Zaskakujące jest to, że choć frekwencja tego koncertu od początku utrzymuje się na wysokim poziomie (w sobotę szczelnie nabita była nie tylko cała sala, ale również schody, prowadzące do jej wnętrza), to jednak z każdym rokiem publiczność jest coraz młodsza. Coraz mniej jest w tym tłumie tych, dla których początki Republiki zbiegły się z ich młodością. Dla których przywiązanie do biało-czarnych pasów było tak ogromne, że nie wyobrażali sobie, aby tego nie manifestować na zewnątrz. To nie zarzut. To fakt.
To już gdybanie, ale zaryzykuje stwierdzenie, że coraz częściej ci, którzy zaglądają w grudniu do „Od Nowy” robią to przede wszystkim zwabieni obietnicą kumulacji gwiazd, które z różnym skutkiem mierzą się na scenie z twórczością autora „Białej flagi”. Bo ilu wśród nich było w tym roku takich, którzy znali debiutanckie „Nowe sytuacje” na wylot? Którzy wiedzieli, że gdy Republikanie, odtwarzający w finale materiał ze wspomnianej płyty, zagrają „Arktyką”, to tuż po niej zabrzmi „Śmierć w bikini”? Że w finale usłyszymy „My lunatycy”?
Leszek Biolik wykorzystał tegoroczny koncert do promocji twórców, z którymi związał się za pośrednictwem swojej „Otwartej Sceny”. To właśnie Magnificent Muttley (zaledwie średnie wykonanie „Psów Pawłowa” i „Masakry”) oraz Drekoty (dość intrygująca wersja „Fanatyków ognia”, „Sam na linie”) otworzyły toruńskie wydarzenie. Od pierwszych dźwięków w górę poszła jedyna powiewająca fanowska flaga w biało-czarne pasy. W takie pasy podczas całego koncertu w „Od Nowie” układały się zresztą nawet światła scenicznych reflektorów.
Po nich przyszedł czas na tegoroczną laureatkę Nagrody im. Grzegorz Ciechowskiego – Misię Furtak. Koncertowy potencjał jej popowej debiutanckiej EP-ki okazał się zaskakująco bardzo dobry. Jako bonusy zabrzmiał nowy utwór zatytułowany roboczo „Egyptian”, świetna (!) rozimprowizowana wersja „Ola” z repertuaru jej Tres.b oraz „Układ sił” i „Lawa”, którą Misia Furtak miała już kiedyś okazję zaśpiewać na tej samej scenie. Tym razem – tę bodaj najbardziej radośnie brzmiącą piosenkę Republika – wykonała w duecie z Melą Koteluk.
Sztuka sensownego zmierzenia się z kompozycją innego artysty polega na tym, aby wykonać ją bez muzycznego gwałtu i przy okazji pozostawić swój ślad. O ile Kari Amirian siląc się na przesadzony artyzm w „Nie pytaj o Polskę” i „Odchodząc” zderzyła się ze ścianą, to Tomasz Makowiecki wyszedł z tego obronną ręką. Były ciarki na plecach, gdy płynącym „Ciałem” podryfował w hipnotyczne rejonu. Podobnie w „Telefonach”, które rozmarzone i spowolnione wyewoluowały w codzie w dyskotekowe obszary bliskie chociażby grupie Kamp!. Właśnie dla takich chwil warto zajrzeć do „Od Nowy” w grudniu.
I wreszcie finał. Coś na co wszyscy fani Republiki czekali. Zbigniew Krzywański, Leszek Biolik i Sławomir Ciesielski pojawili się razem na scenie, aby z okazji 30-lecia wydania debiutanckich „Nowych sytuacji” zagrać ten materiał na żywo. Utwór po utworze. Z brzmieniem, którego nie da się podrobić. Przy mikrofonie wspierali ich nieco zbyt teatralny przy tej okazji Piotr Rogucki, rozszalały na scenie Jacek „Budyń” Szymkiewicz oraz najsłabiej wypadający z całej trójki - Tymon Tymański. Piękne jest to, że niezależnie od tego jak dobrze czy źle by wypadali, tłum i takie nie przestawałby skandować: Re-pu-blika!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz