Julia Marcell, polska wokalistka, pianistka i kompozytorka, która robi karierę w Europie opowiada o swoich toruńskich korzeniach i nowej płycie pt. „June”.
- Jak to jest, że córka profesora, a nawet rektora wyższej uczelni nie wybiera drogi naukowej, tylko muzyczną?
- Wyłamałam się! Ale moi rodzice chyba się tego spodziewali. Nazywali mnie zawsze „artystką ze spalonego teatru” (śmiech). Zawsze chciałam być na scenie. Przyzwyczaili się do tego. Zawsze mi jednak powtarzali, aby zrobiła choć jakiegoś magistra. Przychodzą teraz na moje koncerty. Wspierają. Sądzę, że gdybym chciała zostać mechanikiem i była tym zajęciem maksymalnie zafascynowana, też by mi pozwolili.
- Narodziła się jednak Julia Marcell. Skąd ten pseudonim?
- Traktuję go bardziej jako nazwę dla całego projektu. W życiu miałam ich mnóstwo. Zawsze coś mnie gnało, aby zakładać teatrzyki, robić instalacje artystyczne i maratony malarskie. Zawsze wydawało mi się, że dobra nazwa to jest to. Że wszystko co się robi trzeba jakoś opakować, spuentować, związać. Kiedy zaczynałam pisać piosenki studiowałam sztuki piękne. Postanowiłam uszczknąć coś z Marcela Duchampa. To dobra wróżba. Duchamp zmienił świat sztuki, przewartościował rzeczy, które były przed nim. Pomyślałam, że warto mieć takiego patrona.
- Urodziłaś się w Toruniu?
- W Chełmnie. W Toruniu spędziłam dzieciństwo. Do 14 roku życia mieszkałam z rodzicami na Rubinkowie. Wciąż przenosiliśmy się z miejsca na miejsca, ale zawsze w ramach tego samego osiedla. W Toruniu ważny jest dla mnie Teatr Horzycy, a także cała starówka. No i Aula UMK jest szczególna.
- Aula UMK?
- Tak. Organizowano tam kiedyś bale dla dzieci pracowników uniwersyteckich. Uwielbiałam brać w nich udział! Występy, słodycze... Zawsze wyczekiwałam tej imprezy. Cała mapa Torunia usiana jest miejscami, do których mam sentyment. W grudniu przyjadę, aby na spokojnie wszystkie te miejsca odwiedzić.
- Co zaważyło na tym, że przeniosłaś się do Niemiec?
- To była spontaniczna decyzja. Potrzebowałam odmiany, nowej inspiracji. Chciałam znaleźć dla siebie nowe miejsca. A że strasznie lubię podróżować... Ten Berlin to też nie jest na zawsze. Mieszkam tam dopiero 3 lata.
- Mówią, że to miasto odcisnęło na „June” swoje piętno.
- Tak. Pod względem poszukiwania inspiracji i dźwięków z różnych miejsc. Wcześniej miałam bardzo dogmatyczne podejście do muzyki. Akustyczne granie i nagrywanie na tzw. setkę. W Berlinie dostrzegłam więcej możliwości i zaczęłam eksperymentować. Spore piętno na tym albumie odcisnęli również producenci, którzy zajęli się elektroniką. Potrzebowałam jej do przełożenia swojej częstotliwości na inne spectrum,. Aby album nadal był organiczny, ale miał jednocześnie więcej przestrzeni w sobie. Przy nowej płycie odkryliśmy, że mamy coraz większą frajdę z grania energetycznych utworów, w których można się wyżyć i poskakać.
- Skąd pomysł, aby na anglojęzycznej płycie w utworze „Echo” wykorzystać polski tekst?
- Przyjeżdżając do Berlinie znalazłam się w takim tyglu kulturowym. Otaczali mnie ludzi z najróżniejszych stron. W pewnym momencie zaczęłam poszukiwać swoich korzeni. To może śmieszne, ale będąc w Polsce nigdy nie oglądałam się na polskich wykonawców. Słuchałam zagranicznych twórców. Tym, co dzieje się na polskim rynku zaczęłam interesować się dopiero po przyjeździe do Berlina. Odkrywać nowe zespoły, zasłuchiwać się po długiej przerwie np. w Ewie Demarczyk. Odezwała się we mnie taka wewnętrzna potrzeba, aby przemycić na ten album coś polskiego. Wyszło dość spontanicznie w takiej nieco ludowej konwencji.
- Nagroda im. Grzegorza Ciechowskiego to szczególne wyróżnienie. Jakie miejsca zajmuje on na mapie twoich muzycznych zainteresowań?
- Choć w dzieciństwie w moim domu były płyty Republiki oraz Obywatela G.C, to dopiero teraz na nowo odkrywam jego piosenki. One rzeczywiście zachwycają swoim stylem i zastosowanymi rozwiązaniami. Był świetny! Republika, Maanam, Ewa Demarczyk.. To są kamienie milowe w historii polskiej muzyki.
- Usłyszymy w grudniu w „Od Nowie” piosenki Republiki w wersji Julii Marcell?
- Chciałabym się z nimi zmierzyć i dowiedzieć się czy wyjdę z tego obronną ręką. To dla mnie szalenie interesujące wyzwanie.
- Przyjeżdżając do Berlinie znalazłam się w takim tyglu kulturowym. Otaczali mnie ludzi z najróżniejszych stron. W pewnym momencie zaczęłam poszukiwać swoich korzeni. To może śmieszne, ale będąc w Polsce nigdy nie oglądałam się na polskich wykonawców. Słuchałam zagranicznych twórców. Tym, co dzieje się na polskim rynku zaczęłam interesować się dopiero po przyjeździe do Berlina. Odkrywać nowe zespoły, zasłuchiwać się po długiej przerwie np. w Ewie Demarczyk. Odezwała się we mnie taka wewnętrzna potrzeba, aby przemycić na ten album coś polskiego. Wyszło dość spontanicznie w takiej nieco ludowej konwencji.
- Nagroda im. Grzegorza Ciechowskiego to szczególne wyróżnienie. Jakie miejsca zajmuje on na mapie twoich muzycznych zainteresowań?
- Choć w dzieciństwie w moim domu były płyty Republiki oraz Obywatela G.C, to dopiero teraz na nowo odkrywam jego piosenki. One rzeczywiście zachwycają swoim stylem i zastosowanymi rozwiązaniami. Był świetny! Republika, Maanam, Ewa Demarczyk.. To są kamienie milowe w historii polskiej muzyki.
- Usłyszymy w grudniu w „Od Nowie” piosenki Republiki w wersji Julii Marcell?
- Chciałabym się z nimi zmierzyć i dowiedzieć się czy wyjdę z tego obronną ręką. To dla mnie szalenie interesujące wyzwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz