Strony

poniedziałek, 24 listopada 2014

25. Toruń Blues Meeting 2014

To znak czasów, w których żyjemy. Kiedyś na koncertach ludzie zapatrzenie w ulubionych wykonawców wyrażali swój entuzjazm pokrzykując i bijąc brawo. Dziś przy okazji utworów, które budzą największe emocje, coraz częściej wyciągają z kieszenie smartfony i skupiają się na nagraniu. Tak było gdy tylko gwiazda tegorocznej edycji festiwalu – czarnoskóry Sugar Blue - zapowiedział wykonanie nieśmiertelnego „Hoochie Coochie Man” Muddy’ego Watersa. Na bazie tego standardu muzycy improwizowali później przez kilkanaście minut. 

Why Ducky? (Fot. Sławomir Kowalski / www.sk-foto.pl)

Wykonawcy poprzedzający występ nowojorskiego harmonijkarza niewiele dali publiczności pretekstów do emocji. Acoustic, Why Ducky? (nie dość, że kiepskie teksty, to jeszcze kiepsko zaśpiewane), Los Agentos… Wszyscy wypadli blado przy czarnoskórym bluesmanie, który już od pierwszego utworu pokazał, kto tego dnia rządzi na scenie. Ogień, energia, zgranie. W tym występie było wszystko, o czym marzy wiele bluesowych kapel. Mimo tego Sugar Blue wypełnił salę klubu „Od Nowa” zaledwie w połowie. Dlaczego?

Łatwo zauważyć, że na Blues Meeting część festiwalowej publiczności przychodzi jedynie dla Dżemu, którego koncert wieńczy od kilkunastu lat każdą edycję imprezy – wtedy są tłumy. O tym, że cała impreza wymaga odświeżenia swojej konserwatywnej formuły pisałem już kilkakrotnie. Blues Meeting powoli zabija jego coroczna przewidywalność. Brakuje nowych elementów zapewniających rozwój. Warsztaty, konkurs młodych kapel, w którym nagrodą mógłby być np. występ wśród gwiazd… 

Kolejną furtką jest wyjście Blues Meetingu na Toruń. Skoro imprezę współfinansują władze miasta, to czemu z tych funduszy nie zrobić jednego koncertu poza Bielanami. Nowe możliwością otwiera przecież sala koncertowa na Jordankach, gdzie co roku mogłaby odbywać się kulminacja imprezy, na czym mógłby zyskać promocyjnie sam Toruń. Koncert Joego Bonamassy lub Erica Claptona w nowym toruńskim obiekcie? A czemu nie? Przy takich nazwiskach portfele sponsorów otwierają się o wiele chętniej. 

25. edycję festiwalu zakończył koncert Dżemu, który z klasycznie pojmowanym bluesem nie ma wiele wspólnego. Bliżej mu do amerykańskiego southern rocka. Mimo, że niemal wciąż grają to samo, ludzie – niezależnie od wieku - ich kochają. I to widać. Pamiętam Blues Meeting sprzed kilku lat, gdy Dżemu zabrakło. Był niemal płacz. I fanów, i organizatorów. Przy okazji jubileuszu Toruń Blues Meetingu warto wspomnieć, że - nie licząc Festiwalu Kapel Podwórkowych – jest to najdłużej nieprzerwanie odbywający się festiwal w Toruniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz