Strony

środa, 2 lutego 2011

Kasia Kowalska "Moja krew"

Kasia Kowalska "Moja krew"
Takich wydawnictw w tym roku będzie prawdopodobnie więcej. Kasia Kowalska jest jednak pierwsza. Już w grudniu z okazji tegorocznej 10. rocznicy śmierci Grzegorza Ciechowskiego oraz 30. rocznicy debiutanckiej płyty Republiki nagrała album z własnym interpretacjami piosenek autora „Białej flagi” i „Sexy doll”. Przesłuchałem tej płyty kilkanaście razy i to dosyć uważnie. Przyznam, że kilka razy walczyłem ze sobą, aby dotrwać do końca. 
Kabaretowa (sic!) „Republika”, transowy w swoim finale „Obcy astronom”, czy bliższe estetyce Katarzyny Groniec niż Kowalskiej „Nieustanne tango”. O ile Kazik Staszewski może pokusić się, aby być przez moment zanucić piosenki Kurta Weilla, to już Kowalska powinna mocno zastanowić się przed przejściem scenicznej metamorfozy. Czasami można nawet odczuć, że sama nie do końca czuje, to co śpiewa („Tak, tak…to ja”). 
Dziwna jest ta płyta. Płaska. Z klimatów Republiki i jej myślenia o muzyce nie ma tutaj za wiele. Brakuje tego niespokojnego dreszczu, który towarzyszy słuchaniu każdego Republikańskiego wydawnictwa. Ale czy o to chodziło? Przy okazji „Mojej krwi” Kowalska zaprosiła do współpracy muzyków młodszych od niej o dekadę. Chciała we własny sposób odkryć potencjał piosenek Grzegorza Ciechowskiego. Przeinterpretować je na nowo.  
Dla kogo jest ta płyta? Fani Republiki przesłuchają jej może z dwa razy i wrócą do oryginałów, a miłośnicy dotychczasowej twórczości Kasi Kowalskiej wyjdą ze spotkania z „Moją krwią” lekko skonfundowani. Gdzie jest ta dziewczyna, która w 1994 roku nagrała doskonały debiut „Gemini” i przywróciła wiarę w polskie wokalistki na rodzimej scenie. No i po co jej teraz ta maska w wymalowane biało-czarne pasy? 

Kasia Kowalska "Moja krew"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz