poniedziałek, 16 lutego 2015

Grzegorz Ciechowski według Adama Sztaby

- Jego fenomen polegał na tym w jaki sposób przekazywał swoje kompozycje, jak je w muzyczny sposób ubierał. Surowo, a jednocześnie majestatycznie. Był muzycznym wizjonerem. Jego kompozycji nie da się pomylić z innymi - rozmowa z ADAMEM SZTABĄ, pianistą i dyrygentem, który zaaranżował na orkiestrę symfoniczną twórczość Grzegorza Ciechowskiego.

Adam Sztaba (Fot. Grzegorz Olkowski)

Kiedy należy spodziewać się premiery płyty będącej zapisem ubiegłorocznego grudniowego koncertu w Teatrze Dramatycznym w Warszawie?

Skończyliśmy już miksy, nad którymi czuwał Leszek Kamiński, stały współpracownik Grzegorza Ciechowskiego. Myślę, że to kwestia miesiąca, góra kilku miesięcy.

Co zaważyło na tym, że zabrał się Pan za aranżacje tych kompozycji i na ile miała na to wpływ fascynacja twórczością autora „Białej flagi”? 

Nigdy nie byłem wielkim fanem Republiki. Zawsze wolałem jego solową działalność. Był nie tylko muzykiem, ale i pierwszym polskim producentem z prawdziwego zdarzenia. Wtedy w kraju nikt nawet nie wiedział czym taka enigmatyczna osoba się zajmuje. Bo kim jest producent?  Kompozytor? Nie do końca. To człowiek, który decyduje o kształcie płyty, o tym kto się na niej pojawi, kto ją będzie realizował jako reżyser dźwięku, w jakim studiu będzie nagrywana itd.

Znaliście się? 

Rozmawialiśmy kilka razy. Okazało się, że choć dzieli nas epoka i wychowaliśmy się w zupełnie innej Polsce, to jednak myślimy podobnie. Cechowało go solidne podejście do muzyki i umiejętna sztuka doboru właściwych elementów z całego spectrum możliwości. Miał to wypracowane do perfekcji. Miał muzyczny instynkt.

A ta propozycja zaaranżowania jego utworów... 

...pojawiła się nieoczekiwanie. Zresztą tak jak wiele rzeczy w moim życiu. Spłynęła od Narodowego Banku Polskiego, który co roku organizuje koncerty związane z emisją kolekcjonerskich monet z wizerunkiem wielkich polskich artystów. Wcześniej miałem już okazję współpracować z NBP przy okazji emisji monety z wizerunkiem Kabaretu Starszych Panów. Ucieszyłem się niezmiernie, bo twórczość Grzegorza doskonale nadaje się na zorkiestrowanie.

Pomimo tego, bardzo rzadko można ją usłyszeć w takich wersjach. Do tej pory jedynie Kwartet Śląski wydał płytę z muzykę Ciechowskiego.

Rzeczywiście to rzadkość. Przy okazji takich orkiestrowych przedsięwzięć zawsze trzeba sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: Po co nam orkiestra? Czy tylko po to, aby stanowiła dodatkową pompę brzmieniową, czy po to, aby stała się integralną częścią poszczególnych kompozycji. To ostatnie nie jest prostym zadaniem, a więc tym chętniej postanowiłem się go podjąć.

Jak wyglądała praca nad tym materiałem od kuchni? 

Dawałem sobie po dwa dni na każdy utwór i pracowałem nad nim bez wytchnienia. Od początku do ostatniej nuty w partyturze. Taki mam system pracy. Pomagała mi w tym wiedza o tym, kto będzie śpiewał konkretną kompozycję. Wcześniej spotkałem się z każdym z artystów przy fortepianie. Sprawdzałem jak oni te piosenki czują i jakie mają do nich podejście. Przy dwóch wykonawcach wpłynąłem na zmianę piosenki. Później spotkaliśmy się już na próbie z orkiestrą.

Dla wielu z nich takie spotkanie z orkiestrą musiało być zupełnie nowym doświadczeniem?

Oczywiście. To kompletnie inny sposób śpiewania niż z zespołem. Orkiestra ma swoją siłę brzmieniową. Trzeba mieć mocno postawiony głos, aby się z nią mierzyć. Dodatkowo każdy z tych artystów pochodzi z zupełnie innych i różnych estetyk muzycznych. Jak porównać Skubasa z Melą Koteluk, czy Kayah z Piotrem Cugowskim? Miał być jeszcze Piotr Rogucki, ale nie udało nam się zgrać terminów. Pamiętam, że jak oglądałem efekt końcowy w telewizji, to nie mogłem uwierzyć. TVP zaprezentowała utwory trwające po 6-7 minut! Dziś to już się nie zdarza! Żyjemy teraz w epoce festiwalowej, gdzie kompozycje nie mogą przekraczać 3-4 minut. Jednocześnie byłem zawiedziony, że emisja przypadła tak późno, bo o godz. 23.30.

Co Pana - jako muzyka i aranżera - fascynuje w twórczości Ciechowskiego?

Nie był ani wybitnym instrumentalistą, ani wokalistą. Jego fenomen polegał na tym w jaki sposób przekazywał swoje kompozycje, jak je w muzyczny sposób ubierał. Surowo, a jednocześnie majestatycznie. Był muzycznym wizjonerem. Jego kompozycji nie da się pomylić z innymi. To marzenie każdego artysty. Stworzył własną stylistykę opartą na specyficznym podejściu do harmonii, chromatyki, aranżacji... Do tego dołożył ponadczasowe poetyckie teksty. Nie wypada też nie wspomnieć, że był erudytą, wnikliwym obserwatorem potrafiącym wysnuwać trafne wnioski ze świata, który go otaczał. Taka zbitka talentów w jednym człowiek to rzadkość.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Najlepsze albumy 2014 roku



ŚWIAT

Royal Blood „Royal Blood”: Trudno uwierzyć, że całą robotę odwala jedynie bas i gitara.




Ariel Pink „Pom Pom”: Zamiast zabierać kilkunastu płyt na imprezę, wystarczy wziąć ze sobą tą jedną.




The War On Drugs „Lost In the Dream”: Im częściej tego się słucha, tym bardziej człowiek się w to wkręca.




Beck „Morning Phase”: Ileż to trzeba mieć wyczucia, aby nagrać tak subtelny album.




The Black Keys “Turn Blue”: Z płyty na płytę nie przestają się rozwijać.




POLSKA

Król „Nielot”: Zaledwie dziewięć utworów. Tekstów można mu pozazdrościć.




Organek „Głupi”: Czerpie z muzyki, na której sam się wychowałem. Jak tego nie lubić?




Muchy “Karma market”: Jedna z najbardziej niedocenionych płyt ubiegłego roku.




Fisz Emade Tworzywo „Mamut”: Do słuchania i tańczenia.




Wojtek Mazolewski Quintet „Polka”:Tematy wchodzą do głowy jak nóż w masło.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...