Stainless. Surfując po YouTubie trafiłem przypadkiem na ich największy przebój. 18 lat temu piosenka szalała w toruńskich rozgłośniach. Materiał nigdy nie ukazał się na płycie CD. Wyszedł jedynie na kasecie. Szkoda. W Stainless grał jeden z ciekawszych toruńskich gitarzystów.
Poniżej roboczy fragment rozdziału z mojej książki o toruńskim rocku.:
"(…) Krzysztof Janiszewski w sklepie muzycznym „Kram” przy ul. Mostowej natrafił na ogłoszenie zespołu, który poszukiwał wokalisty. Postanowił spróbować. Grupa nazywała się Smirnoff. Jej członkowie spotykali się na strychu Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury. Przed pojawieniem się w zespole Janiszewskiego funkcję wokalisty pełnił Leszek Kraśnicki. Jego koledzy ze Smirnoffa stwierdzili jednak, że lepiej będzie poszukać kogoś innego. Napisali więc ogłoszenie i powiesili je w „Kramie”. (…) -
- Przygotowałem sobie trzy utwory i zaśpiewałem. Andrzej Tyloch, który był liderem zespołu stwierdził, że jestem dość kontrowersyjnym wokalistą. I śpiewam za wysoko. Nie mieli jednak nikogo innego, więc zostałem – wspomina Janiszewski.
Smirnoff grał typowy heavy metal spod znaku Iron Maiden i TSA. Pojawiły się jednak drobne problemy z nazwą. Andrzej „Bruner” Gulczyński, który się opiekował muzykami stwierdził, że Smirnoff za bardzo kojarzy się z wódką. Poza tym był jeszcze jeden zespół o takiej nazwie. Grał thrash i pochodził z Ciechanowa. To tylko przyspieszyło ich decyzję o zmianie. „Bruner” wymyślił Stainless. I tak już zostało. Krótko później z zespołu odszedł Leszek Krasiński.
W 1991 roku Stainless tworzyli: Krzysztof Janiszewski – śpiew, Andrzej Tyloch – gitara, Sławomir Kosiński – gitara, Maciej Jackowski – bas, Piotr Wituszyński – perkusja. W takim składzie w 1992 roku zespół zdobył II miejsce na Festiwalu w Węgorzewie (tuż za grupą Sweet Nosie). Otrzymali wówczas nagrodę od Radia Olsztyn w postaci sesji nagraniowej, co otworzyło im możliwość nagrania płyty.
Tuż po występie w Węgorzewie, Sławek Wierzcholski zaproponował Maciejowi Jackowskiemu granie w Nocnej Zmianie Bluesa. Po jego odejściu – basistą Stainless został Jarosław Szajerski.
Sesja nagraniowa odbyła się w dwóch częściach. Pierwsza - listopad 1992 roku, druga - styczeń 1993 roku. Kontrakt udało się podpisać dzięki pomocy Sławka Wierzcholskiego. Wkrótce na rynku ukazała się kaseta magnetofonowa zatytułowana tak jak zespół - „Stainless”. Trzy miesiące po kasecie miała ukazać się płyta, ale nigdy do tego nie doszło. Firma „Bass Records”, z którą zespół podpisał kontrakt przestała istnieć.
Największymi przebojami z ich debiutanckiego materiału stali „Starsi bufoni dwaj” oraz „Śmiech i łzy”. Wszystkie teksty na debiucie napisał Krzysztof Janiszewski.
Zespół nie zrażony brakiem płyty zaczął tworzyć nowy materiał. Całość ewoluowała w stronę klimatów spod znaku Rage Against The Machine. Stainlees dotarł do półfinału festiwalu Marlboro Rock In 1995. Zagrał koncert w warszawskiej Stodole z Tiltem. Materiał o grupie ukazał się w Tylko Rocku. Coś jednak wisiało w powietrzu. Nie było kolejnej płyty i nieubłaganie zespół zaczynał się wypalać.
Część grupy muzycznie ciągnęła w stronę coraz bardziej zakręconych rzeczy. Motorem takich psychodelicznych klimatów był basista Jarosław Szajerski. Niestety dotychczasowy lider - Andrzej Tyloch - nie podzielał tego pomysłu. W kwietniu 1996 roku po wielkiej kłótni zapakował swoją gitarę do futerału i wyszedł z sali prób.
- Granie w zespole to wieczna walka. Walka nie tylko w zespole, ale ze światem zewnętrznym. Denerwują się organizatorzy koncertów, którzy nie są w stosunku do ciebie fair. Denerwują cię wydawcy. Do tego ludzie w zespole, każdy z nich ma inną wizję – mówi Janiszewski. - Andrzej stwierdził, że skoro nie pasuje do nas to odchodzi. Jest bardzo dobrym gitarzystą. Wychował się na Gary Moorze i potrafił grać sercem. Kiedyś Kobra proponował mu współpracę, ale on chciał grać swoje rzeczy.
W chwili gdy Andrzej Tyloch zamknął drzwi narodził się Doktor C."
ciekawe, że nikt nie rozmawiał przed ukazaniem się tego artykułu z Andrzejem. Ja znam historię rozłamu Stainless z innej strony. I to Krzysztof chciał iść w komercję a nie Jarek. Przykro ujeżdżać kogoś za jego plecami :(
OdpowiedzUsuń