Strony

środa, 27 lipca 2011

Anisia & Q-rek "Mój skarb.. Mój świat..."

Anisia & Q-rek "Mój skarb.. Mój Świat"
Czy można zagrać legendarne „Smoke On The Water” na jazzowo? A czemu nie? Toruński gitarzysta jazzowy Mateusz Kurek przerywa swojej płytowe milczenie. 

Do tej pory miłośnicy jazzu kojarzyli Kurka (występującego pod pseudonimem Q-rek) przede wszystkim jako gitarzystę zafascynowanego muzykę latynoską. Taki repertuar prezentował zresztą na koncertach ze swoją orkiestrą Q-rek Band. Tym razem nieco od tego odszedł, a przy okazji do współpracy zaprosił wokalistkę Anitę Dąbrowską. Efekt? Po raz pierwszy jego muzyce towarzyszy śpiew, a co za tym idzie również napisane do poszczególnych utworów teksty. Ale nie na tym kończą się niespodzianki związane z tą płytą. 
Każdy utwór zawarty na albumie „Mój świat... Mój skarb...” (lub odwrotnie "Mój skarb... Mój świat...") to w zasadzie inna muzyczna bajka. Po krótkim muzycznym prologu Q-rek serwuje nam „To tylko mgła” z gościnnym udziałem Sławka Wierzcholskiego; utwór, który z powodzeniem mógłby zagościć jako bonus na „Supernatural” Carlosa Santany. Gitarzysta żongluje stylami. Jest R'n'B, elementy rocka i flamenco, a nawet muzyki klubowej i rapu. Wyraźnie słychać, że sporo było przy nagrywaniu tej płyty studyjnej zabawy z dogrywaniem poszczególnych partii. 
Jednych utworów słucha się z przyjemnością („To tylko mgła”, bujające „Słowa”, „Guajiro”), inne irytują i aż kuszą, aby przeskoczyć czym prędzej do następnego utworu („Muza”, wypełniacz miejsca „Mój świat”). Twórców należy pochwalić na świetne aranże, ale jednocześnie skarcić za trącące niestety wielkim banałem teksty: „Zanim powiesz to co zwykle mówi świat/ Nie zapomnij, że w człowieku jest ukryty skarb”. Jeśli mam być szczery, to wolę słuchać płyt toruńskiego gitarzysty jednak bez słów. 
W finale Q-rek i Anisia (takim pseudonimem posługuje się Anita Dąbrowska) serwuje słuchaczom akustyczną przeróbkę legendarnego „Smoke On The Water” Deep Purple. W subtelnej wersji a la Pat Metheny. Kojące i spokojne zakończenie płyty. Takie nieco z przymrużeniem oka. I chyba szkoda, że taki nie jest cały ich album.

Anisia & Q-rek  "Mój Skarb... Mój Świat...", 2011.

PS. W kolejce do recenzji czeka koncertowa Moskwa oraz epka Zagadki......

sobota, 23 lipca 2011

Toruńskie Gwiazdy 2011

Ponad sześciogodzinny koncert w fosie zamkowej pokazał, który zespół tak naprawdę liczy się na lokalnej scenie. Kto zwyciężył, a kto poległ?

30. rocznica powstania Republiki oraz 10. rocznica śmierci Grzegorza Ciechowskiego zobowiązuje. Dlatego też tegoroczna edycja „Toruńskich Gwiazd” miała szczególny charakter. Poza najnowszym projektem Sławka Ciesielskiego – Porananas (gdyby zmienić ich klawiszowca i drugą wokalistkę, to jeszcze dałoby się z tego coś zrobić) oraz Atrakcyjnym Kazimierzem pozostali wykonawcy zaprezentowali się w republikańskich przebojach. 

Atrakcyjny Kazimierz (Fot. T.Bielicki)
Kobranocka zabrała się za „Paryż-Moskwa” oraz „Kombinat”. Ostro, rockowo. Ci panowie od wielu lat wiedzą co robią, a nazwa ich zespołu to sprawdzona marka. Tacy toruńscy The Rolling Stones. Poprzeczka podniesiona do góry już samym początku. Później było już nieco słabiej. Rafał „Zwierzak” Zieliński, Zagadka, przesadnie rozemocjonowane „Nie pytaj mnie” Sławka Uniatowskiego, a także punkowa profanacja „Białej flagi” w wykonaniu Aberdeenu (jeśli nie ma się pomysłu na utwór, to może lepiej byłoby się w ogóle za niego nie zabierać?)
I nagle prawdziwa muzyczna perełka. „Śmierć na pięć” Ergo. Pięknie, panowie, to sobie wymyśliliście. Do tej pory poza Republiką, najlepszą wersje tego utworu – graną slidem na gitarze - słyszałem w wykonaniu Wojciecha Waglewskiego. A tu taka niespodzianka . I to w wykonaniu zespołu, który nie pokrywa się w zasadzie z moim muzycznym gustem. Akustyczny oddech przy „Reinkarnacjach” MGM i lecimy dalej. 
Metalowy patos miał tego dnia tylko jedno imię. Butelka. Rozpościerający dłonie niczym czarny Jezus podczas ostatniej wieczerzy. Podczas muzycznej komunii zaserwował publiczności „Prąd”, „My lunatycy” oraz Prośbę do następcy”. Choć do śpiewu Grzegorz Kopcewicza można mieć spore zastrzeżenia, to trzeba przyznać, że za każdym razem robi wyśmienity show, przed którym moherowe babcie przestrzegają swoje wnuczki. 


Oksana Predko z Toronto (Fot.T. Bielicki)

Tuż po nim Grajek. Takie wersji „Mamony” to chyba nikt jeszcze nigdy nie słyszał. Polski beatbox w najlepszym wydaniu. Ten gość jest naprawdę niezły. Problem mam tylko z Half Light, który pojawili się na scenie zaraz po nim. Grupa Krzysztofa Janiszewskiego swoim oryginalnym podejściem do twórczości Republiki zdecydowanie wyróżniała się na scenie. To pewne. Po trzech utworach można się było jednak poczuć zmęczonym. Bardzo. A 29 sierpnia wydają całą taką elektroniczną płytę. 
Wspólny występ Tomasza Cebo z Tomkiem Organkiem z czystej sympatii przemilczę. Kto zaprezentował się jeszcze? Manchester. Zagrali przyzwoicie. Ubolewam jedynie, że to już zupełnie inny zespół niż kiedyś (zobaczymy czy przy okazji ich drugiego albumu potwierdzi się coś z tego, co mówili przy swojej pierwszej płycie). Tuż przed wielkim finałem reaktywowane Toronto z Oksaną Predko. Naprawdę ogromna szkoda, że nie grają już razem. Predko pod własnym nazwiskiem szykuje za to solowy projekt w stolicy. Jeszcze o niej usłyszymy. 
Na zakończenie. Grzegorz Walczak i Sławek Uniatowski w „Tu jestem w niebie”. I koniec.

"Sexy doll" w wykonaniu Toronto.

Nie wypada nie wspomnieć, że koncert „Toruńskie Gwiazdy” jest co roku okazją do przyznania muzycznych wyróżnień. Tytuł „Płyty Roku” trafił do Rejestracji za ich koncertowy album „Live HRPP”. Tak naprawdę sukces tego albumu to również zasługa toruńskiego wydawcy Dariusza Kowalskiego, który niestrudzenie wierzy w potencjał i siłę toruńskiego rocka. I chwała mu za to. „Nadzieję Roku” została wybrana grupa Burn, a „Zespołem Roku” jedna z proprezydenckich grup muzycznych z Torunia. 

środa, 20 lipca 2011

Możdżer vs Republika

W piątek w Torunia dwa muzyczne wydarzenia. Tribute to Republika oraz Leszek Możdżer. Jak tu się rozdwoić? 

Możdżera widziałem na scenie kilka razy, ale dwa jego występy szczególnie zapadły mi w pamięci. Pierwszy z Metallą Pretiosą Olo Walickiego podczas Jazz Od Nowa Festival (ich wspólny studyjny materiał udało mi się kupić na płycie dopiero rok później, polecam!). Był to Możdżer preparujący dźwięki fortepianu ze swoim rozpoznawalnym stacatto. Rzucający na struny gazety, a nawet własne okulary. Drugi szczególny koncert odbył się na scenie Dworu Artusa, kiedy pianistą z prawie 40 stopniową gorączką popłynął w klimaty bliższe najlepszym dokonaniom Ketha Jarretta. Oba występy fenomenalne. Niedawno Możdżer zabrał się za Komedę. Wcześniej za Kaczmarka (i lepiej mu to wyszło). W Toruniu zagra z grupą ośmiu (!) wiolonczelistów. Biletów już nie ma. 


A Republika? Do dziś nie mogę przeboleć, że nie było mnie na tym ostatnim koncercie w Toruniu. Na tym, gdzie grali na murach.


czwartek, 7 lipca 2011

Małpa + Oksana Predko

Przesłuchałem wykonawców, którzy walczą w tym roku o laury Radia Gra w kategorii "Nadzieja Roku". Tylko dwóch zwróciło moją uwagę.



Małpę usłyszałem pierwszy raz na żywo podczas jednej z edycji Instytutu B61. Gość ma potencjał. Potrafi poruszyć nawet takiego ignoranta hip-hopu jak ja. Szacun.



Oksanę Predko pamiętam jeszcze z czasów przed zespołem Toronto. Kiedy chodziłem posłuchać jak śpiewa w "Baranim Łbie" i staje w szranki ze Sławkiem Uniatowskim i Maciejem Tacherem. Za każdym razem było nieźle. Później wyjechała ma Mazury uczyć angielskiego dzieci w szkole. Ślad zaginął, ale jak widać, a raczej słychać z muzyki nie zrezygnowała. Taka Natalie Imbruglia. Ale toruńska.

środa, 6 lipca 2011

Ergo: Nie ma przypadkowych dźwięków

Łukasz Fijałkowski, gitarzysta toruńskiej grupy Ergo opowiada o debiutanckim albumie pt. „Dawka dzienna”.

- Pod szyldem Ergo gracie już dwa lata. Co przez ten czas udało wam się osiągnąć?

Łukasz Fijałkowski (fot. Anna Wojciulewicz)
- Myślę, że sporo. Wydaliśmy dwa single oraz nagraliśmy debiutancką płytę, która ukaże się 30 listopada. Mamy już spójny repertuar koncertowy, który mieliśmy okazję zaprezentować podczas występów w regionie. Materiał układaliśmy w taki sposób, aby budował pewien wizerunek zespołu. Trochę rockowy, ale nie do końca. Gramy dla słuchacza, którzy przychodząc na nasz koncert ma również nieco czasu na refleksję, która wypływa z naszych tekstów.

- Ukułem własną nazwę, aby określić to, co gracie: aktorski rock. Trafiłem?

- Tak. Interpretacja tekstów przez wokalistę Piotra Grzyba budzi właśnie takie skojarzenie. Mniej jest w naszych piosenkach śpiewania, a więcej mówienia. Przede wszystkim stawiamy na teksty, które idą w parze z muzyką. A w niej nie ma przypadkowych dźwięków.

- Nie jest to muzyka, która wpada w ucho po pierwszym przesłuchaniu.

- Dlatego czekamy na wrażliwego odbiorcę, który będzie miał czas, aby zastanowić się podczas słuchani naszych utworów na ich treścią. Nasz przekaz związany jest z całą konwencją zespołu, która nie jest zbyt łatwa do przyswojenia. Z drugiej strony nie jest też tak bardzo trudna (śmiech).


- Słuchając nagrań odnoszę wrażenie, że trochę się męczysz w takiej formule. Dobrego instrumentalistę musi chyba kusić, aby dać upust swoim możliwościom w instrumentalnym projekcie?

- Faktycznie na nagraniach można odnieść wrażenie, że moja gra jest nieco na drugim planie. Ale za to na koncertach Ergo brzmi o wiele bardziej gitarowo. Póki co nie czuje się na siłach, aby wyjść na scenie i zagrać długi gitarowy repertuar. Jeszcze nie teraz.

- We wstępie do „Dawki dziennej” słychać wpływy gry Jana Borysewicza...

- Akurat ten gitarzysta jest muzykiem, z którego płyt nauczyłem się bardzo wiele. „Dawka dzienna” jest utworem, który został zagrany na gitarze akustycznej. Podobnie jak niektóre piosenki Lady Pank. Nie ściągałem. Była to niezamierzona inspiracja.

- Album Ergo ukaże się już za kilka miesięcy. Czego można się spodziewać?

- Płyta powstawała przez pół roku. Jedenaście autorskich piosenek. Ciekawostką będzie utwór zaśpiewany po rosyjsku. Zupełnie inny od tego melancholijnego klimatu, w którym obracamy się na co dzień. Przed czterema piosenkami będzie można usłyszeć głos lektora. Cała płyta opowiada o życiowych rozterkach. O oglądaniu rzeczywistości przez pryzmat dzisiejszych mediów czy też ludzkich słabości. Zachęcam, aby po nią sięgnąć.