. Poszedł na całość. Postanowił stworzyć coś, co początkowo mogło wydawać się wielkim hałasem, ale tak naprawdę ujarzmiona potęga takiego brzmienia sprawiła, że "Gwiezdne wojny" pomogły stworzyć nowy świat dźwięków. Wcześniej nikt nie podchodził do pisania muzyki filmowej w taki sposób. Panował trend, aby tworzyć muzykę minimalistyczną, pełniąca rolę przede wszystkim ilustracyjną, a więc drugorzędną. Williams, mając wolną rękę, zaproponował coś, co wykroczyło poza ramy filmu. (...) Każdy z tych utworów jest autonomiczny. Pisał je z myślą, aby żyły nie tylko na estradzie.
Najsłynniejsze tematy z "Imperial March" na czele znamy wszyscy, kojarząc ich charakterystyczne melodie. Co można powiedzieć spoglądając na te kompozycje od środka?
Williams bardzo skrupulatnie opisuje w swoich partyturach efekt, który chce osiągnąć. Bardzo często przy danych fragmentach umieszcza komentarze, a nawet bardzo konkretnie wskazuje, co w danym momencie powinno być najlepiej słyszalne. Czasem wydaje się, że jakaś linia melodyczna fletu czy rożka jest schowana. Od razu pojawi się dopisek "Wyciągnij to". Williams nie tylko komponuje, ale także dyryguje. Bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że w jego kompozycjach trzeba pilnować balansu. To bardzo trudne.
Na czym polega ta trudność?
Jeśli koncert jest delikatnie nagłaśniany, trzeba mieć wyczucie, którą partię powinno się wyciągnąć, a którą ściszyć. Praca nad taką muzyką jest tak elektryzująca i tak wciąga, że muzycy czasem przekrzykują się w grze, rywalizując ze sobą, kto da z siebie więcej. Wtedy trzeba poskromić ich zapędy, dbając o balans między instrumentami blaszanymi, perkusją i smyczkami. Te smyczki w monumentalnych fragmentach potrafią zginąć w potędze brzmienia sekcji dętej i perkusji. Są jednak fragmenty, w których dochodzą do głosu. Słychać wtedy też flet, harfę... To druga strona tej muzyki, która potrafi być również liryczna i sentymentalna.
Często kompozytorzy zamieszczają w partyturze swoich utworów takie autorskie komentarze?
John Williams jest wyjątkiem. Większość partytur jest pozbawiona takich charakterystycznych dopisków. Zazwyczaj pozostawia się spore pole do interpretacji. U Williamsa wszystko jest dokładnie opisane. Jeśli to zagramy, to tylko tak, jak on to sobie wymyślił.
Dyrygując przelatują Panu przed oczami fragmenty filmowej sagi?
Jeśli gramy motyw związany z Darthem Vaderem, to siłą rzeczy naszą wyobraźnia podąża w jego kierunku. Od razu staram się więc wczuć w ten charakterystyczny nieco mroczny klimat. Gdy mamy zagrać motyw poświęcony Yodzie, wcześniej rozmawiam z orkiestrą, aby wykonać go majestatycznie, szeroko, śpiewnie. Zawsze staram się przenieść konkretne emocje na muzykę.
Williams lubi się chyba bawić swoimi charakterystycznymi motywami?
Słuchając ścieżek dźwiękowych do kolejnych "Gwiezdnych wojen", zawsze słyszę echa poprzednich. Świadomie nawiązuje do poszczególnych fragmentów, ale jednocześnie tworzy też zupełnie nowe utwory. Tak jak "Across the stars", który wszedł do kanonu jego tematów. Pamiętajmy, że muzyka do pierwszy części powstała 30 lat temu. Od tego czasu zmieniła się stylistyka, muzyka stała się wyraźniejsza. Kompozycje Williamsa wymagają zupełnie innego sposobu grania i koncentracji. Każda sekcja ma coś do powiedzenia. Trzeba pilnować, aby to wszystko zagrało. I to jest właśnie zadanie dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz