sobota, 29 stycznia 2011

Powstaje film o Zbyszku Cołbeckim i Bikini

Jeśli zrobi się coś raz i jest fajnie, to wyciąga się rękę po raz drugi, trzeci, czwarty… Tym pierwszym razem był „Doktor”, dokumentalna opowieść o losach lekarza z Grębocina. Film miał swoją premierę podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Tofifest”. Zainteresowanie było spore, a produkcja została nawet uznana najważniejszym filmowym wydarzeniem 2009 roku w województwie kujawsko-pomorskim. Teraz nadszedł czas na ten drugi raz. I to muzyczny. 
Nowy dokument nie ma jeszcze nazwy, bo nie ona jest najważniejsza. Tym razem pochylimy się nad nim nie z Łukaszem Karwowskim, ale z człowiekiem, który - jak dowiedziałem się niedawno - prawą ręką ściskał pierś Dolly Parton. Tej samej, która przez wiele lat była ucieleśnieniem seksualnych marzeń Amerykanów. Ale nie o tym miałem pisać… 
Produkcja będzie zakorzeniona w latach 80. W czasach kiedy nie było jeszcze mp3, a koncertowe nagrania najsłynniejszych polskich zespołów krążyła wśród fanów przegrywane z kasety na kasetę. Przekazywane jak relikwie. Nigdy wcześniej, ani później muzyka nie miała takiej siły oddziaływania. Zwłaszcza w Polsce. Wtedy to w Toruniu narodził się zespół, który mimo ogromnego potencjału ze zmiennym szczęściem walczył o swoje miejsce wśród nowofalowych gwiazd. Jego nazwa brzmiała Bikini i wkrótce powstanie o nim film. 


Od czego to wszystko się zaczęło? Na początku miał być reportaż do gazety o Zbyszku Cołbeckim, który po długim okresie emigracji wrócił z Anglii. Ostatecznie powstał z tego cały rozdział do książki o toruńskim rocku. W głowie cały czas tłukł się jednak pomysł, aby zaprezentować historię Bikini w jakiś inny sposób. Pomysł dojrzewał do czasu aż Darek Kowalski zgłosił się pod koniec ubiegłego roku z propozycją wydania DVD. Chciał, aby muzyczne nagrania i materiały z koncertów Bikini wzbogacić wywiadem. Pomyślałem, że skoro mamy już coś zrobić, to zróbmy, ale w nieco innej formie.
Archiwalne i współczesne materiały koncertowe, kilka teledysków, fotografii, a nawet unikalne filmy z pobytu Zbyszka w Londynie. To wszystko w wersji surowej już jest. Olbrzymia zasługa w tym Wojtka Budnego, z którym w dwójkę robimy ten film. Czego brakuje? Większej liczby rozmów, czyli wspomnień i refleksji zarejestrowanych przed kamerą. Planujemy przeprowadzić je w ciągu najbliższych miesięcy. Pierwsza osoba, która z chęcią zdecydowała się z nami porozmawiać o Bikini był Robert Brylewski. Zdjęcia ruszyły 28 stycznia. Lista osób, z którym nagrywane będą kolejne wywiady jest długa. Pomysłów jest wiele. Zobaczymy co teraz z tego wyjdzie. 


czwartek, 27 stycznia 2011

Raz Dwa Trzy "20 lat"

Raz Dwa Trzy "20 lat"
Ekipa Adama Nowaka po niezwykłym studyjnym albumie „Skądokąd” po raz kolejny zaskoczyła. Podsumowała dwie dekady swojego istnienia płytą koncertową. I to nagraną w nieco szerszym gronie niż zwykle. 

Nie jest łatwo pisać o muzyce. A już szczególnie o takiej, które wykracza poza pewne utarte schematy. Która pobudza do myślenia i pozostawia słuchacza bezradnym po ostatnim wysłuchanym utworze. Właśnie takiej twórczości wszyscy polscy wykonawcy mogą pozazdrościć od kilku lat grupie Raz Dwa Trzy. Ich albumy wymykają się prostej ocenie. Na ostatniej płycie „20 lat” muzycy postawili sobie poprzeczkę wyjątkowo wysoko. 
Grupa zagrała wspólnie z Orkiestrą Kameralną Hanseatica w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej im. Fryderyka Chopina w Gdańsku. Koncert odbył się w ubiegłym roku, a materiał, który wówczas zarejestrowano trafił, ku uciesze fanów na płytę. - Nie wiem czy to najbardziej znane piosenki, ale na pewno takie, które najlepiej gra się z orkiestrą – mówi między utworami Adam Nowak, lider zespołu.  
Choć wokalista kokietuje słuchaczy, że „20 lat” nie jest typowym wydawnictwem jubileuszowym, to jednak odnajdziemy na tej płycie najsłynniejsze autorskie utwory pozbierane w większości z trzech płyt: „Skądokąd”, „Trudno nie wierzyć w nic” oraz z albumu, od którego tak naprawdę zaczęła się ogromna popularność Raz Dwa Trzy, czyli „Cztery”. Wszystko raz mniej, raz bardziej subtelnie wsparte brzmieniem orkiestry. 
Jaki wpływ na samo brzmienie Raz Dwa Trzy miało spotkanie w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej? Ich muzyka podczas występów zawsze nabierała nieco innej pulsacji niż na płytach. Teraz – dzięki zderzeniu z orkiestrą - cechuje je dodatkowa lekkość, którą możemy podziwiać chociażby w otwierającym album „Zgodnie z planem”, „Pod niebem pełnym cudów” czy „Oto papieros w dłoni” z pobrzmiewającym na drugim planie saksofonem. 
Nie jest to muzyka, która nadaje się do jazdy samochodem. Bo choć bez problemu wybrane melodie można sobie zanucić pędząc z Torunia do Bydgoszczy, to jednak nie o to na tym albumie chodzi. Na „20 lat” należy bowiem docenić nie tylko potencjał samych utworów, ale także bezbłędnie dobrane orkiestrowe aranżacje. W te najlepiej wsłuchać się już na spokojnie, wieczorem w domu. A wtedy satysfakcja muzyczna po przesłuchaniu płyty gwarantowana. 


niedziela, 23 stycznia 2011

MGM New Heads: Rozpoczynamy nowy rozdział

Grupa MGM zakończyła nagrywanie drugiego albumu. Wokalista Mirosław "Gonzo" Zacharski opowiada o kulisach powstawania nowej płyty, która powinna ukazać się w ciągu najbliższych miesięcy. 

- Na Wasz nowy album czekamy już osiem lat. Zapytam przekornie, ludzie jeszcze o Was pamiętają? 

- Nie ukrywam, że z nowym albumem rozpoczynamy nowy etap w naszej karierze. Zespół zmienia nazwę na MGM New Heads i tak już zostanie. Tym samym zamykamy pewien okres w naszej historii, do którego nie chcemy już powracać. To przejście z jednego etapu w drugi zaznaczymy zresztą muzycznie na płycie zamieszczając trzy kompozycje z tego okresu. 

- MGM na koncertach i MGM sprzed tych ośmiu lat, kiedy nagraliście swój debiutancki album, to zupełnie różne światy. Jakby słuchała się dwóch różnych zespołów.

- Bo to są zupełnie inne zespoły. Na naszej nowej stronie na serwisie MySpace nie będzie już nawet szczegółowej historii naszego powstania. Tyle było zmian, że trzeba o tym wreszcie zapomnieć. 

MGM New Heads podczas pracy w studiu

- Skończyliście już nagrania? 

- Tak. Na płycie znajdzie się jedenaście utworów, choć pierwotnie miało być ich dwanaście. Zrezygnowaliśmy z jednego numeru, ponieważ nie pasował do koncepcji całego albumu. Praca nad tymi piosenkami trwała bardzo długo, co wynika z tego, że każdy z nas ma własną pracę i nie zawsze mogliśmy się czasowo zgrać. Ale udało się. Jestem zadowolony z końcowego efektu. Tobie też się spodoba. 

- Będzie tak samo rockowo jak na koncertach? 

- Koncerty zawsze rządzą się swoimi prawami. Zwłaszcza, gdy damy się trochę ponieść (śmiech).

- Czyli rozumiem, że na płycie będą przeważały pościelowe ballady? 

- Nie, nie... Ballada jest tylko jedna. Jej roboczy tytuł brzmi "Droga do nieba". Opowiada o tym, co kiedyś wszystkich nas czeka, czyli o śmierci. Ale jak śpiewam - "niekoniecznie nam się tam spieszy". Napisałem taki refleksyjny tekst i zależało mi, aby go wykorzystać. 

- A pozostałe teksty? Zawsze sięgałeś po taką społeczną tematykę

- Jest różnie. Na przykład "Gorącą krew" to taka antymilitarna historia. Mówi o człowieku, który jeszcze się nie narodził, ale jego życie już jest dokładnie rozplanowane przez jego rodziców. 

- Muzycznie dominują kompozycje Tomka Prasa

- Tak. To Tomek przynosił gitarowe riffy, od których zaczynaliśmy aranżować te utwory. W tym samym czasie ja śpiewałem melodię "po norwesku", czyli za pomocą wymyślonych na poczekaniu słów. Każdą próbę nagrywaliśmy na dyktafon. Bywało, że pierwsza melodia, która się pojawiała była najlepsza. Dopiero po jej wymyśleniu zabierałem się za tekst. 

- Będą jakieś niespodzianki? 

- Na płycie pojawi się kilka absolutnie premierowych kompozycji. Wspomniana "Gorąca krew", "Bohater", "Kot", "Letni dzień" i jeden utwór, który jeszcze nie ma tytułu. Gościnne zagrają Marek Dąbrowski na gitarze i Tomek "Kuro" Kalemba na harmonijce. 


* Wydawcą nowej płyty MGM będzie Hard Rock Pub Pamela. Album poprzedzi winylowy singiel zawierający trzy utwory koncertowe i jeden studyjny. Jego wydawcą również będzie HRP Pamela.

czwartek, 20 stycznia 2011

Voo Voo „Wszyscy muzycy to wojownicy”

Voo Voo "Wszyscy muzycy to wojownicy"
Nie jest to płyta która zmienia postrzeganie polskiej muzyki, ale wszyscy, dla których w rocku liczą się przede wszystkim gitarowe riffy powinni mieć ją w swojej kolekcji.  Obowiązkowo. Wojciech Waglewski po raz kolejne pokazuje, że jest gitarzystą nietuzinkowym. Powtórzę za innymi jeśli napiszę, że jeszcze nigdy Voo Voo nie nagrało w swoje karierze tak bardzo rockowej płyty. Ale to prawda. 
„Zbroja po to by/ Bronić naszych drzwi/ By już nie mógł żaden łoś/ W naszym życiu zepsuć coś” – śpiewa lider Voo Voo swoim charakterystycznym głosem w piosence otwierającej album. „Zbroja” przypomina nieco wczesne kompozycje Morphine. Takich utworów - granych unisono przez gitarę, saksofon i momentami bas - jest zresztą na płycie więcej. „Wszyscy muzycy to wojownicy” to jednak przede wszystkim hołd dla muzyki lat 60. i 70. 
Lekko Hendriksowskie solówki - rozpędzona i hałaśliwa w „Miło byłoby mi”, czy spokojniejsza w „Za głupi”, gitarowa jazda w „Mało mnie rusza” i „Mają się nas bać”. No i jeszcze kompozycja pilotująca w radiowej Trójce projekt „Męskie granie”, czyli „Wszyscy muzycy to wojownicy” (od czasów „Oni zaraz przyjdą tu” Breakoutu bodaj najbardziej rozpoznawalny polski riff). Jest na tej płycie w co się wsłuchiwać. 
Ostatni album Voo Voo to wbrew pozorom nie tylko szybkie wycieczki po gryfie. Mamy tu i nieco psychodeliczny „Za głupi”, a nawet echa country – w „Gruz” i „Nico”. Jakie ma się ostatecznie wrażenie po przesłuchaniu tej płyty? Cytując Waglewskiego z kompozycji zamieszczonej na samym końcu, można powiedzieć, że „Wszystko znika a zostaje muzyka”. Oczywiście w głowie. I to na długo.

Voo Voo, Wszyscy muzycy to wojownicy.


środa, 19 stycznia 2011

Manchester: Druga płyta w kwietniu

"Łatka z napisem "elementy punk rocka" łazi za nami do teraz. Jeśli my graliśmy punk rocka, to należy uznać, że grała go również Edyta Bartosiewicz" - wokalista Maciej Tacher oraz gitarzysta Sławek Załeński z grupy Manchester opowiadają o planowanej premierze drugiej płyty swojego zespołu. 


- Podobno rok 2011 będzie należał do Manchesteru? Wydajecie wreszcie drugą płytę. 

- Po trzech latach. Premiera kwiecień 2011. Za dwa tygodnie wchodzimy do studia. Materiał jest już gotowy. 

- Ile znajdzie się na niej utworów? 

- Chcielibyśmy, aby było ich czternaście. Zobaczymy czy to przejdzie. Dwa single z tej płyty funkcjonują już w radiu. "Tajemnica" oraz "Lawendowy".  

- Dają pewien obraz tego jak ten album będzie wyglądał? 

- Właśnie nie. Na płycie będzie można wyróżnić dwa nurty. Nie ukrywamy, że ostatnio zafascynowały nas wszystkie synth-rockowe rzeczy. Używamy teraz nieco więcej elektroniki. Z drugiej strony znajdą się również utwory "staromanchesterowe". Sięgamy wręcz do piosenek, które powstały na początku naszej działalności. 


Manchester z Torunia

- Skąd ten powrót do korzeni? 

- Na pierwszej płycie nie zmieściło się wiele rzeczy, które są w naszym repertuarze. Nie oznacza to, że będziemy teraz wygrzebywać same starocie. Chcemy wyjść z czymś nowym. Nasz problem polega jednak na olbrzymiej płodności. 

- Może powinniście wydawać płytę co miesiąc? 

- Bardzo chętnie (śmiech). Maciej ma taki pomysł, aby wydać te stare rzeczy na winylu. Stary oldskoolowy surowy Manchester na czarnym krążku. Na nowej płycie chcielibyśmy wrócić m.in. do piosenki "Ostatni raz z moją klasą". To jest chyba pierwszy numer, który razem zrobiliśmy. Piosenka powstała na pewną okoliczność. 

- Jaką? 

- Sławek uczy angielskiego w jednym z toruńskich liceów. Poproszono go, aby napisał utwór dla maturzystów. Nagraliśmy go na samym pianinie. Później poproszono nas, aby wykonać to u niego w szkole. To były początki Manchesteru. W sumie piosenka zupełnie mało rock'n'rollowa. Patrzę teraz na ten tekst "Moja szkoła jak majowy dzień"...  Jak ze śpiewnika ZMS-u. Utwór graliśmy tylko dwa razy na koncercie, a mimo tego jest na trzecim miejscu pod względem odsłuchań na YouTube. Piosenka zaczęła żyć własnym życiem. 

- Na YouTubie ludzie z całej Polski na wyścigi dołączają do niej swoje szkolne zdjęcia...

- ... a w tle Maciej tym swoim nostalgicznym głosem "Ostatni raz z moja klasą...". Łzy w oczach (śmiech). Jesteśmy za tym, aby utwór pojawił się w takiej samej surowej wersji na nowej płycie. Może dorzucimy do niej tylko jakieś zgrzyty starej płyty. Ze starszych piosenek powinny pojawić się także "Polski Londyn" oraz "Chemiczna broń twoich łez". 


- Skąd wziął się pomysł na teledysk do "Tajemnicy". Wszyscy masochiści oglądając go muszą zazdrościć Maćkowi. 

- Szczerze? 

- Pewnie. 

- Nasze zdania na jego temat są mocno podzielone. Na przykład Sławek nigdy nie obejrzał tego teledysku do końca. Nie podoba mu się. Pomysł wyszedł chyba od wytwórni. Kręciliśmy go w Boże Ciało. Wszystko odbyło się bardzo szybko... Teledysk miał przełamać ckliwy i romantyczny tekst utworu. "Tak blisko jesteś tu/ a tak bardzo za daleko"... Facet śpiewa o miłości, a tu nagle pojawia się laska z pejczem. 

- No właśnie. Laska z pejczem w teledysku, a jak się wsłuchać w wasze teksty to przeważa romantyczna miłość, ognisko, pierwszy raz i temu podobne szkole rzeczy. 

- Zespół to jest pięć różnych osób, cały czas trwa walka (śmiech). 

- Kto za to odpowiada? 

- Autorem muzyki Manchesteru w całości jest Sławek. Pod tym względem panuje hegemonia. Ma tyle pomysłów, że jest w czym wybierać. A teksty piosenek? Dzielimy się. 

- Rozumiem, że Sławek komponuje piosenkę. Jak jest punkowa to ląduje w jego drugim projekcie Aberdeen. A jak wyszedł mu pop, to idzie do Manchesteru? 

- Wiesz, kiedy Sławek grał jeszcze w Toronto (poprzedni zespół braci Załeńskich - przyp. red.), w pewnym momencie grupa stała się tak bardzo popowa, że on chciał się od tego już uwolnić. Wtedy tak naprawdę narodził się Manchester. Graliśmy wówczas nie tyle punkowe kawałki, co brit-popowe. Mimo tego łatka z napisem "elementy punk rocka" łazi za nami do teraz. Jeśli my graliśmy punk rocka, to należy uznać, że grała go również Edyta Bartosiewicz. 

- Jakie będą teksty na waszej nowej płycie? 

- Bzdetne, czyli takie do radia (śmiech). Na początku powstało kilka tekstów niemal kabaretowych, ale Maciej stwierdził, że nie chce występować w Big Cycu. Odeszliśmy od tego dość szybko. Przy pierwszej płycie teksty były anty-kobiece, a teraz? Będą ociekać seksem. Erotyka przede wszystkim. 

Manchester - druga płyta już w kwietniu

- Erotyka pierwszych razów czy dojrzalsza? 

- Oczywiście, że pierwszych razów. Jesteśmy przecież zespół popkulturowym i musimy trzymać pewną linię. W "Lawendowym" główny bohater budzi się po pierwszym razie z dziewczyną. I jest fajnie. Najnowszy utwór, który chcemy puścić jako kolejnego singla opowiada historię tego samego chłopaka dwanaście tygodni wcześniej. Spotyka dziewczynę i robi wszystko, aby zdjąć jej majtki. Oczywiście wszystko w tym tekście ubrane jest w ładną poezję. 

- Dzięki temu będzie można to wszystko bez przeszkód usłyszeć w radiu... 

- Do tego będzie jeszcze kilka tekstów Maćka, o których niektórzy członkowie naszego zespołu mówią, że nie mają pojęcia o czym opowiadają. W radiu nie pójdą, ale będzie trochę ambitniej na płycie (śmiech). To dla tych, którzy między słowami poszukują konkretnych refleksji. Sławek otwarcie przyznaje, że nie pisze ambitnych tekstów, a jak takie już napisze, to zazwyczaj lądują w szufladzie. Lubi proste teksty. Jak pisze "Dziewczyno nie oddawaj się na pierwszej randce" to właśnie o to dokładnie mu chodzi. 

- Jaki tytuł będzie nosił ten trzeci singiel, o którym wspominaliście?

- "Czas nas nie goni". Chłopak namawia dziewczynę, aby została u niego w pokoju. - Czas nas nie goni, a może coś się wydarzy - mówi. - A wino już jest. 

- I to jest pomysł na radiowy przebój? 

- Nikt na świecie nie ma pojęcie co może chwycić. Przykład? Opowiem ci o "Lawendowym". Współpracujemy z wieloma warszawskimi radiowcami z tzw. mainstreamu. Pokazujemy im swoje utwory. Wiesz co słyszymy? "To nie. To nie. Do dupy. To za ambitnie. Za rockowo. Tak się teraz nie gra." I  nagle posłuchali "Lawendowego" i zabij mnie, ale nie wiem, dlaczego właśnie wskazali ten utwór. 

- Jak dziś określacie to, co gracie? Na początku to był brit-pop z elementami rocka, a teraz? 

- Najbliżej jest nam teraz chyba do new rave i synth-rocka... Czy to co gramy jest jeszcze brit-popem? On wciąż nas fascynuje, ale to już chyba nie to. 

Seks między wersami, "Kwadrat" z 20 stycznia 2011 roku. 


sobota, 15 stycznia 2011

Elektryczne Gitary "Historia"

Elektryczne Gitary "Historia"
Za kim szalały Angielki w Londynie? Co było potrzebne rycerzom, aby ruszyć pod Grunwald? Grupa Elektryczne Gitary zagłębiła się w zawiłe dzieje Polski

Lech Janerka, Wojciech Waglewski, Krzysztof „Grabaż” Grabowski, Kasia Nosowska i Kuba Sienkiewicz - każde z nich ma szczególną umiejętność pisania o rzeczach, które ich otaczają w charakterystyczny dla siebie sposób. Na tyle charakterystyczny, aby można go było rozpoznać już po pierwszych słowach piosenek. Sienkiewicz robi to przy okazji w sposób nie pozbawiony humoru. Nie inaczej jest na jego najnowszej płycie, choć tym razem ten humor jest mniej abstrakcyjny niż bywał do tej pory. 
„Historia” Elektrycznych Gitar ukazała się jeszcze w starym roku. I trochę niezasłużenie przeszła w mediach bez większego echa. Tym razem muzycy zabrali się za swoisty koncept album dość swobodnie biorąc na warsztat historię Polski - od początków państwowości poprzez Grunwald, cud nad Wisłą, II wojnę światową, emigrację, rozrachunek z Solidarnością, aż po czasu nam współczesne. Co zaskakujące (i to jest jeden z ogromnych atutów tej płyty) nie opisują jej klęcząc ani leżąc krzyżem, ale zupełnie na luzie. Bez narodowego patosu. 
Muzyczne interpretowanie w piosenkach naszej historii zapoczątkowała już słynna płyta „Powstanie warszawskie” Lao Che. Album Elektrycznych Gitar ma jednak inny wymiar. Więcej tu rock’n’rollowej zabawy, a sama historia - można odnieść takie wrażenie - bywa pretekstem dla ukazania niektórych narodowych przywar. Sienkiewicz nie byłby sobą, gdyby między wersami nie przemycił własnych refleksji ("Wielka Solidarność, "Dwudziestolatka"). 
„Angielki za nimi szalały/ Choć Londyn spowijał dym/ A oni na Polskę czekali/ Dywizjon 303” - śpiewa lider Elektrycznych Gitar w singlowym „Dywizjonie 303”. Opartym zresztą podobnie jak „Ucieczka”, „Wielka Solidarność” i „Historia niczyja” na charakterystycznych dla zespołu harmoniach. W „Był NZS” muzycy pozwolili sobie nawet wykorzystać instrumentalny utwór ze ścieżki dźwiękowej do „Kilerów 2-óch”, okraszony tym razem tekstem. 
Gdyby nauczyciele historii zabrali się za edukację nie przy tablicy, ale z gitarą w ręku, mielibyśmy w oświacie nie lada rewolucję. Bo historia to coś więcej niż wkuwanie najważniejszych dat na pamięć. Sama płyta Elektrycznych Gitar podobnie jak „Powstanie warszawskie” może posłużyć przecież jako alternatywna pomoc na lekcji. Pytanie tylko, czy historycy słuchają Elektrycznych Gitar? Kilku na pewno się znajdzie.

Sienkiewicza lekcja historii, Extra z 15 stycznia 2010 roku. 

piątek, 14 stycznia 2011

Half Light: "Nowe sytuacje" na nowo

Dziesięć utworów, które zmieniło postrzeganie polskiego rocka. Wśród nich "Arktyka", "Halucynacje" i "Śmierć w bikini". Teraz zabrzmią w nowych, toruńskich wersjach.

Zespół Half Light
Album "Nowe sytuacje" Republiki dokonał rewolucji w Polskiej muzyce. W 28 lat od jego wydania z tym samym repertuarem mierzy się toruńskie trio Half Light. Pomysł narodził się już dawno, ale ostatecznego kształtu nabierze dopiero w tym roku. A będzie to szczególny rok w muzyce. Dlaczego? W 2011 roku mija nie tylko 30 lat od powstania Republiki, ale również 10 lat od śmierci jej lidera - Grzegorza Ciechowskiego.
- Nasze instrumentarium pozwala zaprezentować te utwory w zupełnie innych, elektronicznych wersjach. Choć linie wokalne pozostaną w stylu republikańskim, to jednak fani Republiki mogą być mocno zaskoczeni całością - opowiada Krzysztof Janiszewski, wokalista Half Light. - Muzyka na "Nowych sytuacjach" jest bardzo surowa, ma swoją charakterystyczną dynamikę. My wzbogacimy ten materiał pod względem produkcyjnym. Będzie bogato, choć także z pazurem. Płyta jest nieco ostrzejsza od naszego debiutu.
Half Light powstał w 2008 roku. To połączenie elektronicznych brzmień z subtelną gitary, które pozwala grupie muzyczne penetrować elektro-akustyczne przestrzenie. W ubiegłym roku zespół wydał debiutancki album zatytułowany "Night in the Mirror". Ich druga płyta z republikańskim materiałem będzie nosiła tytuł "Nowe orientacje". - W 1983 roku mieliśmy do czynienia z nowa sytuacją muzyczno-polityczną, a my czerpiąc z tekstu "Nowych sytuacji" chcemy przekazać naszą nową orientację muzyczną - tłumaczą.
- Nagrywanie zwykłej składanki z piosenkami Grzegorza Ciechowskiego mija się z celem. Zrobiła to już Kasia Kowalska, a w tym jubileuszowym roku na pewno ukaże się takich płyt jeszcze więcej - mówi Krzysztof Janiszewski. -  Chcieliśmy nagrać całą płytę od A do Z, ale w swoim wykonaniu. Tak samo robi wielu wykonawców na zachodzi, ostatnio m.in. Dream Theater, który pracuje nad własną wersją "Dark Side of the Moon" Pink Floyd. Nasz materiał jest już gotowy w 60-70 proc.
Half Light już przy okazji "Night in the Mirror" zamieścił jedną kompozycję Grzegorza Ciechowskiego pt. "Mówca". Utwór pierwotnie miał znaleźć się na płycie "Tribute to Grzegorz Ciechowski" przygotowywanej przez Grzegorza Kopcewicza. Oprócz tego sam Janiszewski dwukrotnie brał udział w koncertach pamięci lidera Republiki, wykonując jego utwory. "Halucynacje", singiel pilotujący "Nowe orientacje" powinien ukazać się w marcu. Premiera całej płyty "Nowe orientacje" 29 sierpnia, w dniu urodzin Obywatela GC.

wtorek, 4 stycznia 2011

Eric Band "Taksówka"

"Utwór powstał w Tczewie. Jego autorem jest Jacek K., starszy kolega Grzegorza Ciechowskiego, który wciągnął lidera Republiki w muzykę. To właśnie K. napisał muzykę i słowa do tego utworu. Wojtek Romanowski przerobił nieco tę piosenkę po swojemu. To jedna z najważniejszych kompozycji w jego repertuarze. Dlaczego? 
- Mój przyjaciel, który mieszka teraz w Gniewie podał Jackowi tzw. złoty strzał. Obaj byli sobie niezwykle bliscy. Piosenka opowiada o nocnej taksówce, którą poruszali się w tzw. trójkącie bermudzkim: Tczew, Malbork i Gniew w poszukiwaniu narkotyków – mówi Romanowski. – Kiedy nagrałem „Taksówkę” pojechałem z tym nagraniem do niego. Kiedy ją słuchaliśmy poczułem jak uchodzi z niego nagromadzone przez lata powietrze. Ten utwór zrobiłem właśnie dla niego."

Fragment roboczego rozdziału "Nocna taksówka" z mojej książki o 30 latach toruńskiego rocka. 

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...