Pewnych płyt wstyd nie znać. Po prostu. Poniżej to, co moim zdaniem było warte szczególnej uwagi w 2013 roku. Kolejność alfabetyczna.
Arctic Monkeys „AM”
Udowodnili, że gitarę elektryczną nadal z powodzeniem da się
jeszcze wykorzystać.
Biffy Clyro „Opposites”
Niezłe melodie, nośne refreny i jedna z najlepszych
produkcje ubiegłego roku.
Daft Punk “Random Access Memories”
Gdzieś tam w duchu lat 70 i 80. Niezwykle urozmaicony
materiał, którego słucha się w całość z przyjemnością. A to rzadkość.
Daughter “If You Leave”
Melancholia w graniu na gitarze i w śpiewaniu. Najlepszy debiut
minionego roku. Nie tylko dla nieszczęśliwych dziewczyn.
Fire! Orchestra „Exit!”
Już dawno nie odjechałem tam przy słuchaniu. Tylko dwa
utwory. Ale za to jakie. Muzyka jazzowego pogranicza.
Foals „Holy Fire”
Gitarowa kawałki przy których można się pogibać na parkiecie?
Oto przebojowy dance-punk.
James Blake “Overgrown”
Rzadko spotykana wrażliwość w połączeniu z możliwościami komputera.
Aby dotrzeć do tych piosenek, trzeba je kilkakrotnie przesłuchać.
Lorde „Pure Heroine”
Można jej słuchać a capella, a i tak będzie ciekawie. Chyba
nie ma nikogo kto by nie słyszał „Royals”.
Motorhead "Aftershock"
Nawet jak sięgają po bluesa, robią to w taki sposób jakby
wyruszali czołgiem na polowanie za białym królikiem.
Niby ten sam, a jednak z każdą płytą inny. Nikt tak jak on
nie zna naszej mrocznej strony.
Pearl Jam “Lightning Bolt”
Udany zwrot w kierunku własnych korzeni. Po prostu.
Udany zwrot w kierunku własnych korzeni. Po prostu.
Sigur Ros "Kveikur"
Epickie kompozycje. Wszystko płynie, pięknie się rozciąga. Wystarczy
odpalić po zmroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz