Strony

piątek, 17 czerwca 2011

Myslovitz "Nieważne jak wysoko jesteśmy..."

Myslovitz "Nieważne jak wysoko jesteśmy..."
Burzliwy okres poprzedzał wydanie tego albumu. Przed jego nagraniem członkowie zespołu zrobili sobie przerwę. Nie tylko od koncertów, ale przede wszystkim od siebie.

To płyta z gatunku tych, o których za kilkanaście lat będzie się pisać, że cieszyły się pozytywną opinią zarówno krytyków, jak i fanów. Niewielu będzie jednak pamiętać tytuły piosenek, które się na niej znalazły. Grupa Myslovitz muzycznie nagrała udany album. Dość zróżnicowany stylistycznie. Z charakterystycznym zaśpiewem Artura Rojka. I zbyt wyrównany, aby po kilku pierwszych przesłuchaniach mówić o jakichś usuwających resztę utworów w cień przebojach.
Krótka to płyta. "Nieważne jak wysoko jesteśmy...." trwa około 45 minut i zawiera tylko dziewięć utworów. Dlaczego? Muzycy wyszli z założenie, że lepiej pozostawić uczucie niedosytu, niż nadmiar. - Nagraliśmy osiemnaście piosenek. I okazało się, że wszystkie są fajne, trudno nam było z jakichś zrezygnować. Postanowiliśmy wydać teraz połowę materiału, a w przyszłym roku wypuścić kolejny album z resztą nagrań - tłumaczył ma łamach "Teraz Rocka" gitarzysta Wojtek Powaga.
Przyznam, że zawsze od typowo radiowych utworów wolałem tą mroczno-psychodeliczną stronę ich muzyki. I jest tu kilka utworów, które ocierają się o tego typu klimaty, choć nie zawsze bezpośrednio. Na uwagę zwraca "Ofiary Zapaści Teatru Telewizji". Dość nietypowy utwór jak dla Myslovitz stanowiący najbardziej rockowy akcent na płycie. Z wręcz wykrzyczaną zwrotką i refrenem, A także otwierająca album "Skaza" oraz zamykający go "Blog Filatelistów Polskich". Oj, gdyby tylko na tej płycie więcej było takich numerów jak ten ostatni!
Muzyki nie można się powstydzić. Myslovitz wciąż wyprzedza rodzime zespoły o kilka kroków. Pod względem pomysłów, pod względem osiąganego na swoich płytach brzmienia. Gorzej z tekstami, z których czasami wychodzi młodzieńcza naiwność. Potwierdza to tylko, że dobre tekściarstwo to w Polsce wciąż towar deficytowy. Czy ma to jakikolwiek wpływ na odbiór zespołu? Nie. Parafrazując tytuł albumu – nieważne co nagrają i tak ludzie będą ich słuchać. Bo Myslovitz to już pewna marka.
Zespół już dawno przekroczył barierę, po której za każdym razem będzie się od niego oczekiwało wciąż czegoś więcej. Podczas słuchania "Nieważne jak wysoko jesteśmy...." można jednak odnieść wrażenie (a może to tylko złudzenie), że muzycy Myslovitz nie do końca mogli się zdecydowali na ostateczny kształt tego albumu przy miksowaniu. A może po prostu każdy miał na nią swój własny pomysł? Efekt? Całości słucha się z dziwnym odczuciem. I nie chodzi tu wcale o wrażenie, że już to gdzieś kiedyś słyszeliśmy.

Myslovitz, Nieważne jak wysoko jesteśmy..., EMI Music Poland 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz