Los Angeles Trio |
- Zaryzykuję stwierdzenie, że nie byłoby Los Angeles Trio i tej płyty, gdybyś nie pokazał kiedyś Bogdanowi Hołowni pochodu bassowego do jednego z jazzowych standardów.
- To było "Autumn Leaves". Ale trudno stwierdzić, czy tak naprawdę nasza przygoda od tego się zaczęła. Wcześniej razem mieszkaliśmy przy tej samej ulicy. Razem chodziliśmy do tej samej szkoły. Nasze losy wciąż się krzyżowały. Kiedy podjąłem pierwszą pracę w nieistniejącym już dziś klubie "Millenium", Bogdan mieszkał obok. Namawiałem go, aby przyszedł kiedyś zagrać w jednym z zespołów. Powiedział "Idę teraz do wojska, ale jak wrócę, to się zgłoszę". I rzeczywiście przyszedł. Skład był niesamowity. Bogdan na fortepianie, Tomek Kamiński na skrzypcach, Jacek Pawlikowski na gitarze. I ja. Zespół nazywał się Progres.
- Gracie już razem ok. 20 lat. Jesteście jeszcze w stanie zaskakiwać się czymś na scenie?
- Oj, pewnie. Mam nadzieję, że mimo wieku wciąż się rozwijamy. Bodzio najwięcej nas zaskakuje. Na każdą próbę potrafi przynieść nowe nuty tych samych utworów. Bo coś przemyślał, coś zmienił... Nie ma łatwo (śmiech).
- Po co Wam teraz te nagrania utworów z czasów waszych mam, a moich babć?
- Po co Wam teraz te nagrania utworów z czasów waszych mam, a moich babć?
- Początkowo mieliśmy pomysł, aby nagrać płytę ku pamięci pianisty Erolla Garnera. Jego stylistyka nawiązuje bowiem do tego, czemu my hołdujemy jako zespół. Stało się jednak inaczej. Jesienią ubiegłego zmarła mama Bogdana, a on zaproponował, aby nagrać album, który mógłby poświęcić jej pamięci. Wyszukał kilkanaście utworów z czasów jej młodości. Tak narodziła się "Carissima", której tytuł oznacza "najdroższa".
- Dobór piosenek jest dość zaskakujący...
- Dobór piosenek jest dość zaskakujący...
- Kilka pochodzi jeszcze sprzed II wojny światowej. Kilka powstało już po wojnie. Henryk Wars, Władysław Szpilman... Aż po utwór Ewy Demarczyk, który w tym zestawieniu można potraktować niemal jak muzykę współczesną.
- Najbardziej zaskoczyło mnie, że takie utwory jak chociażby otwierający album "Ada to nie wypada" brzmią świeżo i niezwykle jazzowo.
- Najbardziej zaskoczyło mnie, że takie utwory jak chociażby otwierający album "Ada to nie wypada" brzmią świeżo i niezwykle jazzowo.
- Nie wierzyłem, że nagranie takiej płyty jest możliwe. Nagle okazało się, że utwór "Groszki i róże" Ewy Demarczyk, który pamiętam z czasów czarno-białej telewizji, może zabrzmieć jazzowo. Zacząłem szukać informacji o tych piosenkach. Nie widziałem, że np. Henryk Wars, twórca "Sex appeal" i "Już taki jestem zimny drań" po wojnie wyemigrował do Ameryki. Regularnie tam komponował, a jego piosenki śpiewali amerykańscy piosenkarze. Był prawie jak George Gershwin. Utwory z "Carissima" też potrafią zaskoczyć.
Los Angeles Trio, Carissima, HoBo Records 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz